Mam sposobność wyrażania tu swoich poglądów zaledwie od roku, nie będę się więc wymądrzał i bawił w uogólnienia. Muszę zresztą wyznać, że większość mych wypowiedzi brała się po prostu z potrzeby ulżenia sobie (dixi et salvavi animam meam), z chęci nazwania rzeczy po imieniu i wyrzucenia z siebie niedobrych emocji.
Od jakiegoś czasu chodzi mi jednak po głowie myśl, że zamiast wymieniać się tymi samymi wciąż „odkryciami” (mówienie np. o społecznych podziałach jest już czystym banałem, za to potwierdza i utrwala same te podziały: słowa nie tylko „mówią”, lecz także „czynią”), zamiast umacniać się w swych opiniach i pozwalać na przyprawianie sobie „gęby” przez politycznych wandali, byłoby lepiej skupić się na czymś innym, własnym. Na robocie intelektualnej obejmującej rzeczy nie wynikające wprost z istnienia obecnej władzy.
Chodzi mi o to, by zapomnieć o Kaczyńskim. Ominąć go. Zignorować jego istnienie. Nie godzić się na to, by ta złowroga i komiczna figura zaprzątała niezmiennie uwagę. By stawał się bohaterem publicznych i prywatnych wypowiedzi, i by wzmacnianą w ten sposób obecnością odciskał piętno na rzeczywistości społecznej. Przypuszczam, że skupianie na sobie uwagi – nieważne nawet, wrogiej czy życzliwej – jest mu potrzebne psychologicznie i stanowi impuls do rozgrywania kolejnych partii politycznych warcabów (do szachów nie dorósł).
Z dawnych zajęć z logiki pamiętam o dwóch rodzajach przeciwieństw: kontradyktorycznych i kontraryjnych. Pierwsze opierają się na sprzeczności zupełnej: [A] – [nie-A], drugie na wyłączaniu: [A] – [B]. Praktyczny problem polega na tym, że dychotomiczna, oparta na całkowitym zaprzeczeniu odmienność kontradyktoryczna, ma charakter odmienności pozornej. Zwrot o sto osiemdziesiąt stopni oznacza pozostawanie na tej samej drodze myślowej, używanie tego samego języka, poruszanie tych samych kwestii itp. [A] i [nie-A] to zawsze [A], co teraz znaczy: zawsze Kaczyński. Szkoda na to czasu.
O trwających od roku pisowskich rządach powiedziano wystarczająco wiele. Ta partia pokazała wszystko, na co ją stać, wyjawiła swą bolszewicką gramatykę polityczną. Teraz może już tylko przykręcać lub odkręcać śruby w zainstalowanych bądź czekających na zainstalowanie narzędziach. Pisowskie osiągnięcia skrupulatnie wyliczył w „Wyborczej” Piotr Stasiński. Wskazywał m.in. na dewastację ustroju państwa (łamanie Konstytucji, zniszczenie TK, likwidacja niezależności prokuratury, kneblowanie opozycji sejmowej przez karną maszynkę do głosowania, personalne czystki w państwowych instytucjach) oraz na pozbawienie obywateli podstawowych w demokracji praw (inwigilacja policyjna, ograniczenie wolności słowa i zgromadzeń, podporządkowanie organizacji pozarządowych). Do tego dochodzą takie zjawiska, jak paranoja smoleńska, fałszowanie historii, odwrót od Europy i reguł zachodniej cywilizacji, zastąpienie informacji propagandą, demolowanie szkolnictwa, demolowanie struktur wojskowych, wzmacnianie postaw narodowo-klerykalnych i ksenofobicznych, niszczenie przyrody itd., itp.
Wszystkie te, ewidentne przecież, zjawiska nie mogą obudzić sumień czy choćby krytycznej samowiedzy marionetek poruszanych przez Kaczyńskiego (ostatnie wypowiedzi Kazimierza Michała Ujazdowskiego stanowią wyjątek potwierdzający regułę). Zamiast więc powtarzać to, co i tak wiadomo, warto zająć się sobą – powinnościami i możliwościami przynależnymi szeroko pojętej opozycji antypisowskiej. Zgodnie z dawną radą Wojciecha Młynarskiego – warto robić swoje. Znaczy to, że wiążącą z przeciwnikiem kontradyktorię (zwrot o 180°) trzeba zastąpić uwalniającą od niego kontrarią (zwrot o 90°). Tworzyć szkice programów, spierać się o wartości, pokazywać społeczne możliwości i sposoby ich realizowania. A poza tym zajmować się także problemami odległymi od politycznego młyna (sam odczuwam szczególną ulgę czytając w SO teksty Andrzeja Lewandowskiego o sporcie, czy przepisy kulinarne Aliny). W taki sposób zawiązuje się społeczna siatka trwalsza od bieżących porozumień, opartych na identyfikacji wspólnego przeciwnika.
Marcin Król mówił w świątecznym „Newsweeku”, że trzeba „już teraz przygotować się na nadejście czasów, kiedy otworzą się nowe możliwości. Trzeba ludziom coś zaoferować, aby w odpowiedniej chwili mieli się czego złapać”. Chodzi mu, jak widać, o programy partii pozostających dziś w opozycji – parlamentarnej i pozasejmowej.
Rzetelna przyjaźń, pisał La Rochefoucauld, nie polega na ukazywaniu swoich błędów przyjacielowi, lecz na odkrywaniu mu jego własnych. Myślę, że w imię przyjaźni – niechby oznaczała tylko pragmatyczne wsparcie polityczne – należy pokazywać takim partiom, jak Nowoczesna i PO, to, czego same nie potrafią, pewnie też nie chcą zobaczyć. Domagać się pracy na rzecz dobra wspólnego, nie zaś własnych ambicji. Żądać, by powiedzieli coś więcej o swoich zamiarach i programach dotyczących takich spraw, jak służba zdrowia, podatki, ochrona środowiska (węgiel!) czy sposób pojmowania sprawiedliwości społecznej. Mają na to niecałe trzy lata. Niech więc nie powtarzają wciąż, jaki to PiS obrzydliwy (owszem, jest, ale to już wiemy). Niech nie czekają z nadzieją na zapaść pisowskiej gospodarki. Niech nie ograniczają się do działań symbolicznych (udział w manifestacjach ulicznych, okupacja sali sejmowej), lub do zapowiedzi, kogo i za co postawią kiedyś przed sądem. Bo nikogo w ten sposób nie postawią, może poza sobą.
Wiele książek napisano na temat motywów, z których biorą się wybory i decyzje społeczne. Zazwyczaj decyzje te nie wynikają z myślowych analiz, ale z bezpośrednich doświadczeń życiowych, także z rozpaczy bądź nienawiści. (Logos [myśl] i ergon [czyn] w ogóle pozostają najczęściej w opozycji, o jakiej mówi w znanym monologu Hamlet: „A naszym ważkim i szczytnym zamiarom refleksja plącze szyki, zanim któryś zdąży przerodzić się w czyn”). W takich właśnie chwilach, gdy ważą się decyzje, silna jest potrzeba, by – jak mówi Marcin Król – „mieć się czego złapać”.
