14.07.2024
Doktor Adam Oczko ginekolog i położnik, po dwu kolejnych dyżurach na oddziale wyszedł ze szpitala ledwie żywy. Już dawno powinien przejść na emeryturę, ale brakuje lekarzy i ordynator prosił, by jeszcze został – pół roku, może rok, zanim zgłosi się ktoś nowy. Jest już po siedemdziesiątce i chętnie by odpoczął. Jednak młodym lekarzom nie w głowie praca na prowincji; po studiach wolą jechać za granicę, niż żyć na zadupiu, np. w Polsce południowo-wschodniej. Kiedy kończył medycynę, obowiązywał nakaz pracy. Kto się od niego uchylał, musiał zwrócić ekwiwalent za wykształcenie. Lekarz „kosztował” wtedy około 150 tysięcy …
Mieszka w garsonierze, niedaleko szpitala i od lat jest sam; żona nie chciała się przenieść z wielkiego miasta. Do pracy idzie przez duży, zadbany park, rankiem zupełnie pusty. Jest koniec maja, krzewy przekwitły, drzewa wykształciły liście, a ptaki śpiewają jak oszalałe… Wiosny nie da się ignorować; usiadł więc na ławce, by posłuchać głosów Natury. Ma nadzieję, że w ten sposób wyjdzie z niego szpital.
Przymknął oczy, ale mózg, zamiast się przestawić na bodźce zewnętrzne, z uporem wraca do starych tematów i obsesji. Doktorowi stale coś się przypomina z dawnych lat, kiedy odbierał porody, wykonywał cesarskie cięcia, usuwał martwe płody, mięśniaki. Wykonywał też aborcje; najczęściej u kobiet, które nie chciały rodzić – z biedy, z konieczności, albo że ‘chłop tak kazał’… W latach osiemdziesiątych sporo było skrobanek; dobrze, że je robiono w szpitalu, a nie u „babki”. Pacjentki aborcyjnego podziemia nie raz trzeba było ratować od śmierci.
Uświadamia sobie, że całe życie zawodowe zeszło mu na oglądaniu kobiecego krocza, określanego fachowo jako żeński narząd rodny. Zawsze podziwiał budowę tego organu, a więc sromy duże i małe, z wargami rozwiniętymi i szczątkowymi, wzgórki łonowe płaskie i wydatne, głębokie i płytkie pochwy, z tyłozgięciem macicy i odchylone do przodu; zwykle przygotowane do badania… No i łechtaczki – u jednych wykształcone i widoczne, u innych ukryte, jakby ze wstydu. Ten organ rozkoszy w pewnych „kulturach i cywilizacjach” jest usuwany wraz z wargami sromowymi, a okaleczone kobiety stają się „maszynami do rodzenia”, którym nic nie pozostało z przyjemności bycia kobietą …
Krocze to brama życia, przez którą przechodzi każdy człowiek. Chyba, że się wykona cesarskie cięcie; ale to nie poród, tylko wyjęcie dziecka z brzucha matki. Robił ich wiele, choć wie, że nie powinien być to zabieg na życzenie, ale medyczna konieczność… Teraz kobiety często domagają się cesarki, by zachować figurę; nie liczą się z dzieckiem, które taki zabieg pozbawia flory bakteryjnej matki.
W pamięci doktora z uporem wraca jeden z przypadków – oto rodzi dwunastolatka, która nie wie, co się z nią dzieje. Dziecko wydaje na świat dziecko i jest w szoku, bo niczego nie rozumie. Na lekcjach religii słyszała o grzechu – nie o macierzyństwie czy rodzicielstwie… Pomagał rodzić kobietom, od których odeszli partnerzy, singielkom, pragnącym mieć kogoś bliskiego, lesbijkom. W ostatnich latach odebrał kilka porodów z in vitro, ale na skórze noworodków nie widział żadnej skazy, przed którą straszą religijni fanatycy.
Medycynę, a potem ginekologię i położnictwo wybrał jeszcze w liceum. Pamięta, kiedy w domu mówiło się o przypadłości jego kochanej Babki, której na starość wypadała macica. Prosta chłopka ciężko pracowała na roli; urodziła dziewięcioro dzieci, z których pięcioro zmarło przedwcześnie. Pozostałe też przeżyła, a nie miał kto się nią zająć; do końca życia nosiła worek między nogami. Dziś nie jest to skomplikowany zabieg, a poza tym we wczesnej fazie dolegliwości zaleca się pacjentkom ćwiczenie mięśni dna miednicy, np. przy pomocy kulek Kegla.
Doktor cieszy się sympatią kobiet; od jednej usłyszał, że to z powodu nazwiska… Ma „oczko” do babskich spraw, co traktuje jako komplement i przejaw zaufania pacjentek. Obserwuje, że są one coraz bardziej świadome swej kobiecości. To niewątpliwa zasługa ruchów feministycznych i kobiecych pism, które obszernie informują o sprawach płci – nie tylko od strony anatomii, ale i satysfakcji seksualnej. Odważne i bezpruderyjne teksty pozwalają kobietom wreszcie poznawać i rozumieć swoje ciało.
