Zostało jeszcze kilka dni i zobaczymy jak będzie wyglądał końcowy dokument i co zrobi z nim papież Franciszek.
Wróciłem w kilkudniowego pobytu w Chicago, gdzie brałem udział w konferencji poświęconej ostatnim papieżom zorganizowanej przez Northwestern University. Pewnie czytelników SO nie zaskoczę, że mój temat dotyczył Jana Pawła II i jego roli w ukształtowaniu obecnej sytuacji w Polsce. Nie była to pochwała.
Jednak większość wystąpień była poświęcona papieżowi Franciszkowi. Nie wszystkie były pozytywne. Jednak najciekawsze pytania dotyczyły podstawowej sprawy – po co jest w ogóle potrzebny papież i czemu służą beatyfikacje i kanonizacje papieży. Dlaczego papież Wojtyła skrócił czas procedury kanonizacyjnej i zamiast zwyczajowych 50 lat ograniczył go do 5 i… sam z tego skrócenia skwapliwie i często korzystał. Jego następca nie czekał już nawet tych 5 lat, zrozumiał, że „Santo subito” to głos z nieba. Nie wszyscy to tak rozumieli. Ale to inna historia.
Czekając na koniec Synodu chcę powiedzieć, że w niedzielnej gazecie w Chicago („Chicago Tribune” 18.10.2015 s. 6) przeczytałem duży tekst o tym, że abp Chicago Blase Capich, pojawił się jako „mocny głos na rzymskim synodzie w sprawie rodziny”. A tam obszerne fragmenty z jego wystąpienia, którego istotą jest absolutny prymat sumienia. A co za tym idzie komunia dla rozwiedzionych, a nawet par gejowskich, jest czymś dla niego oczywistym.
Czytałem i oczom nie wierzyłem, więc przeczytałem dwa razy. Dowiedziałem się, że rzeczony abp został „własnoręcznie” przez Franciszka mianowany biskupem Chicago i również „własnoręcznie” zaproszony na Synod. To wiele tłumaczy i pozwala domniemywać w jakim kierunku pójdą debaty.
A na moim ulubionym portalu „Vatican Insider” przeczytałem poruszającą historię opowiedzianą przez innego abpa, tym razem meksykańskiego Carlosa Aguilar Retes, który przypomniał, że jako dziecko przystępujące do pierwszej komunii św. podzielił swój opłatek z ojcem, który jako rozwodnik nie mógł przystąpić do komunii.
Takie historie podobno opowiadają sobie biskupi bez przerwy. Tylko polscy (cytowany jest jak na razie tylko abp Gądecki) ciągle o niezmiennej doktrynie od dwóch tysięcy lat i do tego opartej na Ewangelii. Ciekaw jestem gdzie Gądecki studiował teologię małżeństwa. Bo o ile sobie przypominam własne studia z Neapolu i Rzymu, sytuacja zarówno w Ewangelii jak i w historii chrześcijaństwa jest znacznie bardziej skomplikowana. Nie mówiąc już o przyziemnej sprawie – takiej jak biologia i cielesność. Przed lat ludzie żyli krócej i wierność aż do śmierci oznaczała najwyżej 20-25 lat.
No ale takie drobne sprawy jak nauki szczegółowe nie wszystkich teologów interesują (by być sprawiedliwym muszę dodać, że nie dotyczy to tylko polskich, sporo Włochów, a nawet Amerykanów myśli podobnie, nie wspominając już o Afrykańczykach).
Stanisław Obirek
Naprawdę nie rozumiem. Jaki jest Kk każdy widzi. Ci się wiąże z katolicyzmem każdy wie.
Skoro bohaterami są ksiądz Charamsa i biskup głoszący tezy będące zapezeczenien nauczania Kk to po co bawić się w katolicyzm? Można np.działać pod własnym szyldem.
KK jest dla wyznawców „mistycznym ciałem Chrystusa”, a to nic nie mówi o małżeństwach homoseksualnych, czy rozwodnikach.
Dla innych KK jest organizacją religijną wcielającą w życie tradycję i nauczanie Ewangelii. Ewangelia trochę o nierozerwalności małżeństwa mówi, tradycja więcej, dodając i wiele o homoseksualistach. Ale nie mówią dużo, a tym bardziej nie są to tematy naczelne. Można dyskutować, czy sprzeciw wobec rozwodów i małżeństw homoseksualnych nie jest sprzeczny z innymi, ważniejszymi wartościami Kościoła Katolickiego.
Wiem, że jestem typowym „czepiaczem”, ale według mnie, nigdy nie zrozumiemy, o czym piszemy, jeżeli nie będziemy mieli zdefiniowanych różnych pojęć. Dlatego „zapytowywuję”: Co to jest sumienie, przywołane w tekście?
