22.09.2024
Zdanie odrębne
Pojęcie „zło” rzadko kiedy angażuje intelekt; częściej emocje (obawa, przerażenie, strach), wyobraźnię (grzech, nieprawość, piekło, szatan) oraz pamięć (śmierć, zbrodnia, wojna, klęska żywiołowa). Bardziej absorbują nas przejawy zła, z którymi mamy kontakt, aniżeli jego natura (istota) – nieodgadniona, zagadkowa, tajemnicza… Wyrazem tego odwieczne pytanie człowieka – Unde malum? (skąd się bierze zło), na które ciągle brak odpowiedzi. A kiedy się pojawia, jak u św. Augustyna („zło jest brakiem dobra”), razi naiwnością, ponieważ z powodów religijnych sprytnie omija fundamentalną kwestię. Zło to także pojęcie metafizyczne, hipostaza, abstrakt – podobnie jak prawo i sprawiedliwość, czyli terminy, które nie mają konkretnych odpowiedników w rzeczywistości i – w jakimś sensie – są fikcjami.
Można o tym przeczytać u Hanny Arendt (1906-1975) – teoretyka polityki i systemów ustrojowych, myślicielki politycznej i publicystyki. Była świadkiem procesu Eichmana, a potem rzetelnie studiowała akta sądowe skazanego na śmierć wykonawcy Endlösung. Efektem tej pracy jest teza o „banalności zła”, którą wprowadziła do dyskursu filozoficznego.
Kwalifikacja ta spotkała się z powszechną krytyką środowisk żydowskich w Stanach Zjednoczonych i Izraelu jako osłabiająca zło. Zarzucano autorce, że dokonuje apologii zła, zamiast je potępić; posądzano o sprzyjanie zbrodniarzowi oraz umniejszanie roli Eichmanna i jego czynów. Krytycy Arendt nie zrozumieli (albo nie chcieli zrozumieć) przesłania filozofki, zwracającej uwagę na „powszechność” i „zwyczajność” zła oraz na „normalność” człowieka, który je uosabiał, a przede wszystkim czynił. Nie miał przy tym wyrzutów sumienia, nie chorował psychicznie, nie był też fanatycznym antysemitą ani „bestią w ludzkiej skórze”… Arend wskazywała na trywialność jego sposobu myślenia, samochwalstwo, skłonność do patosu i pustosłowia, konformizm, niezdolność do odróżnienia dobra od zła… Zachowanie Eichmanna na sali sądowej oraz liczne wypowiedzi nie wskazywały na świadomość oskarżonego ani na refleksję nad tym, co robił; przeciwnie – były raczej wyrazem błazeństwa.
Arendt czyniono też zarzuty, że przechodzi do porządku nad potwornością zła oraz grozą i przerażeniem, jakich doświadczali obserwatorzy i świadkowie procesu, a potem czytelnicy jej relacji[1]. Tymczasem filozofka nie twierdziła, że każdy zbrodniarz ma mentalność Eichmanna, a każdy człowiek mógłby „stać się” takim jak on; próbowała tylko zwrócić uwagę na banalność jako cechę zła. W odpowiedzi na atak Gershoma Scholema pisała: „[Zło] urąga myśli (…), gdyż myśl próbuje dotrzeć na pewną głębokość, sięgnąć do korzeni, w momencie zaś, gdy zajmie się złem, jałowieje, bo dotyka nicości. Na tym polega «banalność zła». Jedynie dobro posiada głębię i może być radykalne”.
Choć wyrażenie „banalność zła” dla chrześcijańskiego moralisty może być wewnętrznie sprzeczne, autorce książki “Eichmann w Jerozolimie” trudno odmówić trafności ujęcia problemu. Nie odbiera ona złu jego niegodziwości, nie umniejsza wyrządzonych przez nie krzywd, ani nie czyni zła mniej niebezpiecznym – ukazuje natomiast jedną z jego twarzy, oblicze najbardziej wstydliwe… Rozważania Arendt stały jednak w sprzeczności z celami politycznymi procesu, celem którego było – jak wiadomo – osądzenie Holocaustu.
