Nagrywaliśmy wczoraj (w czwartek) w radiu TOK-FM rozmowę u Stefana Bratkowskiego, która będzie wyemitowana dzisiaj (w piątek, o dwudziestej) i czuję pewien niedosyt. Dlatego chcę na piśmie dopowiedzieć do końca to, czego, mam takie wrażenie, nie dopowiedziałem wystarczająco jasno.
Zacznę od wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego ze środy, 21 października, na jednym ze spotkań. Otóż wspomniany prezes, w napadzie zapału, wygłosił taką tezę: reforma podatkowa proponowana przez PO przyniesie obywatelom 10 miliardów zysków, co jest „średnio na gospodarstwo domowe” jakieś 60 złotych miesięcznie. „Oni w (domyśle matoły) nawet nie umieją liczyć!” – głosił prezes a rozradowana publika radośnie rechotała.
Tylko, „nie samochody a rowery, nie rozdają a kradną…”. Pan prezes, co ponoć umie liczyć, porównuje ze sobą dwie strony, dwóch różnych równań. Jedno równanie opisuje różnicę kosztów dla budżetu tej reformy, a drugie równanie skutki jej dla podatnika. Te równania zawierają zupełnie inne elementy. Suma, którą wymienił prezes, 10 miliardów, to różnica przychodów budżetu państwa (koszt reformy dla budżetu). Na wysokość tej różnicy składają się nie tylko mniejsze wpływy od części podatników (strata) ale nowe mechanizmy przynoszące zysk (wzrost liczby podatników wynikający z likwidacji „ śmieciówek”, wzrost części podatków od przedsiębiorstw wynikający z minimalnej stawki godzinowej i inne). Jednym słowem, równanie opisujące koszty i zyski budżetu nie jest tylko wynikiem liniowego pomnożenia równania opisującego skutki dla podatnika. Te równania mają inna strukturę.
Tym czasem, co robi „umiejący liczyć” pan prezes? Podaje sumę kosztów z jednego równania jako sumę zysków z drugiego. Jarosław Kaczyński nie odróżnia kosztów od zysków i poborcy podatków od płatnika podatków!!! Koszty (a ściślej tylko ich część) odbiorcy podatków przedstawia jako zyski (całe) płatnika podatków. Ale oczywiście „umie liczyć”, a oni, wiadomo: matoły, nie umieją.
W dodatku prezes z tych rzekomych zysków podatnika wyciąga średnią arytmetyczną. Mam takie swoje obserwacje wypowiadanych zdań, które jak papierek lakmusowy, pozwalają odróżnić durnia zwykłego od durnia potwornego. Jednym z takich wskaźników jest wyciąganie ze wszystkiego średniej arytmetycznej. Mój profesor od astronomii, z czasu studiów, Wojciech Zonn, miał takie przypowiastki o „studencie prostaczku”. Otóż student prostaczek, ustawił w rzędzie trzy kobiety. Dwie skrajne były w ciąży, a środkowa nie. Wyciągnął średnią i wyszło mu, że środkowa jest w ciąży bliźniaczej. Tak właśnie jest ze średnią prezesa. Średnią arytmetyczną policzyć można ze wszystkiego, ale to nie znaczy, że ta średnia ma sens. Na przykład: średnie zwierze w lesie ma jedno skrzydło, pół rogu, jedno kopyto i 2/3 ogona.
A jak już jesteśmy przy liczeniu… Beata Szydło, kandydatka na udającą premiera, powiedziała, że koszty zwiększenia kwoty wolnej od podatku o 5 tys. zł wyniosą 7 mld złotych. No to policzmy: 24 mln podatników razy 5 tys. razy 18%. Czy to się równa 7 mld? Czy 24 x 5 x 18% = 7 ? Nie, równa się 21,6. I tak jest ze wszystkimi obliczeniami kosztów i skutków PiS-owskich obiecanek. Na ten temat, kwoty wolnej, 5 tys. na każde dziecko, reformy emerytalnej… różnica zdań nie jest między PiS a PO. Różnica zdań jest między PiS a tabliczką mnożenia.
Beata Szydło, magister etnografii, już raz błysnęła wiedzą matematyczno-ekonomiczną, mówiąc: „Inflacja spada, a ceny rosną”, co miało ponoć podważać prawdziwość wskaźnika inflacji. Inflacja oznacza stopień wzrostu cen. Gdy inflacja maleje, to wzrost cen maleje. Tak ale nadal jest to wzrost, tyle że mniejszy. Ceny, szanowna pani magister czego innego, spadają, gdy jest deflacja, a nie inflacja, nawet malejąca.
