2015-10-02. (Od naszych przyjaciół z Kanady)
Od 25 lat mieszkam w innym kraju, niż ten, w którym się urodziłam. Mieszkam, bo tak wybrałam. Z racji wykonywanego zawodu (a ten jest wszak wynikiem pewnych predyspozycji i zainteresowań) – jest to mieszkanie “świadome”. Co to znaczy? To znaczy, że na co dzień, bez przerwy analizuję to, co dzieje się wokoło mnie i – oczywiście – porównuję z tym, co znałam najlepiej przez pierwszą, nieco dłuższą, część mojego życia – z Polską.
Nie chodzi o takie tradycyjne porównania – ile ludzie zarabiają, jak się ubierają, czym jeżdżą. To interesuje mnie znacznie mniej niż to, jak działają te dwa społeczeństwa, jak wyglądają w nich ludzkie relacje. Tu bowiem jest klucz do całej reszty.
To oczywiste, że znajomość dwóch kultur zmienia nas, szczególnie jeżeli obie są nam bliskie i uczestniczymy w nich aktywnie.
Teraz, kiedy przez Polskę przetacza się kolejna powszechna dyskusja – o uchodźcach, szczególnie przydatne może być przyjrzenie się owym różnicom.
Kanada to ten kraj “na północ od Stanów”. Dla większości Europejczyków oba to prawie to samo. A tymczasem kraje te, zbudowane przez imigrantów, mają zupełnie różny etos kulturowy. Kiedy w USA imigranci mieli się asymilować w tzw. tyglu (melting pot), w Kanadzie już prawie pół wieku temu, w 1971 roku, rząd premiera Pierre’a Elliota Trudeau podjął decyzję, że Kanada przyjmie politykę multikulturalizmu. To jedyny kraj, któremu udał się ten eksperyment. Europejskie konotacje “multikulti” są negatywne. To zrozumiałe, bo to, co praktykuje się w Europie, ma niewiele wspólnego z porządkiem społecznym (i prawnym), który z powodzeniem działa w Kanadzie.
A na czym polega kanadyjski “multiculturalism”? To, że nie ma dominującej kultury, mainstreamu, do której nowoprzybyli muszą się dostosowywać, za cenę rezygnacji ze swojej kultury, wyznania czy obyczajowości. Kanadyjska kultura to mozaika, złożona z tego, co każdy z nas-imigrantów przywiózł ze sobą. Państwo zachęca nas (także finansowo) do utrzymywania naszych kultur w przekonaniu, które znalazło się u podstaw całej idei w latach 1970., że szacunek, z jakim państwo podchodzi do każdej grupy etnicznej, każdej kultury i religii, spowoduje, że obywatele będą także otwarci na odmienne od swoich wierzenia, obyczaje i kultury.
Utopia? Nie. To DZIAŁA! Każdego kto przyjeżdża do Kanady uderza różnorodność ludzi – kolorów skóry, ubiorów, języków. Toronto, z populacją w ponad połowie pochodzącą z innych krajów, to wielobarwna mozaika – widać ją w szkołach, w urzędach, sklepach, na ulicy. Numer 911 – policja, straż pożarna i pogotowie – działa w ponad 150 językach. Oczywiście, małe miejscowości nie są aż tak barwne, ale i tam są chińskie restauracje, wietnamskie czy hinduskie sklepiki.
Prawo wymaga od wszystkich szacunku wobec innych. I ten szacunek wpajany jest w szkołach, na co dzień praktykowany w miejscach pracy, w przestrzeni publicznej. Niemożliwe są pełne rasizmu i nienawiści religijnej artykuły w prasie, czy wystąpienia w mediach.
Ale przecież obyczajowość przyjezdnych nie zawsze daje się w pełni zaakceptować.

Foto: Małgorzata P. Bonikowska
Co się dzieje kiedy dochodzi do konfliktu? Co robić, jeżeli do policji, która chce odzwierciedlać wieloetniczne społeczeństwo i zachęca do podejmowania w niej pracy ludzi ze wszystkich grup etnicznych, chce wstąpić Hindus w turbanie, nieodłącznym elemencie jego stroju? Na to nie ma sprzeciwu. Jazda motocyklem w turbanach bez obowiązujących wszystkich kasków? Nie, bo chodzi tu przecież o bezpieczeństwo. Sami Hindusi mają na ten temat zdroworozsądkowe zdanie.
Przez Kanadę przetacza się dyskusja, czy można składać przysięgę na obywatelstwo w nikabie, czyli w kobiecej muzułmańskiej szacie zasłaniającej twarz poza oczami. Konserwatyści mówią “nie”, liberałowie i socjaldemokracie “czemu nie?”. Sprawa dotyczy paru procent kobiet. Moim zdaniem, to temat zastępczy w kampanii wyborczej i tyle. Ale są też nieprzekraczalne dla wszystkich granice – ustawowo zakazane jest wielożeństwo, małżeństwa dzieci, obrzezanie dziewczynek, przemoc domowa.