Widać dziś jasno, że większość polskich wyborców nie ulega podniosłym tyradom wypowiadanym przez największe nawet legendy bohaterskich czasów. Przemawia do nich wyrażony w ludzkim języku program zamierzeń i rejestr celów. Wzięci in gremio nie biorą pod uwagę tego, co mówią i piszą publicyści i eksperci (nie znają na przykład tekstów i polemik publikowanych w SO). Wszystkie te głosy powinny być jednak brane pod uwagę przez polityków, jeśli mają dość rozumu i jeśli chcą sformułować czytelną oraz wiarygodną ofertę polityczną.
Andrzej C. Leszczyński



Mam wątpliwości czy nie zmoknę ignorując deszcz. Ale może warto spróbować.
Póki co warto przeczytać komentarze pod tym doniesieniem. Nomen omen.
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/usa-polonijna-organizacja-popiera-polski-rzad-i-ostrzega-przed-kod-em/wpbhslp
Autor nie namawia do tego, by ignorować deszcz, podpowiada, żeby przestać się na nim skupiać.
Pada. Odgradzam się od deszczu (JK) parasolem – deszcz nie ma do mnie dostępu, ja nie moknę, nie widzę deszczu, robię to, co mam do zrobienia. I sprawdzam prognozę pogody, żeby wiedzieć, czy nosić parasol.
Deszcz to dobra metafora. Znam osoby, którym potrafi zatruć cały dzień, nie potrafią skoncentrować się na niczym innym niż deszcz. I teraz jest podobnie. Wielu ludzi (ja też) pozwalamy się wodzić deszczowi za nos. Może lepiej zacząć planować, co zrobimy, kiedy wreszcie przestanie padać.
Można, przywołując kategorie logicznego rozumowania, uzasadniać potrzebę negacji Jarkacza, można ale będzie to raczej przypominało zachowania znane jako zachowania strusia – głowa w piach ale kuper do góry (nie wiem czy te zachowania przypisywane strusiom są prawdziwe ale w jako argument w dyskusjach pomiędzy ludźmi występują często)
Możemy ignorować rzeczywistość ale nie przestaje ona istnieć i być groźna.
Myślę, że autor, jak zawsze szlachetny i subtelny w doborze argumentów i cytatów, nie zna takiej, przypisywanej chyba żelaznemu kanclerzowi z pruskiej krainy sentencji – dwóch rzeczy nie należy pokazywać ludziom – tego jak się robi kiełbasę i jak się robi politykę.
A tak w ogóle to tekst świetny, jak zawsze u tego autora
Ja odczytuję intencję autora inaczej. Nie mówi do tych, którzy robią politykę, tylko do tych, którzy muszą z nią żyć. Skupiając się na JK wzmacniamy go i utrwalamy. Kiedy zajmuje nasze myśli, zatruwa serce, osłabia nas. Najlepszą bronią jest odebranie aktorowi uwagi. Proszę sobie wyobrazić co się stanie jeśli publiczność teatru odwróci się tyłem do aktorów. Stracą moc.
Mój komentarz w poczekalni i tu:
https://www.facebook.com/notes/konteksty/r%C3%B3bmy-swoje/1739432832972953
Kurtka z kapturem zamiast parasola. Pozwala pracować w deszczu, a nie czekać, aż przejdzie, bo prędko nie przejdzie…
Ma Pan rację, tylko aby pracować trzeba mieć z kim. I tak dochodzimy do jakości klasy politycznej RP. Tego rodzaju apele były już tutaj kilkakrotnie, sam ze dwa razy proponowałem konkretne działania na przyszłość. I wie Pan co? Nie było chętnych. Ani tu ani gdzie indziej. Ani propozycja nowej ordynacji wyborczej, ani nowego kształtu senatu, zabezpieczające nas na przyszłość nie zainteresowały nikogo. Jak Pan myśli: dlaczego? Oczywiście poza możliwością, że pomysły były głupie.
https://studioopinii.pl/jerzy-lukaszewski-cztery-szariki-i-senat/
Co zaś do „robić swoje” to akurat mam obawy, że to też nie będzie takie proste. Obawiam się, że w styczniu to przećwiczę i może się okazać, że to wcale nie jest już „moje” 🙂
Nie znałem tego tekstu, dziękuję. Cóż, w tej kwestii podzielam Pański pesymizm…
A tu dowód, że nasze skupianie się na Naczelniku robi mu dobrze
sondaże obecności w mediach
http://www.parlamentarny.pl/spoleczenstwo/partie-polityczne-w-mediach-prawo-i-sprawiedliwosc-liderem,19337.html
Nic nie daje zamykanie oczy na rzeczywistość. I w dodatku się nie udaje. W czasie trzęsienia ziemi nie czas na dyskutowanie o konstrukcjach antysejsmicznych.
Kaczyński nam konstruuje rzeczywistość i jeśli chcemy zrobić z nią coś sensownego, trzeba mu to uniemożliwić. Nie trzeba obalać, zabijać, sądzić i skazywać. Wygrać wybory i niech będzie znowu liderem pozostającej w mniejszości opozycji.
Tylko tyle i aż tyle. Jak na razie udaje się go jedynie zirytować. Nie mamy pomysłu jak nie dopuścić do korzystnej dla niego zmiany ordynacji wyborczej, a mamy się skupiać nad wizją wspaniałej przyszłości po Kaczyńskim, bardzo różną w różnych częściach opozycji. Nie wiemy kiedy odejdzie, jakie zgliszcza po sobie zostawi. Co trzeba będzie robić w pierwszej i drugiej kolejności.
A straci władzę nie wtedy kiedy naród pociągnie jakaś wizja szczęśliwej przyszłości bez niego. Wizja, która nigdy nie będzie wspólna i która mało kogo spoza klasy politycznej będzie obchodzić. Odejdzie kiedy ludzie centrum, ci decydujący o wyniku wyborów, zdadzą sobie sprawę, że przy Kaczyńskim nie idzie wytrzymać. Trzeba myśleć jak im to zrozumienie ułatwić, a nie uciekać od zgrzebnych realiów w przyjemną ułudę prac nad konstruowaniem nierealnej rzeczywistości.
„Nie mamy pomysłu jak nie dopuścić do korzystnej dla niego(JK) zmiany ordynacji wyborczej … A straci władzę … kiedy ludzie centrum, … zdadzą sobie sprawę, że przy Kaczyńskim nie idzie wytrzymać.”
A oni się urządzają.
Tzn. Jedni mają związane ręce, a drudzy nie interesują się polityką.