*
Francuzi mają pożyteczny zwrot, który brzmi: toutes proportions gardées… Oznacza on, że we wszystkim, a szczególnie w ocenach, należy zachować równowagę i odpowiedzialność. W młodości adiutant Napoleona, a potem komediopisarz Aleksander Fredro zwykł mawiać w takich razach: „Znaj proporcją mocium panie”…
W związku z tym, w drugiej części tych dywagacji, postaramy się dochować miary i staranności w opisie postaci, która nijak się ma do osoby Eichmanna oraz do tezy Hanny Arendt o „banalności zła”. Wszak nie zamierzamy zajmować się groźnym zbrodniarzem wojennym, tylko marnym politykiem, krętaczem, manipulatorem i drobnym oszustem. Tenże przez dwadzieścia lat kombinował, organizował, przywłaszczał, zdobywał itp. pieniądze europejskich i polskich podatników, a kiedy sprawy wyszły na jaw, mataczył, „rżnął głupa” i zwalał winę na sekretarzy, jak Kain na Abla…
Jak się można domyśleć, chodzi o byłego europosła Ryszarda Czarneckiego, przechodniego członka kilku partii (ZCHN, AWS, Samoobrona, PiS), działacza związków sportowych, wreszcie doctora honoris causa (choć właściwsze byłoby słowo humoris, gdyby było śmiesznie!) głośnej do niedawna “uczelni”. Teraz, już podsądny Ryszard Cz. tłumaczy, że nie robił nic złego, tylko podróżował – najczęściej z Jasła do Brukseli; a to kabrioletem (w zimie), a to ciągnikiem siodłowym, motorowerami, ścigaczem… Pojazdów, dla których wymyślał numery rejestracyjne, było 18! Kilometrów “natłukł” tyle, że wyszło z tego pięć okrążeni kuli ziemskiej, warte kilkaset tysięcy euro… Były to – ma się rozumieć – podróże w ramach obowiązków służbowych europosła w obszarze Unii. Śledczy doliczyli się 243 oszustw, jakie popełnił były deputowany, wyłudzając pieniądze za przejazdy, których nie było. „Z popełniania przestępstwa uczynił sobie stałe źródło dochodu, czerpiąc nienależne mu korzyści z działalności przestępczej przez okres czterech lat” (ale język!).
Ten sposób zdobywania pieniędzy, popularnie zwany kradzieżą, w naszym niecywilizowanym, ale katolickim kraju nie jest uznawany za zło. Dowodem na to nie tylko osiem lat rządów PiS, które wprawdzie „kradły, ale się dzieliły” (jak otwarcie mówili prominenci tej partii), ale również nasze, narodowe przyzwolenie na kradzież. W Polsce ma ono charakter odwieczny i tożsamościowy, w związku tym, kto kradnie, nie tylko nie dopuszcza się zła, ale wręcz czyni dobro; zwłaszcza kiedy dzieli się kradzionym – na przykład z Kościołem. Potwierdzają to liczne dowcipy o tym, jak spowiednicy reagują na wyznanie grzesznika, że złamał siódme przykazanie…
Kradnie się u nas nagminnie i sporadycznie, na szczytach (społecznych) i w dolinach, okrada się swoich i obcych, niedołężne staruszki i ludzi młodych, w majestacie prawa i „bez żadnego trybu”… Kradli magnaci, szlachta i chłopi (mieszczan u nas nie było), a więc przykład szedł z góry, obowiązywał przez stulecia i trwa do dziś. Kradło się za I Rzeczpospolitej, w zaborach, a potem w II i III RP. Aktualnie skradzione sumy idą w miliony, a może w miliardy narodowej waluty – przepierane, inwestowane w biznesy, ukrywane w sejfach, albo transferowane do rajów podatkowych. Łamanie przykazania „nie kradnij” jest u nas powszechne i tolerowane, bo przecież pecunia non olet, jak mawiali starożytni przodkowie Włochów.
