– dla wszystkich polskie, dla niektórych katolickie
Na portalu eDziecko.pl ukazał się artykuł omawiający „sensacyjny” wątek obchodzenia świąt Bożego Narodzenia przez ateistów. Artykuł został 15 grudnia zamieszczony na portalu Gazeta.pl z wyraźnym zamiarem zagrania na strunach sensacji.
Proszę Państwa, nie ma tutaj żadnej sensacji moim zdaniem. Zgodzę się za to chętnie, że zawsze warto pobudzać do myślenia.
A teraz o świętach i ateistach. Na moim ateistycznym przykładzie. Otóż ja obchodzę święta Bożego Narodzenia co roku i od kiedy pamiętam. Wszystko jest zgodne z naszą lokalną tradycją: dom ozdobiony świątecznie z wieńcem, świecami i jemiołą, choinka ozdobiona kolorowymi bombkami i światełkami, rodzina, kolacja wigilijna przy świecach i małej szopce, dzielenie się opłatkiem (tu akurat nie ma znaczenia, czy opłatek jest poświęcony, czy nie; czasami jest ale nikt na to nie zwraca uwagi), siano pod obrusem, klasyczne potrawy wigilijne w regionalnym wydaniu. Słuchamy kolęd i nawet je wspólnie śpiewamy. Nie może oczywiście zabraknąć prezentów pod choinką, dzieci na to czekają. Prezenty przynosi u nas Gwiazdka. W innych domach Małopolski jest to Gwiazdor albo Aniołek. Święty Mikołaj w tym czasie odpoczywa przy własnym stole wigilijnym, bo przecież prezenty przyniósł 6 grudnia i teraz ma wolne. Jego pojawienie się w innych regionach Polski z prezentami pod choinkę traktujemy jako wpływ obcej tradycji.
Skoro wspomniałem o tradycji, to rozwinę ten wątek, bo to kwintesencja tego święta. Dla mnie święta Bożego Narodzenia to arcypolska tradycja. Tradycja budowana przez stulecia z dużym udziałem tradycji przedchrześcijańskich, tradycji sąsiednich kultur i kościołów różnych wyznań. Scalona w obrządek przez kościoły chrześcijańskie, w polskich warunkach przez kościół katolicki. Dlaczego zatem polski ateista obchodzi te święta w takiej oprawie? A jak ma je obchodzić? Nie narodziła się jeszcze żadna specyficznie ateistyczna tradycja. Poza wszystkim dla mnie to jest POLSKA tradycja. Wcale nie postrzegam jej jako katolicką. Zresztą elementy tej tradycji były w procesie historycznym zawłaszczane przez kościół katolicki. Samo święto nie ma genezy chrześcijańskiej, nie wspominając już nawet o katolicyzmie.
Okolice początku astronomicznej zimy były od zarania dziejów świętowane jako zwycięstwo Słońca nad mocami ciemności. Uogólniając, są to powtórne, coroczne narodziny Boga Słońca, czyli boże narodzenie. Tradycja świętowania przesilenia zimowego jest zresztą dłuższa niż cała historia chrześcijaństwa. Choinka i ozdabianie domu też nie ma katolickiej genezy. Choinka to przecież nic innego jak ukryta „opcja germańska”, co gorsza – protestancka. I też wywodzi się z tradycji przedchrześcijańskich. Samo chrześcijaństwo przecież nie wzięło się znikąd. Powstało jako herezja w ramach judaizmu. Jezus był zdeklarowanym żydem, który chciał udoskonalić własną religię. A sam judaizm czerpał obficie z cywilizacyjnych osiągnięć hinduskich, żeby tylko wspomnieć prawa człowieka i prawa zwierząt. Stajenka, osiołki, Gwiazda Betlejemska, odwiedziny Trzech Mędrców to na wskroś bliskowschodnie elementy. Spróbujcie sobie wyobrazić stajenkę 24 grudnia w Europie Środkowej. Czy ktokolwiek pomyślałby o urodzeniu dziecka w takich warunkach? W ziemiance to i owszem, były warunki.
Mamy więc tradycję nasyconą różnorodną symboliką. Kontinuum wartości wielu tysięcy lat rozwoju ludzkiej kultury. Nieliczni zadają sobie pytania o sens poszczególnych symboli i ich genezę. Dla większości to nie ma większego znaczenia. To tradycja i kropka. Wyobrażam sobie, że polscy muzułmanie obchodzą Boże Narodzenie podobnie jak ja ateista. Swoiste akcenty i dekoracje na pewno tam się pojawiają. Może mają mihrab albo Ka’bah zamiast szopki.
Podobnie polscy wyznawcy rozmaitych kościołów protestanckich, czy prawosławnych chociaż ci ostatni mają pewne zawirowanie kalendarzowe.
Wszystkich łączy polska tradycja ogniskująca się w tym wyjątkowym święcie Bożego Narodzenia. Wspaniałym, unikalnym i kochanym. Czasy jednak nie sprzyjają neutralnemu traktowaniu tradycji.
