2016-06-16.
W swoich publikacjach wielokrotnie zastanawiałem się (i nie tylko ja), skąd się wzięło zwycięstwo wyborcze PiS-u i mniejszy, ale jednak, sukces drugiej partii populistycznej, Kukiz-15. Nasuwają się proste odpowiedzi: z nieudolności i wręcz lenistwa PO, z uśpienia społeczeństwa obywatelskiego…
Kolejna odpowiedź, którą obszernie omawiamy z Piotrem Rachtanem w „Raporcie Gęgaczy – o kłamstwach, manipulacjach i prawdziwych zamiarach środowiska PiS”, jest też w gruncie rzeczy prosta: propagandystom PiS udało się okłamać na wielką skalę sporą część społeczeństwa w sferze faktów gospodarczych, społecznych i politycznych. A więc: polska jest „w ruinie”, „nie mamy przemysłu”, „Niemcy wykupują polską ziemię”, „bieda jest coraz większa” itp. Są to rzeczywiście kłamstwa i rzeczywiście społeczeństwu te kłamstwa wmówiono. Prawdą jest też, że druga strona nie zrobiła nic, by wmawianie tych kłamstw uniemożliwić.
Ale to wszystko jest diagnoza zbyt prosta, zbyt powierzchowna. PiS nie wziął się znikąd. Jest wytworem społeczeństwa, w którym żyjemy i dlatego warto zastanowić się nad stanem świadomości i emocji tego społeczeństwa.
Moim zdaniem, mamy przed sobą do odrobienia dużą lekcję, by odwrócić w powszechnej świadomości wiele bardzo złych emocji i kompletnie fałszywych pojęć w kwestiach podstawowych. Wiele z nich odziedziczyliśmy po czasach komuny i nic nie zrobiono, by je wyprostować, a w ostatnich latach te fałszywe poglądy i złe emocje zostały dodatkowo wzmocnione i cynicznie wykorzystane. Nie wiem, czy potrafię wymienić wszystkie takie zjawiska, bo to chyba temat do poważnych badań socjologicznych, ale spróbuję omówić choć parę przykładów.
Problem jest ważny, bo nawet jeśli PiS straci władzę, to podatność społeczeństwa na demagogię, na populizm, kultura zawiści, patriotyzm absurdalny, głębokie podziały i inne złe zjawiska będą istnieć nadal i, chcemy czy nie, będziemy musieli się z nimi zmierzyć.
Kultura zawiści – „zarabianie jest złe”
Jawnie i świadomie mało kto tak twierdzi, ale pośrednio uważa tak bardzo wielu. Mamy dwie osoby: Jasia i Anię. Jasio „ciężko pracuje” i zarabia mało. Ania wykonuje pracę biurową i zarabia dużo. W racjonalnym świecie należy uznać, że złe jest to, iż Jasio „ciężko pracując” zarabia mało. Ale zastanówmy się krytycznie nad tym, jak myśli wielu naszych rodaków. Najczęściej negatywne emocje, wręcz protesty, budzi to, że ktoś zarabia dużo. To Ania jest zła. Powszechne oburzenie wywołują informacje o tym, iż ktoś dostał wysoką premię lub odprawę. Co gorsza, oburzenie wielu osób spowodowała na przykład informacja to tym, ile Tomasz Lis zarobił na swojej książce. Nikogo nie obchodzi, że książkę pisze się wiele miesięcy, że trzeba do tego nabyć sporą wiedzę, że przecież to jest wynagrodzenie za wykonaną pracę. Nie szkodzi, Tomas Lis, jak ta Ania, jest zły bo zarobił dużo i nikt nie myśli, czy słusznie, czy zasłużył. Sam fakt wysokich zarobków jest godny potępienia.
Propaganda komunistyczna utrwaliła mit człowieka lepiej usytuowanego, jako „wyzyskiwacza”. Ten mit starannie hodowali zarówno prawicowi, jak i lewicowi, populiści. Pamiętamy nagonki na menadżerów z najwyższej półki, od których wręcz oczekiwano, by zrzekali się wysokich honorariów, bo „nie wypada” by ktoś zarabiał kilkadziesiąt, lub więcej, tysięcy. Skutek: Polska pozbywa się najlepszych fachowców na rzecz szarlatanów lub miernot, które podejmą się bez oporów kierowania wielkim projektem, mimo iż się na tym nie znają. Skutki wiadome. Rządzący wszystkich opcji realnie, nie mówię o obietnicach bez pokrycia, mało robią by poprawić status najbiedniejszych, za to ochoczo i z poklaskiem tłumu, uchwalają „ustawę kominową”, by zaszkodzić najlepiej sytuowanym. A tłum, się cieszy, choć „zwykłym ludziom” takie rozwiązanie nic nie daje, w niczym im życia nie poprawia. Co sprawia tę radość? Dokopanie „tym lepszym”.
Jednocześnie budowano etos „prostego człowieka”. To przy okazji część innego zagadnienia, o którym później. „Prosty człowiek”, jako postać pozytywna, powinien być biedny i żyć skromnie. Jeśli mieszka na wsi, powinien być rolnikiem, najlepiej małorolnym. Gdy w pobliżu wsi, w której mieszkam, powstała farma przemysłowa na 4,5 tysiąca świń, miejscowi aktywiści PiS natychmiast ogłosili zamiar jej „zwalczenia”. W samorządowej kampanii wyborczej głosili, że będą wspierać małe gospodarstwa, i są przeciwni farmom przemysłowym. Ktoś dwukrotnie próbował ową farmę podpalić. Słychać było opinie: „no bo na co komu 4,5 tysiąca świń?”. W mentalności tych ludzi, „prawdziwy Polak” powinien być biedny, oczywiście ich samych to nie dotyczy. Takie poglądy głoszą często ludzie, którzy wcale biedni nie są. Biedni mają być inni, bo to przecież nie chodzi o to, bym ja miał, tylko o to, by inny nie miał.
Gdy chce się kogoś zdyskredytować, to najlepiej jest ogłosić, że dużo zarabia i to do wielu ludzi trafia. A więc „pokaż lekarzu, co masz w garażu”, „ten to się dorobił”, „taka pielęgniarka to zawsze sobie dorobi na boku”… Gdy po zaledwie miesiącu istnienia KOD-u pojechałem do lekarza do Ełku ze znaczkiem KOD w klapie, usłyszałem, że pan doktór „nie lubi KOD-owców”. A dlaczego? „Bo ten Kijowski, to zobacz pan, jaką ma drogą kurtkę!”. Spytałem: – no to co? „Panie, jak go stać na taką kurtkę, to źle nie ma”. A mentalności pana doktora, jak „źle nie ma”, to złym człowiekiem jest.