Paradoksalnie kapitalizm i gospodarka rynkowa jest doskonałym kneblem. Ludzie dorabiali się przez 25 lat, teraz ich dzieci mają kredyty i jak tu się wychylać?
Ten komentarz jest w poczekalni (źle zaadresowany).
Na dzien dzisiejszy ( widzac sile opozycji , a raczej jej bezsilnosc …) od Kaczynskiego wyzwolic nas moze tylko : 1. Mocne tapniecie gospodarki , a co za tym idzie zalamanie sie poparcia dla PIS …. 2. Smierc Kaczynskiego . Jesli Kaczynskiemu jakims cudem uda sie uniknac zalamania gospodarki , to z poparciem Kosciola moze swobodnie rzadzic do swej smierci…Oczywiscie wielka niewiadoma jest sytuacja miedzynarodowa wokol PL w przyszlosci ….Najbardziej pesymistyczny scenariusz to rozpad UE …i jej podzial ;tzn kraje Europy srodkowo wschodniej wracaja w do rosyjskiej strefy wplywow …O co walcza Putin z Orbanem . Mozliwa jest rowniez nowa Jalta Trump – Putin , ktorzy dziela sie na nowo strefa wplywow…Jestem przekonany ze polski KRK bez problemu zamieni UE na Unie z Rosja ….
„zamiast umacniać się w swych opiniach i pozwalać na przyprawianie sobie „gęby” … lepiej skupić się na czymś innym, własnym.
Chodzi mi o to, by zapomnieć o Kaczyńskim. Ominąć go. Zignorować jego istnienie.”
„Mówienie np. o społecznych podziałach jest już czystym banałem, za to potwierdza i utrwala same te podziały: słowa nie tylko „mówią”, lecz także „czynią” – „dobór słów kształtuje ludzkie przeznaczenie” Anthony Robbins. „Na poczatku było Słowo”. Taki link w tym miejscu to duże ryzyko, trudno 😉 ale zaryzykuję:
http://zwierciadlo.pl/psychologia/zrozumiec-siebie/jak-mowisz-tak-masz-slowa-wplywaja-na-zycie
Zamiast więc powtarzać to, co i tak wiadomo, warto zająć się sobą – powinnościami i możliwościami przynależnymi szeroko pojętej opozycji antypisowskiej. Zgodnie z dawną radą Wojciecha Młynarskiego – warto robić swoje.”
W radzie Młynarskiego tkwi pułapka, którą trzeba rozbroić. Dla wielu ludzi „róbmy swoje” znaczy „moja chata z kraja”. I robią tylko swoje.
Zgadzam się z autorem, należy postawić na tę parę przeciwieństw [A]-[B]. Zrezygnować z taktyki [nie-PiS]. „Tworzyć szkice programów, spierać się o wartości, pokazywać społeczne możliwości i sposoby ich realizowania.”
KOD od samego początku stara się iść tą drogą. Jest za to krytykowany, a konsekwentne trzymanie się tej taktyki owocuje konfliktami. Wielu sympatyków jest zawiedzionych. Okazują to na forum publicznym, nie mają na uwadze, że „słowa nie tylko „mówią”, lecz także „czynią””, a wypowiedziana frustracja zatruwa KOD. Radykałowie oczekują że KOD będzie spychaczem, który postawi jako cel usunięcie PiSu od władzy. A to nie jest zadanie KOD. Właśnie KOD ma szansę, może i powinien stać się opcją [B].
Zgadzam się nie widać, żeby KOD tworzył własne wartości. Ale to tylko pozór. Tworzy w miarę swoich skromnych możliwości. To dzieje się np. na prowincji. Były np. ZaKODowane wakcje. Projekt apolityczny, ale scalający ludzi. https://www.youtube.com/watch?v=5KArS0NyU3o
M. Król „Trzeba ludziom coś zaoferować, aby w odpowiedniej chwili mieli się czego złapać”. To rola polityków. Jestem nimi rozczarowana. Ponad rok rządów PiS, blisko dwa tygodnie okupacji Sejmu, a nie zauważyłam, żeby stamtąd wyszły jakieś wartościowe treści. Mogą stworzyć ponadpartyjny Think Tank, a oni publikują jakieś banały. Są niewiarygodni. Może coś przegapiam. Na FB wszystko pływa, a telewizji nie oglądam.
Dlatego zgadzam się, „należy pokazywać takim partiom, jak Nowoczesna i PO, to, czego same nie potrafią, pewnie też nie chcą zobaczyć. Domagać się pracy na rzecz dobra wspólnego, nie zaś własnych ambicji. Żądać, by powiedzieli coś więcej o swoich zamiarach i programach …”
I tu trafiamy na poprzeczkę. Jak to zrobić? Jak do nich dotrzeć? Jak sprawić, żeby potraktowali nas serio? Bo nie sztuka namalować obraz, sztuką jest go sprzedać (to moje zawodowe doświadczenie). Mogę być genialna, ale geniusz jest bezwartościowy, jeśli nie mam dobrego marszanda.
Przykładem działania, które poległo, jest „Raport Gęgaczy”. Potrzebował kogoś, kto wepchnie go do gardła politykom.
W książce „Chaos” James Gleick opisuje jak Edward Lorenz „przebijał się” ze swoimi obserwacjami do świata fizyki. Po prostu robił kopie swojego artykułu i roznosił po Instytucie. Zostawiał pod drzwiami. Może to tylko anegdota, ale czasem inaczej się nie da. Politycy ignorują fakty. Żyją w świecie równoległym. Trzeba znaleźć sposób by treści wypracowane na peryferiach dotarły do celu. Czasem takim sposobem jest przyjaciółka żony polityka. To kobiety nadają bieg sprawom. Np. w sztuce funkcjonują dwa modele 🙂 kobiet: muzy i opiekunki. Pierwszym artysta nie potrafi się oprzeć, na drugich może się oprzeć. Jedne i drugi maja wpływ na decyzje jakie podejmują mężczyźni. Trzeba zidentyfikować kobiety, które mają wpływ na polityków. Feministki mnie zjedzą, ale czy można zaprzeczać faktom?
„większość polskich wyborców nie ulega podniosłym tyradom wypowiadanym przez największe nawet legendy bohaterskich czasów. Przemawia do nich wyrażony w ludzkim języku program zamierzeń i rejestr celów”
Więc kiedy już takie cele i programy zostaną sformułowane, warto je przełożyć na język zrozumiały dla odbiorcy, podać w preferowanej przez niego formie. I tu pojawia się kolejna poprzeczka. Ci, którzy potrafią to zrobić, nie zniżą się do poziomu Kowalskiego, bo nie zaakceptuje tego ich (naukowe, intelektualne) otoczenie.