Religie się radykalizują i radykalizację postaw nakazują swoim wyznawcom. Wspominając o wyznawcach innych religii w Polsce miałem na myśli religie obecne na polskich ziemiach od stuleci. Nowe prądy religijne przychodząc do Polski mijają się z jej tradycją. Prawosławie jest znowu w rękach władzy politycznej w jego mateczniku. Nowi muzułmanie nie utożsamiają się raczej z tatarską mniejszością. Polski kościół katolicki staje się agresywnie wykluczający.
I tak jedna po drugiej religie idą w stronę ekskluzywności, a to oznacza, że zanikać zaczną z czasem w naszym domu elementy kojarzące się z ceremoniałem religijnym.
[responsivevoice_button voice=”Polish Female” buttontext=”Czytaj na głos”]Arkadiusz Głuszek
Symbolika narodzenia jest mi bliska i Święta chętnie obchodzę ze wszystkimi szykanami, a mój karp w płatkach migdałowych jest rewelacyjny. Natomiast Świąt Wielkiejnocy nie obchodzimy, bo symbolika pastwienia się nas Człowiekiem jest dla nas nie do zaakceptowania.
:):):) Oplułem się ze śmiechu. Wielkanoc to też święto narodzin. Narodzin przyrody do życia po uśpieniu zimowym. Szczerze mówiąc to jajko jest dla mnie symbolem tego święta. Chodzimy święcić jedzenie w koszyczkach i ten element budzenia się życia i radości wiosny jest dla nas kwintesencją tego święta. Zmusiłeś mnie Hazelhardzie do zastanowienia się co jest najważniejszym wątkiem Wielkanocy dla nas. Chyba właśnie wspólne jedzenie w gronie rodziny lub przyjaciół. Począwszy od uroczystego śniadania w pierwszy dzień, a skończywszy na kolacji w drugim dniu świąt. Za każdym razem w innym domu. A propos wedrówek i wracając do Bożego Narodzenia, to jest taki krakowski obyczaj, któremu się chętnie poddajemy. Długi spacer w pierwszym lub drugim dniu świat i oglądanie szopek w kościołach.
A nie mogłaby się przyroda odradzać bez tego przybijania do krzyża?
Ja obchodzę (acz zapewne mocno niekonwencjonalnie) wszystkie święta jak leci, jeśli dają okazję żeby dobrze zjeść i wypić. Absolutnie mnie nie obchodzi żadna ich symbolika i związane ze świętami obyczaje (tradycyjne potrawy, łamanie opłatkiem, jajeczko itp.). Są — no to są; nie ma — no to nie ma. Chociaż na wlasny użytek mam jeden rytuał: w dniach największego postu — łamię go z premedytacją. Ale to pewno z tego powodu, że dzień bez mięsa jest dla mnie stracony. A dobrowolne umartwianie się traktuję jako aberrację umysłową.
Ja mam nieco inaczej. Dzień bez owoców morza to dzień stracony :-). A kolacja i lunch bez wina nazywa się śniadaniem.
Na Kaszubach w wielu miejscach z prezentami przychodził gwiazdor (nie chodzi o Bogusława Lindę ani nawet Karolaka). Nie do końca rozumiem dlaczego. Dawanie prezentów jest jakby przedłużeniem rytuału dzielenia się opłatkiem, który jest wszak tylko symbolem dzielenia się chlebem (po co ma być pokrapiany wodą – jest trochę zagadką). Dzielimy się chlebem, dzielimy się innymi dobrami materialnymi, wspólnie – dzieląc się tym, co mamy – łatwiej przetrwamy zimę (i cały rok).
Trzeba nam do tego mieszać aniołka, gwiazdora, dziadka mroza czy Santaclausa?
Święta Bożego Narodzenia dawno straciły dla mnie urok, same z siebie. Ponadto dobiegające zewsząd, od tygodni, dźwięki kolęd (arcykatolicki kraj zapomniał, że są pieśni adwentowe) skutecznie obrzydziły mi ten rodzaj muzyki. Mniej lub bardziej obowiązkowe pracownicze „spotkania opłatkowe” i „wigilie”, organizowane przed świętami i po świętach, strywializowały ciepły skądinąd gest łamania się opłatkiem. Dlatego też, chcąc poprawić sobie humor, a nie psuć go innym – lubiącym te święta, od lat wyjeżdżam na ten czas z kraju naszego do innego, też chrześcijańskiego, ale bez natręctw.
„Polski kościół katolicki staje się agresywnie wykluczający.”
Co przecież jest zaprzeczeniem idei fundującej chrześcijaństwo, tak jak oksymoron „polski katolicki”.
Tylko, ze smutkiem można skonstatować jak by mogła Polska wyglądać, jak mogliby do siebie i przyrody odnosić się nasi rodacy, gdyby co niedziela z ambon płynęła ta idea. Ale takie życzenie to marzenie ściętej polskiej głowy.