Od zawsze lubiłem bajki. Dziś jestem kolekcjonerem tego gatunku literatury posiadającym w swoich zbiorach takie cudeńka jak bajki autorstwa… Leonarda da Vinci (przekład Leopolda Staffa) oraz bajki pisane na specjalne zamówienie Katarzyny II, która zamawiała je z myślą o odpowiednim kształceniu swoich dzieci.
Jako człowiek chwilami całkiem poważny widzę w nich przejaw myśli ludzkiej na przestrzeni wieków, literacki obraz marzeń i dążeń człowieka żyjącego w określonym czasie i miejscu. Kształt i treść bajek daje się bowiem przypisać i miejscu i epoce. Zdarzało się czasem, że bajki „wędrowały” (mam taki przypadek w zbiorach), ale rzadko. Na ogół z bajek możemy wyczytać gdzie i kiedy powstały. A nawet po co. Np. bajki afrykańskie ukazują oryginalny sposób myślenia tamtejszych ludzi, bardzo, ale to bardzo odległy od naszego. Itd. Itd.
Można z nich wyczytać ludzką tęsknotę za czymś czego w codziennym życiu człowiekowi brakowało. Po trosze to taka „literatura życzeniowa”.
A ponieważ nastał nam nowy rok, z której to okazji składamy sobie życzenia m.in. spełniania marzeń, postanowiłem napisać bajkę dla sobie i życzyć sobie tego i owego. Zgodnie z zasadą, o której wspomniałem – tu i teraz.
Rok 2018 to rok wyborów samorządowych. Dla mnie dość istotny, bo w moim mieście po ’89 roku mieszkańcy „wzięli sprawy w swoje ręce” i zaczęli samorządzić na serio.
Efekt? Badania prof. Czaplińskiego już któryś rok z kolei pokazują, że mieszkańcy mojego miasta są ludźmi najbardziej zadowolonymi ze swego miejsca zamieszkania zostawiając inne polskie miasta daleko w tyle pod tym względem. To się przecież nie bierze z niczego.
Jednym z widocznych już na pierwszy rzut oka przejawów tego samorządzenia była stopniowa eliminacja z Rady Miasta partii politycznych. Najpierw całkowicie wyeliminowano SLD i inne drobniejsze partie, a obecnie dwie duże partie – PO i PiS mają w Radzie śladową reprezentację bez żadnego praktycznego znaczenia.
Hasło naszego prezydenta „Moją partią jest Gdynia!” zyskało sobie wielu zwolenników i naśladowców także poza granicami naszego miasta.
Od 1990 roku zdecydowaną większość na poziomie 80% ma lokalny komitet wyborczy skupiony najpierw wokół śp. Franciszki Cegielskiej (legendarnej i kochanej do dziś przez Gdynian Frani), a potem jej następcy – Wojciecha Szczurka, który rządzi miastem od 20 lat przez co niektórzy spać po nocach nie mogą i cierpią na przewlekłe dolegliwości żołądkowe.
Różnica miedzy Szczurkiem reprezentującym nie siebie przecież, ale liczną gromadę ludzi zaangażowanych w życie i rozwój miasta, a jego przeciwnikami w kolejnych wyborach jest taka, że tych drugich trudno traktować poważnie jeśli nie ma się uszu i oczu zalepionych pajęczyną partyjnej ideologii.
W ostatnich wyborach kandydat z ramienia PiS miał np. niezwykle ciekawe propozycje dotyczące trwających właśnie inwestycji. Sprowadzały się one do jednego – rozebrać! Serio, nie żartuję. Ofiarą tego nowatorskiego pomysłu miało paść m.in. Centrum Filmowe, miejsce Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, w którym mieści się i Szkoła Filmowa z coraz ciekawszymi wykładowcami i kina, biblioteka i in.
Jeśli więc konkurenci tylko tyle mają Gdynianom do zaproponowania, Szczurek może spać spokojnie. Gdynianie też.
