Rządowy projekt ustawy skierowany do Sejmu
No Description
W czasie rządów PO+PSL procent wydatków na B+R w stosunku do PKB wzrósł niemal dwukrotnie, co mogłoby być przedmiotem dumy i chwały, gdyby nie dwie wątpliwości, którymi dzielę się poniżej.
Po pierwsze primo, na ile ten wzrost był spowodowany dopływem środków unijnych? Ze Strukturalnych Funduszy Europejskich zbudowano dziesiątki nowych laboratoriów, polski synchrotron, zakupiono setki nowych urządzeń do badań naukowych. Wydano ładnych kilka miliardów złotych, co najprawdopodobniej jest pierwszą przyczyną wzrostu opisywanego procentu.
Przy okazji warto zauważyć, że zbudowanie nowych laboratoriów bez zapewnienia finansowania ich wykorzystania to wyrzucenie pieniędzy europejskiego podatnika w błoto. Na razie pieniędzy z budżetu państwa na badania naukowe nie przybywa: ciągle wynosi to ok. 7 mld zł, co stanowi ok. 0,4% PKB. Czyli mniej więcej tyle samo, co 10 lat temu.
Wzrost finansowania B+R to z jednej strony fundusze unijne, ale z drugiej strony możemy pochwalić się znaczącym wzrostem nakładów na B+R w przedsiębiorstwach. Byłoby wspaniale, gdyby nie druga wątpliwość:
Po drugie primo, co oznacza B+R (innowacyjność) w przedsiębiorstwach?
Każdy się zgodzi, że badania nad sztucznym półprzewodnikowym okiem połączonym z mózgiem komórkami nerwowymi sokoła to działalność B+R. Czy jednak opracowanie nowego opakowania jogurtu z wypustką z lewej strony, to działalność B+R? Raczej nie. To usprawnienie, nawet jeżeli spowoduje wzrost sprzedaży jogurtu o 5%.
Pytanie, kto ma oceniać, co jest B+R, a co nie jest?
W przypadku instytucji akademickich recenzenci w Narodowym Centrum Nauki (NCN) i Narodowym Centrum Badań i Rozwoju (NCBiR) decydują, co jest innowacyjne, a co nie, i albo przyznają finansowanie grantu, albo nie przyznają.
W przypadku przedsiębiorstw, decyzję taką podejmuje sam zarząd i bardzo się boję, że większość działań B+R w przedsiębiorstwach przypomina bardziej te dotyczące opakowań jogurtu, niż sztucznego oka.
Dlaczego tak sądzę? Ano dlatego, że firmy typu PESA, czy Solaris, są jeszcze zbyt małe, żeby inwestować naprawdę duże pieniądze. Przykładowo, firma Volkswagen przy przychodach 200 mld Eur (10 mln samochodów rocznie) na B+R wydaje ok. 7 mld Euro (2 razy więcej niż cała Polska na B+R). Firma Solaris przy przychodach ok. 0,5 mld Eur (1800 autobusów rocznie) wydaje na B+R raptem kilkanaście milionów Eur. Małe jest podobno piękne, ale mały po prostu nie ma kasy na badania.
Rząd obecny, kontynuując obietnice poprzedniego, deklaruje 1,7% PKB na B+R w roku 2020. Bardzo się boję, że wzrost ten głównie będzie w przedsiębiorstwach, które opracują nowe opakowania, nowe kolory swoich wyrobów, czy nowe sposoby ewidencjonowania czegoś tam. Żadnego prawdziwego high-tech’u, bo na takowy potrzeba… Czegoo potrzeba? To będzie na końcu tej notki.
Proponowane zwiększone ulgi podatkowe dla przedsiębiorstw faktycznie mogą doprowadzić do tego, że zarządy wielu firm szybko zaszeregują duży procent swojej działalności jako B+R i 1,7% w 2020 stanie się faktem. Problem w tym, że stanie się to tylko na papierze. Polska gospodarka oczywiście zyska, jeżeli wprowadzone zostanie wiele małych usprawnień, ale naprawdę dobrze zarabiać można jedynie na high-tech’u na najwyższym poziomie.
Ktoś spyta, czy nie można byłoby polskich przedsiębiorców wpuścić do nowych laboratoriów zbudowanych za pieniądze unijne. Przykro mi, ale laboratoria te nijak się mają do polskich przedsiębiorstw. Może Siemens, Samsung, czy Pfeizer mogłyby je wykorzystać, ale takie firmy mają swoje laboratoria, jeszcze lepsze.
Ktoś inny zaś może powtórzyć frazes, że szuflady polskich naukowców są pełne wspaniałych wynalazków, tylko nikt się nimi nie interesuje. Wystarczy więc te szuflady otworzyć i wdrożyć te wynalazki do produkcji. Niestety, szuflady są puste. Wystarczy spytać Przedsiębiorców — entuzjastów nowych technologii, którzy chodzą po instytutach i uczelniach i zaglądają do tych szuflad.
Co mamy więc zrobić? Usiąść i płakać?