KOD bez pieniędzy działa (ci ludzie z KOD od miesięcy za darmo dokładając się co chwila robią masę dobrej roboty, a posłowie z dotacją budżetową wypocili Dekalog Wolności. Ja tego nie krytykuję, taki Dekalog jest potrzebny, ale w chwili obecnej to banał. Mają środki, żeby zatrudnić prawdziwych fachowców (jeśli sami nie potrafią). Oszczędzają?
Piszę to, bo tak: „Rzetelna przyjaźń, pisał La Rochefoucauld, nie polega na ukazywaniu swoich błędów przyjacielowi, lecz na odkrywaniu mu jego własnych. ”
Zdjęcia z Internetu.
Kopia mojego wpisu na FB u sympatyków KODu. Po 11 godzinach ma 362 „polubienia” oraz 30 cytowań („share”). W dyskusji wypowiedziało się kilkadziesiąt osób. Widocznie trafiłem w jakiś nośny temat w sposób, który sprowokował do myślenia. Podaje link, a także cytuje tekst oryginalny.
https://www.facebook.com/groups/KomitetObronyDemokracji/permalink/608653015996596
.
Bylem wczoraj pod Sejmem. Zostawiłem ciasto od Grycana. Ogólne wrażenie raczej smutne. Protest jest dość ponury. Hasła jak za stanu wojennego. Leżą kamienie nagrobne wycięte ze styropianu. Na kamieniach wypisane atrybuty demokracji. Brak odpowiedzi na pytanie „o co w tym chodzi, i co dalej?”. Nie widzę w tym proteście żadnej atrakcyjności dla kogokolwiek poza protestującymi. Gdybym mógł doradzać organizatorom (wiem, ze łatwo jest doradzać) to doradziłbym tak: zróbcie festyn. Zaproście zespoły, ludzi z gitarami i innymi instrumentami, włączając w to piosenkarzy oraz muzyków filharmonii. W przerwach puszczajcie IX Symfonie Beethovena, czyli hymn UE. Niech bez przerwy gra muzyka, niech się ludzie cieszą. Niech będzie słychać śmiech i radość na trzy ulice dookoła. Osiągniecie dwa cele. Po pierwsze, cała Polska i cały świat zobaczą tę inną Polskę, do której warto tęsknic. A po drugie, pokażecie kłamstwo Głównego Jaszczura. On mówi o puczu. Jaki to pucz z gitarami i Beethovenem?
.
Stojąc ponuro wokół kamieni nagrobnych protestujący organizują nie pucz, ale swój własny pogrzeb. Gdyby była muzyka i radość, to by pokazali, jak ponurym i obrzydliwym stworzeniem jest Główny Jaszczur. Trzeba dostarczyć kontrastu, żeby pokazać Polsce i światu kłamstwa i paranoję tego ohydnego osobnika.
@J. LUK
Na okres rządów PiS zawiesiłbym działalność Senatu, jako że między uchwaleniem ustawy przez Sejm o 1 w nocy i podpisaniem jej przez prezydenta godzinę później nie zdążyłby Senat obradować. Chociaż z drugiej strony do głosowania nie są potrzebne obrady.
Dlatego, w marzeniach, widzę Posłanki i Posłów Czekających w Sejmie, organizujących dyskusję w tym, zakreślonym przez Autora, kierunku. Wyzwolić się spod języka pisu. Zapytać, jaki kraj chcą odtworzyć po tsunami. Instytucja ustawodawcza stałaby się wreszcie przewodnikiem społeczeństwa obywateli. 200 wybranych osób radzących na jego kształtem, w kulturze dyskusji i poszanowania jej uczestników. Pozwólcie, w zawieszonym czasie kanikuły, na taką wolną myśl.
Leszczyński na ogół zgadza się z Leszczyńskim. Także i w tym przypadku. Odbieram jednak ten tekst inaczej niż Luk, raczej jako potwierdzenie mojej tezy, że walka z deszczem może odbywać się nie tylko za pomocą parasola, ale i rozganianiu chmur, z których ten deszcz pada. Nie jest to zadanie łatwe, ale możliwe, np., za pomocą jodku srebra, żeby ukierunkować padanie tam, gdzie my chcemy, na przykład prosto do rzek, omijając miasta.
Wracamy też do dyskusji, czy partie opozycyjne coś zaproponowały ciekawego. Jeżeli nie zaproponowały, to jest wyłącznie nasza wina (m.in., Luka, moja), że czekaliśmy, aż ktoś inny za nas robotę zrobi. Nie zrobi. To my musimy działać w obrębie opozycyjnych partii, jeżeli chcemy, żeby PiS nie pozostał na zawsze.
Nie bardzo rozumiem w czym problem.
Jest znakomicie, komunizm w wydaniu sowieckim zdechł.
Po PRL zostało wielkie śmieciowisko które nasi przyjaciele z zachodu pomagają nam od lat uprzątnąć.
Robią to charytatywnie zadowalając się niektórymi nikomu nieprzydatnymi śmieciami w ramach wynagrodzenia za czyszczenie. Polska pięknieje w oczach choć ilość niezadowolonych ponoć rośnie.
Prezes ma zapewniony byt do końca swoich dni, jego przyjaciele też nie maja powodów do marudzenia.
Głowni wykonawcy stanu obecnego odeszli w niebyt i trzeba uznać że chcieli jak najlepiej ale chyba im nie wyszło.
Miało być zdecydowanie lepiej i jest. Co prawda nie dla wszystkich.
Ci młodsi od styropianu znaleźli uznanie na świecie i perspektywy poświęcania się dla ludzkości.. Więc?
A teraz futurologia, ostawiamy szkodników od cycka i następuje zmiana ssaczy.
To ja się zapytotywuję, co ja z tego będę miał?
Ano to właśnie jest pytanie, które powinien sobie stawiać każdy snujący jakieś polityczne plany – co mogę zaproponować?
To się wiąże z tym co pisze Hazelhard, bo „coś robić” musi być poprzedzone „mieć coś do zaoferowania”. Dotąd nasze propozycje były fragmentaryczne, odnoszące się do aktualnie omawianych kwestii. Czas najwyższy na pełny program. Komuś się będzie chciało?
„Komuś się będzie chciało?”
Mnie Panie Jerzy już nie będzie się chciało…
Trzydzieści lat wstecz moi o tyleż starsi przewodnicy robili ze mnie naiwniaka
i byli przekonani że tę sztafetę będę kontynuował kiedy osiągnę ich wiek.
Otóż nie, stanąłem z boczku, patrzę na cugantów i nawet klepać w łapy mi się nie chce, noo chyba że zimno, a rękawiczki w domu ostaly.
Pozdrawiam
A ja miałem na myśli raczej przewodników, nie Pana i mnie. My możemy powiedzieć co najwyżej co byśmy chcieli z tego mieć. Jak zdecydowana większość zbioru zwanego suwerenem. Tylko mam wrażenie, że to nikogo nie interesuje. A potem dziwią się sondażom, wynikom wyborów itp.
