Piotr Stokłosa: Kryzys wieku średniego4 min czytania

brexit2016-06-24.

Każdy człowiek o minimalnej zdolności do autorefleksji w pewnym wieku zadaje sobie pytanie: czy dobrze przeżyłem swoje dotychczasowe życie? Konsekwencją tego pytania jest kolejne, które zaczyna się od słów: „co by było, gdybym wtedy…”. Pytanie to zadają sobie również (a może zwłaszcza) ludzie, których życie można obiektywnie nazwać szczęśliwym.

Oto mężczyzna: udane małżeństwo, dwoje lub troje zdrowych i inteligentnych dzieci, własny dom a w garażu dwa porządne samochody, co roku wczasy w Grecji lub Hiszpanii, grono dobrych przyjaciół. Można by stwierdzić, że spełnione marzenie każdego Polaka, prawie jak z „Rodzinka.pl”. Ale na każdego faceta, również (a może zwłaszcza) na tego z udanym życiem, przychodzi kryzys wieku średniego, kiedy zaczyna zadawać sobie dziwne pytania: gdybym wtedy wyjechał na tamto stypendium, to może dzisiaj miałbym świetną pracę w Hiszpanii; gdybyśmy nie podjęli tak szybkiej decyzji o ślubie, to może podróżowałbym teraz po świecie, podziwiał dzikie stepy Mongolii, nurkował na australijskiej rafie, latał helikopterem nad Wielkim Kanionem.

Taka już jest natura ludzka, że nie doceniamy tego, co mamy, a za najwartościowsze uważamy to, co jest trudno osiągalne lub to, co posiadają inni. Z pewnością takie myślenie jest motorem ciągłego rozwoju, który poprzez nienasycenie jednostek pcha do przodu cywilizacyjny pochód. Jednak czasami zbyt ryzykowne pragnienia mogą doprowadzić do katastrofy, zwłaszcza gdy ofiara kryzysu średniego trafi na okoliczności, które ten kryzys będą podsycać.

Niestety zachowanie przypisywane mężczyznom w pewnym wieku daje się obserwować również w odniesieniu do narodów. Kryzys wieku średniego przechodzi obecnie polska liberalna demokracja. Znaczna część społeczeństwa uznała, że warto się rozwieść z tym kapitalistycznym wymysłem, no bo przecież gdybyśmy wtedy przeprowadzili pełną dekomunizację, gdyby nie doszło do dzikiej prywatyzacji, gdybyśmy żądali więcej przy Okrągłym Stole, gdybyśmy nie dopuścili do upadku państwowych zakładów, gdybyśmy…, gdybyśmy…, gdybyśmy… . Mali ludzie, którzy w tamtych czasach mieli niewiele do powiedzenia, rozniecają wątpliwości i doskonale rozgrywają fakt, że pozytywne zmiany zwykło się traktować jako „oczywistą oczywistość” i należną psu kość, natomiast wszystkie porażki jako złą wolę a wręcz zdradę elit, które do nich doprowadziły. Bodajże Edward Deming, wybitny praktyk i naukowiec w dziedzinie zarządzania, powiedział kiedyś, że ludzie nie dostrzegają jakości, tylko jej brak. Bardzo szybko przestajemy się cieszyć z możliwości dodzwonienia się w każdej chwili do dowolnego miejsca na świecie, traktując to jako rzecz zupełnie naturalną (kto dziś pamięta „zamawianie” rozmów telefonicznych na poczcie). Jeżeli jednak połączenie zacznie się zrywać, będziemy kląć na czym świat stoi – właśnie na niską jakość.

Dzisiaj okazało się, że opisane zjawisko dotknęło nie tylko Polskę, ale również Wielką Brytanię, która dała się uwieść mirażom o powrocie do świetlanej przeszłości. Kryzys wieku średniego w tym kraju skończył się fatalnie – decyzją o rozwodzie. Co najciekawsze, za Brexitem byli przede wszystkim starsi Anglicy, młodzi w wyraźnej większości popierali pozostanie. Zadecydowało więc myślenie w rodzaju, jacy to kiedyś byliśmy potężni, jaka wspaniała była nasza gospodarka zanim przyjechali tutaj ci hałaśliwi Polacy i dziwnie pachnący Hindusi. W duszach zagrała tęsknota za minioną świetnością, za niewykorzystanymi szansami, za tym, że nie podróżowało się po mongolskim stepie, nie nurkowało na australijskiej rafie.

I nieważne, że połowa z tego to bzdury, że mamy skłonność do idealizowania przeszłości, że bez Polaków, Hindusów i Rumunów gospodarka brytyjska byłaby na poziomie hiszpańskiej, że Tchatcher miała rację zamykając kopalnie i zwalniając tysiące górników, że Wielka Brytania już nigdy nie będzie morską potęgą ani żadną inną. Pragnienie ziszczenia pięknego snu jest zbyt silne. Więc łudzeni przez cwanych manipulatorów zaczynamy wierzyć, że jeszcze wszystko można zmienić, że jeszcze będzie przepięknie, odzyskamy utraconą młodość i będziemy mogli zacząć od nowa. Słowem, czas na „dobrą zmianę”.

Historia pokazuje, że społeczeństwa wielokrotnie ogarniały okresy szaleństwa. Przychodziły one zwłaszcza wtedy, kiedy wydawało się, że historia się kończy, że nadszedł czas ostatecznej stabilizacji. Takim zamrożonym światem wydawała się monarchia austro-węgierska, takim skończonym dziełem wydawała się do niedawna Unia Europejska. Obym miał rację, że wkroczyła ona w kryzys wieku średniego, który zakończy się minimalną liczbą rozwodów. Oby nie okazało się, że to starcza demencja.

Piotr Stokłosa

 

10 komentarzy

  1. andrzej Pokonos 24.06.2016
  2. kolarz 24.06.2016
  3. andrzej Pokonos 24.06.2016
  4. kolarz 24.06.2016
  5. efi 24.06.2016
  6. slawek 25.06.2016
  7. andrzej Pokonos 25.06.2016
  8. kolarz 25.06.2016
  9. andrzej Pokonos 25.06.2016