Kazimierz Sopuch: Nowa książka Stanisława Misakowskiego6 min czytania

 

2018-02-17.

Ukazała się w Wydawnictwie Adam Marszałek niesamowita książka Stanisława Misakowskiego WFD czyli człowiek, który sam nie wie, kim jest. Książka – pogrobowiec, bo Autor już od 21 lat lat leży pochowany w polskiej ziemi, a jego wspomnienia pojawiają się wśród nas, powołane do życia przez syna Wiktora Misakowskiego, Irenę Knapik – Machnowską i Andreja Bazylewskiego, którzy ją redagowali jako konsultanci i czuwali, by książka ukazała się w druku.

Rozszyfrujmy litery WFD: Władimir Fieofanowicz Diemianok. To właśnie Stanisław Misakowski, który z Ukraińca stał się Polakiem oraz polskim znanym i cenionym poetą.

Ale zanim to nastąpiło przeżył gehennę sztucznie wywołanego przez Stalina ukraińskiego głodu w latach trzydziestych, podczas którego zginęło wiele milionów ludzi. Władza sowiecka, która miała uszczęśliwić lud pracujący miast i wsi, niszczyła w ten sposób tych, którzy nie dawali się złamać, podporządkować nowemu reżimowi rzekomo socjalistycznego państwa, a tak naprawdę władzy oligarchów pod wodzą tyrana.

Stanisław Misakowski miał wtedy kilkanaście lat. Był wychowany przez ojca w kulcie władzy. Taki ideał władcy obywatele rosyjscy mieli wpojony przez wieki panowania carów: car to był ojciec, który nie pozwoli, by jego dziecię niesłusznie cierpiało.

Stąd owe prośby pisane do nowego „cara” – batiuszki Stalina, który nie zrobi krzywdy prawowiernemu obywatelowi. A ów nowy car wykorzystał ten sposób widzenia władzy i władcy po to, by zniewolić obywateli kraju rad, stłamsić, zniszczyć ich osobowość. Dali się na ten fałszywy obraz nabrać nie tylko zwykli obywatele, ale i intelektualiści, pisarze, artyści, którzy pisali do niego błagalne listy, prosząc o pomoc wtedy, gdy byli gnębieni przez tych, którzy właśnie Stalinowi służyli.

Tak też postępował ojciec Stanisława sądząc, że batiuszka Stalin nie wie, co robią jego urzędnicy. Pisze o tym Stanisław w sposób rozbrajająco szczery, przyznaje, że długo nie mógł uwierzyć, że to nie ojciec, ale morderca narodów. W czasie wojny ojczyźnianej, służąc w Armii Czerwonej, zrozumiał swój błąd. Lata niewoli niemieckiej w łagrach śmierci otworzyły mu oczy na faszyzm, a ponowne zetknięcie się ze „swoimi” w postaci urzędników NKWD, uświadomiło mu, że nie ma już po co wracać do ojczyzny, że czeka tam na niego tylko śmierć, bo zamiast umrzeć za Ojczyznę, dał się zamknąć w obozie dla jeńców wojennych.

Te doświadczenia pomogły mu zrozumieć, że musi uciekać zanim wpadnie w ręce oprawców z NKWD.

Opisanie tego, co przeżył na wojnie i w obozach niemieckich, jest niemożliwe – zrobił to sam autor w sposób wstrząsający, budzący w czytelniku grozę i sprzeciw. To trzeba przeczytać, przemyśleć, przeżyć aż do trzewi razem z Autorem. Nawołuję do przeczytania nie tylko osoby starsze, które pamiętają tamte lata upodlenia i zniewolenia, ale głównie ludzi młodych, którzy niewiele wiedzą na ten temat, a tym bardziej nie znają tych czasów z autopsji i nie mogą zrozumieć, dlaczego ich niektórzy rówieśnicy „bawią się” w faszyzm, zakładają mundury SS-manów i układają swastyki na tortach, obchodząc rocznicę urodzin innego mordercy, twórcy i przywódcy niemieckiego faszyzmu.