Niestety, wszystko wskazuje, że ekipa rządząca, jak na bolszewików przystało, nie jest w stanie pogodzić się z jakimkolwiek ograniczeniem swej władzy, nawet na najniższym lokalnym stopniu.
Dawno temu, jeszcze w PRL, Jacek Fedorowicz (Gdynianin z urodzenia) pisał w jednej ze swoich książek o problemie z jakim borykali się włodarze pewnego niewielkiego miasteczka. Gdzie postawić kiosk „Ruchu”? Traf chciał, że w mieście był akurat przejazdem wysoki urzędnik z ministerstwa, więc lokalna elita oprowadzająca go po grodzie ośmieliła się zaniepokoić go w tej kwestii.
Gość zdumiał się był wielce, popatrzał po rynku. „ – Przecież macie tu od diabła miejsca!” – zawołał – „no, choćby tutaj czy tam …”
Decyzja zapadła natychmiast, a jedynym argumentem za jej wprowadzeniem w życie było stwierdzenie, że „Warszawa tak postanowiła”.
Kiedy to czytałem w tamtych latach, wydawało mi się zabawne.
Dziś jakoś mniej kiedy widzę 30 lat po odzyskaniu suwerenności, jak niewolnicze umysły stęsknione za batem łaskawcy ekonoma idą dokładnie w tym kierunku. Modlę się, by Fedorowicz już niczego nie pisał, bo się znowu, cholera, sprawdzi.
Wybory samorządowe to nie tylko kwestia wyboru prezydenta, choć do tego sprowadza się inicjowana przez rządzących dyskusja posługująca się argumentami z prywatnego życia wielu burmistrzów, wójtów itd.
Nowy włodarz to cała ekipa ludzi, którzy na powierzonych im odcinkach robią co mogą i co umieją, by nam, mieszkańcom, żyło się lepiej.
To nie jest kwestia znalezienia „zdolnych” ludzi. Tu poza „zdolnościami” potrzebna jest i wiedza i doświadczenie.
Niedoszły prezydent z ramienia Pis, pan Marcin Horała, ostatnio „rosnący” w szeregach swojej partii jakoś nie potrafił w czasie wyborów wykazać się ani jednym, ani drugim, a pomysły „rozbiórkowe” ośmieszyły go w oczach mieszkańców na długo. Ale jego partia zrobiła go za to pełnomocnikiem ds. samorządów na woj. pomorskie.
To bardzo znamienne posunięcie, bo dające dowód, że po pierwsze ta partia nie ma w swoich szeregach ludzi potrafiących zarządzać na odpowiednim poziomie, a po drugie, że wierność wodzowi jest ważniejsza od kompetencji. To nie jest dobry prognostyk dla Polski na najbliższe lata.
Różnica jest także w tym, że z ekipą Szczurka można dyskutować, można się wykłócać, awanturować , a jeśli się posiada rzeczowe argumenty – także wygrywać.
Ich potencjalni następcy wręcz gwarantują nam, że za ich rządów tego wszystkiego nie będzie. Partyjna centrala orzeknie i postawimy ten kiosk „Ruchu” na środku zatoki, a kto będzie innego zdania ten wróg po wsze czasy.
Ale dość już znęcania się i „wściekłego ataku” na „prawdziwych patriotów”.
Nie o tym chciałem pisać w mojej bajce.
Przygotowywana i szeroko dyskutowana ordynacja do samorządów zakłada m.in., że w wyborach tych startować będą mogły wyłącznie komitety stworzone przez partie polityczne.
Jak dotąd nie zauważyłem, by ten punkt wzbudził jakieś większe zastrzeżenia czy opór naszych światłych polityków z opozycji, broniących podobno demokracji, podmiotowości obywateli i innych tego rodzaju błyskotek.
Własne, wieloletnie doświadczenie jako mieszkańca miasta obywającego się bez wskazówek partyjnych centrali (jakichkolwiek) każe mi jednak marzyć, że może znajdzie się taka partia, która wbrew własnemu, partykularnemu interesowi powie, że bezpartyjność samorządów jest czymś co powinno zostać upowszechnione i wpisane do ordynacji jako zasada.