Gdyby władza się nie zmieniła, proceder wyglądałby jak powódź na Ziemiach Zachodnich… Na razie poznajemy wierzchołki gór lodowych politycznej kradzieży: osadzony w areszcie katolicki ksiądz, chroniony przez immunitet wiceminister sprawiedliwości, aresztowany w Anglii urzędnik kancelarii premiera, biznesmen od patriotycznych koszulek ukrywający się (podobno na Cyprze) i – miejmy nadzieję – wielu, wielu innych ludzi władzy rządowej i samorządowej, którzy kradnąc – w taki, czy inny sposób – wyrządzali zło. To nic, że stojące dopiero na siódmym miejscu w Dekalogu, ale jednak przestępstwo, wykroczenie przeciw prawu, skoro Bóg Jahwe umieścił je na kamiennych tablicach, wyraźnie zakazując czynienia również tego rodzaju zła.
*
W tym międzynarodowym kontekście mamy problem: jak – zachowując wszelkie proporcje (zwłaszcza wobec kwalifikacji H. Arendt) – określić mniejsze zło nie kradnij, kiedy ona wielkie zło nie zabijaj nazwała banalnym? Rozwiązanie podpowiada współczynnik narodowy; otóż mordowanie, zabójstwo to zło niemieckie, a kradzież to nasza, polska specjalność. Skoro ich zło mogło zostać określone jako banalne, to polskie zło również zasługuje na to, by (przynajmniej) być infantylne, dziecinne, sztubackie… Niech więc za sprawą Ryśka Czarneckiego i ono ma swój atrybut, przymiot, właściwość etc.
- Por. Eichmann w Jerozolimie: rzecz o banalności zła, (1963) ↑
JS
Spadkobierczynią Hannah Arendt jest dziś mniej znana Susan Neiman, również żydowska filozofka. Napisała na ten temat dwie książki: “Zło w myśli współczesnej” z 2002 roku i “Moralna jasność” z 2008. Obie zasługują na uważną lekturę bo pokazują, że z pytaniem unde malum nie tylko nikt sobie nie poradził, ale też sobie nie poradzi. To wcale nie oznacza, że nie należy go podejmować, bo to właśnie pytania na które nie ma odpowiedzi są najciekawsze. Zło infantyle z przymiotnikiem polskie, powinno wejść do polskieg języka codziennego. Może wtedy będzie mniej złodziejstwa. Może, bo to wcale nie jest pewne. Autorowi należy sie wdzięczność nie tylko za podjęcie tematu, ale za jego genialną w swej prostocie aktualizację.
A jednak coś się we mnie burzy, że ten były eutoposeł będzie pobierał wysoką europejską emeryturę ( przeszło 20 tyś). Jaka jest relacja między tym co robił, a tym co “zarobił”?
Znakomity, potrzebny dziś tekst. Hanna Arendt jeszcze w „Korzeniach totalitaryzmu” pisała o złu radykalnym. Przerażona, zmieniła zdanie po procesie Adolfa Eichmana. „Zło jest dlatego banalne, że można go nie dostrzegać, można o nim nie myśleć, można je mnożyć w nieskończoność, koncentrując uwagę na czymś innym”. Przerażające jest to, że jego wykonawcami są tzw. zwyczajni ludzie, dobrzy mężowie i ojcowie rodzin. Uosabiający zło diabeł, jakiego przedstawia Leszek Kołakowski („Rozmowy z diabłem”), przestrzega przed podniosłym pojmowaniem zła jako zdarzenia wyjątkowego. „Ale to nie prawda, panowie. Słowo »zło« nie zawiera w sobie nic patetycznego, żadnej grozy ani wzniosłości, jest rzeczowe i oschłe, wskazuje dokładnie na rzecz, o którą chodzi, zwyczajnie, tak samo jak słowo »kamień« […]”.