Ależ pytanie zasadne. Odsyłam do dokumentu, w którym również bp Krakowa Karol Wojtyła miał swój udział, a dotyczący właśnie sprawy sumienia, łaciński tytuł „Dignitatis humanae” mówi wprawdzie o godności ludzkiej, ale jest to de facto tekst o wolności sumienia, ot decydujący dla mego wywodu fragment: „Nakazy Bożego prawa człowiek dostrzega i rozpoznaje za pośrednictwem swego sumienia, do którego jest obowiązany wiernie się stosować w całym swym postępowaniu, aby dotrzeć do swego celu – Boga. Nie wolno więc go zmuszać, aby postępował wbrew swemu sumieniu. Ale nie wolno mu też przeszkadzać w postępowaniu zgodnie z własnym sumieniem, zwłaszcza w dziedzinie religijnej. Praktykowanie bowiem religii polega z samej jej istoty przede wszystkim na wewnętrznych aktach dobrowolnych i swobodnych, przez które człowiek bezpośrednio się ustosunkowuje do Boga; aktów tego rodzaju żadna władza czysto ludzka nie może ani nakazywać, ani zabraniać”. Choć oczywiście polecam lekturę całości (to nie jest długi tekst:-)
„To wiele tłumaczy i pozwala domniemywać w jakim kierunku pójdą debaty.”
.
W sumie przewiduje się na ogół ciężko, a przyszłość to już w ogóle, ale z googlowania mi wyszło (ale to chyba jakiś podejrzany portal):
.
„Urgent – Synod Week 3, counting heads – from inside the Synod – Overwhelming majority against communion for „remarried” divorcees”
.
http://rorate-caeli.blogspot.com/2015/10/urgent-synod-week-3-counting-heads-from.html?m=1
Też z ciekawością poznam końcowy dokument synodu, tymczasem (jak już o sumieniu mowa), to ciekawostka lokalna – polski episkopat postanowił iż pora powiedzieć głośno, że antysemityzm jest grzechem, jeśli dobrze zrozumiałem, postanowił również, że nie należy o tym mówić wiernym z ambon. https://www.tygodnikpowszechny.pl/biskupi-nie-mozna-usprawiedliwiac-antysemityzmu-30663
Wiedza na temat Vaticanum II jest dawkowana kroplomierzem. To wiedza niebezpieczna, zwłaszcza jeśli od 50 lat polscy hierarchowie robili wszystko by od tej wiedzy odejść.
Ja jednak bym się upierał przy lepszym zdefiniowaniu wyrazu „sumienie”. Czy sumienie złodzieja i niezłodzieja jest takie same? Czy sumienie islamisty i katolika jest takie same?
Ja bym za sumienie uznał „przyjęty przez daną osobę system wartości”, ale wtedy zalecenie biskupów jest równoważne logicznie owsiakowemu „róbta, co chceta”.
Rzut oka na angielską wersję hasła wikipedii uzmysławia, że nawet na tym poziomie jest to wiedza nader skomplikowana. Przed laty pisałem o tym pracę licencjacką na PUG (Papieski Uniwersytet Gregoriański w Rzymie) porównując to pojęcie w listach Pawła i we współczesnej teologii moralnej. Tak naprawdę jedynym kryterium jest drugi człowiek – nie rób drugiemu, co tobie niemiłe, lub po prostu nigdy, w żadnych warunkach i poz żadnym pozorem nie krzywdź. Właściwie nie ma znaczenia czy kierujący się sumieniem wywodzi swoje zasady z religii czy z rozumu, ważne by się tej zasady trzymał. Wtedy pytanie czym jest sumienie złodzieja czy fundamentalisty religijnego jest raczej pytaniem dla psychiatry, a nie dla filozofa.
Można by wnioskować z tego, że jest pewne uniwersalne sumienie. Zgadzam się z tym, bo uważam, że socjobiologia kiedyś takie sumienie wymyśli. Jednak póki co, mamy taką sytuację:
Pan Nowak nie posyła dziecka na religię, bo nie chce, aby się uczyło durnot.
Pan Siwak posyła dziecko na religię, bo chce, żeby nie było wyobcowane z katolickiego społeczeństwa.
Pan Pyrak posyła dziecko na religię, bo chce, żeby dostało się do Nieba po śmierci.
Każdy postępuje zgodnie z własnym sumieniem. Ale dwóch z nich robi dziecku krzywdę. Dlatego uważam zalecenie biskupów kierowania się własnym sumieniem za bezsensowne.
Są takie próby. Np. Patricia Churchland – „Moralność mózgu. Co neuronauka mówi o moralności”.