Co to bowiem za samorządność, gdy jakiś gnom z centrali jest władny zdecydować, w którym miejscu i od kogo mam np. kupić kwiaty chcąc złożyć je (oczywiście!) pod obowiązkowym w każdym mieście pomnikiem zmarłego tragicznie prezydenta RP?
Co to za samorządność jeśli to IPN (akurat!) ma decydować, że jakaś nazwa ulicy „mu się kojarzy”, a więc jest niewłaściwa? W Gdyni za takie uznano np. ul. Wolności i Al. Zwycięstwa. Póki co postawiliśmy na swoim, ale jak długo?
Nawiasem mówiąc Witold Gombrowicz (ma w Gdyni teatr swego imienia i tablicę pamiątkową na nabrzeżu, z którego wypłynął w świat) rechocze w niebie jak smok widząc, że jego Edzio, któremu też wszystko się „kojarzyło” objął władzę w ukochanej Ojczyźnie.
Czy znajdzie się taka partia, która wznosząc się ponad swój własny interes podejmie się próby przeforsowania zasady bezpartyjności samorządów?
Dotychczasowe doświadczenia nie wróżą czegoś takiego. W Gdyni to PO zapisała się brzydko interweniując w interesie prezydenta Gdańska, członka tejże partii przeciw Gdyni nawet do Komisji Europejskiej. Sprawa przez Gdynię została ostatecznie wygrana przed międzynarodowym trybunałem, ale smród pozostał.
Doświadczenia więc, jak powiedziałem, nie napawają optymizmem, ale … od czegóż są bajki?
No i właśnie dlatego życzę sobie w 2018 roku, by mi się moja urzeczywistniła.
Nigdy nie chciałem żyć w żadnej z czytanych bajek, Nawet wilkiem w „Czerwonym Kapturku” nie chciałem być choć to przecież kusząca sytuacja.
Ale w tej chętnie bym zamieszkał.
Wszystkim zaś Czytelnikom Studia Opinii życzę, by w nowym roku spełniło się chociaż jedno ich marzenia, niekoniecznie wielkie, niekoniecznie polityczne.
Ot, choćby takie, które sprawi, ze się uśmiechniecie.
Dobrego nowego roku!
[responsivevoice_button voice=”Polish Female” buttontext=”Czytaj na głos”]Jerzy Łukaszewski
Ja także od małego uwielbiałem bajki, znałem ich multum, sam też wymyślałem.
W wielu bajkach na szczęśliwe królestwo czyhają różne czarownice, wiedźmy i podobne stwory. Jak Wasze królestwo mogło by się przed nimi obronić? Wywieście na rogatkach wielki napis: A JEDNAK SIĘ KRĘCI! Zło pójdzie sobie gdzie indziej palić swoje stosy.
Wie pan, to nie całkiem o nas chodzi. Bardziej o zasadę. Dyskutujemy tu wiele o partiach, wyznaczamy swoje priorytety, dajemy punkty za problemy, które te partie obiecują rozwiązać itd.
Mój jest trudny, wiem, bo jaka partia w Polsce potrafi wznieść się ponad własną, ciasną partyjność? Jak na razie takiej nie widzę.
A z własnego doświadczenia wiem, że ta jedna zasada wprowadzona w życie zmieniłaby Polskę nie do poznania. A nawet Gniezna 🙂
W pełni podzielam ten pogląd! Trzeba wpisać BEZPARTYJNOŚĆ SAMORZĄDÓW jako wymóg wobec partii które będą się ubiegały o nasze głosy.
@ Autor. Edzio Gombrowicza to z jakiego utworu? Może Mrożek?
Też uwielbiam bajki, nawet czasami piszę 🙂 Wszystkiego dobrego na 2018. 🙂
ŻABA W BŁOCIE 22
Wieki chyba temu zdarzyło się w świecie,
To co wam opowiem, a o czym nie wiecie.
Żyła sobie żaba w spokojnej kałuży,
Co chciała mieć stawik, choćby i nieduży.