JS esejem na temat zła otworzył prawdopodobnie „Puszkę z Pandorem” jak powiedział onegdaj jakiś polski poseł. Zło pokrywa szeroki obszar tematyczny w którym zawiera się m.in. kłamstwo, oszustwo, złodziejstwo, łapownictwo, malwersacje, bandytyzm czy wreszcie zbrodnie zabójstwa i ludobójstwa, jako skrajne przejawy zła.
*
Wędrowny polityczny wichłacz i matacz Czarnecki, opisywany przez JS, to akurat nie najbardziej charakterystyczny dla formacji PiS przedstawiciel tej partii. To raczej drobny cwaniaczek, mierny oszust polityczny, choć ustosunkowany. Na tle koncertowych złodziei i szubrawców w tej formacji należy „obatela” chyba klasyfikować jako wagę lekką pośród złoczyńców. Stąd per analogiam do banalności oraz zwyczajności zła jakie opisała Hanna Arendt, zło w wydaniu złodziei w stylu Rycha Czarneckiego doczekało się infantylności w interpretacji JS . Nawiasem mówiąc taka kwalifikacja odnosi się do różnych polityków, ale także do wielu obywateli naszej ojczyzny. Bardzo trafne a zarazem chwytliwe określenie tego rodzaju powszechnego złodziejstwa – infantylne. W historii Polski szeroko opisywane. Ci z nas którzy pamiętają Polskę w wydaniu PRL z łatwością przypomną sobie, że wielu rzeczy się nie kupowało a „załatwiało”, czyli złodziejstwo zostało w tamtym systemie usankcjonowane systemowo. Pamiętam oburzenie ludzi kiedy człowiek okradał kogoś prywatnego. Kiedy ten sam człowiek okradał państwo polskie był taktowany jak uczciwy obywatel.
*
Szeroka relacja z opisywania zła przez Hannę Arendt, która starała się przybliżyć czytelnikom zło nazizmu, jest w relacji JS symptomatyczna. Co prawda Autor bardzo zręcznie przy pomocy francuskiej sentencji oraz jej autorskiego ujęcia przez Aleksandra Fredrę przeszedł do powszechności złodziejstwa w formacji PiS i w kontaktach tej formacji z gospodarką, ale m.in. relacja Arendt z procesu Eichmanna każe nam zastanowić się nad kształtem i obliczem etycznym całego PiS i dalej – wielu środowisk tzw. prawicy w Polsce.
*
PiS jako partia autorytarna w sposób zamierzony i celowy stał się w polskiej historii i teraźniejszości złem wcielonym. Tym złem wcielonym „zaraził” około 1/3 wyborców – nie bez oczywistych odniesień w charakterach i postawach samych głosujących. Trzeba podkreślić, że cała formacja PiS jak i tzw. polska prawica to w dużym stopniu reprezentanci zła w postaci przede wszystkim wstecznictwa, homofobii, ksenofobii, antysemityzmu, rasizmu, ciemnoty (kwestionowanie zmian klimatycznych) i zaściankowości. Konsekwencją tych „wartości” jest powszechność kłamstwa, odwracania pojęć, zakłamywania rzeczywistości, przypisywania innym cech własnych czyli właśnie różnych form zła. Nawet katolicyzm w wersji PiS to prawie czysta hipokryzja, wspierana zresztą taką samą hipokryzją niektórych hierarchów krk. Cechy i postawy propagowane przez PiS są jednoznacznie szkodliwe dla współczesnych Polaków, w tym dla samych wyznawców. Żeby daleko nie szukać – nieuctwo, brak ogłady, chamstwo, prostactwo, prymitywizm, brak elementarnej kultury dialogu czy choćby odrobiny szacunku dla inaczej myślących, to tylko jedne z wielu wymiarów zła w wydaniu PiS i popierających go środowisk prawicowych. Analogia w rozważaniach Arendt o nazizmie do formacji PiS jest dość oczywista. Ideologia i praktyka PiS to współczesna forma faszyzmu, dla kamuflażu tylko określana populizmem.