W żadnym przypadku. Można zastanowić się nad tym, czy przypadkiem Hazelhard nie ma racji, proponując poniżej kilka pomysłów (na początek) na innowacyjność w Polsce.
Po pierwsze primo, namawiam wszystkich Polityków, aby pojęli, że nie ma cudownej metody, abyśmy w ciągu 3-5 lat stworzyli w Polsce innowacyjną gospodarkę. Jest to proces na lat 10, 20, albo i 30. Dlatego namawiam wszystkie partie polityczne, aby stworzyły program ponad podziałami, który byłby realizowany niezależnie, czy rządzi PiS, czy PO, czy Nowoczesna (innych opcji na razie nie widać!).
Najważniejsze punkty takiego programu byłyby następujące:
- Zidentyfikowane zostałoby 5-10 obszarów high-tech’u, w którym możemy mieć szansę na wygraną ze światem. Na więcej programów nas po prostu nie stać.
- Polskie czebole (KGHM, Orlen, Grupa Azoty) zostałyby zobligowane do zorganizowania produkcji w zidentyfikowanych obszarach przy sporym wsparciu budżetowym. Tylko takie firmy mają wystarczające fundusze, a przykład sukcesu Korei Południowej (Samsung, Kia, LG, i inne) wskazuje, że jest to droga możliwa przeskoku z państwa biednego do bogatego, a bogactwo to zostało zbudowane dzięki najnowocześniejszym technologiom.
- Do zarządów tych polskich czeboli powoływani byliby wyłącznie ludzie, którzy mają wizję rozwoju polskiego high-tech’u. Kto miałby to sprawdzać? Ano, na szczęście są jeszcze w Polskiej Akademii Nauk i na uczelniach ludzie, którzy mogą to zrobić, tak jak sprawdzają innowacyjność projektów naukowców. „Kupno” kilku emerytowanych Niemców, czy Anglików, którzy mogliby doradzić, też nie przekracza możliwości finansowych polskiego państwa.
- Instytucje akademickie dostałyby fundusze na „kupno” naukowców „z najwyższej półki” — niestety, przy okazji, degradując wielu obecnych polskich profesorów, którzy uczą studentów nie tego, co będzie za 10 lat, tylko tego, co było dawno temu. Mamy kilku wspaniałych naukowców w Polsce, ale jest ich bardzo, bardzo mało. Pozycja naszych uczelni w rankingach to potwierdza. Jedyną szybką metodą na zmianę tego stanu rzeczy to sprowadzenie paru Noblistów i prawie-noblistów od różnych technologii do naszego kraju.
- W szkołach zwiększono by co najmniej dwukrotnie liczbę lekcji matematyki, fizyki, chemii i biologii, zmieniając polską szkołę z „rozwiązującej testy”, na „zadającą pytania”. Niech nie zmylą nas testy PISA. Sprawdzić poziom polskiego maturzysty łatwo sprawdzić organizując próbną maturę z matematyki, dając zadania z roku 1980.
Podobnie, jak od mieszania herbata bez cukru nie zrobi się słodsza, tak polska gospodarka nie stanie się innowacyjna od samych zmian legislacyjnych. Potrzeba przede wszystkim uczciwej dyskusji na temat wprowadzenia prawdziwego high-tech’u w Polsce. Dyskusji, która doprowadzi do consensusu wszystkich partii politycznych, przedsiębiorców, naukowców, nauczycieli, i stworzenia programu, który z żelazną konsekwencją by był realizowany przez najbliżej 20 lat.
Opowiadanie polityków, że uczynią polską gospodarkę innowacyjną za pomocą kilkudziesięciu nowych ustaw, jest równie logiczne, jakby ktoś proponował, że uczyni za pomocą ulg podatkowych z polskich klubów piłkarskich potęgi w stylu Realu, czy Bayernu.
Trzeba też pamiętać, że działalność high-tech jest obarczona dużym ryzykiem. Można łatwo wydać miliardy złotych, i nic z tego nie mieć. Dlatego wybierając te 5-10 obszarów strategicznych, należy się spodziewać, że spośród nich zaledwie jeden, albo dwa, naprawdę przyniesie rozkwit gospodarczy. Dlatego też tak ważne jest nastawienie ministrów, dyrektorów, naukowców. Wszyscy ci, którzy biorą udział w tworzeniu high-tech’u nie mogą się bać podejmowania ryzyka. Bez niego żaden high-tech w Polsce nie powstanie, a niestety, mamy w Polsce postępującą eskalację strachu przed oskarżeniem, że się niewłaściwie wydało tysiąc złotych. To jest „killing factor”, o którym nie można zapominać.
Hazelhard
ulgi niekoniecznie można wprowadzać a priori, redukcja efektywnej stawki może być warunkowana rezultatem, dużym firmom pomaga zwykle stabilność horyzontu inwestycyjnego.
Czy jest kraj, który przeszedł proponowaną drogę w 5 punktach czy jest to pomysł oryginalny?
