Wraz z PiS do władzy doszedł polski kołtun. Taki, co to nic nie umie, nic wie i nie rozumie, ale władzy i pruderii służyć będzie do upadłego, gotów pałką i siekierą niszczyć wszystko wokół siebie, co tylko zda mu się obce, pańskie albo po prostu co zniszczyć mu każą. A jeśli jeszcze może na tym coś zyskać, partii się przysłużyć, jakiś stołek przejąć, to będzie ciął na oślep. W imię Boga i Ojczyzny, ma się rozumieć.
Czy ktoś kazał pobożnemu rajcy krakowskiemu z PiS Adamowi Kalicie niszczyć jedną z najważniejszych palcówek kulturalnych miasta, tego nie wiem. Ale że niszczy, w najbardziej prostacki i bezprawny sposób, temu – mam nadzieję – sam obwiniony (i winny) zaprzeczyć nie będzie miał śmiałości. Już prędzej z dumą to potwierdzi. Wszak walka z masonerią i lewactwem jest świętym obowiązkiem Polaka katolika, czyż nie? […]
Stworzony przed 22 laty przez małżeństwo Małgorzatę i Bartosza Szydłowskich teatr Łaźnia (obecnie Łaźnia Nowa) to drugi co do wielkości teatr krakowski i jedna z najważniejszych scen w kraju. Aby móc rozwinąć swą działalność i przenieść ją do nowej siedziby, w Nowej Hucie, Szydłowscy zrezygnowali z niezależności – teatr niegdyś prywatny stał się teatrem miejskim. Własnymi rękami wyremontowali zapuszczony budynek na nowohuckim blokowisku i wraz z zespołem współpracowników dźwignęli niemalże z nagich fundamentów fantastyczną placówkę kultury, mającą dziś wielki dorobek i zasługi. W odróżnieniu od większości teatrów w Polsce Łaźnia Nowa nie jest zadłużona. Mimo wielomilionowego budżetu zatrudnia tylko 28 osób. Sukcesy artystyczne i społeczne teatru są niepodważalne i spektakularne. W ostatnich latach teatr pozyskał 27 milionów zł na działalność i inwestycje z zewnątrz, czyli spoza budżetu miasta Krakowa. W ciągu ostatnich 10 lat wyprodukował 73 premiery, otrzymał 52 nagrody, zatrudniał 43 reżyserów, 39 scenografów, 48 kompozytorów, 361 aktorów, ponad 100 amatorów. Poza siedzibą zagrał ponad 200 razy, a liczba jego widzów przekroczyła już pół miliona. Pracowali tu najlepsi polscy twórcy. Dyrektorzy Łaźni stworzyli wspaniały międzynarodowy festiwal teatralny Boska Komedia, a także jedyny w swoim rodzaju cykl wydarzeń plenerowych Bulwart Sztuki oraz wiele innych dużych projektów społecznych.
Demiurgiem tego dzieła jest Bartosz Szydłowski – założyciel i dyrektor teatru, jego dusza i jego twarz. Człowiek, który oddał mu swoje serce i całe zawodowe życie, a w tym przecież i tysiące godzin nieodpłatnej i niewymiernej pracy, pot i pewnie łzy. Łatwo nie było, ale entuzjaści mają to do siebie, że potrafią użyźniać pustynie, budować opery w amazońskiej dżungli i dokonywać rzeczy niemożliwych. Dziś partyjni aparatczycy, istni pogrobowcy PRL i PZPR, wypłacają się wybitnemu twórcy kultury kopniakiem zadanym uwalaną błotem walonką. Bo Bigda idzie! Idzie z kosą na ramieniu i krzyżem w łapie.
Jak to w takich peerelopodobnych krajach i klimatach bywa, wszystko zaczyna się od donosu, bardziej czy mniej spontanicznego. Za donosem idzie kontrol, za kontrolą wniosek do prokuratury i zwolnienie delikwenta, który popadł w niełaskę. Już dziś „nakłonili” go do dymisji ze stanowiska dyrektora naczelnego – nadal jest dyrektorem artystycznym. Jak długo?