Ci, którzy tę książkę powołali do bytu, zapowiadają jej dalszą część o tym, jak Władimir Fieofanowicz Diemianok stawał się Stanisławem Misakowskim. Jeżeli im się uda, będziemy mieli możliwość śledzenia przeobrażeń w psychice kogoś, kto wchłania kulturę bliskiego narodu, uczy się jego języka w zagrodzie wiejskiego rolnika z Polski południowo -wschodniej, by tak przygotowany ruszyć wraz z innymi na ziemie odzyskane i osiąść na Pomorzu.

I od tej pory był już Polakiem, działał dla Polski i pisał po polsku, ale o swoim rodowodzie nie zapominał – był wielonarodowcem.

Tu pozwolę sobie nie zgodzić się z Andriejem Bazylewskim, który w swoim eseju o książce i jej Autorze pisze:

Dzięki takim ludziom jak Misakowski kwestie sławetnej „tożsamości narodowej” wyglądają na istne bzdury. Nie potrzebujemy teorii udowadniających, że istniejemy. Polska po prostu – jest, dopóki sama w to wierzy. Rosja po prosu – jest, dopóki są nie tylko „nowi” Rosjanie. Nie zginęła ani zrozpaczona Ukraina, ani ukrzyżowana Serbia. Wszystko to są części jednej wielkiej Slawii, która żyje poza etnograficznym zarozumialstwem i ponad plemiennymi waśniami – w duszach ludzi /przedruk z Przeglądu Humanistycznego, nr 6, r.2002/.

Szanowny Panie Andrieju – to nie jest tak po prostu! Kwestie narodowe są bardzo skomplikowane, ściśle związane z patriotyzmem, co zresztą można zauważyć czytając książkę Stanisława Misakowskiego, jak zmaga się ze swoją wielonarodowością. To w narodzie tworzy się język i kultura, która go wyodrębnia i pozwala mu istnieć jako byt osobny, powszechnie zauważalny, jako wartość, której trzeba bronić, gdy jest zagrożona, a nawet za nią zginąć. Sprawy te rozpatrują różni autorzy w wydanej w 2017 r. przez STOPKĘ książce „Poczucie narodowe poczucie patriotyczne”, którą Panu polecam.

Co innego, gdy poczucie narodowe, będąc sposobem istnienia tego narodu, zmienia się w świadomość, że tylko ten właśnie naród jest najważniejszy, tylko on powinien się rozwijać kosztem innych narodów, czyli gdy przekształca się w nazizm, szowinizm czy rasizm. Stąd bardzo blisko do faszyzmu, który siłą niszczy inne narody.

Unia Europejska nie po to powstała, by niszczyć narody, ale by ich bronić wspólnie, by tworzyć wspólny organizm ekonomiczny i obronny. Nasuwa się wniosek: ci, którzy rządzą w poszczególnych państwach Unii, mają obowiązek baczyć, aby nacjonalizm nie przerodził się w faszyzm, nie niszczył wspólnoty narodów.

Przecież po to powstała Organizacja Narodów Zjednoczonych, która niestety coraz częściej zapomina o celu swego istnienia, gubi się w niekończących się debatach. Jest to jeden z trudniejszych problemów, ale narody i państwa muszą pomyśleć o tym, jak tę Organizację „obudzić” i usprawnić.

Tymczasem mamy problemy z faszyzmem także w Polsce, gdzie młodzi ludzie zaczynają ożywiać idee głoszone przez Hitlera w Mein Kampf, przywdziewając hitlerowskie mundury. Partia rządząca nie powinna ich wspierać sądząc, że w ten sposób przysporzy sobie zwolenników w przyszłych wyborach. Przestrzegam – to miecz obosieczny, który może się obrócić przeciwko tej partii, bowiem Polacy mają już dość jedynie słusznej partii i nieomylnych wodzów. Nie zapominajmy, że mamy  demokrację i niepotrzebni są nam dyktatorzy. A demokracja nie jest dana raz na zawsze, jakże często przeradzała się w dyktaturę, dlatego trzeba jej bronić. Stańcie w jej obronie zwłaszcza wy, Młodzi, nie pozwólcie, by mydlono wam oczy podrzucając przemoc jako wartość.

I czytajcie książkę Stanisława Misakowskiego, bo właśnie w niej znajdziecie oskarżenie wszystkich faszyzmów, wszystkich autokratycznych rządów, praw jedynie słusznych i umiłowanych ojców narodów.

Kazimierz Sopuch

 

Print Friendly, PDF & Email