Wzajemny szacunek wymagany – i okazywany jest – nie tylko wobec inności kulturowej czy religijnej, ale także wobec ludzi niepełnosprawnych, osób o odmiennej orientacji seksualnej. W tym kraju każdy ma czuć się bezpiecznie i ma być mile widziany.
Na otwarcie mówiącą o swoim homoseksualizmie premier Ontario Kathleen Wynne głosowali także muzułmanie, wyznawcy hinduizmu. W jej rządzie są przedstawiciele wielu grup etnicznych i religijnych. Poseł w turbanie w rządzie federalnym też nie dziwi nikogo.
Czy wszyscy tak czują i myślą? Pewnie nie, bo od czasu do czasu pojawiają się pełne nienawiści napisy na murach czy okazjonalnie dochodzi do wandalizmu o podłożu rasowym. Ale każdy taki przypadek jest piętnowani w mediach, ukazywany jako coś skandalicznego i niedopuszczalnego.
Przez kilka lat uczyłam imigrantów angielskiego. Miałam studentów z całego świata, wszystkich ras i wyznań. Kiedy po kilku miesiącach intensywnego kursu mogli już mówić o wszystkim, rozmawialiśmy dużo o odmienności kultur, religii. Dzielili się opowieściami, tłumaczyli swoje obyczaje np. aranżowane małżeństwa w Sri Lance, opowiadali o koszmar- nych przejściach w swoich ukochanych ojczyznach, o śmierci najbliższych, o drodze do normalnego świata. Mówili o tym, czego pragną, a wszyscy pragnęli dokładnie tego samego – spokoju, bezpieczeństwa i dobrego życia dla swoich dzieci. Początkowa nieufność wobec innych w klasie szybko przeradzała się w zainteresowanie i sympatię – próbowali swoich potraw, pokazywali zdjęcia ze swoich krajów, wszyscy tańczyliśmy w takt ich muzyki. Poznawali na co dzień inny świat i coraz bardziej szanowali Kanadę z jej różnorodnością i gościnnością. Po zakończeniu kursu, żegnali się ze łzami w oczach ze swoimi kolegami z innych kultur i wchodzili Kanadę jako najbardziej lojalni mieszkańcy tego kraju, który przyjął ich z respektem, jakiego nigdy dotąd nie doznali. Oni byli już inni, nareszcie bezpieczni, wyzbyci strachu.
I, co najważniejsze, wiedzieli, że nie ma barier – mogą starać się wykonywać zawody ze swoich krajów albo wybrać sobie cokolwiek nowego. Nie muszą zamiatać ulic i zmywać naczyń do końca życia. Wcale nie chcieli być na zasiłkach – chcieli żyć, pracować, kupować domy, jeździć na wakacje.
W szpitalu w mojej miejscowości na północ od Toronto operuje znakomita chirurg chodząca na co dzień w hidżabie – muzułmańskiej chuście. Moja lekarka jest Hinduską. Najlepszy okulista w mieście – Chińczykiem.
Mieszkamy obok siebie. Obok Europejczyków – Somalijczycy, Hindusi, Arabowie, Chińczycy. Są dzielnice, gdzie osiedlają się chętniej obok siebie pewne grupy etniczne, ale nie są to getta. Mają swoje ośrodki kulturalne, gdzie mile widziani są wszyscy. W hinduskiej świątyni o przepięknej architekturze widać ludzi wszystkich ras i kultur, witanych gościnnie przez gospodarzy.
W parlamencie prowincji odbywają się inauguracje Miesiąca Historii Afrokanadyjczyków, Kultury Muzułmanów, na maszt ratusza wciągana jest flaga Polski w dniu jej narodowego święta i dziesiątki innych flag w inne święta narodowe. Kanadyjski eksperyment nie ma nic wspólnego z bogactwem. Wielu ludziom żyje się ciężko, jest strefa biedy, banki żywności. Ale ludzie są wobec siebie generalnie życzliwi. Poznali co to żyć we wzajemnym szacunku i otrzymując go, okazują go także innym.
Badania wskazują, że imigranci radzą sobie równie dobrze, a często lepiej niż urodzeni tutaj Kanadyjczycy – pracują, płacą podatki, dorabiają się, kształcą dzieci. Mają silną motywację aby odnieść sukces.
Kanada przyjmuje ich przeciętnie ponad 250.000 rocznie (teraz do 280.000). Są agencje pomagające im w osiedleniu, kursy językowe, pomoc w poszukiwaniu pracy, kursy zawodowe.
Wiem, stare kraje Europy to inna sprawa. Wiem, bo mieszkałam w Anglii i pamiętam (to była inna Anglia, ale jasne były różnice między swoimi a innymi). Ale może warto spojrzeć na tzw. “best examples” – tak robi się w biznesie. Zobaczyć gdzie jest inaczej, lepiej i spróbować coś z tego przejąć dla siebie.