Dla mnie takie argumenty są absurdalne. Tak absurdalne, że aż trudno uwierzyć, ale niestety bardzo wielu naszych rodaków takimi kategoriami myśli. Tymczasem dążenie do tego, by jak najwięcej zarabiać, jest jednym z głównych motorów gospodarki. Ludzie pracują po to, aby zarabiać, kształcą się po to, by zarabiać więcej. Dobrobyt bierze się z pracy. A w naszym kraju, człowiek, który doszedł dzięki pracy i wykształceniu do lepszego statusu, przez wielu traktowany jest jako podejrzany. „Z uczciwej pracy to on takiej bryki nie kupił” – mówi mi właściciel warsztatu samochodowego, jeden z najbogatszych ludzi w gminie, zwolennik PiS (zresztą właściciel znacznie lepszej „bryki”).
Zwróćmy uwagę, jakimi argumentami, czy też obelgami i pomówieniami, propaganda PiS zareagowała na powstanie KOD. A więc „złodzieje”, „w futrach z norek”, „dostali kasę od Sorosa”, „oderwani od koryta”. To są wszystko odwołania do kultury zawiści, do złych emocji. Nie ma argumentów, jest: patrzcie, są bogatsi od was. Jak minister Radziwiłł zareagował na strajk pielęgniarek? Nakłamał, że zarabiają od 5 do 9 tysięcy.
Ta gra na najniższych instynktach objawia się nawet w programie gospodarczym PiS. Skąd się bierze wrogość do sklepów wielkopowierzchniowych? Przecież zwalczanie w jakiejkolwiek branży najlepiej prosperujących przedsiębiorstw, by chronić te, które prosperują najgorzej, jest ekonomicznym absurdem.
Ale tu nie o oto chodzi. To jest stare bolszewickie hasło „grab zagrabione”. Bo przecież, jeśli jakaś firma osiągnęła rynkowy sukces, to na pewno nieuczciwie. To znów to samo, jak ktoś ma, to musi być złodziej. Zły jest już tylko z tytułu odniesionego sukcesu. To jest nieświadome przedłużenie kultury zawiści i oczywiście cyniczna gra na najniższych instynktach. I aby nie było, że taka mentalność dotyczy tylko PiS-u. Moja znajoma, całkiem fajna dziewczyna, feministka, wegetarianka, całkiem nie PiS-owska, nie kupuje jogurtów Danon, „bo to koncern”. Myśli dokładnie tą samą kulturą zawiści i nawet o tym nie wie. Powszechne, nie tylko wśród elektoratu PiS, jest przekonanie, że supermarkety i banki nie płacą podatków, choć akurat te podmioty należą do grupy największych płatników podatków CIT i VAT. Oczywiście ludzie, którzy w to wierzą, nie sprawdzali, jak jest naprawdę, ale ochoczo uwierzyli w bajkę pasująca do ich kultury zawiści.
Nie będzie trwałej i bezpiecznej demokracji, dokąd nie pokona się kultury zawiści. Demokracja nie daje się pogodzić z podziałem społeczeństwa na klasy wrogości i z mentalnością „kto się wyróżnia, tego do parteru”.
„Bij wykształciucha” i sztandar z głupoty
Bardzo niepokojący jest — bardzo powszechny w naszym społeczeństwie — brak szacunku do wiedzy i wykształcenia, a nawet chełpienie się brakiem wykształcenia. Wszystkie autorytarne reżimy w pierwszej kolejności zwalczały inteligencję. W hitlerowskich Niemczech inteligencja nazywana była „wrzodem na zdrowym ciele narodu”. W maoistowskich Chinach nosiła miano „dziewiątej śmierdzącej kategorii”. Nazista Alfred Jodl mawiał: „gdy słyszę słowo kultura, sięgam po rewolwer”. Mao Zedong powiedział: „Cesarz Ts’in zakopał w ziemi żywcem 450 uczonych. My zakopaliśmy 45 tysięcy. Czyż nie jesteśmy sto razy lepsi?”
U nas oczywiście nie ta skala, przynajmniej na razie, ale niepokojące określenia już padały: „łże-elity”, „lumpen-inteligenci”, „wykształciuchy”, „nieprawdziwy hrabia”… Ćwok i prymityw zawsze nie lubił inteligenta, z prostego powodu: czuł się przy nim gorszy. Teraz jednak dostał paliwo do nienawiści. Z góry płynie antyinteligencka retoryka, a jednocześnie pompowanie miernoty, a nawet żula, ideologią. A więc miernota, czy nawet menel, nie jest już tym, czym był do tej pory: osobnikiem lekceważonym, niedocenionym. Jest już „patriotą”, jest już „kimś”. Żul jest już „narodowcem”, ma wytatuowaną kotwicę Polski Walczącej (z którą nie ma nic wspólnego), na koszulce orła w koronie (albo jakiś faszystowski symbol, co mu tam, on sprzeczności nie widzi) i słyszy obietnice, że będzie „obroną terytorialną”, dostanie broń, będzie bił Żyda i „wykształciucha”. No bo przecież ten „wykształciuch” ma „SB-cką emeryturę”, został „oderwany od koryta” i utracił „przywileje”.
To nie żarty, dorobiliśmy się „patriotów”, którzy w „patriotycznym” zapale gotowi są bić najbardziej zasłużonych dla Polski ludzi, całą elitę intelektualną, bo wmówiono im skutecznie, że to „komuniści i złodzieje”.
Podobnie jak wszystkie autorytarne reżimy, polska skrajna prawica od lat zwalcza wszelkie autorytety i ludzi wykształconych. Szymborska to „komunistka”, Brzeziński „fałszywy profesor”, Kuroń, Mazowiecki, Bartoszewski to „Żydzi” (nie ma znaczenia, że to nieprawda), Miłosz „komunista”, Wałęsa „Bolek”, Kijowski to „alimenciarz” i tak można dalej. Do tego przykład płynący z góry: skoro poseł Suski (z zawodu fryzjer), minister Ziobro (z trudem magister), Beata Szydło (magister etnografii) i inni podobni, mogą poniżać i bezkarnie obrażać profesorów prawa, dyrektorów teatrów, aktorów, literatów, to czemu ma tego samego nie robić Ziutek Kapusta (menel, o przepraszam, „narodowiec”).
Ale jest jeszcze znacznie starsze zjawisko, które nazywam sztandarem z głupoty. Jest to dosyć rozpowszechniona kokieteria brakiem wiedzy lub wykształcenia. Nasi rodacy potrafią bez żenady oświadczyć: „ja to matematyki nigdy się nie mogłem nauczyć”, albo: „na maturze dostałem ściągę”. W kręgach wykształconych ludzi Zachodu taki tekst budzi zakłopotanie, żenadę. Jest czymś niestosownym, bo nieuctwo i głupota, w ich pojęciu, to cechy wstydliwe. Tymczasem nasi rodacy mają całą gamę usprawiedliwień dla nieuctwa. Wśród ludzi z mojego pokolenia nader często słyszymy, że nie mogli poznać świata, nauczyć się języków, nawet obsługi komputera, „bo żyli w PRL”. Przepraszam, a gdzie ja żyłem? Na Marsie? To nieprawda, że z PRL nie można było wyjechać. Gierek dawał paszporty niemal wszystkim. Nawet za Jaruzelskiego nie było z tym większego kłopotu. A nawet jeśli, to od tamtej pory minęło 27 lat. Wam się proszę państwa zwyczajnie nie chciało. A co ma komputer i Internet do PRL? Przecież pierwsze komputery osobiste oraz Internet zaczęły się pojawiać w powszechnym użyciu dopiero pod koniec lat 80. Od tamtej pory było 30 lat czasu, by się tego nauczyć.