Przejdźmy do prezesowego biliona w rozumie, nawet do 1,4 biliona w rozumie. Mam wrażenie, że jak się ma 1,4 biliona w rozumie, to w tym rozumie nie ma już miejsca na szare komórki. Prezes podaje skąd tę sumę weźmie. Dokładniej objaśnił to w czasie naszej audycji Piotr Rachtan. Ja chciałbym zwrócić uwagę tylko na jeden aspekt. Prezes „weźmie” 200 miliardów z lokat bankowych przedsiębiorstw. Są tu dwa elementy, pierwszy: co to znaczy „weźmie”? Te pieniądze są czyjeś, są na coś przeznaczone, nie leżą sobie w banku, bo lubią leżeć. „Wziąć” czyjeś pieniądze z bankowego depozytu, to się po polsku nazywa „ukraść” albo „zrabować”. Nazywajmy rzeczy po imieniu. Za „wzięcie” z banku cudzych pieniędzy idzie się do pudła, a nie na urząd.
I element drugi: prezes nie odróżnia zapisu księgowego od pieniędzy na kupce. Prezes wyobraża sobie, że w banku jest taka szafa, w której lokaty w banknotach sobie na półkach leżą. Ludzie szanowni, facet, który ma takie wyobrażenie o bankach, finansach i gospodarce, chce w Polsce rządzić za pośrednictwem pani magister od czego innego!
Zresztą wszystkie te obietnice mają charakter obiecanki dania do lewej kieszeni, tego co zostanie ukradzione z prawej. Aby dać po 500 złotych na każde dziecko, opodatkujemy dodatkowo supermarkety, przez co wzrosną ceny (także w innych sklepach przy braku konkurencji) i z każde zakupy zapłacimy drożej. Dostaniemy 500 złotych do łapy i zaraz je wydamy płacąc więcej za wszystkie towary. Obniżymy wiek emerytalny o 8 miesięcy (bo o tyle jest on podwyższony obecnie, o 7 lat dla kobiet będzie w 2040 roku). Hura, będziemy o osiem miesięcy krócej pracować! Ale emerytury będą niższe, i nie przez 8 miesięcy, tylko do końca życia, przez może 20 lub 30 lat (niektórzy dziś tyle żyją) będziemy mieć mniej pieniędzy. To się kiedyś nazywało: „zamienił stryjek siekierkę na kijek”. No ale, jak ktoś lubi…
Bilon w rozumie naprawdę musi uwierać. Prezes powiedział: „Niektórzy próbowali się z nas śmiać, kiedy dawno temu powiedzieliśmy 1 bilion zł. To ja w tej chwili mówię bilion i 400 miliardów zł!”. Spokojnie panie prezesie, nic się nie zmieniło. Śmiejemy się nadal.
Krzysztof Łoziński
Znów wypada powtórzyć za panem profesorem:
Jarosław Kaczyński to geniusz ekonomiczny!
Swą wiedzę w tej dziedzinie posiadł już mając cztery lata.
I na tym poziomie pozostał do dziś.
Należałoby ustanowić nową jednostkę – kaczyliard – i codziennie publikować jej kurs na stronach NBP…
To nie bilion, to bilon. Jak w śwince.
Zdaje się, że Nasz Najdroższy (5 tys. dziennie na samą ochronę) Prezes zbyt mocno uwierzył, że jest ekonomicznym Człowiekiem Roku.
Za „wzięcie” z banku cudzych pieniędzy idzie się do pudła, a nie na urząd.
.
Autor się myli. Wzięli pieniadze ze SKOKow, trochę sobie przywłaszczyli, za resztę sfinansowali propagandę, i wcale nie poszli do pudła. Poszli na urzędy. Konkretnie, Andrzej Duda na urząd prezydenta, a pan Bierecki zostanie senatorem.
.
Autor jest w mylnym błędzie, bo wierzy w logikę, przyzwoitosc, i tabliczkę mnozenia. A to są byty platonskie, ktore własnie odchodzą w niebyt 25-go pazdziernika.
Prezes, nawiasem mówiąc, używa czasownika „wziąść”.
Należałoby polskęzbawowi opowiedziec puentę z dowcipu o Gierku i jego doradcach od kredytów. Kiedy zaoferowano mu bilion dolarów doraca odpowiedział – nie bierz, bo to same drobne.
Panie Krzysztofie: świetny tekst. Tylko dlaczego Pan dementuje brednie Kaczyńskiego, a rząd i partia u władzy siedzi cicho na ten temat?