Kiedy jestem w Polsce, bardzo rzadko jestem pytana o Kanadę – przy okazji zamachu w Parlamencie zaproszono mnie do telewizji, innym razem były wywiady w radio, ale generalnie mało kogo obchodzi jak inaczej można zorganizować życie społeczne. Słucham, bo wszyscy nastawieni są na nadawanie, a nie słuchanie innych. Kiedyś pytałam w wywiadzie prof. Grzegorza Ekierta z Center for European Studies na Harvardzie, wybitnego specjalistę w badaniu wielu kultur, czy Polska korzysta z jego wiedzy, innej, wyjątkowej perspektywy. Jego “nie” nie zdziwiło mnie wcale.
Szacunek wzajemny lub jego brak widać i słychać we wszelakich dyskusjach w telewizji, w debatach politycznych. Zawsze będąc w kuchni wiem, czy z pokoju dobiega mnie program polskiej czy kanadyjskiej telewizji. Jeśli uczestnicy przekrzykują się – to wiadomo, że to polska “dyskusja”.
Może gdyby tak posłuchać innych, popytać, można by się czegoś nauczyć. Im dłużej żyję i im bardziej moje życie toczy się w świecie różnorodności o wielu płaszczyznach i obliczach, tym mniej we mnie pewności, że “moje” musi być najlepsze. I chyba mi z tym lepiej.
Małgorzata P. Bonikowska
Dziennikarka, publicystka, anglistka (doktor językoznawstwa), nauczycielka, autorka książek, działaczka społeczna, współtwórca i redaktor naczelny www.gazetagazeta.com. Kocha pisanie, przyrodę i ludzi.



Niestety ale ta Kanada juz sie konczy. W moim miasteczku zabroniono instalacji Szopki Bozonarodzeniowej, mer innego miasta w Quebecu nie moze rozpoczc posiedzena rady miejskiej modlitwa do Boga zgodnie z ponad stuletnia tradycja.
W jednym się Pani myli – pisząc, że „jedyny”.
Takie same (a przynajmniej b. podobne) rozwiązania ma Australia.
W wielu innych dziedzinach też.
i jeszcze jedno – nie używajmy makaronizmu „multikuturalizm”.
Po polsku to wielokulturowość.
a..
– dla jasności – to b. dobry i potrzebny w Polsce artykuł.
Dobry tekst i potrzebny. Oczywiście nie dla wszelkiej maści klaustrofobów, dla których Kanada się kończy i Europa się kończy. Polska z niskim przyrostem naturalnym prędzej czy później sama to zrozumie, jak zabraknie rąk do pracy. To tekst dla tych wszystkich burmistrzów, którzy własną piersią bronią swoich miast i miasteczek przed obcymi.
@ W.Bujak Tradycja tradycją, ale społeczeństwo się zmienia, o czym Pan jako mieszkaniec Kanady (?) powinien doskonale wiedzieć. Nie ma żadnego powodu, aby obrady rady miejskiej, w której są niechrześcijanie, wybrani w wyborach demokratycznych, zaczynały się od modlitwy tego konkretnego wyznania tylko dlatego, że tak było sto lat temu, kiedy innych wyznań nie było. W wielu miejscach są stosowane alternatywne formy – chwile ciszy, aby każdy mógł w skupieniu na swój sposób przygotować się do pracy. Są też ekumeniczne modlitwy.
@PJD
Są róznice między wielokulturowość a multikulturalizm jako ideologia. „Multikulturalizm może mieć miejsce tam gdzie istnieje wielokulturowość ale nie wszędzie, gdzie występuje wielokulturowość mamy do czynienia z mul- tikulturalizmem. Wielokulturowość opisuje sytuację, gdzie na danym obszarze istnieje więcej niż jedna kultura1, czyli tam, gdzie nie występuje homogenicz- ność kulturowa. Ta ostatnia jest zjawiskiem niezwykle rzadkim, gdy obsza- rem poddawanym analizie jest państwo. Multikulturalizm, jak wskazuje sufiks „-izm” jest zaledwie jedną z ideologii dotyczących postulowanych relacji mię- dzykulturowych w społeczeństwach heterogenicznych kulturowo [zob. Kacz- marek 2008: 21; Buchowski 2008: 24]. Praktyka językowa i powierzchowność refleksji nad wielokulturowością i multikulturalizmem doprowadziły do nało- żenia się na siebie tych dwóch semantycznie odmiennych pojęć, zarówno na gruncie potocznym, jak i teoretycznym (języka angielskiego, jak i we współ- czesnej polszczyźnie). ” (http://repozytorium.uwb.edu.pl/jspui/bitstream/11320/335/1/Pogranicze_20_Kaczmarek.pdf) i wiele innych źródeł.
Ponadto, Kanada i Australia są zupełnie inne. W Kanadzie NIEMOŻLIWE byłoby takie oto wystąpienie ministra imigracji:
https://www.youtube.com/watch?v=mq3ijRs-ilw
czy słynne przemówinie premier Julii Gillard to imigrantów nt. obowiązku adaptacji:
https://www.facebook.com/notes/monpyi-thar/prime-minister-julia-gillardaustralias-speech-on-immigrants/10151057541786441