*
Bliska mi kategoria wszechstronnego zła pisowskiego jakiej używam to „złoczyńcy” albo synonim takiego zła w postaci „kaczyńców”. Słowo kaczyńcy zapożyczyłem od przypadkowo odwiedzonej przeze mnie ulicy w Pyrzowicach (port lotniczy dla Katowic), gdzie znajduje się ulica Kaczyńców. Choć oznacza ona po śląsku odpowiednik polskich kaczeńców, słowo kaczyńcy pasuje do omawianej formacji nabierając zgoła innej treści niż pierwotna.
Kaczyńcy dwukrotnie najechali Polskę – w latach 2005-2007 oraz w okresie 2015-2023. Ich zachowanie w wielu dziedzinach określane było jako wewnętrzni najeźdźcy. Kolejne dochodzenia i zarzuty prokuratorskie pokazują, że te rządy to rzeczywiście rodzaj najazdu na Polskę.
*
Jarosław Kaczyński, który zbudował tę formację tak się zacietrzewił i zapętlił w swoim dążeniu do władzy, że od wielu lat w polityce polskiej jest nośnikiem zła wcielonego. Chodzi nie tylko o jego elementarne braki wiedzy, rozeznania i rozumienia współczesnego świata widoczne gołym okiem dla postronnych obserwatorów. Wielostronne braki JK (w tym brak empatii i zwykłej sympatii dla rodaków) przekładają się na działalność jednoznacznie szkodliwą dla Polski i obywateli ją zamieszkujących. Ten mały człowieczek (dosłownie i w przenośni) zachowuje się tak jakby chciał nam wszystkim zaszkodzić i dokuczyć i w konsekwencji unieszczęśliwić możliwie jak najszersze kręgi społeczne. JK w odróżnieniu od ludzi zdolnych, bywa określany jako zdolny do… wszystkiego i nie jest to komplement. W realizacji swojej żądzy władzy jest gotów do rzeczy prawie dowolnie szkodliwych, a dla realizacji tych rzeczy promuje i lansuje całą plejadę polityków, o których można powiedzieć że są złymi, cynicznymi ludźmi. Inni zazwyczaj sami odchodzą albo są z tej partii wyrzucani. W poetyce tego eseju warto wspomnieć jednego z tuzów tej formacji niejakiego Marcina Horałę, który nie mając jakichkolwiek kwalifikacji merytorycznych kierował projektem stworzenia CPK, z widocznym a więc opłakanym efektem zresztą. W 2023 roku Marcin Horała, wiceminister funduszy i polityki regionalnej z PiS, zaliczył niefortunną wypowiedź w programie na żywo. Podczas rozmowy na temat przedwyborczych wydatków w spółkach Skarbu Państwa, Horała stwierdził, że “jeżeli ktoś cokolwiek ukradł niezgodnie z procedurami, to oczywiście musi oddawać”.
Myślę, że w ciągu najbliższych lat w Polsce powinniśmy się doczekać oficjalnego rozliczenia zła wyrządzonego Polsce przez JK i PiS. Mam nadzieję, że wszelkie naruszenia prawa i porządku konstytucyjnego powinny doczekać się finału sądowego.
*
Dla nas na SO, w tym zwłaszcza dla niezrównanego w swojej przenikliwości i precyzji wypowiedzi JS, pozostaje wyzwanie w postaci szerokiego opisania pisowskiego i prawicowego zła, oraz skutków jakie ono wywołuje. Powinniśmy także poszukiwać odpowiedzi na pytanie o antidotum na wszelkie formy zła jakie reprezentuje JK i PiS. Nie oznacza to obojętności na inne rodzaje zła.
