Ale ja w zasadzie nie o tych maluczkich drewnolubnych. Nie mam wiedzy, by wkraczać w ekologiczne kompetencje piszącego na łamach SO o zagadnieniach środowiska naturalnego Piotra Topińskiego, tylko okiem satyryka, jak Dawid kamykiem w Goliata, rzucę we wszechnarodowego przeciwnika. I choć ja również w trosce o środowisko, to o inne i kornikach znacznie większych, dwunożnych, co na czyjś wzór i podobieństwo, czyli o… kornidłach. Pozostając wszakże w opisywaniu przy formie malutkiej, bo pomimo słusznej postury takimi one są w rzeczywistości. Gatunek ten, choć już sam w sobie nikczemny, różne jednak zawiera odmiany związane z nieprzydatnością społeczną. Toteż dla łatwiejszego rozróżnienia, no bo kornik duży czy mały, toczka w toczkę taki sam, obdarzyłem je ksywkami wskazującymi tytuł lub specjalizację.
Najnowszym polskim trendem jest wręczanie na — już nie na lewo (tu raczej chcą odbierać i degradować), lecz wyłącznie na prawo wszelkich nominacji, tytułów, medali i innych form wyróżnień, pieniężnych nie wykluczając. Obmyśliłem sobie tedy ustanowić tytuł Zasłużony Kornik Tysiąclecia. Ponieważ tytuł jest jeden, zasługujących masa, a ja się waham, przeto postanowiłem wybór nominanta powierzyć w ręce Szanownych Czytelników. A krótkie tego uzasadnienie będzie mile widziane.
Z racji pełnionej funkcji, oraz związanej z nią nałożonej odpowiedzialności, wypada w pierwszej kolejności uwzględnić kornika prowadzącego, którym jest odpowiedzialny za środowisko drzewom naturalne kornik ekolożek. Jak cała ta nasza prawa półkula, zapatrzony on był pewnie przez ostatnie tygodnie na półkulę — tfu! — lewą, gdzie trwał przebojowy marsz do zwycięstwa amerykańskiego (i naszego, no bo dobrozmianowego) idola. A że istotna różnica czasu i równolegle praca na trzecią zmianę, więc i wzrok umęczony omstrumpił mu się był lądując aż na południe od równika, na nadamazońskim obszarem. A tam przecie praca korników nad upustynnianiem megaregionu i odozonowywaniem atmosfery wre w najlepsze. I spodobało mu się to z werwą pracowanie. I postanowił skorzystać z doświadczeń. I właśnie powiela tu.
Za przyzwoleniem nadkorniczki, oczywiście, bowiem hierarchia w świecie korników — rzecz święta. Bezwolnym jednak przyzwoleniem, bo co ona, bidula, może innego na tym stanowisku, oprócz cichego przyzwalania i pomrukiwania, niekiedy niezbyt udanego upominającego pisku przerażenia, mając nad sobą ojca chrzestnego kornikowyżerki, bezwzględnego kornika wszystkich korników? Siedzi on gdzieś, udając prostego sznurkowego, w kierowniczej kornikowej dziupli, nie znając pozadziuplowego świata, i pociąga za sznurki. A ma ich tyle, że nie dość, że mu się plączą, to omotują go coraz bardziej i niedługo już pewnie w gacie narobi z bezsilności, a może nawet i strachu o własną wegetację.
Wśród pierwszoplanowych osób kornikodramy jest jeszcze kornik reprezentacyjny. Ale ani on ci prezencji nie ma przyzwoitej, ani niczego i nikogo w zasadzie nie reprezentuje, więc realnie jest fiszką jedynie półprzezroczystą. I pomimo że czasem wysmaży jakiegoś knota niemedialnego, jego wartość w rodzinie bliska zeru.
Poza wierchuszką zatłoczona, jak Marszałkowska w godzinach szczytu, egzekutywa. O różnej, nieraz egzotycznej kolorystyce.
