Ernest Skalski: …a sprawa polska4 min czytania

2017-05-08.

Europa dwóch prędkości, wzmocniona przez zwycięstwo Macrona ma prawo się nam nie podobać. No i co z tego? Możemy narzekać, pomstować, ale nic się od tego nie zmieni. To właściwie nie są „prędkości”, a klasy. Jesteśmy w economy, a drzwi do business właśnie się przed nami zatrzaskują. W dużym  stopniu na nasze życzenie. Nasze, nasze! Bo jeśli nawet „dobrą zmianę” zafundowała nam, głosując na PiS, mniej niż jedna piąta obywateli, to  w polityce międzynarodowej państwo reprezentuje ten kto w nim rządzi.

Właściwie to PiS nie mógł stracić na tych francuskich wyborach. Marine Le Pen; wiadomo. Swój do swego po swoje. A jeśli Emmanuel Macron będzie się od nas odgradzać w  vitesse premiere, to przecież o to chodzi suwerenowi z Żoliborza.  Żeby mu  się jak najmniej wpieprzano w jego rządy.

Nie ma co ukrywać, że mimo historycznego postępu cywilizacyjnego dokonanego przez Polskę po 1989 roku, jeszcze nam sporo w tym względzie brakuje do Francji, Niemiec, Beneluksu czy nawet Italii z jej kłopotami. I brakuje nam euro, które mogliśmy mieć już parę lat temu. Przejście na euro ma jak wszystko swe plusy i minusy, lecz nie wystarczy powiedzieć, że te pierwsze przeważają. Bez wspólnej waluty nie możemy być w pełni kompatybilni z krajami pierwszej prędkości. Powoływanie się na Zjednoczone Królestwo, które bez euro było ważnym członkiem Unii czy na Szwecję i Danię z ich koronami nie jest miarodajne. To ekstraklasa gospodarki światowej, a my z drugiej ligi zsuwamy się właśnie do trzeciej, czwartej…

Graliśmy trochę powyżej naszego standardu i Unia to kupowała. Bo jednak jesteśmy niemałym krajem i znaczny jest wolumen naszej gospodarki, która do tego się szybko rozwija. Bo stoją za nami Niemcy, w których interesie jest nasza dobra pozycja, a Niemcy w Unii – wiadomo. No i byliśmy, do niedawna aktywni, a to skutkuje.

Z Niemcami rząd PiS jakoś unika konfliktu,  Kaczyński spotyka się z Merkel, ale Polaków do tego kraju zraża. Ale już z Francją idzie na całość. Stosunki z unijną siłą  numer dwa oddane zostały w gestię Macierewicza, tego od caracali i mistrali sprzedawanych Rosji via Egipt po dolarze za sztukę. Zaś jego wiceminister Kownacki zabłysną  wypominając Francuzom, że od nas  nauczyli się posługiwać widelcem.  Szef MSZ ograniczył się do przedwyborczego zdjęcia z Marine Le Pen. Z prezydentem Macronem to nawet prezydent Duda się szybko nie spotka.

Ożywionych i wszechstronnych stosunków gospodarczych Francja z nami nie zerwie. Przenoszenia produkcji i miejsc roboczych z Francji do Polski prezydent nie może zabronić i nie ma takiego interesu. Francuska firma w ten sposób bowiem zwiększa swoją efektywność. Francuski przedsiębiorca oszczędza na towarach  wożonych przez taniego polskiego kierowcę. Wszelkie restrykcje i obostrzenia w gospodarce  dotykają jedną i drugą stronę. Rozmowy obu  kandydatów z zagrożonymi robotnikami to przedwyborcza zagrywka, podobnie jak narzekanie na polskie tiry. Przejąłbym się raczej tym co kandydat Macron mówił o odchodzeniu Polski od unijnych standardów demokracji. Prezydent Macron wyciągnie z tego wniosek przy dyskutowaniu o kolejnej transzy unijnych dotacji.

O polityce wewnętrznej i zagranicznej Francji w najbliższych latach będziemy mówić po wyborach parlamentarnych. Jeśli będą niekorzystne dla prezydenta, jego polityka w stosunku m.in. do Polski będzie ostrzejsza. Co nie znaczy, że Assembee Nationale będzie propolskie. Dla nas stosunki z Francją powinny się notować wysoko, zaraz po Niemcach, USA i na swój sposób Rosji. Polska z punktu widzenia Francji stoi dalej w kolejności zainteresowania. Dla nich Jarosław Kaczyński jest niewygodną okolicznością, a dla nas Marine Le Pen jest groźna, bo zagraża Unii Europejskiej.

Ta groźba tylko się oddaliła. W dłuższym okresie Front Narodowy, czyli nacjonalistyczna prawica, rośnie w siłę. Z drugiej strony rośnie skrajna lewica, którą reprezentuje Jean-Luc Melenchon. W pierwszej turze wyborów obie  te antysystemowe siły uzyskały łącznie czterdziestoprocentowe poparcie. Trudno sobie wyobrazić wspólny front Melenchona i Le Pen, ale nie jest on konieczny dla obalenia V Republiki. Jeśli kłopoty gospodarcze i społeczne Francji będą się pogłębiały, wystarczy, że nieco silniejszy wówczas Melenchon znowu nie poprze przeciwnika znacznie silniejszej Le Pen. Czy nie daj Boże, wejdzie z nią  do drugiej tury, co było już możliwe w tym roku. Lewica w wielu okolicznościach pomaga via facti skrajnej prawicy zdobyć władzę. Wiemy coś o tym.

***

Może tak być ale nie musi. Był Brexit i Trump, ale  były też wybory w Austrii, Holandii i teraz we Francji. Być może jest to chwilowe zatrzymanie rosnącej fali międzynarodowej fali populizmu, ale nie można wykluczyć, że to początek jego odwrotu.

A więc vive La France et gaude Mater Polonia!

Ernest Skalski

 

13 komentarzy

  1. j.Luk 08.05.2017
    • otoosh 08.05.2017
  2. Magog 08.05.2017
  3. jmp eip 08.05.2017
  4. Obirek 08.05.2017
  5. hazelhard 08.05.2017
  6. Magog 09.05.2017
  7. slawek 09.05.2017
    • Brentano 10.05.2017
  8. slawek 10.05.2017
    • jacekm 10.05.2017
      • Brentano 11.05.2017
  9. Magog 13.05.2017