Nie Galla oczywiście, choć bardzo go cenię za sprawiedliwa ocenę konfliktu między biskupem Stanisławem a królem Bolesławem. Bo tak naprawdę anonimem nie był – tylko mnichem benedyktyńskim, którzy to mnisi z powodów od nich niezależnych nie są nam bliżej znani.
Chodzi o publicystę „Gazety Wyborczej” (opublikował już dwa teksty i wszystko wskazuje na to, że swojej obecności na łamach tego dziennika nie uważa za zakończony), który swoje dwa teksty podpisał Frater in Christo, czyli Brat w Chrystusie. Stały się już faktem nie tylko medialnym, ale i społecznym, może nawet religijnym i politycznym.
Chcę napisać, że dzięki tym dwu tekstom zmieniłem zdanie. Po pierwszym tekście byłem sceptyczny czy to dobry pomysł. Po reakcjach i drugiej odpowiedzi już wątpliwości nie mam – to strzał w dziesiątkę. Przypomina mi to złoty okres „anonimów religijnych” z XVI i XVII wieku. Wtedy też pisano anonimy, ale wszyscy wiedzieli o co i o kogo chodzi. Wspomnę o najsłynniejszym – „Gratis” profesora Akademii Krakowskiej Jana Brożka ogłoszony w 1625 roku a ośmieszający ideę darmowego nauczania jezuitów. Ten zakon był w XVI i XVII wieku głównym oponentem Akademii, a jako że posiadał potężnych protektorów, z królem włącznie, nikt nie ryzykował otwartej konfrontacji. Anonimowość pozwoliła powiedzieć więcej.
Do lektury tekstów Brata w Chrystusie byłem przeciwnikiem anonimowości. Sam sporo anonimów dostaję i nigdy nie traktowałem tego typu przesyłek poważnie. Wydawały mi się po prostu zachowaniami tchórzliwymi i niezasługującymi na uwagę. Teraz zmieniłem zdanie bo widzę jak szerokim echem ten tekst się odbił i jak żarliwą debatę sprowokował.
Mówiąc wprost: dziś cenzura wewnętrzna sieje jeszcze większe spustoszenie niż ta zewnętrzna w czasach PRL-u. Dlatego uznałem, że nadszedł czas, a właściwie wrócił (bo dziś mamy czasy nowej kontrreformacji!) kiedy anonimy poruszają sprawy ważne. Reakcje Czytelników GW zdają się wskazywać, że nastał czas sprzyjający anonimom.
Tak więc brawo dla Brata w Chrystusie i dla „Gazety Wyborczej”, która udostępniła mu swoje łamy.
Stanisław Obirek



Kiedy wypowiedź się sama tłumaczy i broni, autor nie ma znaczenia. Kiedy zwracamy uwagę na wypowiedź tylko ze względu na autora, a i tak zapominamy, co powiedział…
Anonim to forma, która nie przepuści bezwartościowych wywodów ani błędnych koncepcji.
Na szczęście teraz można przez Internet łatwo obejść cenzurę.
A ja nadal mam mieszane uczucia, jeśli chodzi o tę kwestie anonimowości w mediach czy prasie. Być może, nadeszły już czasy gdy to anonimowość stała się wartością pożądana. Również uważam, że często jest synonimem nie tchórzostwa, ale właśnie uczciwości-bo umożliwia skupienie się czytającemu na meritum treści, a nie na autorze, bez odbierania jego poglądów przez pryzmat faktycznej pozycji czy poważania w publicznym życiu. Z drugiej strony bardzo żałuję, że takie osoby, które maja coś mądrego do powiedzenia, jak autor Listu do Braci Biskupów, wolą pozostać w ukryciu, podczas gdy nadwiślańscy moraliści w typie red. Terlikowskiego już takich chęci nie wyrażają, a ich twarze są wciąż pokazywane w mediach, bez względu na to ile razy przekroczą granice przyzwoitości i kultury słowa, o co tak nawołują wszystkich wokół. I to właśnie, ci, niestety, nie maja żadnych skrupułów żeby swoje ideologie szerzyć za pomocą wszelakich środków przekazu, przez co skutecznie, i twarze i nazwiska, zapadają nam w pamięć. I dlatego sądzę, ze może to trochę promowanie nie tych, co trzeba, ale może się mylę. Jeśli jednak ten sposób przekazu myśli zyska szersze grono zwolenników i inne anonimowe publikacje będą miały tak duży „zasięg” jak ta Brata w Chrystusie, to kto wie ile jeszcze żarliwych debat sprowokują.