Jest mi wstyd, gdy w zagranicznej telewizji śmieją się, że prezes rządzącej partii nie ma konta w banku, prawa jazdy, nie umie pisać na klawiaturze i nawet telewizję ogląda na kanale, który „ktoś mu nastawił” i tam leci francuska prognoza pogody. Ale jest mi także wstyd, gdy moja żona w egipskim hotelu wymieniana jest przez obsługę, jako „Polka która mówi po angielsku” (bo reszta towarzystwa nie mówi), albo gdy polska turystka na pytanie: „where are you from?”, odpowiada: Mariola! Jest mi wstyd, gdy polski polityk nie mówi ani słowa po angielsku, podczas gdy już nawet w Afryce nie dostałby z tego powodu posady kelnera. Nie chodzi o to, by mówić biegle, jak anglista. Ale żeby nic?
Zobaczmy, co w ostatnich latach stało się z polską szkołą. Na 3 lekcje religii przypada jedna lekcja fizyki, chemii, geografii, historii. Szkolne korytarze (może nie wszędzie, ale w wielu szkołach) zawalone są wydawnictwami Frondy, jakimiś broszurami o szatanach, egzorcyzmach i innych bzdurach. Czemu się dziwić, że tylu ludzi, także młodych, kupuje brednie o sztucznej mgle, podpalaniu samolotu helem itp. Skąd oni mają wiedzieć, co to jest punkt rosy, i że hel jest gazem niepalnym? Wchodzę do kościoła w Ełku, a tam w przedsionku plakat o kontroli rodzicielskiej Internetu straszący tekstem: „wirusy, robaki, obcy!”, a wokół tego tekstu rysunki jakiś maszkaronów. Ale cała szkoła parami idzie na mszę za „żołnierzy wyklętych”.
W większości polskich szkół zlikwidowano pracownie. Dzieci uczą się fizyki, chemii, biologii nie widząc zjawisk. To jak nauka pływania na sucho, bez wody. Obniżenie poziomu nauczania matematyki i przedmiotów przyrodniczych rzutuje na całe rozumienie świata, także gospodarki i polityki. Młodzież staje się bardziej podatna na teorie spiskowe i różne bzdury, jak „bomba mezonowa” w Dubnej robiona przez GRU na oczach młodego Petru, czy modna ostatnio „broń elektromagnetyczna”. Zajęło mi trochę czasu, by dowiedzieć się o co chodzi z tą „bronią”. Ponoć wrogie siły „wysyłają na kogoś promienie elektromagnetyczne” i za ich pomocą mieszają mu w głowie wszczepiając obce poglądy. Mój rozmówca nie wiedział nawet, że „promienie elektromagnetyczne” to po prostu światło, promieniowanie cieplne, radiowe, rentgenowskie… Skąd miał wiedzieć? Z broszurek Frondy?
Patriotyzm absurdalny
Całe dorosłe życie, począwszy od 1968 roku, poświęciłem walce o wolną i demokratyczną Polskę. Działałem w marcu 1968, współpracowałem z KOR-em, uczestniczyłem w strajkach sierpnia 1980, w Solidarności, w podziemiu Solidarności. Siedziałem w więzieniu, sąd w wolnej Polsce podczas sprawy odszkodowawczej doliczył się w moim życiu 110 takich incydentów jak zatrzymania, przeszukania i inne. No i co? Podczas demonstracji KOD w Olsztynie dowiedziałem się od narodowca, że mam „SB-cką emeryturę”, „straciłem koryto” i „dostałem kasę od Żyda Sorosa”. Innym razem, od członka partii rządzącej dowiedziałem się, że on by „tych wszystkich z marca 68 rozstrzelał”. Dlaczego? „Bo to byli komuniści”, co usłyszał w telewizji od Macierewicza (komuniści dla odmiany twierdzili, że to „syjoniści”). Nawiasem mówiąc, w marcu 1968 Macierewicz podpisał się pod listem otwartym do Sejmu, pod którym podpis od niego zebrałem na dziedzińcu UW akurat ja. Mam kopię tego listu z podpisem Macierewicza do dziś.
Oto on:

List otwarty do Sejmu PRL z 1968 roku podpisany przeze mnie (na miejscu 1, zbierający zawsze podpisywali się pierwsi, by nie dawać innym do podpisu pustej kartki) a na miejscu 41 przez Antoniego Macierewicza. Dziś Macierewicz twierdzi, że działacze Marca 68 to byli komuniści. Na miejscu 23 podpisany Janusz Kijowski, stryj Mateusza Kijowskiego.
Nie chodzi mi o to, by się żalić, chodzi o przykład, o zjawisko, bo wielu ludzi z mojego pokolenia, o podobnych życiorysach, zostało podobnie potraktowanych. Oto stoi przede mną wygolony na łyso młody osobnik, ze znakiem Polski Walczącej na kurtce i napisem „Miasto 44” i mówi to wszystko do człowieka, którego matka i jej ojciec w Powstaniu 44 roku walczyli, z którego rodziny cztery osoby w tym powstaniu zginęły (siostra matki z mężem i dwoma synami), którego dziadek dowodził jedną z powstańczych formacji, a po wojnie spędził 9 lat w bierutowskim więzieniu za AK i powstanie.
Pojawiła się w naszym kraju nowa ideologia – patriotyzm absurdalny. Ludzie, którzy z walką o wolną Polskę nie mają nic wspólnego, oskarżają o niemal zdradę, o komunizm, o SB, Targowicę, tych, dzięki którym mogą bezkarnie takie bzdury wygadywać. Mało tego, atakują nas zawłaszczając naszą historię i nasze symbole, głosząc przy tym ideologię skrajnej prawicy, która z tą historią i z tymi symbolami jest skrajnie sprzeczna. Ten młody człowiek nie wie, że to dzięki nam mówią mu na policji na Pan, a nie przepuszczają przez „ścieżkę zdrowia” i dopiero po godzinie bicia i kopania pytają o nazwisko. Tego „patrioty” nikt nie bił. To jemu wmówiono, że jako „patriota” ma bić innych.