Filozofia jest dziedziną piękną, a jednocześnie niełatwą do ogarnięcia. Zaproponowana dawno temu przez H. Arendt teza o banalności, powszechności, zwyczajności zła ma już swoje miejsce w historii wspomnianej dziedziny.; chociaż wciąż jest dyskutowana, niekiedy kontestowana. Niezależnie jednak od kierunków tej dyskusji ludzie pokroju Eichmanna ani na chwilę nie przestają być zbrodniarzami, ludobójcami, barbarzyńcami, bestiami.. Podobnie rzecz się przedstawia z tymi innymi: wszelkiej maści złodziejami, kanciarzami, niegodziwcami i różnymi szumowinami oraz miernotami. Tak się jakoś dzieje, że na sam widok niektórych tych łotrów robi mi się niedobrze. Towarzyszą mi wówczas zupełnie inne określenia niż: “banalny” czy “infantylny”…
Można ukraść rzeczy materialne, kilka złotych z cudzej torebki, kromkę chleba z głodu, samochód bo nowszy, żonę bo młodsza. Takie mniejsze zło, często do odrobienia. Można też ukraść drugiemu spokój, wiarę, godność, zaufanie. Dekalog nie precyzuje. I to już będzie zło wyrafinowane.
Bardzo ważną pozycją dla rozumienia zła i jego wielowymiarowości w kontekście oceny zbrodni nazizmu jest wstrząsająca ksiązka Kazimierza Moczarskiego “Rozmowy z katem”. Obok zwyczajności, banalności a zwłaszcza “drobnomieszczańskiego” wymiaru zła, docierają do czytelnika okrucieństwo, barbarzyństwo i całe bestialstwo zła. Jeszcze gorszy obraz stanowi kontekst tych “rozmów” gdzie w jednej celi siedzą kat i ofiara a z historii wiadomo, że bohater (Moczarski) jest w więzieniu gorzej traktowany niż zbrodniarz.
Kolejny raz autor (J.S.) piętnuje nasze polskie przywary a zwłaszcza powszechną akceptację kradzieży mienia państwowego jak i prywatnego. I chwała mu za to , choć to piętnowanie piórem tego zła naszej smutnej polskiej rzeczywistości nie zmieni. Walka z tym powszechnym zjawiskiem przypomina mi plucie do Wisły z mostu Poniatowskiego w Warszawie i oczekiwanie ,że rzeka wystąpi z brzegów. Jak na razie nie wystąpi i nie widać na horyzoncie skutecznej recepty jak to zjawisko wyleczyć.
Do tych rozważań autora na temat naszych narodowych zdolności do powszechnego okradania wszystkich ze wszystkiego chciałbym dołożyć takie dodatkowe przemyślenia.
Kto kradnie pieniądze z naszych podatków to tak jakby nas prywatnie okradał!!!! Taka jest prawda w sprawie powszechnej defraudacji pieniędzy budżetowych. Aby coś zmienić na lepsze musi być prowadzone na dużą skalę uświadamianie szerokich rzesz społeczeństwa , że budżet państwa to też nasze pieniądze. Do społeczeństwa winna dotrzeć wiedza , że rząd nie ma swoich pieniędzy tylko ma „nasze pieniądze” pochodzące z pobieranych podatków. Tę myśl głosiła przed laty brytyjska Premier, Pani Margaret Thatcher.
Gdyby w społeczeństwie była powszechna świadomość tej prostej zależności, to nadużycia finansowe polityków , posłów, różnego autoramentu celebrytów, czy samorządowców, spotkałyby się z powszechnym potępieniem.
A rzeczywistość wskazuje, że powszechna akceptacja dla defraudacji państwowych pieniędzy jak i bezczelnych kradzieży przyjmuje u nas formy przekraczające granicę absurdu.