Obawiam się, że po nieuchronnym kolapsie rządów pisu, rzetelni politycy będą mogli jedynie powtórzyć: „Nie mamy nic do zaoferowania, tylko krew, trud, łzy i pot”.
Tak na dobrą sprawę to mamy do czynienia z syndromem uciekającego króliczka.
Każdy ma takiego wymarzonego króliczka. Dla jednych to będzie kolejne piwko dla innych podniesienie stopy życiowej gdzie teoretycznie nie ma granicy pragnień i stała gonitwa jest celem samym w sobie. Są też tacy ludzie którzy w momencie złapania króliczka osiadają na laurach i zwyczajnie, nic im się nie chce bo już mają to co mają.
To są właśnie politycy, króliczek złapany a teraz należy czynić wszystko aby nie uciekł bo gonitwa zawsze jest mecząca.
Kaczyści złapali nareszcie króliczka i chcą odpocząć a tu masz babo placek, dawni właściciele krzyczą wniebogłosy.
Króliczek jest głodny, w zagrodzie ustawia się przeszkody aby był stale na oku i nie zwiał, źle jest głaskany my robiliśmy to lepiej,… a za miedzą siedzi zły wilki chce go zeżreć itp.
A króliczek? Szarpie się do sianka, do pobiegania i nie chce nic więcej, marchewka bez ograniczeń i kicanie po całej zagrodzie. Przecież każdy króliczek też ma swojego mniejszego króliczka i za to należy błogosławić ” opacznność boską”
Jest tylko jeden problem, króliczki starzeją się i zdychają a wtedy koniecznie należy znaleźć młodego zwierzaka.
Tylko cholera nikt mi nie powiedział jak on teraz wygląda. Starzy hodowcy powymierali a ci młodsi cierpią na brak wyobraźni. Cały czas proponują gonitwę… się pytam, za czym? Za nieokreślonym króliczkiem?
Bardzo trafny tekst. Mamy istotnie tendencję do nadmiernej koncentracji na osobie Kaczyńskiego, na jego minach, gestach i słowach. Wiemy już przecież o nim wszystko, również to, że jest nieprzewidywalny. Kusząca jest więc myśl, aby odwrócić się do tego narcystycznego aktora plecami i zacząć „robić swoje” – ale jak zauważa słusznie pan Ernest Skalski – to nie całkiem jest przedstawienie, on fizycznie i własnoręcznie rządzi Polską. To dla niego źródło rozkoszy – ale może stać coraz cięższym brzemieniem. Dlatego rozsądne będzie, aby -używając tej samej teatralnej metafory – połowa sali odwróciła się plecami i konstruowała „własny teatr” – podczas gdy druga część widowni, gwizdami i drwinami skierowanymi do narcyza wybije go z roli i zmusi do popełniania coraz częstszych i głupszych błędów.
Porzucając mętny świat metafor – do 11 tego stycznia pozostały dwa tygodnie. Absurdalne a na pewno przedwczesne byłoby chyba aby czas ten PO i Nowoczesna spędzając razem dnie i noce w Sali Plenarnej opracowały założenia alternatywnego parlamentu – bez PIS. Oczekiwałbym natomiast opracowania przez nie Konwencji dla Demokratycznej i Bezpiecznej Polski – propozycji kanonu zasad i listy działań przywracających ład demokratyczny i międzynarodowe bezpieczeństwo w Polsce po rządach PIS. Do udziału w Konwencie powinny zostać zaproszone wszystkie partie polityczne poza PIS. Opozycja parlamentarna i pozaparlamentarna. Taki Konwent i uzgodniona konwencja stworzy jasny i mocny przekaz w formie ostatecznej – PIS jest partią, która niszczy demokrację i zagraża bezpieczeństwu międzynarodowemu Polski, sygnatariusze Konwencji chcą demokrację i bezpieczeństwo przywrócić. Konwent poprą na ulicach w całej Polsce tysiące zwolenników Komitetu Obrony Demokracji.
Dla jasności – nie ma tu mowy o uzgadnianiu kształtu przyszłej Polski, kwestii gospodarczych, socjalnych czy światopoglądowych. Te bedą uzgadniane jak zawsze przedtem w zwykłych procedurach demokratycznych.
Zapewne konieczne byłoby wprowadzenie kilkumiesięcznej kadencji kontraktowej w Sejmie dla pełnej koalicji demokratycznej i samorozwiązanie się takiego Sejmu po zrealizowaniu określonych punktów planu przywracania demokracji i bezpieczeństwa.
Czyli w skrócie – Wielka Koalicja dla Demokracji, kilkumiesięczne sprzątanie po PISie, normalne wielopartyjne wybory.
Partie polityczne doszły tak czy owak do kresu dotychczasowych form działania, a moim zdaniem, nazbyt wiele energii i funduszy zostało – z punktu widzenia sytuacji aktualnej – zużytych na tworzenie i skladanie projektów ustaw, wyrzucanych przez PIS z satysfakcją do kosza.
Czekam na Wielką Koalicję, za którą bedę maszerował, strzępił gardło i trąbił co sił w płucach.
„Oczekiwałbym … opracowania przez nie Konwencji dla Demokratycznej i Bezpiecznej Polski – propozycji kanonu zasad i listy działań przywracających ład demokratyczny i międzynarodowe bezpieczeństwo w Polsce po rządach PIS. Do udziału w Konwencie powinny zostać zaproszone wszystkie partie polityczne poza PIS. Opozycja parlamentarna i pozaparlamentarna. Taki Konwent i uzgodniona konwencja stworzy jasny i mocny przekaz w formie ostatecznej – … Konwent poprą na ulicach w całej Polsce tysiące zwolenników Komitetu Obrony Demokracji.”
Tylko czy oni do tego dojrzeli. Obawiam się, że oni zafiksowali się na słupkach. Wiem, pewnie jestem niesprawiedliwa, ale minął rok, a z tej stroni żadnej propozycji.