A przykład idzie z góry. Ci młodzi narodowcy sami tego nie wymyślili. Szef partii rządzącej, mówi o ludziach wywodzących się z Solidarności lat 80-81 i podziemia „komuniści i złodzieje”, a transmituje to telewizja. Szef dzisiejszej Solidarności (którego udziału w podziemiu jakoś nie pamiętam), PiS-owski harcownik, twierdzi, że nie mam prawa używać sztandaru Solidarności i opaski Solidarności, nawiasem mówiąc mojej prawdziwej opaski strajkowej z tamtego czasu. Bohaterem za to jest dla niego Prezes, który wówczas nie miał odwagi nawet się do Solidarności zapisać, a zza szafy u mamy wypełzł dopiero po 6 latach od wprowadzenia stanu wojennego, gdy Solidarność działała już jawnie (choć jeszcze nie legalnie).
Tenże Prezes głosi w telewizji, że nawet nie powinienem mieć prawa używania polskiej flagi i polskiego godła. Mam taki mały proporczyk, który alpiniści zakładają na czekan i pozują z nim do zdjęć na zdobytych szczytach. Wiele razy miałem ten proporczyk nad głową na szczytach Himalajów, Hindukuszu i innych dużych gór, a teraz słyszę, że nie mam prawa do polskiej flagi, od faceta, który nie umie bez pomocy wejść na stołek. Co ciekawe ten sam prezes nie odmawia prawa do polskiej flagi facetom pozdrawiającym się gestem Heil Hitler, urządzającym marsze z pochodniami i palącym wozy transmisyjne telewizji. Widać oni są „patrioci”, ja nie. A czemu nie? Bo jakoś nie mogę sobie przypomnieć wzniosłych czynów bojowych prezesa. Rzeczywiście, nie wiem co przez 6 lat robił u mamy za szafą.
Tutsi i Hutu
Społeczeństwo polskie jest dziś podzielone na dwa wrogie obozy, podzielone już nie poglądami, lecz nienawiścią. Niczym Tutsi i Hutu w Rwandzie. Pamiętamy, czym to się skończyło. Zwolennicy PiS-u i zwolennicy KOD-u czytają inne gazety, oglądają inne stacje telewizyjne. W wiadomościach dla jednych i drugich są zupełnie inne treści. Nawet władze państwowe i samorządowe podają zupełnie inne informacje, w zależność, kto w nich rządzi. Uczestnicy marszu KOD 4 czerwca zajmowali powierzchnię całego Placu Konstytucji i ulicy Marszałkowskiej aż do ronda przy Alejach Jerozolimskich (co widać na zdjęciu). Miasto mówi, że było 50 tysięcy, policja że 10.
Polacy nawet w stanie wojennym nie byli tak podzieleni. I co najgorsze nie ma dyskusji, nie ma argumentów. Jest wrogość i obelgi. I ta wrogość jest ciągle podsycana, napuszczana z góry, przez rządzących. Niektóry tak się wczuli w misję szczucia nienawiścią, że rezygnują przy tym z elementarnej godności. Pan prezydent Andrzej Duda nie reaguje na antysemickie obelgi wobec jego żony, jej ojca i krewnego (bo dostał nagrodę poetycką, której PiS nie lubi).
Ten podział, ta skumulowana nienawiść, jest zjawiskiem bardzo niebezpiecznym. To jest taka ukryta sprężyna agresji, która może w każdej chwili wystrzelić. I mam niestety wrażenie, że niektórzy chcą, by wystrzeliła.
To jest jeden największych problemów, przed jakim stoimy. Jeśli ta kumulacja agresji nie zostanie rozładowana, to prędzej, czy później, doprowadzi do bardzo złych rzeczy.
Uważam, że mimo wszystko trzeba podejmować próby rozmowy z ludźmi inaczej niż my myślącymi. Trzeba tłumaczyć, że nie jesteśmy, komunistami, złodziejami, nie straciliśmy „koryta”. Oczywiście łatwiej jest wzruszyć ramionami, lub pukać się w czoło, ale tym niczego się nie załatwia. Z tymi narodowcami w Olsztynie, o których tu pisałem, po manifestacji zaczęliśmy rozmawiać. Początkowo byli bardzo agresywni, ale później zaczęli mięknąć. Coś w tych chłopakach zaczęło świtać, że chyba nie jest tak, jak dotąd uważali, że w ich obrazie przeciwnika coś nie gra.
Mamy przed sobą wielką lekcję do odrobienia. Wielką pracę informacyjną, edukacyjną. Bez tego, sama zmiana obozu rządzącego na inny, niewiele załatwi (albo i nic), bo bez tej pracy za jakiś czas pojawi się kolejny polityk, albo i ten sam, z identycznym zestawem pomysłów i znowu zyska szeroki posłuch.
W swojej publicystyce od lat tłumaczę, że budowa demokracji i społeczeństwa obywatelskiego to proces na dziesięciolecia, albo i dłużej. I nigdy nie można uznać, że już jest cacy, już jest dobrze. Jak widzimy, nawet w krajach, w których demokracja trwa znacznie dłużej, pojawiają się polityczni niebezpieczni wariaci. To nie tylko polska specjalność.
Krzysztof Łoziński



Super tekst. Będę go propagował.
Natomiast przypominam, że prezydent Komorowski też nie mówił po angielsku. Wybór Jego przez PO na kandydata na prezydenta to był jeden z największych błędów tej partii. Błąd, za który płacimy wszyscy.
Szybko Pan osądza prezydenta Komorowskiego. Oczywiście że dzisiaj to anachrinizm nie znać języków obcych będąc prezydentem, ale nie może to być głównym wyznacznikiem oceny jego prezydentury! Pamiętajmy, że wyleciał za działalność opozycyjną ze studiów, czyli w czasie, gdy się szlifowało języki obce. On zapewne musiał walczyć o przetrwanie zamiast się rozwijać. Szkoda, że Pan tego nie rozumie, sam będąc naukowcem i światowcem. Człowiek opozycji nie miał na to możliwości, bo zwyczajnie nie dostawał paszportu. (Chyba, że w jedną stronę).
tu akurat się nie zgadzam.
Komorowski nie był taki zły – ale też nie lepszy.
I nie sądzę, żeby ktokolwiek z Platformy miał lepszy wyniki..
PO zniszczył egoizm, pazerność krótkowzroczność i zadufanie…
I niechęć do podejmowania istotniejszych wyzwań..
Kapelusz z głowy za ten tekst!
To co bym podkreślił to to, że jeśli chodzi o wychowanie młodego pokolenia, to MY ponosimy za to odpowiedzialność. Przegapiliśmy super ważny element budowania nowej Polski dając władzę nad edukacją ludziom opanowanym przez „wybitne i nowoczesne” idee i kompletnie nie radzących sobie z rzeczywistością.
I długo przyjdzie nam za to płacić.
Czytałem ostatnio wywiad z Cenckiewiczem. I cóż wyczytałem. „Nareszcie mamy czas, że kilku profesorów nie będzie nam mówiło, jaka jest prawda”. Bomba, nie?
Ten pan udający historyka, nie rozumie, że nauką rządzi nie pan prof. X czy Y, ale to na ile stosują oni naukową metodologię w swoich badaniach, a na ile nie. Pan C. nie stosuje i kiedyś oznajmił to wprost.