Słyszała o jednej, co księciem być chciała,
Ale nie wierzyła i nawet się bała
Bo księciem być, to marzenie nad miarę,
A stawik mieć, jest pragnieniem z umiarem.
Oczami wyobraźni ów staw już widziała,
Skakała wokół niego, trzciny rozchylała;
Na ważki patrzyła wodę trącające
I inne pyszności tak nisko fruwające,
Że skoczyć wystarczyło
Żeby je złapać… By wszystko się spełniło.
I swoje odbicie ujrzała – piękność na fali –
A wszyscy wokół odbicie podziwiali.
Naraz deszcz spadł obfity umył żabę z błota:
– W kałuży mieszka szlachta, a w stawie hołota –
Stwierdziła, gdy deszcz zmył marzenia.
– Gdzie się ruszać będę, szukać ukojenia.
Mam kałużę i kałuża moja. Wody przybyło,
Tutaj jest mi dobrze i zawsze dobrze było!
Zapomniała żaba o tym co marzyła,
Wlazła w błoto z rechotem i szczęśliwa była.
Deszcz przestał padać i wyschła kałuża,
Zrobiła się błotnista, płytka i nieduża.
Żabę budziły słoneczne promienie,
Budząc pragnienia, wzmagając cierpienie.
Z deszczem nowym marzenia przeganiała,
Właziła w błoto i szczęśliwa stała.
I tak w koło, co tydzień, co dwa, co parę,
Aż zrobiło się żabsko, nieruchliwe i stare.
Bolały marzenia, marzyć już nie chciała;
Mogła być w stawie, lecz siły nie miała
Żeby dupsko ruszyć z cuchnącej kałuży –
A staw był opodal, piękny i nieduży.
Patrzyła nań co dzień i o nim marzyła,
Ale była wygodna. I leniwa była.
I tak już zostało, tak było do końca,
Zamiast pływać w stawie, wyschła od Słońca.
***
/ik/
Pozdrawiam 🙂
Ten Edzio mi też się bardziej z Mrożkiem kojarzy :-). Ale to szczegół. W .N kwestię całkowitej apolityczności w wyborach samorządowych dyskutowaliśmy, dochodząc do wniosku, że jedynie PO może (i powinna) taki postulat wnosić. Inne, małe partie, narażą się na zarzut, że to jedyna metoda “wyjścia z twarzą”, nie mając szans na zwycięstwa. Dlatego (i nie tylko dlatego!) tak ważna jest współpraca PO i .N, a jakoś jej nie widzę :-(. Problem też jest z wojewodami, których mianuje partia rządząca. Czy taka funkcja w ogóle powinna być? Warto na ten temat rozmawiać. A co do Gdyni, to może się na emeryturę tam przeniosę!
Też raz byłem “Warszawą”. W końcówce PRLu, moim okresie Niebywałej Aktywności Zawodowej (MONAZ), były modne okazałe witacz”witacze”, na granicach miast i miasteczek. Wraz z moim kolegą i uczniem, architektem Zbyszkiem Maciejewskim wykonaliśmy wtedy takie dwa, na zamówienie miasta Zambrów. Były to okazałe postaci wojów jaćwieskich (z Drzwi Gnieźnieńskich), wyrzeźbionych przez nas piłą łańcuchową, siekierkami i dłutami. Zawieźliśmy je tam, dostaliśmy kasę i wróciliśmy do domu. Po dwu tygodniach Rada Narodowa Zambrowa wezwała nas do powtórnego przybycia, bo mają kłopoty z miejscową “Solidarnością”.
Otóż oni zaprotestowali przeciw ustawieniu tych dzieł sztuki “na zmarnowanie”, przy szosie, bo czy ci kierowcy coś widzą ? Inni przezwali ich Bolek i Lolek, i w ogóle byli przeciwni. Chyba nie ze względu na cenę, bo kosztowały oba witacze raptem 12 tys. zł. Więc tam pojechałem, wysłuchałem opowieści o kłopocie i zamiast zachować się należycie, jako autor-artysta, próbowałem się wykręcić : a nie możecie po prostu zapytać “Solidarności”? Nie?! Dlaczego? “Bo oni może by chcieli, żeby ich pytać jeszcze o inne rzeczy.”
