Gdy widzę te miny, gdy słyszę tę modulację głosu, gdy słyszę te pełne dramatyzmu pauzy (oczekiwanie na brawa, które się nie rozlegają…) mam jedno słowo — błazenada.
BŁAZENADA.
Nie jest wszak idiotą; rozumie co znaczą owacje na stojąco dla Prezesa Trybunału Konstytucyjnego i mizerne oklaski, które musiał wspomagać prowadzący, dla niego samego. Słyszy, jakim określeniem witają go suwereni – tak, suwereni! obywatele! Polacy! – w różnych miastach Polski. To jednak nie jest człowiek szczelnie odgrodzony od świata armią wasali, pochlebców i sługusów, którzy mówią mu wyłącznie to, co chce usłyszeć. On wie. I niech wie.
Nie można pozwolić mu zapomnieć.
Coraz bardziej błazeńskie miny, czy nerwowe powtarzanie jakiegoś słowa muszą pokrywać permanentny stres.
Miało być pięknie, a okazało się, że prezydentura to nie jest tylko przemawianie do swoich zwolenników o dojnej zmianie i łaskawe kiwanie główką, gdy się od nich otrzymuje brawa.
Prezydentura to nie jest tylko wizytowanie kościołów i uczestnictwo w uroczystościach religijnych.
Prezydentura to nie jest uświetnianie swoją obecnością gali brukowców, a nieobecność na koncercie w Filharmonii, gdzie się łaskawie przesyła liścik do odczytania.
„Andrzej Duda jest prezydentem wszystkich Polaków. Zrobię wszystko, by podziałów nie było.” – to słyszeliśmy ponad rok temu.
A jak jest naprawdę?
W rzeczywistości mamy za prezydenta figuranta, marionetkę, posłusznego i bezwolnego, narzędzie do podpisywania tego, co mu się wskaże. De facto nie mamy prezydenta. Mamy bardzo słabego aktora, który odgrywa żenujące monodramy kompromitując nie tylko urząd, nie tylko siebie, ale przede wszystkim Polskę.
Skalę tej żenady trudno opisać.
Polska nie składa się wyłącznie z tych osób do których przemawia pan, o którym piszę, i nie składa się wyłącznie z elektoratu partii miłościwie nam panującego Naczelnika. (Choć oczywiście tak by było najlepiej, ale pomysł z deportacją chyba się nie przyjmie…).
A demokracja nie oznacza, że można słuchać i liczyć się tylko ze swoimi wyborcami, resztę lekceważąc, poniżając, lżąc.
Jeśli partii rządzącej wydaje się, że „zrobi z nami porządek”, że wystraszymy się zakazu demonstrowania, że będziemy obawiać się mówić głośno to co myślimy w obawie przed represjami, że pogodzimy się z niszczeniem Trybunału Konstytucyjnego, że przyzwyczaimy się w końcu do demolowania prawa w Polsce, że będziemy spokojnie przyglądać się jak się doprowadza nasz kraj do prawdziwej RUINY… to się potwornie myli.
Jesteśmy wolnymi ludźmi i nie pozwolimy ani na odebranie sobie tej wolności, ani na zduszenie demokracji.
Niech porzucą złudzenia, że się zmęczymy, znużymy, że ciepły fotel i emigracja wewnętrzna… Zmęczenie jest, ale potrzeba wolności, równości, solidarności, demokracji są silniejsze.
Wywalczyliśmy sobie je kiedyś mając dużo większego i silniejszego przeciwnika – obronimy i dzisiaj.
Szczególnie dziś, gdy za przeciwników mamy niekompetentnych, za to posłusznych karierowiczów i rzeszę zwyczajnych tumanów. Oraz…
Anna Izabela Nowak
Obawiam się, że nie docenia Pani przeciwnika. A jest nim nie jakiś pajac postawiony na wysokim stołku, ale Pani sąsiadka. Z nią nie tak łatwo wygrać.
Prezydent wszystkich obszczypłotów…
czemu aż tak? zwykłych dudków prezydentem jest duży duda. Ale ich rzesza jest, niestety spora. I ten nasz Kościółek, co daje aprobatę, jak kiedyś wszystkim władcom, jeśli akurat nie próbowali się kosztem niezbywalnej czarnej kasy wzbogacić.
Najbardziej mnie śmieszą te modulacje i zmiany tembru głosu oraz szybkości wymawiania różnych bzdur w zależnosci od widowni. Te histeryczne bojowe wrzaski gdy przemawia do wojska pod czujnym okiem Antosia i te aktorskie udawanie naukowca, prawnika i intelektualisty, na spotkaniu z adwokatami ( prawdopodobnie marzy o tym ze jak już minie kilkanaście lat po przegranym procesie przed Trybunałem Stanu uda mu sie wstąpic do palestry ;-)))))
No a aktorstwo żywcem z programów telewizyjnych np “Słoiki” ” Dlaczego ja” i “Najważniejszy dzien mojego życia’
Brawo On !!!!
Ale za to jaki niezłomny!