Ale – ktoś nadał mu tytuł doktora, ktoś dał zrobić habilitację. Kto? Ten ktoś nie ponosi odpowiedzialności? Moim zdaniem owszem i to wielką.
A ja pamiętam rozmowę z panem C., w której pytał mnie o coś czego byłem świadkiem w 1980 roku i nie dając nawet rozpocząć odpowiedzi żądał, bym powiedział to co on chce usłyszeć.
Wtedy mnie to śmieszyło. Dziś już jakoś nie bardzo.
Znakomity tekst. Czuję to samo. Spotykam się z tymi samymi obelgami i zdziwieniem: „To pan jeszcze tu pracuje? Kiedy pana wywalą”? Chyba mam słaby dar przekonywania, bo rozmowy kończą się niczym. Nie jestem w stanie przekonać tych trzydziestolatków z „wyklętym” na koszulce (gdy pytam, kim był – nie wiedzą). Nie przekonamy ich. To musi się samo wypalić. I wypali się, jak wszystko. Ale straty będą nie do odrobienia przez dziesięciolecia.
Co do Cenckiewicza. Będę złośliwy i przypomnę słowa szeregowego posła Kaczyńskiego, który przy okazji niewygodnych wyroków sądowych plótł brednie o przemożnym wpływie rodziny na dzieci – że sędziowie to ubeckie dzieci. Zatem wedle Kaczyńskiego za zbydlęcenie Cenckiewicza odpowiada jego dziadek czy ojciec – funkcjonariusz UB. Cenckiewiczowie – taka ubecka mentalność.
„To co bym podkreślił to to, że jeśli chodzi o wychowanie młodego pokolenia, to MY ponosimy za to odpowiedzialność.”
Właśnie, Panie Jerzy.
Dołożyłbym jeszcze do tego edukację. Cofnięto ją administracyjnie do epoki napoleońskiej.
Mam tylko wątpliwości czy JA ponoszę winę za stan edukacji. Nie czuję się winny w żadnym momencie mojej pracy w tzw. kulturze. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, zwyczajnie nikt, choć często przytakiwano a obecnie wychodzi na moje….
Czasem chodzę na Wojskowe Powązki aby popatrzeć jak dawni wrogowie leża zgodnie obok siebie na tym skrawku ziemi.
Poświęcali zdrowie i życie w walce o coś tam wzniosłego i jest im obojętne obecnie, kto zapala im światełko a kto pluje.
Może to ONI są winni? Też edukowali młode pokolenia…
Mam tylko jedną uwagę do tego świetnego felietonu. Mianowicie w analizie przyczyn wyborczego sukcesu PiS-u pominięto czynnik, który według mnie był nie tylko ważny, ale wręcz decydujący. Chodzi mi tutaj o bezprecedensową kampanię agitacyjną rzecz PiS-u przeprowadzoną w okresie przedwyborczym z ambon polskich kościołów. Rozmach i koordynacja, z jakimi akcję tę przeprowadzono, nie pozostawiają żadnych złudzeń w kwestii jej spontaniczności. Dziwi mnie powszechny brak zainteresowania kwestią wyciągnięcia przedwyborczego paktu Pis-KRK na światło dzienne. Chciałbym też wiedzieć, za co partia aktualnie rządząca kupiła poparcie Kościoła, i jak postępuje proces realizacji tych zobowiązań.
Jakiś czas temu pojawiły się plotki, że Kaczyński dogadał się z KRK w sprawie aborcji. PiS odrzuci w Sejmie projekt ustawy całkowicie zakazującej aborcji, ale w zamian da KRK religię na maturze. Żyjemy w ciekawych czasach.
Z anegdotek: znajomy jest likwidatorem szkód i ostatnio miał pożar na plebanii (powiem tylko, że woj. mazowieckie). W spisie ruchomości zniszczonych był 55-calowy telewizor LCD. Na pytanie z formularza skąd ta ruchomość, ksiądz wpisał: prezent od wiernych. Mnie tylko ciekawi czy wierni dali plebanowi pieniądze, czy od razu pojechali do Media Marktu i kupili TV, żeby pasterza nie fatygować.
Warzecha wyrazil podobna mysl. Dość się zdziwiłem, bo tekst Warzechy jest całkiem przytomny i jasno napisany.
PiS nie ma oferty dla klasy średniej.
http://wpolityce.pl/polityka/295366-pis-nie-ma-oferty-dla-klasy-sredniej-partia-jaroslawa-kaczynskiego-wyraznie-stawia-dzis-na-model-skandynawskiego-rownania-w-dol
Wybór Jego [Komorowskiego] przez PO na kandydata na prezydenta to był jeden z największych błędów tej partii.
Niekoniecznie. Byl dobrym prezydentem. Moze nie wybitnym, ale normalnym. W dzisiejszych czasach byc normalnym to nie jest malo. Mial bardzo dobre notowania. Przegral z powodu afery tasmowej, z ktora nie mial nic wspolnego, i slabej kampanii. Latwo jest mowic teraz, co by bylo gdyby. Ale swojego czasu Komorowski byl jednym z najlepszych kandydatow.
.
Największym błędem tej partii bylo nierozliczenie Kaczynskiego i Ziobry za naduzycia. Byl to blad jak najbardziej zamierzony. Tusk cynicznie dzialal wedlug zasady „reka reke myje”. Byc moze liczyl na wzajemnosc. A teraz sie okazuje, ze w druga strone obowiazuje zasada „reka reke obcina”. „Ta partia” ciagle tego nie chce zrozumiec. Moze zrozumie, gdy ich glowy beda sie toczyly po bruku.
.
Jesli idzie o slogany, to sloganem Platformy powinno byc „my wam zalatwimy”. My rzadzimy, a wy sie nie wtracajcie. W tym sloganie nie ma nic obywatelskiego. To jest tak naprawde model Gomulkowski. Na takim mysleniu polegala mala stabilizacja za Gomulki. Spoleczenstwo ma oddac samodzielnosc w zamian za opieke. Innym przejawem tego myslenia bylo stwierdzenie Rakowskiego, ze Polacy chca miec stol nie okragly, tylko suto zastawiony. Znowu to samo: my wam zalatwimy dobrobyt, a wy sie nie wtracajcie. My rzadzimy, a wy jestescie biernymi poddanymi. I my was bedziemy karmicW zadnym razie niejestescie obywatelami, z ktorymi mielibysmy rozmawiac. Karmic tak, rozmawiac nie. A na koniec jeszcze uwaga, ze dokladnie tak samo mysli i postepuje polski Kosciol Katolicki. My pasterze, a wy owce i nie wtracajcie sie w nasze interesy.
.
Z kolei sloganem PiSu powinno byc „my was zalatwimy”. A moze nawet mocniej „my was wykonczymy”. To bylo wiadomo od dawna. Zdumiewa glupota politykow, ktorzy nie chcieli tego widziec. I dalej nie chca. Pomimo tego, ze zaraz beda wykanczani.