Bardzo ważny, zasłużony i utytułowany – kornik wojaczek. Drąży kanały nie tylko w obronności i wojskowości, ale i psychice ogółu stwarzając pozory totalnego zagrożenia i spiskowania, w efekcie zaś niepewności i lęku, co też ochoczo wykorzystuje do forsowania własnych antykoncepcji w podległym resorcie.
Kornik jurystek. Ten, azymutem wykreślonym przez wojaczka i własnymi wywęszeniami, idzie z armią podległych mu skundleńców każdym tropem, nawet tym, którego najtęższe psie węchy już nie wyczuwają. Przygotowuje też ogrom wyrafinowanych paragrafów, by nie rozkraczyć się nieefektywnością po dostarczeniu mu nawet Bogu ducha winnego delikwenta.
Od efektownej współpracy z jurystkiem jest kornik pałeczka. W czasie wolnym po odpowiedzialnej służbie zajmuje się ochoczo utrzymywaniem nieporządku społecznego. Ma cudowne szkła niekontaktowe powiększające i mnożące to, co po jego myśli, zniekształcające, czemu niechętny. Dzięki temu darowi jest przez czubek góry czule łechtany w spłaszczoną ambicję.
Kornik medyczek. Leczy. Z założenia. Lecz trochę tak na niby, bowiem zapadalność wśród korników na niezmiennym poziomie, a wprowadzane i planowane innowacje mogą ten stan w zasadzie tylko pogłębić. Przemęczony ekwilibrystyką. Wymaga, jak myśli: odpoczęcia aż do śmierci. Ze skutkiem pozytywnym leczy bez problemu swoje aktywa.
Korniczka belferka. Posiadaczka nieoficjalnego tytułu szkodnika przyszłości. Wyłącznie od straszenia dziatwy niewydolnością pnia. Swego mózgu.
Nadzwyczaj ruchliwe korniki pisarczyki. Wyjątkowo utalentowane. I takież szkodliwe ze względu na zasięg powodowanych przez nie szkód. Piszą, piszą, piszą… Dzień i noc. Z sensem własnym i nawet bez niego, używając do procesu pisania wszystkich części ciała. Znajdują posłuch głównie wśród swoich, również wszystkimi częściami ciała odbierających. Duża tu konfliktowość na linii nadawca-odbiorca w związku z trudnościami dostrojenia percepcji.
Opierając się na takich asach, stosując blef za blefem i nie poddając się sprawdzaniom, żyjąca w ciemnościach Kornikolandia ma się dobrze z zagwarantowanym bytem dla jednego pokolenia.
I już na koniec korniki specjalnego przeznaczenia. Kornikiewicze. Wypierdki dzięcioła. Od przyjmowania zaszczytów i honorów a nieprzyjmowania humoru na własny temat. Nic innego nie potrafią, jako gaz lżejszy od powietrza, jak tylko unosić się leniwie od drzewa do drzewa w poszukiwaniu łatwego papu. By w końcu, dzięki sprzyjającym wiatrom, osiąść gdzieś w górnych warstwach powiększając tym dziurę. Budżetową.
Tak to — gdzie spojrzysz, człowieku, wokół same korniki. Niezmordowanie ryją, kanalikują, przetrawiają, doprowadzając żywiciela do wysuszenia, rozchwiania i upadłości. Pasożyty. Ale nie drukarze. Bo nawet pełnoprawnych werdyktów nie chcą drukować, a w eter idzie ilość takiej szmiry, że głowa boli. I nóż w kieszeni.
Czemu tak to wszystko dziwne? — uzwojona publika zachodzi w głowę. Im. A tam luz bezgraniczny…
No — a co robi kornik oprócz tego, że żre drewno bez opamiętania i podobnie się rozmnaża? Zostawia za sobą — i tu wersja dla pruderyjnej prasy — jedynie g..no. No i mamy co mamy.
Postscriptum
Zgłoszenia, opinie i komentarze proszę słać via Berdyczów, gdyż jako nieodrodny syn swego Narodu, jestem zapracowanym kornikiem budowlanym, działającym dodatkowo w konspiracji nad dobrexitowaniem Albionu, więc na medialne fanaberie najzwyczajniej nie mam czasu.
WaszeR Londyński