Bardziej do J.LUK-a, niż do Autorki…
Myślę, że z tymi “sąsiadkami” nie jest aż tak źle. Mieszkam w dość dużym osiedlu, rozbudowanym ok . 40 lat temu. Dzisiaj zamieszkałym przez ogromną większość 60- i 70-ciolatków. Po każdych wyborach obchodzę okoliczne lokale wyborcze i czytam wyniki. Zawsze pis miał ponad dwukrotnie mniej głosów niż PO. Nawet w ostatnich, gdy część osób głosowała na Nowoczesną. Mam więc powód, by do moich sąsiadek/ów odnosić się z uśmiechem i życzliwością.
A Autorka – moim zdaniem – jest zbyt łaskawa dla tego pozera i kabotyna. Ja pozbyłem się wszelkich złudzeń, że on coś wie i rozumie, gdy przed kamerą pokazywał hasło dostępu do podpisu elektronicznego prezydenta.
Drogi panie! Słowo “sąsiadka” użyte zostało w przenośni. Co zaś do liczenia głosów, to jak to było? PiS sam się wybrał? Ankieterzy zbierają głosy poparcia tylko wśród zwolenników PiS?
Na wczorajszym (bodaj) lokalnym kongresie partii Sellin był zachwycony – w ostatnich 4 latach liczba członków ich partii wzrosła dwukrotnie. To kto się do niej zapisał? Nie nasi sąsiedzi?
J. LUK
Jeszcze tylko tego by brakowało, bym właśnie z Panem zaczął się spierać!
Przecież ja też, nie bez powodu, dla pierwszej “Sąsiadki” użyłem cudzysłowu. Później pisałem już tylko o moim “haimacie”, bo chciałem się zwyczajnie, po prostu pochwalić moimi sąsiadkami. “Panie Zosie z kiosku Ruchu” u nas zniknęły razem z kioskami. (Rozumiem, że zamknęli i rozebrali tylko kioski.)
Postawił Pan kilka pytań, wiem, że retorycznych, ale akurat w tych kwestiach zdanie mam wyrobione. Przy tej ordynacji wyborczej pisowi wystarczyło te 18,7%, bo zdołali zohydzić głównego konkurenta i tym samym rozproszyć całą resztę sceny politycznej. Nie musieli powtarzać liczenia aż do skutku, jak w niektórych komisjach sejmowych, albo teraz w trzech stanach, gdzie nie wygrała Clinton.
Absolutnie nie wierzę w rzetelność badań ankietowych, zwłaszcza dotyczących sfery polityki. (Pamięta Pan , jak w r. 1989 Urban martwił się, czy aby ich zwycięstwo wyborcze nie będzie zbyt przytłaczające?)
A Sellin niech się cieszy na pokaz. Dopóki ich partia – czyli liczba członków – rośnie z, powiedzmy, 20 tys. do rzędu 40 tys., czyli znacznie mniej niż glosujących sympatyków i robiących na złość innym, dopóty nie mam powodu do dodatkowych obaw. Przy obecnym stanie posiadania już są w stanie popełnić każde łajdactwo. Ale jeśli ogłoszą akcję w rodzaju: “Dobra zmiana tylko dla członków pisu”…?
Moim zdaniem nie warto demonizować “sąsiadek”. One były, są i będą w przeszłości. Permanentna praca na rzecz ich świadomości społecznej, a w szczególności konsekwencji dokonywanych wyborów jest oczywista, niezbędna, ale ma niewielkie szanse na trwałe zmiany postaw. To nie PiS wygrał a PO przegrała. Przegrała głosami świadomych wyborców, którzy widzieli że większość problemów społecznych zamiatanych jest pod dywan. Podobnie to Komorowski przegrał a nie, jak błędnie sądzimy, wygrał Duda. W kolejnym obrocie wyborczym czeka nas poważna zmiana – warto współtworzyć alternatywę polityczną dla dobrej zmiany i p.o. “prezydęta”.
Dopóki nie poznamy, jaki procent wyborców udał się do urn zaraz po agitacji kościelnej i dlaczego PKW pozwalała na taką bezkarność wybranym podmiotom, nie przekona mnie nikt, że 3,1% wygranych głosów Dudy nie powstało w wyniku czynu zabronionego (w demokratycznym świeckim państwie). Nie bronię PO, w szczególności ich kampanii, ale o tym drobiazgu nie zapominajmy. Metoda strusia jest dziecinna.
Jest pewne , ze bez poparcia Dudy i PIS z ambon polskich kosciolow , Duda by nie wygral a PIS ( Kaczynski) nie rzadzil by samodzielnie….Oczywiscie ( co teraz widzimy ) to poparcie nie bylo za Bog zaplac…
Przeczytałem wywiad z rodzicami prezydenta Dudy. Wszystko jasne. Facet jeszcze nie zbuntował się przeciwko rodzicom (zachowując miłość do nich, bo buntujemy się, ale kochamy). To ciągle dzieciuch, szczeniak, niesamodzielny, trzymający się spódnicy – matki, żony, prezesa.
Nie mogę sobie odmówić przyjemności podzielenia się z Czytelnikami kawałkiem tortu. Smacznego!
Podobno Doda w ten sposób chciała uświadomić Du*ie podział naszego społeczeństwa. Pionowy.