Czekają więc jeszcze raz:
Wszystko w rękach opozycji. Tu dwa ważne teksty:
Prof. Marek Safjan – „Opinia publiczna każdego dnia dostaje potężną dawkę zwykłego kłamstwa i prymitywnej propagandy na temat funkcjonowania trzeciej władzy i państwa prawa, tworzącej w ten sposób wokół sporu konstytucyjnego obraz walki prawniczego establishmentu z tymi, którzy chcą przywrócić sprawiedliwość i rządy prawa. Spora część społeczeństwa musiała się już dawno pogubić w tym, o co chodzi w kolejnych nowelizacjach i nowych ustawach o TK.”
http://liberte.pl/wyzwania-dla-panstwa-prawa/
Aleksander Hall: „Obowiązkiem wobec Polski jest przede wszystkim samodzielne myślenie i przyjęcie aktywnej, obywatelskiej postawy. Jest to czas na aktywność.”
http://www.rp.pl/Publicystyka/312289911-Aleksander-Hall-PiS-czyli-awanturniczy-populizm.html
Szanowna Pani: pisałem już o tym wielokrotnie, ale albo pani tego nie czytała, albo nie przyjmuje do wiadomości. Taka jest specyfika tej witryny, obsługiwanej zresztą redakcyjnie przez jedną (słownie: jedną) osobę, czyli przeze mnie. Proszę zapamiętać: komentarze osób, które mają już na koncie co najmniej dwa zaakceptowane komentarze (jeśli ich nie zatrzyma automat, który interweniuje w ten sposób w wypadku użycia pewnych zastrzeżonych słów, odesłania do „trefnych” witryn lub podania więcej niż jednego odnośnika – to typowe działania trolli i kryptoreklmy), zamieszczane są automatycznie i nie podlegają w zasadzie moderacji. Jeśli zostaną zatrzymane (czyli nie ukażą się w ciągu powiedzmy 5 minut) – oznacza to, że zrobił to automat i proszę się liczyć z tym, że na moją akceptację będą musiały czekać.Na ogół dość krótko – kilka, może kilkanaście godzin. Ale nawet dwa dni, bowiem – może to kogoś zdziwi – mam życie prywatne i gdy mam na przykład katar, to się czytaniem zatrzymanych komentarzy nie zajmę; nie zajmę się nimi również na pewno nigdy w pierwszej kolejności, gdy mam do opracowania ważne teksty naszych Autorów. Powtarzam: tu nie siedzi po drugiej stronie kilkunastu wysoko płatnych adminów, tylko jeden pracujący społecznie starszy pan. Zatem – jeśli pani sądziła, że tu jest forum dyskusyjne, to jest pani w błędzie. Idea tej witryny jest taka: przedstawiamy czytelnikom teksty publicystyczne, które uważamy za ważne. Dyskusja nad nimi jest natomiast rzeczą drugorzędną. I jeszcze jedno: wpisywanie kilkakrotnie tej samej treści nic nie zmieni. Szkoda czasu.
Dziękuję z informację. Widocznie mi umknęło. Znalazłam tylko to:https://studioopinii.pl/wspolpraca-i-komentarze/, Pana uwaga jest krzywdząca. Nie czytam wszystkiego co jest publikowane na SO.
Rozumiem, że SO to nie forum, mimo to, ponieważ komentarze to dyskusja, kolejność jest ważna. Kiedy post ukazuje się z opóźnieniem, sprawia wrażenie, jak gdyby jego autor nie rozumiał wcześniejszych komentarzy (które też były w poczekalni i ich nie widział).
Rozumiem, że rola moderatora jest odpowiedzialna i tu trudna i domyślam się, że robi Pan to jednoosobowo. Tu nasuwa mi się taka niezwiązana z tematem dygresja n.t. krytykowanego MK, on też nie zleca zadań. Być może takie wrażenie bierze się z tych samych przyczyn co na SO? Nie ma Pana kto wesprzeć? ??? Nie rozumiem słowa „nie da się”. Bronię MK (publicznie, prywatnie powiedziałabym mu co o tym myślę). Wydaje mi się, że można by znaleźć wyjście. Trzeba szukać.
Ja np. przyznałabym status „bez poczekalni” kilku komentatorom, którzy dotąd nie złamali regulaminu SO (potwierdzili, że znają regulamin). Uczuliłabym innych na zgłaszanie przekroczeń (żeby była szybka reakcja) i każdy kto by coś przeskrobał, traciłby uprzywilejowany status. Może jeszcze jakoś inaczej. W każdym razie tak, żeby zdjąć z Pana trochę bieżących zadań. Kiedy temat jest gorący, w gorących czasach, coś przegrywamy upierając się przy obecnym modelu. Doceniam Pana zaangażowanie, ale aby zrozumieć czasy, trzeba zrozumieć potrzeby użytkowników i nie mieć do nich żalu, że wierzgają. To oni „przeniosą wirusa SO” w świat, więc trzeba się z nimi układać.
Muszę powiedzieć, że bardzo mnie zabolało i zdziwiło Pana stwierdzenie:
„Idea tej witryny jest taka: przedstawiamy czytelnikom teksty publicystyczne, które uważamy za ważne. Dyskusja nad nimi jest natomiast rzeczą drugorzędną. I jeszcze jedno: wpisywanie kilkakrotnie tej samej treści nic nie zmieni. Szkoda czasu.”
Zacznę od końca. Wypisuje kilka razy bo wpada do poczekalni. (Nie da się – jak to?) Wtedy próbuję wymyślić ile słów mnie ogranicza, (pisze Pan, że dwa komentarze po sobie, ale czasem przechodzi więcej). Czyli algorytm zakłada, że ja nie mam nic innego do roboty, tylko śledzić SO (ale nie za bardzo). Pojawia się tekst, komentuję, mogę dwa razy, ale jak chcę trzeci raz, albo ten, tamten i jeszcze inny, to już lodówka, brr.
Ale jeśli ja mam np. 2 godziny na czytanie i komentowanie i próbuję skomentować to, co uważam za ważne, to algorytm mi daje po łapach. Kiedy próbuję to obejść, to po linkach mnie. Ja wiem, trolle, hejt, …
Jeśli komentarz się powtarza, proszę go skasować. Nie pisałam o tym, bo próbuję się skracać (nieudolnie), żeby nie zamroziło. W każdym razie, to nie algorytm powinien być najważniejszy, a nasza tu relacja. Bez niej nic poważnego się nie wykluje.
*
Sądziłam, że to dyskusja jest najważniejsza. To właśnie dyskusja pozwala (tak jak burza mózgów) znaleźć optymalne rozwiązanie (jeśli szukamy rozwiązania). Ważnych tekstów jest w Internecie masa. Do dwóch dziś linkowałam. Jeśli mam być jak parafianka w kościele, i słuchać z nabożeństwem jak mi się tu coś obwieszcza, to ja dziękuję. Z kościoła się wypisałam, także dlatego, że i tam dyskusja jest drugorzędna.
Proszę nie myśleć, że mam przerośnięte ego. Sądziłam, że mój głos, głos z innego świata (bo jestem z innego świata, także w realu) może się na coś przydać. Uzupełni Panów obraz świata. Znowu się pomyliłam. Panowie lubią słuchać samych siebie. Bardzo nie lubią kiedy, nie wiadomo jakie Konteksty, psują im zabawę. A nie daj boże jeśli mam rację, minus za minusem i nikt nie stanie w obronie. Można by pomyśleć, że plotę androny, tylko jakoś dziwnie, życie potwierdza moje wizje. Oczywiście w dłuższej perspektywie.