Żywa pamięć podsuwa mu przypadek małżeństwa, które przez pięć lat leczyło bezpłodność. Kiedy do niego trafili, zapytał wprost, czy próbowali pozycji „od tyłu”? Byli zmieszani, ale po paru miesiącach przyszli podziękować za ciążę; na świat szykowały się bliźniaki płci męskiej. Ostatnio badał panią po siedemdziesiątce, która przyznała się, że nigdy nie miała orgazmu, a urodziła trójkę dzieci. Odniósł wrażenie, że chciała to wreszcie komuś powiedzieć; zapamiętał jej radosną twarz i wysportowaną sylwetkę… Rok temu odbierał poród dziecka z wadami zespołu Edwardsa; młoda kobieta była spokojna. Nie zdecydowała się na aborcję, bo – jak mówiła – jej babka i matka pierwsze dzieci rodziły kalekie, ale następne były już zdrowe. Chłopczyk, którego miał odebrać, zmarł tuż przed rozwiązaniem; nie męczył się po wyjściu na świat. Natura była dla niego łaskawa – myśli doktor.
Takie seanse pamięci zdarzają mu się coraz częściej… Zanurzony w przeszłości, nie zauważył, że do ławki podeszła ładna Cyganka w średnim wieku; przyjeżdżają tu ze Słowacji i Rumunii. Pewnie chce powróżyć – myśli doktor, ale ona rzuca zalotnie: „Pan, daj dziesiątke, cipku pokaże”… Przez ułamek sekundy nie wie, jak zareagować, ale się zreflektował: „Wczoraj oglądałem trzy, i to za darmo” – odpowiada. Nie wiadomo, czy zrozumiała, ale odchodzi niezadowolona, kołysząc biodrami.
Henryk Brzozowski
Nie wiem czy Autor pisał myśląc o ustawie, która przez głupotę, albo brak roztropności koalicji rządzącej została „uwalona”. W każdym razie to piękny i humanistyczny, ale tez humanitarny tekst mówiący o złożoności spraw związanych z początkiem życia. Jako szkoda, ze to nie doktor Adam Oczko jest pytany o sprawy związane z rozrodczością tylko kasta nieuków, którzy maja w głowie tylko dogmaty.
Tekst trudno uznać za wakacyjny. Autor jak zawsze bardzo wnikliwy, zaskakuje znajomością prezentowanej materii. Tymczasem wokół upalny lipiec (34 stopnie w cieniu), niełatwo zebrać myśli… . Twarze, twarze, nareszcie twarze, wyszeptał do siebie zmęczony ginekolog po wyjściu na ulicę… No cóż, każda profesja ma swoją specyfikę. Niewątpliwie inne wspomnienia towarzyszą pilotowi szybowca, księgowemu czy hydraulikowi. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że bohater artykułu był zbyt surowy dla Cyganki; przecież jedna “fotka” więcej jakoś zmieściłaby się między setkami innych, a dziewczyna potrzebowała grosza. W końcu doktor nie był… proktologiem.
Idąc tropem Makarego, że “każda profesja ma swoją specyfikę”, przypominam stary dowcip. Po upojnej nocy sylwestrowej zmęczona dziewczyna siada na krześle, patrzy na swoje nogi, kladzie ręce na kolanach i mówi: “nareszcie razem”…
Specjalista ginekolog to najwłaściwsza osoba odpowiedzialna za wypowiedzi dotyczące najistotniejszych stron życia człowieka, jakimi są rozmnażanie i posiadanie potomstwa. Pan Henryk za to tworzy fascynującą opowieść, a w niej naukowe i racjonalne podejście do tematu – fizjologia człowieka, profesjonalne życie lekarza, problemy, dylematy, chwila ucieczki i refleksji… Obu panom wielkie dzięki za ten przekaz.
Świetny tekst – oddający jak w pigułce szereg problemów – począwszy od rudymentarnych dla gatunku homo sapiens, ewolucji poglądów na zagadnienia zdrowia i dobrostanu kobiet, przez kwestie ciemnoty polityków i ich wyborców, skończywszy na refleksjach starego lekarza wyjaśniających więcej niż długie opowiadanie o historii kołtuństwa polskiego. Jak to dobrze, że istnieje wielka literatura w takich „zwyczajnych”, krótkich formach !
*
W zeszłym roku w sierpniu byłem u licealnego kolegi na wsi, w okolicach Gorlic, który jest tam lekarzem od wczesnych lat 70-tych. Co prawda nie ginekologiem a chirurgiem, jednak jego opowiadanie o pracy bardzo przypomina tę historię z artykułu. Zawodowa historia lekarza ciekawa – zakończona w sposób wymuszony – wykryciem nowotworu. Gdyby nie to raczysko pewnie pan doktor pracowałby po kres swoich dni…
Nie wiem, co bardziej podziwiać; klimat opowiadania, znajomość materii, czy piękną polszczyznę?
Zostaję przy wszystkich trzech.
Gdzieś niedawno czytałem (słyszałem), że polskie nastolatki, zwłaszcza na prowincji cierpią na ‘wykluczenie menstruacyjne’, tzn. nie mają pieniędzy na podpaski, a czasem nawet nie wiedzą, dlaczego się poplamiły. Nie ma lekcji higieny, ale są dwie godziny religii, gdzie się dowiadują, że kobieta, która urodziła jest ‘nieczysta’ przez miesiąc czy dwa… (Stary Testament)
To współczesne uzupełnienie dziejów ciemnoty w Polsce. Wykluczenie umysłowe a zatem i cywilizacyjne.