Dołożyłbym jeszcze do tego edukację. Cofnięto ją administracyjnie do epoki napoleońskiej.
Na temat epoki napoleońskiej to moglby sie wypowiedziec pan Jerzy. Podejrzewam, ze mozemy sie zdziwic, kiedy pan Jerzy nam powie, ze wtedy edukacja byla lepsza.
.
Problem polskiej edukacji jest zapewne to, ze wladze post-solidarnosciowe zamienily ja w kurs wiernopoddanstwa. Nie wiem, czy swiadomie, ale chyba skutecznie.
NARCIARZ2
Z tą „epoką napoleońską” to wiem jak było od belfrów francuskich z którymi współpracowałem na obczyźnie.
Na tamten czas to była rewolucja edukacyjna zaadoptowana przez wiele krajów.
Nauczono ludzi pisać i czytać, ot i wszystko. II RP też siedziała w tym systemie bo był zwyczajnie użyteczny.
Potem wojna i tragedia edukacyjna.
Całkiem sensowny link;
http://sciaga.pl/tekst/95221-96-przemiany_polskiej_oswiaty_i_szkolnictwa_po_ii_wojnie_swiatowej
Strona nr 7 rzeczowa podobnie jak i artykuł.
Kiedy PO rządziła, bała się dwóch rzeczy: żeby nie sprowokować Kościoła katolickiego i żeby nie różnić się za bardzo światopoglądem od PiS (to zresztą przychodziło im łatwo). Kościół w każdej chwili może podnieść larum że ktoś napada na świętą wiarę (oczywiście „napada” w interpretacji hierarchów) i podburzyć ludzi, którzy łatwo dają się podburzać. PiS oskarżał władze o sprzyjanie komunistom i inne straszne rzeczy. Dlatego nie prostowano zdecydowanie kłamstw i raczej konkurowano z PiS-em w „patriotyzmie”, obłaskawianiu ciemnoty i konserwatyzmie.
Wszędzie, gdzie to możliwe, władze szły na rękę Kościołowi, omijając prawo, nie dopuszczając do cywilizowania prawa (choćby ustawa o przemocy), nie dotrzymując obietnic w sprawie in vitro, związków partnerskich, mediów publicznych itp., a na ministerialnych stanowiskach znaleźli się ograniczeni i ciemni ludzie, którzy śmiało mogliby reprezentować poglądy obecnej władzy.
Wywindowano Powstanie Warszawskie na piedestały i nie ma odważnego po prawej stronie który by je skrytykował (ostatnim był chyba gen. Anders). Wywindowano na piedestały „żołnierzy wyklętych”, wśród których było wielu zwykłych bandytów, co jest dobrze udokumentowane.
Rosjan mianowano wrogami, zrzucając na obecnie żyjących wszystkie winy Związku Radzieckiego i rozdmuchując nieproporcjonalnie zbrodnie.
Komunizm i „postkomunizm” stał się największą ze zbrodni i wszystko co zrobiły władze w okresie PRL to była zbrodnia.
To wszystko bardzo ułatwiło działania PiSowi. Bo przekaz PiS jest taki: Nasi przeciwnicy polityczni kolaborowali i układali się ze strasznymi wrogami Polski, nie ukarali ich. My bronimy tych co mieli odwagę przeciwstawić się zbrodniczej władzy. Ukarzemy winnych, odsuniemy na bok tych co się skompromitowali współpracą z czerwonymi i tych co nie są prawdziwymi patriotami.
Samo krytykowanie działań PiS nie pomoże. Co może powiedzieć PO – oni poszli za daleko? My byśmy zrobili to samo ale w bardziej cywilizowany sposób?
Nie słychać głosu sprawiedliwości, który by mówił prawdę i nie bał się wrzasku kłamców.
Jak wielu powyżej gratuluję świetnego tekstu Panu Łozińskiemu. Dopiero czytając takie doniesienia o upadku edukacji dociera do mnie stopień dewastacji i systemowego ogłupiania polskiej młodzieży. Nie jest to tylko wina PiS, ale wszystkich poprzednich formacji, tych, które obcinały matematykę w poprzedniej dekadzie, tych, które wpóściły kościół do państwowej edukacji dwie dekady temu. Teraz zbieramy tego plon. Ile to szaleństwo jeszcze potrwa? Cóż, można na pociechę dodać, że kłamstwo obecnej władzy ma kacze nóżki. Zatem wywinie się na swoich matactwach zapewne szybciej, niż się spodziewamy. Ale szkoda młodych, szkoda mądrych na których się tak warcholsko pluje, bo nie ma dziś autorytetów, które tak niedawno odeszły. Także tych kościelnych….
Polska wyglądałaby jednak inaczej, gdyby to nie AD został prezydentem. Krytykowany przeze mnie poprzedni Prezydent BK przerżnął wybory, bo miał sposób mówienia dziadzia Bronia, a nie prezydenta.
zgadzam się, że prezydent Komorowski to „ciepła klucha”, także fizycznie. A z Pańskiej krytyki Hazelhardzie wyziera tęsknota za silnym prezydentem. Takiego systemu w Polsce nie ma. Dlatego Bronisław Komorowski spełniał swoje zadanie według mnie znakomicie. Nie przeszkadzał rządowi, stał z boku i czasem oceniał co trzeba było zmienić. A teraz najważniesza przyczyna jego porażki: to nie on przegrał wybory, tylko Platworma Obywatelska, która kompletnie zostawiła „swojego” ptezydenta. Zostawiła także panią premier Kopacz. Dla mnie ta reakcja rządzącej partii jest bez precedensu! Od kiedy rządy przejęła premier Kopacz wyszło na jaw ogromne rozbicie wewnętrzne w Platformie. Ta partia zrobiła wszystko, aby przegrać wybory zarówno prezydenckie jak i parlamentarne. Zostawiła swoich liderów samym sobie. To nie dopuszczalne! A główny manipulator tych złych strategii obecnie rządzi Platformą. Dokąd Schetyna tam rządzi, Platforma nie ma szans na przejęcie rządów w Polsce.
Wiecie co moi drodzy, refleksja nad swoim życiem, pojawia się zazwyczaj po sześćdziesiątce.
Zadajemy sobie wtedy pytanie, czy można było inaczej i czy było warto walczyć o te wzniosłe idee
oglądając otaczającą nas rzeczywistość.
Czy można było inaczej? Może tak a może nie. Pięćdziesiąt lat temu nastolatek g.. wiedział o otaczającej go politycznej rzeczywistości, był sterowany przez „staruchów” a ci doskonale wiedzieli co dla nich jest korzystne.
Obecnie mają swoje zasłużone kwatery i napis na nich, zawsze lakoniczny.
Kim byli szukajcie w sieci a ta pokaże każdą informację.