Nie mam też potrzeby stawiania na swoim (potrafię ustąpić przed argumentami – poważnymi), ale mam potrzebę dociekania prawdy, a nie poprzestawania na tym, co mnie i moim znajomym się wydaje, lub ktoś z tytułem powie.
Tak, jest tu sporo wartościowych tekstów, piszą autorzy, którzy mnie nigdy nie zawodzą (i wiem, że robią to z doskoku, że to uprzejmość z ich trony, że pewnie za darmo, i w wolnym czasie, którego nie mają zbyt wiele), ale jest też dużo teoretyzowania. To nie są czasy na kanapowe teorie i niekończące się analizy, za którymi nic nie idzie. Jest problem i trzeba go rozwiązać. To nie znaczy, że Panowie go rozwiążą, ale liczyłam na to, że autorzy SO są jak autostrady do właściwych ludzi i miejsc – sądziłam po Waszym dorobku. Ja mam mniejszy, ale jak jest sprawa, to potrafię uruchomić „proces”. I on się toczy skutecznie bez mojego udziału.
Próbuję podpowiadać. Zaproponowałam analizę SWOT. Zrobiona przez autorów posunęła by nas o lata świetlne w walce z problemem. Tylko pan Dobiesław Pałeczka podchwycił temat, ale też na krótko. To jest reguła (wszędzie): pojawia się myśl, lajkujemy (albo minusjujemy) i idziemy dalej. „Zbudujemy nowy dom” – lajk, „Jeszcze jeden nowy dom” – lajk, „naszym przyszłym, lepszym dniom” – lajk, „Warszawo” – idziemy dalej, nowy temat.
Tak, to sobie można budować (i rozwiązywać problemy).
„Idea tej witryny jest taka: przedstawiamy czytelnikom teksty publicystyczne, które uważamy za ważne.” Jeśli to jest cel SO, to rezygnujecie z szansy na reakcję, na posiadanie wpływu na bieg rzeczy. A potem dziwicie się, że nikt Was nie posłuchał. Tu jest sprzeczność działań i oczekiwań.
Na wystawie pokazuję obrazy, które uważam za ważne i rozmawiam o nich z każdym kto chce rozmawiać, tak długo jak chce, wtedy kiedy chce. To ja służę widzowi, a nie widz mnie. Kiedyś przez dwie godziny rozmawiałam z menelem. Nikt nie odczytał idei moich obrazów tak trafnie i tak głęboko, jak ten człowiek z marginesu społecznego. Wszyscy stali z boku i chichotali. Znajome profesory z od siedmiu boleści. Ten człowiek nie musiał udawać, a ja mogłam go wysłuchać. Mnie nie ubyło, a doświadczenie rzadkie i wiedza o sobie.
Ponieważ tak traktuję swoich odbiorców, sądziłam, że i tak są traktowani tutaj. Demokratycznie. Wszyscy – równi. Boli mnie, że jedyne co osiągnęłam to irytacja. Jestem jaka jestem. Irytuję. Mogę udawać, że jestem inna, ale nigdy nie udaję.
Tylko pozornie tracę. To nie jest moja strata. Nie potrafię być częścią całości, która wymaga, żebym była podobna do całości. Nie potrafię być częścią hieratycznej całości.
Co jest dla mnie największą wartością na SO? Nie treści, ale możliwość uczestniczenia w demokratycznej rozmowie nas czytelników z autorami, osobami o znaczącym dorobku. To wyróżnia SO. Są oczywiście autorskie blogi, ale tu jest cały zespół i my. Trudno przecenić taką dyskusję, więc tym bardziej mi przykro kiedy okazuje się, że jest „drugorzędna”, bo to znaczy, że nasza aktywność jest drugorzędna. My komentujący czytelnicy, jesteśmy taki gorszy sort, w gorszym sorcie.
Życzę Dobrego Nowego ROKU (wszystkich innych lat). Autorom i czytelnikom. Dziękuję za ciekawe teksty, za wartościowe uwagi.
Studio Opinii to dobra lekcja życia.
Ps. ja też jestem starszą Panią, młodszą niż Pan, ale już mocno starszą.
Mimo wszystko. 🙂
Obawiam się, że nadal się nie rozumiemy. Widzi pani, ta witryna jest robiona przez ludzi (zawodowych niegdyś dziennikarzy) raczej starszej daty, żeby nie powiedzieć — mocno sędziwych, co oczywiście rzutuje na sposób redagowania i raczej nie rokuje zmiany w pożądanym przez panią kierunku. Myśmy — mówiąc nieco żartobliwie — przynosili niegdyś tekst do redakcji, oddawali kierownikowi działu — i szli na wódkę albo na dziewczyny, a rzecz przestawała nas interesować. Interakcja z czytelnikiem „w papierze” była z natury rzeczy minimalna; zanim dotarła do nas informacja zwrotna, mijały dni lub nawet tygodnie. A i to autor na ogół nie reagował na listy, tylko selekcjonował je do ewentualnej publikacji odpowiedni Dział Listów (publikowany był 1 list na 100 mniej więcej), do którego z reguły nikt w redakcji nie zaglądał. No i myśmy osiem lat temu wymyślili sobie, że nadal będziemy dokładnie tak samo postępować. Nadal robimy — całkiem świadomie — „papierową gazetę”, tylko korzystając z internetowych technik. Świat — jaki pani powiada — „internetów” dla nas istnieje tylko w takim samym sensie, jak niegdyś drukarnia. Chcemy ten świat tylko opisywać; niech go zmieniają inni, jeśli nasze argumentu trafią im do przekonania. Jeśli nie trafią — to trudno, jakoś przeżyjemy.
Kilka drobnych kwestii technicznych. Jak z powyższego wynika, proszę nie liczyć specjalnie na reakcję autora, pod którego tekstem pisze pani komentarz. Na ogół je czytamy, prędzej lub później – raczej później; ale nie wszystko i nie wszyscy. O tym, by „nakazać” autorowi reagowanie na komentarz — proszę zapomnieć. Nie ma takiej siły, która mogłaby autorowi cokolwiek „kazać” po publikacji. Koledzy, którym o tym pomyśle opowiedziałem — proszę wybaczyć — pukali się w głowę, uznając to za istne horrendum, rzecz nie-do-pomyślenia.
Polubienia i reakcje negatywne: zapewniam panią, że nikt z redakcji nie reaguje w ten sposób. To jest wymiana poglądów wyłącznie między komentatorami, która — prawdę mówiąc — o tyle nas tylko interesuje, o ile ilościowo coś mówi o czytelnictwie danego tekstu. Jak pani dostaje — pani zdaniem — za dużo „łapek w dół”, to znaczy tyle i tylko tyle, że inni komentatorzy się z panią nie zgadzają albo na przykład denerwuje ich pani nadaktywność. Proszę przyjąć dobrą radę fachowca i nie próbować „prażyć erudycją” i pisać długaśne elukubraty. Optymalny komentarz – to dwa zdania pojedynczo złożone, nieprzekraczające sześciu słów każde. Bez zbędnej informacji o sobie na przykłąd, bo to na ogół nikogo w ogóle nie interesuje; tak już jest.