Był więc donos, była kontrol, a teraz są wniosek do prokuratury i sprawa. Wniosek absurdalny, wulgarny, kołtuński. Jak sama kontrol, jak sam jej sprawca i inicjator. Szydłowski wielki jest nicpoń, bo se źre i se jeździ za państwowe, czyli nasze. I jeszcze żonę „zatrudnia” i jej płaci, ma się rozumieć, naszemi piniędzmi. Se żyje za nasze jak król i rozbija się po świecie, jak by był jakiś prezes, a jest zwykły komediant, na naszym wikcie spasiony. Darmozjad, a w dodatku bezbożnik i lewak. Niby żonę ma dla niepoznaki, ale kto go tam wie, czy nie sodomita? Oni wszyscy tam tacy. Ale my zrobimy z tym porządek. W imię Boże! A i u komisarza ludowego, obywatela Glińskiego, będzie zasługa. Może jakaś nagroda albo awans za zasługi i czujność na polu? Może Warszawa…
Jakież to zbrodnie popełnił Szydłowski? Ano 40 tysięcy wydał na katering podczas festiwalu. W delegacje jeździ, gdy ten festiwal organizuje. Do mieszkania dyrektorskiego z teatru dopłaca. I do przewodu doktorskiego pani Szydłowskiej na dodatek. Obok gabinetu dyrektora wyrychtował kuchnię i łazienkę! I do tego jeszcze wykupił abonamenty parkingowe dla pracowników za 4 tys. zł! Łamania prawa się nawet nie zarzuca – zarzuca się „niemoralność”. Kto zna Szydłowskiego i kto widział te wszystkie luksusy, jakie zafundował sobie w swoim przytulnym gniazdku, ten wie, jaki z niego krezus i złodziej. Czapka na nim gore, aż z magistratu widać! Ja tam nie mam wątpliwości, jak patrzę na tę mordę zdradziecką, że to kanalia! Łże-elita gorszego sortu. Ale przed dobrą zmianą nie ucieknie. […]
Trzystu twórców teatru, w tym Agnieszka Holland, Krystian Lupa i Danuta Stenka, podpisało list w obronie Łaźni Nowej. Ale to dopiero początek. Nie pozwolimy zabić naszego teatru i wyrzucić Szydłowskich z ich domu. Wara! Będziemy protestować, pikietować, walczyć, jak się da. Bigoci i aparatczycy partyjni nie dadzą rady dokończyć dzieła zniszczenia. Apeluję do prezydenta Majchrowskiego o przywrócenie Bartosza Szydłowskiego na stanowisko dyrektora naczelnego Łaźni Nowej i zajęcie zdecydowanej postawy w sprawie wolności kultury w naszym mieście. To próba Pańskiej wiarygodności jako demokraty i mecenasa krakowskiej kultury. Żadne układziki w radzie miasta nie mogą przeważyć nad imponderabiliami. No pasaran!


Szanowny Autorze, opisana przez Pana sytuacja jest nie tylko oburzająca, ale i wq….a. Jednakże, jakoś wcale mnie to nie dziwi. I nie jest tak, że „w tym kraju nic dziwnego”. Opiszę Panu sytuację, jaką znam ze swoich już prawie 30-letnich doświadczeń jako tłumacza. Ktoś kiedyś przyniósł mi do przetłumaczenia parę artykułów w języku niemieckim, jakie w XIX i XX w. ukazały się w prasie szacownego miasta Breslau. Niemcy, jak wiadomo, naród niezwykle muzykalny, dlatego a największej nawet dziurze bywały orkiestry, bodaj kameralne, jeśli już nie symfoniczne, chóry, zwane „Singverein” itd. Otóż wspomniany cykl artykułów dotyczył orkiestry kameralnej z miasta Breslau, która powstała gdzie w latach 20-ych lub 30-ych XIX w. i, nie mając własnej siedziby, grywała w ogródkach restauracyjnych i podobnych przybytkach. Z czasem orkiestra zyskiwała renomę, rozrastała się, wreszcie połączyła się z miejscowym (amatorskim) chórem w jedną organizację. Bolączką był brak siedziby. Ale Niemcy to taka nacja, która pieniądze wykopie z podziemi. Tak też i tym razem: założyli spółkę akcyjną czyli spółkę prawa handlowego. Jako, że chór i orkiestra miały już wieloletnie tradycje, akcje szły jak świeże bułeczki, po czym nabywcy stopniowo, z czasem zwrócili nabyte akcje. Już pod koniec XIX w. odzysk wyniósł ponad 95% akcji. Towarzystwo NIGDY nie korzystało z pomocy publicznej, czy to miejskiej, prowincjonalnej czy z Berlina. Jako że było spółką akcyjną, władze wszelakie mogły ją cmoknąć w trąbkę. Może zatem należałoby wyciągnąć wnioski i pójść drogą odkrytą dawno temu przez innych, a więc: Teatr Stary w Krakowie S.A., Teatr Łaźnia w Krakowie S.A., Opera w… S.A. itd. Wtedy minister Gliński ze swoimi podnóżkami będzie mógł ten tego, ja wiem, a Pan rozumie.