.
i “ceterum censeo”: nie ma co liczyć na żadną partię, póki ona nie ustali czy jest chłopcem czy dziewczynką, przeprowadzając wewnętrzne referendum programowe. Ryzyko pewnych strat osobowych jest mniejsze, niż prawie-pewność ześlizgu w nieistotność. Takie jest moje zdanie i podzielam je.
@J.LUK – rozumiem, że Pan miał na względzie “Diagnozę społeczną” firmowaną m.in. przez prof. Janusza Czapińskiego a w tekście wystąpiła literówka.
Ordynacja wyborcza do samorządów, może istotnie dopuszczać “… wyłącznie komitety stworzone przez partie polityczne.” Zgadzając się do tego, ze w wyborach do Sejmu w 2019 r. powinno się głosować wyłącznie na te partie polityczne, które w programie zgawarantują apolityczność samorządów, nie rozwiązujemy problemu tegorocznych wyborów samorządowych. Akurat w Gdyni może sie okazać, że hasło prezydenta Szczurka „Moją partią jest Gdynia!” będzie trzeba koniecznie zmaterializować tzn. załozyć partię pod taką lub podobną nazwą, aby nie dopuścić nieudaczników z PiS, PO oraz innych pieczeniarzy do władzy, by ponownie obywatele mogli wygrać wybory. Wiem, że to oszustwo, ale warto przypomnieć w Nowym Roku 2018 słowa wielkiego trenera Kazimierza Górskiego: ” Tak się gra, jak przeciwnik pozwala”. https://pl.wikiquote.org/wiki/Kazimierz_G%C3%B3rski
@WEJSZYC@Hazelhard, tak, przepraszam, za pomyłkę (tudzież literówkę), teraz to mi się “skojarzyło” nawet z Hłaską 🙂 Piszę 7 rzeczy na raz i nie zdążyłem przeczytać przed wysłaniem.
@Sławek, mnie zdumiało zwyczajnie, że żadna partia nie zwróciła uwagi na ten “szczegół”. One wciąż rozumują na zasadzie “kto kogo” i jakie gdzie mają poparcie. W ich myśleniu w ogóle nie istnieje obywatel jako taki. Moje miasto jest doskonałym przykładem tego, że obywatel bezpartyjny to wróg nr 1 partii politycznej. Każdej. I tak one go traktują, bez wyjątku. Dlatego przytoczyłem przykład “światłej” PO, która w interesie swojego członka walczyła ciosami poniżej pasa, choć gość nie miał racji i działała na naszą (i nie tylko) szkodę.
Patrząc na jakość naszych partii twierdze jednak, że bezpartyjność samorządów jest warunkiem absolutnie niezbędnym dla kontaktu naszego państwa jako całości ze zwykłym rozsądkiem. Stąd brał się też mój niegdysiejszy pomysł senatu jako Izby Samorządowej, stawiającej na nogi to co czasem posłowie w ferworze politycznej walki potrafią w izbie niższej postawić na głowie.
Oczywiście, że na bieżąco można stosować różne sztuczki, sumienie będzie spokojniejsze, bo to “oszustwo” w stanie wyższej konieczności. Na stałe jednak chodzi mi nie o sztuczki, a o zasadę.
Na dziś mogę twierdzić, że żadna partia nie stawia dobra Polski powyżej dobra własnego. I trudno mi będzie udowodnić, że jest inaczej.
Ale wciąż lubię bajki 🙂
@J.LUK – Ad vocem – mam podobne poglady na apolityczność (a ściślej apartyjność) ludzi wybieranych do samorządu terytorialnego.
Co do zachowań partii politycznych po 1989 r. w Polsce – każda z nich rozumuje jak nie przymierzając Ludwik Słońce, czyli państwo to my. W ich mniemaniu nie ma rozbieżnosci między interesem państwa polskiego a interesem własnej partii politycznej, niestety!