Walka pokoleń.. istnieje od zawsze. Sekretne organizacje znane spec służbom, uświadamianie młodszych, odpowiednia bibuła no i walka z istniejącym systemem który nie cackał się z pionkami obszczywającym „wraże” pomniki, tak było.
Ci oficjalni oponenci na górze byli tak ustawieni, że zasadniczo włos z głowy im nie spadał.
Łomotano hołotę aby zniechęcić ją do działań przeciwko istniejącemu systemowi.
Używano wszystkich środków indoktrynacji aby wychować potulnego obywatela.
To kiedyś, kiedy byliśmy młodzi i głupi..
W porównaniu do dnia dzisiejszego ta dawna medialna presja była infantylna.
Oficjalne państwowe media i prywatne te światowe manipulują każdą informacją, bo każda ma podtekst polityczny.
Spece od władania masami są najwyższej klasy.
Pokolenie moje które zazwyczaj ma awersję do komputera słucha oficjalnych źródeł i wie, że to jest prawda najprawdziwsza. Od czterdziestki w dół, młodzi siedzą w sieci, czytają to co im odpowiada i mają gdzieś politykę, do momentu kiedy coś w niej nie pierdyknie.
A wtedy nie zostanie kamień na kamieniu.
Każda informacja poparta dokumentami i opisaniem faktów to mina o nieokreślonym zasięgu.
Coraz trudniej okłamywać ludzi, życie mamy tylko jedno, to nie Matrix.
Ja zrobiłem wystarczająco wiele w mojej dziedzinie zawodowej.
Wystarczy że nierozpoznawani przeze mnie młodzi ludzie mówią mi dzień dobry i pytają, pamięta nie pan?
Nie rozmawiamy o polityce…
ps.
Nie narzekajmy na młode pokolenie, wszak ich wychowaliśmy, prawda?
„Ćwok i prymityw zawsze nie lubił inteligenta, z prostego powodu: czuł się przy nim gorszy. ”
Natomiast inteligent ma ten problem, że zawsze czuje się wyższy. Pisze pan o czasach wojny i pogardzie dla inteligencji przypisując to zjawisko głupocie ludzkiej, która niejednokrotnie prowadziła do tyranii. Ja pamiętam taką scenę z czasów studiów, gdy pisałem wówczas pracę dyplomową z Orwella to zauważyłem jak na korytarzu jedna studentka podeszła do promotorki pytając się czy może pisać pracę z twórczości Erica Arthura Blaira – promotorka zareagowała szyderczo stwierdzając, że jest to temat tak oklepany iż nie warty dalszej analizy. Pamiętam również, że jak przy innej okazji podałem nazwisko Jamesa Burnhama w kontekście Orwella to szanowne grono profesorskie zbadało mnie wzrokiem pytającym bowiem najwyraźniej nie słyszeli wcześniej o tej postaci w tak bardzo „oklepanym” temacie. Orwell to cały czas jest nowość, również dla autora artykułu.
Orwell bardzo nie lubiał się z inteligencją angielską i wielokrotnie ich krytykował za bezgraniczną naiwność, głupotę wręcz, w ocenie II wojny światowej, ocenie Rosji i potencjalnych skutków dla przyszłości człowieka. Ja potrafię zrozumieć dlaczego upatrywał on nadziei w „prolach” – tak, właśnie tych prymitywnych ćwokach, którzy źle się czują przy inteligencie. Przez całe życie o tym pisał tłumacząc dlaczego zwykły, prosty chrześcijanin widząc w Hitlerze diabła był bliżej prawdy aniżeli wybitny pisarz literatury fantastycznej George Herbert Wells zapewniający czytelnika w 1940 roku, że wojna rychło się skończy, Hitler zostanie pokonany i wkrótce wyłoni się utopijny przepełniony dobrobytem i pokojem świat pod panowaniem jednego superpaństwa.
Jeżeli pan oraz inni chcą poznać odpowiedź dlaczego inteligencji można nie lubić, a nadziei upatrywać w „ćwokach” to zachęcam do zapoznania się z „oklepaną” twórczością banalnego pisarza. Inteligent może zwyczajnie cierpieć na narcystyczne zaburzenie osobowości charakteryzujące się tym, że jednostka nie posiada zdolności patrzenia na świat inaczej aniżeli poprzez pryzmat własnego ego wobec czego analizuje rzeczywistość jako wynikającą z jego lub jej zawsze słusznej oceny i idącej za tym aktywności. Takie człowieka nie można przegadać. Orwell próbował przemówić do rozumu Wellsa, ale nigdy mu się to nie udało.
Innym przykładem niech będzie „Zniewolony umysł” Miłosza w którym autor tłumaczył flirt inteligencji z komunizmem tym właśnie, że wynikało to z nieomal filozoficznego dylematu i wiary w ideologię (ukąszenie heglowskie, ketman, itp.) – słowem, że był to dylemat inteligenta. Pamiętam, że Gustaw Herling Grudziński zawsze miał za złe Miłoszowi iż ten tak właśnie tłumaczył totalitaryzm, sam zaś oferował prostsze wytłumaczenie twierdząc, że była to władza w istocie bardzo prymitywna, która łamała ludzi grożąc, że zniszczy im życie jeżeli nie będą kolaborować.
Artykuł jest prawdziwy na pewno w części mówiącej o podejściu władzy do statusu materialnego obywateli, ale ta narracja o pokrzywdzonej inteligencji zupełnie niepotrzebna. W naszej narracji inteligent i tak zbyt często się pojawia.
PiS to najczystszej wody populizm i demagogia (żadna tam lewica, czy prawica). Populizm i demagogia najlepiej trafia do ludzi biednych i niewykształconych. Zakładając, że pozostajemy demokracją, nie ma innego sposobu na walkę z tą zarazą (i chodzi mi nie tylko o PiS, a o wszelkie inne populistyczne plagi, „lewicowe” bądź „prawicowe”, które nieuchronnie spadną na Polskę w przyszłości), niż rozwój gospodarczy oraz edukacja. Dlatego tak ważne jest, co podkreśla autor tekstu, abyśmy
zmienili postrzeganie społeczne zamożności i inteligencji, i przeszli w tym względzie z obecnego absurdu do normalności. Taki pierwszy kroczek. I o tym właśnie mówi felieton. Nie ma tu żadnej „narracji o pokrzywdzonej inteligencji”, jak sugerujesz.
@Andrzej P.