Szanowny Panie Autorze, po upływie mniej-więcej doby naszła mnie taka oto myśl, na zasadzie skojarzeń. Ale najpierw cytat z wywiadu z p. Olgą Tokarczuk dla „Polityki” nr 31:
„W książce „Prowadź swój pług…”, na kanwie której powstał scenariusz „Pokotu”, oglądamy proces rodzenia się przemocy, ale przede wszystkim widzimy, że człowiek nie ma nad nią kontroli, bo erupcja przemocy też jest katarktyczna. Sztuka od tysięcy lat służy jako platforma wyobraźni, gdzie można sobie z takimi mrocznymi uczuciami radzić w kontrolowanej formie. Przyglądać się im, dotykać. [I teraz następuje najważniejsze, przyp. mój, aquinus]. Sztuka została wymyślona po to, żeby naruszać granice; grzeczna sztuka staje się kiczem.
Do tej pory ludzie, którzy myślą jak ja, spali sobie w złudnym poczuciu bezpieczeństwa, jakie daje polityczna poprawność. W świecie wielu wartości była ona rodzajem grzeczności i zakładanego szacunku w relacjach z innymi ludźmi. To się skończyło. Słowo „lewak”, kiedyś określenie kogoś o ultraradykalnych poglądach lewicowych, stosuje się dziś wobec kogoś, kto nie zgadza się z polityką PiS albo nie chodzi do kościoła”.
Tak się składa, że równocześnie czytam „Templariusze. Tajemni strażnicy tożsamości Chrystusa”, Lynn Picknett i Clive Prince; tego się nie da streścić w dwóch zdaniach, a reperkusje sięgają dnia dzisiejszego. Jest tam fragment poświęcony dawny alchemikom, którzy tylko na użytek gawiedzi utrzymywali, że zajmują się przemianą pospolitych metali w złoto. W rzeczywistości byli bliżsi współczesnym myślom filozoficznym niż komuś mogłoby się wydawać. Po co? Ano dlatego, że byli ludźmi żądnymi wiedzy i nie chcieli tracić czasu na durne dyskusje z nieukami, katabasami i głupimi inkwizytorami. To, co głosili, było swego rodzaju parawanem/szyfrem dla tego, czym zajmowali się w rzeczywistości. Podobnie jest/powinno być np. ze współczesnymi artystami; od dawna nie poważałem „ulizanej” sztuki, p. Tokarczuk nazwała ją wprost kiczem. Zadam w związku z tym pytanie: jeśli po scenie biega dziesięciu gołych jak święty turecki artystów, ale odtwarzają ważkie treści, co z tego zrozumie zwykły kołtun albo chmyz z niepełną podstawówką? Ano ni, nawet jeśli przez przypadek trafi na taki spektakl. Co zrozumie poseł Suski, ten od carycy Katarzyny (to tylko przykład), jeśli w ogóle na spektakl nie pójdzie? Ano podniesie raban. Pytam zatem, dla kogo mają być takie wysublimowane treści? Dla posła Suskiego, czy dla p. Jandy (to tylko przykład)? I w związku z tym, również w związku z moim poprzednim postem, nasuwa się wniosek dla artystów: albo rybka, albo akwarium. To znaczy, albo państwowa kroplówka, albo niezależność twórcza. Pytanie tylko, czy to, co powstaje na kroplówce, w którymś momencie sztuką być nie przestaje.
I na koniec jeszcze jedna uwaga, a propos PiSu i „lewactwa”. W moim przekonaniu to właśnie PiS jest ugrupowaniem lewackim, w Polsce prawicy w ogóle nie ma. W moim pojęciu PRAWICA oznacza ugrupowanie bazujące na trzech filarach: wolność – własność – sprawiedliwość. Wolność jest jak powietrze, własność to święte prawo, sprawiedliwość to podstawa funkcjonowania społeczeństwa. Natomiast każde ugrupowanie, które chce te trzy wartości dozować, to dla mnie lewica albo i lewactwo – w skrajnym przypadku.