No , bo jak wytłumaczyć społeczną akceptacje absurdalnie wysokich kosztów rodzinnych przelotów byłego Marszałka Sejmu na koszt podatników. Marszałek naciąga kancelarię Sejmową na milionowe koszty, zostaje odwołany ze stanowiska a społeczeństwo Podkarpacia przyznaje mu w wyborach do Sejmu bonus w postaci dodatkowych 40 tyś, głosów w stosunku do poprzedniego wyniku. (wzrost o100%)
Żaden socjolog i politolog mi tego zachowania elektoratu racjonalnymi argumentami nie wyjaśni. Ja to tłumaczę sobie te zachowania jedną z myśli Bernarda Show „Żadne racjonalne argumenty nie są w stanie przekonać idioty”.
Podobnie wyglądała sytuacja dotycząca nagannych działań znanego europosła Ryszard Cz. Informacje o kombinacjach europosła z delegacjami została opublikowana dawno przed nowymi wyborami. Czyli „przysłowiowa zupka się wylała”, ale partyjnym decydentom nie przeszkadzało umieścić go ponownie na liście do głosowania. Tym razem polskie społeczeństwo się zlitowało nad głupotą decydentów partyjnych i uwaliło kandydata w głosowaniu . Śmiem przypuszczać , że Pan Ryszard Cz. nie uzyskał mandatu europosła bo startował do wyborów na Mazowszu. Gdyby go skierowali na Podkarpacie miałby 5 kadencję w kieszeni. Irracjonalnych zachowań podkarpackiego elektoratu głosującego na PIS nikt nie jest mi w stanie żadnymi argumentami wytłumaczyć. Może ktoś kiedyś zrobi doktorat i ustali dlaczego tak się dzieje.
Nie będę się wymądrzał i próbował na zakończenie dawać jakieś górnolotne recepty jak wyleczyć nasze społeczeństwo ze zjawiska akceptacji kradzieży. Nie czuję się na siłach. Jak zwykle staram się obracać poważne sprawy w żart i tym razem zacytuję maksymę obowiązującą w latach mojego dzieciństwa.
„Na każdego tyle wypadnie ile kto ukradnie”
Taka zasada podziału dochodu narodowego, jak cytowana przez mnie powyżej, obowiązywała przez lata budowy realnego socjalizmu w naszym kraju. Ta zasada była powszechnie akceptowana przez zdecydowaną większość naszego społeczeństwa poczynając od robotnika ,chłopa a na inteligencji kończąc.
O zgrozo, nawet kościół katolicki z głoszonym dekalogiem, w rozliczeniach ludzkich sumień przy konfesjonałach akceptował powszechne kradzieże mienia państwowego.
I muszę przypomnieć kolejną maksymę po raz wtóry:
Zły przykład idzie zawsze z góry.
Odpowiedź na słynne pytanie przytoczone w genialnym tekście JS, może wydawać się jednocześnie prosta i nadal niezwykle skomplikowana bo otwierająca miliardy znaczeń i możliwości. Brzmi ona: z nas. Z naszych pragnień, lęków, impulsów, uczuć, tendencji, potrzeb…. W każdym człowieku jest źródło potencjalnego zła. Niektórzy są z niego zbudowani. Na przykład zdegenerowani socjopaci. I byłbym bardzo daleki od włączania ich do kategorii stworzonej przez Hannah Arendt. Wybitna myślicielka popełniła, być może, błąd uogólniając przypadek Eichmanna, prymitywnego ale sprytnego błazna i głupca na wszystkie przejawy bestialstwa, sadyzmu, nienawiści i morderczych impulsów i tendencji, którymi cechowali się w przeszłości nie tylko naziści niemieccy. Historia zna niezliczone przykłady straszliwych rzezi dokonywanych na mężczyznach, kobietach, dzieciach i starcach. Exemplum Ryszarda Cz. jest klasycznym przykładem zła z twarzą kretyna, niezwykle celnie scharakteryzował go JS w eseju – posiłkując się kryterium infantylności.