Jeżeli jest to co z nasladowcami, jezeli nie, to dlaczego nie.
Czy Polska jest wystarczająco podobna do Korei?
Co spowoduje że pieniadze wrzucone w branże wytypowane, nagle nie rozejdą się jak zwykle?
może nie być wystarczająco podobna, przypadkiem rozmawiałem niedawno z przedsiębiorcą z Norwegii, działalność innowacyjna, m.in. R&D dotyczące katalizy w przemyśle energetycznym, Norweskie fundusze pomocowe stworzyły opłacalność takich inwestycji w Polsce, outsourcing zleceń eksperckich na polskich uczelniach skwitował tak, że zaczęliśmy rozmwawiać o okolicznościach przyrody. Istnieje całkiem poważna baza w postaci różnych parków technologicznych, recepta na początek wydawałaby się prosta, studium efektywności inwestycji, stworzenie zagranicznym firmom konkurencyjnych warunków inwestycji w outsourcing R&D w istniejącej bazie badawczej, i za pięć lat znowu studium efektywności inwestycji, wyjdzie znacznie lepiej. Nie wiem czy zatrudnianie noblistów jest dobrym pomysłem, ja jakbym dostał taką nagrodę to bym sobie kupił jacht i w instytucie listę przez telefon podpisywał, poza tym myślę sobie, że na przykład dla fizyka doświadczalnego liczyłyby się zespoły w którym mogliby pracować.
Ale ja zrozumiałem z zagajenia że to jest plan uczynienia nas rozdającymi wybranych branż i to jest piękne choć utopijne marzenie.
kiedyś byłem na jakiejś konferencji z uniwersytecką pogadanką, przysiadł się potem rodak, chyba z Intela, w każdym razie komentarz dotyczył tzw. GMRu, zawory spinowe itp, powiedział co sobie zapamiętałem, że oni zwykle nawet o kilka lat wyprzedzają to R które tutaj znajduje rozwinięcie w komunikowanych parametrach określających możliwe D, przyjeżdzają wyłącznie żeby przyglądnąć się nowym pomysłom, potem do swojego labu i praca, rzecz ze Stanów i komentowana wtedy różnica dotyczyła porównania z dobrymi uniwersytetami, zapamiętałem i wierzę, jednak to autor notatki zna się o wiele lepiej, także praktycznie, na zaawansowanych technologiach półprzewodnikowych, więc jego komentarz jest o wiele ważniejszy, ja sobie tylko myślę, że gdyby Intel się nami interesował nie byłoby źle.
Wojtku, logicznie rzecz biorąc, masz rację. Ale ja piszę teksty w dużej mierze “pod Petru” :-).
Poznałem czterech Noblistów osobiście: Von Klitzing, Akasaki, Amano, Nakamura. Dla wszystkich Nagroda Nobla była impulsem do jeszcze intensywniejszej pracy naukowej!
ja poznałem jedynie dwóch ale za to rozmawiałem jeszcze z trzema innymi, chociaż krótko ale i tak to razem pięciu ! , ale ja nawet IgNobla nie dostanę także nie ma się co martwić żebym popsuł statystykę
W Korei Płd czuję się jak w domu. My jesteśmy pomiędzy Rosją a Niemcami, Oni pomiędzy Japonią i Chinami. Oprócz Korei, jedynym krajem, który przeskoczył z biedy do cywilizacji jest Finlandia, ale tam fenomen Nokii jest dla mnie cudem, który w Polsce raczej nie może się zdarzyć.
Gospodarki innowacyjnej nie da się zadeklarować czy kupić. Może to zrobić odpowiednia ilość ludzi z własnej woli, poczucia obowiazku i przyjemności. W Polsce jest ich zbyt mało.
W kraju, w którym na czele armii stoi rosyjski agent wspomagany przez technika farmaceutycznego, nie może być nowoczesnej technologii. I to nawet nie dlatego, ze agent robi, co może, żeby zepsuć. To oczywiście tez. Jednak społeczeństwo, które nawet nie zauważyło, ze kraj jest właśnie podbijany przez sąsiada, nie będzie także w stanie zrozumieć, do czego służy technologia i dlaczego jest ważniejsza od kadzidła. W takim społeczeństwie można stawiać pomniki i pisać wiersze, a nie budować układy scalone.
.
Wystarczy popatrzeć na poczet polskich noblistów, żeby zauważyć, w czym Polacy przodują: w laniu wody pięknymi strofami. Natomiast w naukach ścisłych posucha. To nie tylko brak pieniędzy. To także, a może przede wszystkim, zakutopałowatość otoczenia, w którym przychodzi działać naukowcom.
Wojtku, logicznie rzecz biorąc, masz rację. Ale ja piszę teksty w dużej mierze “pod Petru” :-).
„pod Petru”?
Czy on to czyta? Czy posłałeś mu kopie na adres e-mailowy Sejmu?
Nie muszę. Jestem członkiem partii Nowoczesna 🙂 i moje teksty czytają Ci, co powinni.