Wcale nie chcę pozycji silnego prezydenta- wręcz przeciwnie, powinien być do funkcji reprezentacyjnych. A reprezentacja polega na tym, że się całemu światu tłumaczy, że najlepszy biznes można zrobić w Polsce. Czy ktokolwiek w swojej firmie zaproponowałby p. Bronisławowi Komorowskiemu pozycję „marketing officer”?
moi rodacy uwierzyli ze byt materialny, pieniadze, status spoleczny to jest wolnosc , demokracja… nie, ona jest pochodna, wyksztalaca sie z tego bytu materialnego ewoluje przez kilka pokolen aby wrescie utworzyc demokracje. W Polsce nie bylo tego procesu, z fedeualizmu przezszlismy do demokracji, ostani chlop panszczyzna zmarl w latach 60 tych! – skad mamy tyle nienawsci wobec sasiada, buta i zarozumialos. I do tego ta potworna folklorystyczna religia. I dopoki religia bedzie nauczana w szkolach, a ksiedz bedzie panem dusz, – te potworne kompleksy i majestat wokol narodu, zadna lekcja nie zostanie odrobiona. bo spoleczestwo musi sie nauczyc myslec samodzielnie a nie zaslaniac sie krzyzem i figurnka Matki Boskiej.
widze to czarno.. bo czasy nie sa latwe, nasza cywilizacja sie wali, cos sie konczy, Francja, Anglia, Niemcy wyjda ale Polska?
@Hazelhard: dyskutant z Paryża powyżej dobrze to wyłożył za mnie. Mamy pierwsze pokolenie demokratycznych porządków dopiero za sobą i jak widać właśnie wracamy na kaczych nóżkach do stosunków z lat 80-tych… Każdy chciałby być młody, piękny i zdrowy ale rzeczywistość skrzeczy. W tych kategoriach w jakich Pan się spodziewa widzieć polskich polityków to prezydent Wałęsa nie miałby szans. Ale to dzięki panu Wałęsie nie było 27 lat temu takiego rozbicia politycznego w Polsce jakie mamy dziś. Świetnie spisał się prezydent Kwaśniewski, choć dla mnie był wtedy jak go wybierali synonimem zła!
O co mi chodzi: każdy kraj ma swoją specyfikę i swój sposób rządzenia. Polską dotąd rządziła posolidarnościowa grupa polityków z lewa i z prawa. Dziś ten model się przeżył i być może następni liderowie będą tacy jak Pan się spodziewa: wykształceni technokraci, prawnicy z ekonomicznym doświadczeniem. Ale takich na razie w Polsce nie widać. Może z wyjątkiem niektórych ministrów finansów itp. Na to przyjdzie pora. Jak Polska otrząśnie się z Kaczyńskiego. Nie ma co dyskutować na temat dzisiejszej premier czy prezydenta. Rządzi osobnik z trzeciej ławki.
tak na uboczu dyskutant z Paryza nosi spodnice…
stram sie odpowiedz z perspektywy na aktualne problemy Polski, bo dla mnie specyfika i sposob albo jej brak na rzadzenie tkwi w historii. I to nie tej posolidarnosciowej ale jej korzenie siegaja kilka wiekow wstecz. To co sie dzieje aktualnie w Polsce nie jest zjawiskiem odosobinionym, moze ma wyglad bardziej brutalny, malo demokratyczny, bardzo brzydki. Bo jestemy tacy. Natomiast w Europie, tej starej, sa takie same zagrywki, tylko moze maja wyglad bardziej wyrafinowane, delikatne, ladniejsze…
To co sie dzieje aktualnie we Francji, burdy na ulicy, strajki, nienawisc do wladzy… ktora jest tak samo butna i pewna siebie. Ostanie wydarzenia gdzie podczas manifestacji wobec nowego kodu pracy, banda rozrabiakow zatakowala wszytko co bylo w ich zasiegu, a policja byla „bezradna” glosno mowi sie, ze byla ona celowo bezradna, aby rzuci wine na zwiazki zawodowe! Swietna manipulacja… à la Kaczynski.Jest tylko mala roznica zabojady nie dadza sie zrobic w konia. 200 lat demokarcji.
Po pierwsze chciałbym podziękować autorowi za bardzo dobry tekst.
.
Po drugie @ małpa z Paryża
„tak na uboczu dyskutant z Paryza nosi spodnice…”
.
A niech to gender kopnie! Do czego to w Paryżu dochodzi! W Polsce prawdziwi prze-Polacy by na takie coś nie pozwolili! 😉
Tak się zastanawiam nad tą Francją i tym co Pani pisała o żabojadach, którzy się w konia nie dadzą zrobić. Czy to nie jest tak, ze oni się nie dadzą nabić w butelkę, bo widzą związki zawodowe realnie walczące o pracowników, a nie o posady dla polityków? Jestem ciekaw, jak to wygląda tam z bliska, z Paryża ( a jeszcze bardziej z jakiegoś Le Havre czy Rennes)
.
Po trzecie @ NARCIARZ2:
„Największym błędem tej partii bylo nierozliczenie Kaczynskiego i Ziobry za naduzycia. Byl to blad jak najbardziej zamierzony. Tusk cynicznie dzialal wedlug zasady „reka reke myje”. Byc moze liczyl na wzajemnosc. ”
.
Zgadzam się z d diagnozą. Nierozliczenie było błędem. Ale widzę inny powód niż liczenie na wzajemność. Otóż istnienie PiSu i trwanie Kaczyńskiego w roli głównego oponenta zapewniało zwycięstwo w kolejnych wyborach. Sporą wygodę, trwanie na stanowiskach, bez konieczności proponowania czegokolwiek. Krytyka władzy spotykała się z oskarżeniem o ukryte sprzyjanie Kaczyńskiemu. Istnienie Kaczyńskiego i możliwość straszenia PiSem było bardzo na rękę Platformie. I tak sobie PO rządziła utwierdzając się we własnej świetności, odbierając wszystkie głosy krytyczne jako sprzyjające PiSowi, który przecież jest niewybieralny. Głównym zaś hasłem wyborczym PO miało być nie dopuszczenie PiSu do władzy. Aż nagle przestało to działać.
.
Po czwarte
@ Brentano
Ćwok i inteligent. Pan zamienił ćwoka na „prola” i odwołał się do walki klas. Problemem nie jest „prol” tylko właśnie ćwok. Ktoś, kto aspiruje do bycia lepszym (w swoim wyobrażeniu jest lepszy) i potrafi to osiągnąć tylko przez poniżenie innych. Ćwok chce zająć miejsce inteligenta, by być ponad „prolami”. Owszem, inteligencja, która zakochała się sama w sobie i klasie średniej sama się na agresję ze strony ćwoków wystawiła.
Swoją drogą bardzo ciekawe uwagi o Orwellu. Mnie zawsze zastanawiało, jak bardzo można w szkole Orewlla spłaszczyć. Choćby „Folwark Zwierzęcy” – lektura obowiązkowa, który interpretowany jest jako książka antykomunistyczna. Dramat.
Nie byłoby kłopotu z JK i jego wesołą trzódką, gdyby w III RP przestrzegano prawa. Tymczasem uznaniowość wymiaru sprawiedliwości jest na rękę silniejszej części społeczeństwa i tak już pozostanie.
Świetny tekst z wieloma trafnymi diagnozami. Jedna uwaga: cytat z kulturą i rewolwerem pochodzi od Hannsa Johsta, niemieckiego dramaturga ekspresjonisty, który dość szybko przeszedł do obozu nazistów.