Czytając komentarze ulegałem coraz bardziej nieodpartemu wrażeniu, że PiS, JK, RCz, Krk są nam bardzo potrzebni. Możemy odwrócić oczy od własnych banalnych przywar, złośliwości, zawiści, chciwości, których potencjalna skala jest zawsze na miarę aktualnych możliwości – nie tylko finansowych ale przede wszystkim emocjonalnych. Ja bardzo niechętnie ale odwracam lustro, patrzę sobie w oczy z ogromnym trudem i pamięć podtyka mi pod nos cały wachlarz mniej lub bardziej drobnych, w całości banalnych przewinień, , oszustw, świństewek, kłamstw i kłamstewek ….. nie będę rzucał kamieniem! W nikogo!,
Lepiej czynić dobro, niż zło dobrem zwyciężać.
Zwyciężanie jest trudniejszą formą walki ze złem, ponieważ może być bardziej agresywne i w słowach
i w czynach. Wypośrodkowanie dobra i zła jest heroizmem i bardzo dużą odwagą.
Bartula
Na użytek tego komentarza przyjmuję (przy niedzieli) optymistyczne założenie św. Augustyna, że Ryszard Czarnecki uległ demoralizacji, ale przecież dojdzie do moralnej naprawy, uległ de-socjalizacji, ale podda się niebawem resocjalizacji; kradł – bez przemocy „i się nie dzielił” – aby żałować i poddać się moralnej pokucie. Działanie Ryszarda Czarneckiego było objawem ludzkiej wolności, ale i przewrotności wolnej woli. Jego wola była może zła, ale on sam pozostał przecie substancjalnie dobrym. Nie był on wściekłym biesem o złej chemii mózgu, ani człowiekiem ze stłumionymi uczuciami, niezwykłą osobowością, godną bohaterów Szekspira. Nie jest też estetycznie, moralnie i poznawczo fascynujący, którego „makabryczne czyny” pozwalają wejrzeć w głąb ludzkiej tożsamości i dowiedzieć się, co motywuje człowieka do “złej” podróży dookoła świata. Ryszard Czarnecki nie pomaga nam dotrzeć do jądra ciemności, choć nie jestem pewien, czy ta domniemana ciemność jest w ogóle warta trudu poznawczego oświetlania. Przyznam, że nie jest mi łatwo uwierzyć w bajeczki o zawsze możliwej dobrej konwersji…
‘Banalne’ zło niemieckie vs. ‘infantylne’ zło polskie to niezła dystynkcja… Rzecz w tym, żeby trochę spuścić z tonu w opisie zjawiska. Z dobrem jest podobnie, tylko nikt się nie odważy nazwać je w ten sposób, ponieważ zło nas dołuje, a dobro odrywa od ziemi. Bronię Hanny Arendt.
Ryszard Cz. jest doskonałym przykładem jak człowiek PIS-u zdolny jest do pełnienia wielu funkcji bez względu na kwalifikacje. Przywołany Czarnecki próbował swych sił w polityce, nauce, a nawet w sporcie. Wszędzie tam gdzie widział możliwość zarobienia. To tylko jeden z przykładów. Codziennie słyszymy o kolejnych przekrętach polityków PIS-u, jednak pomimo matactw i zebranych dowodów wierny elektorat nie opuszcza swej partii. Co gorsza elektoratu PIS nie da się przekonać, że to przecież pieniądze publiczne, czyli także ich. Bez tej świadomości trudno liczyć na zmianę. Zło, które się rozlało w trakcie rządów partii JK, na wiele instytucji nie ominęło również polskiego sportu. Ludzie Pis-u wtargnęli tam brutalnie. Bój jaki toczy Minister Sportu z prezesem PKOl jest tego przykładem. Niemoralne zachowania polityków oraz społeczne przyzwolenie na okradanie państwa przez „swoich” jest zatrważające szczególnie, że dzieje się to w kraju katolickim jak zauważa JS.