I raz jeszcze wyjaśniam: wśród młodych nie ma chętnych na darmową zabawę w taką gazetę. Szukaliśmy nawet przed laty pomocników czy zmienników; bezskutecznie. Zdobywanie funduszy by płacić współpracownikom bez zamieszczania reklam (na co się świadomie zgodziliśmy) — nie wchodzi w rachubę. Nie ma takich filantropów.
Tak więc jest jak jest i nic się nie zmieni. Dojdziemy do kresu życia — i znikniemy. Póki co robimy to, co nas bawi — i tylko to. Opinia zewnętrzna — ani oficjalna, ani towarzyska (no, może ta bardziej — zawsze miło usłyszeć dobre słowo od kogoś z tej tak przez panią nielubianej zgnuśniałej elity; innymi słowy, cenimy zdanie ludzi, których sami cenimy i uważamy za fachowców — mam pełną świadomość, że to zdanie jest pełnym pychy błędnym kołem…), nas specjalnie nie obchodzi.
Więc jeśli pani chce nadal czytać przemądrzałe wypociny paru — nie bójmy się tego słowa — intelektualistów starej daty (którzy w dodatku potrafią wiązać krawat, czyszczą buty i odróżniają smakiem sherry od porto, o zgrozo), to miło nam będzie. Jeśli jednak liczy pani na namiętną wymianę zdań nad pani rozważaniami, to namawiamy do zaglądania na bardziej popularne gremia, gdzie znajdzie pani niewątpliwie więcej chętnych. Do pyskówki i do aktywnej zmiany bezsprzecznie mało zachęcającej rzeczywistości. Ani jedno ani drugie nie leży w naszych priorytetach.
I jeszcze raz zapewniam panią – nie ma żadnej manipulacji czytelnikami ani komentarzami. Komputer (a dokładniej mówiąc taki programik, co się ładnie nazywa Akismet i kilka prostych reguł, wykluczających obelgi i wulgaryzmy oraz liczbę odnośników w koemntarzu) działa sam z siebie. Automatycznie. I w szczególności nie ma takiej opcji, by panu czy pani X nadać uprawnienia „poza kontrolą”; po prostu, nie ma. W drugą stronę — owszem: zablokować mogę na stałe niemal każdego — z dokładnością do ludzkiej pomysłowości, bo nie jest tak trudno kiwnąć głupi komputer…).
Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź. Tu moja. Nie chcę śmiecić, więc jako notatka.
https://www.facebook.com/notes/konteksty/nic-nie-jest-pewne/1740843252831911
Pozdrawiam serdecznie, mimo wszystko 🙂
Nie umie pani docenić cudzej delikatności ani czytać między wierszami. Ma pani totalnie inne od większości z nas (o ile w ogóle) poczucie humoru i śmieszności sytuacji. Nie wszystko do pani dotarło; również zresztą dlatego, że nie puściłem do publikacji kilkunastu bardzo ostrych i przekraczających granice nieuprzejmości uwag innych komentatorów pod pani adresem. Najłagodniejsza brzmiała w konsekwencji „albo to babsko, albo ja”.
Powiedzmy sobie wyraźnie: wydaje się, że z tak ewidentnie przerośniętym ego musi mieć pani mnóstwo kłopotów, także w życiu codziennym. Współczuję, głównie zresztą pani otoczeniu. Chęć nieustannego pouczania innych, tryskająca z pani tekstów jest rzeczywiście trudna do zniesienia. Proszę przyjąć do wiadomości, że jedynie bardzo nieliczni z pozostałych komentatorów (nie przeczę, jest takich ze dwóch) traktują pani teksty poważnie. Wiem, że to przykre – ale tak jest. Proponuję pohamować swoje besserwisserstwo i dać sobie spokój. Zdecydowanie, rzuca pani perły przed wieprze. W każdym razie skutek jest identyczny.
To jest ostania moja odpowiedz na pani komentarze. Uznaję dyskusję za bezcelową. Miłego nowego roku.
Dyskusja nad nimi jest natomiast rzeczą drugorzędną.
Dla mnie pierwszorzędną. Sola tej witryny są komentatorzy. Zmienie zdanie po napisaniu pierwszego artykułu, na co się na razie nie zanosi .
@Konteksty
Nie więcej niż dwa zdania pojedynczo złożone po sześć słów każde, słyszy Pani? Nie więcej.
No i mniej aktywności, jeden, może dwa komentarze na miesiąc wystarczą. Bo jeśli częściej Pani coś skomentuje, to „strach zaglądać do lodówki” (cytat).
A jak się nie podoba, to bardzo proszę, wynocha.
*
Nieczęsto zdarza się spotkać w internecie coś równie pogardliwego wobec czytelników i komentatorów.
Od dawna SO jest jakby kółkiem różańcowym, w którym autorzy piszą dla innych autorów i nie życzą sobie, by ich teksty były czytane i komentowane przez pospólstwo (tzn. tych, którzy nie należą do kółka).
Panie Miś, Pan się ma za intelektualistę starej daty?
Pan raczy żartować.
Intelektualista starej daty kojarzy mi się z dobrymi manierami, kulturą, obyciem, szacunkiem, otwartością itp.
A Pan (po tej wypowiedzi, nie wspominając kilkunastu innych) kojarzy mi się tylko ze starą datą.
*
Mam dla Pana radę. Zamknąć SO i wpuszczać tylko „swoich” (na hasła, szyfry, kody, odciski palców itp.).
Nie będzie żadnej roboty dla Akismeta i admina oraz zmartwienia, że ktoś coś przeczyta, przemyśli i …. nabruździ.
*
Stopka redakcyjna.
Do czytelnika.
„Studio Opinii“ to istniejąca w Sieci od 2008 roku internetowa inteligencka gazeta opinii, komentarzy i analiz.
Redagujemy ją po to, by elita umysłowa miała swoje miejsce spotkań i dyskursu, możliwie interesującego, u siebie i na swoich warunkach, wolnego od wszelkich zależności, powiązań, politycznej mody, ukrytych intencji, bez oglądania się na „słupki oglądalności“.
Chcemy przestrzegać tu zasad przyzwoitości, zdrowego rozsądku, kultury i… poczucia humoru, dbać o normalność.
*
Poczucie humoru?
@Narciarz @JMP EIP
Dokładnie tak.
@wszyscy
Przepraszam, że namąciłam. Tak już mam ;(
Mam nadzieję, że z Nowym Rokiem będzie lepiej. Tego nam życzę.