14.08.2024
Jednym z wyznaczników bystrości naukowca jest zdolność dostrzegania źródeł głębokich przemian społecznych, które umykają większości badaczy nazbyt ufnie podążających koleinami wyznaczonymi przez poprzedników. Takim obszarem jest, na przykład, turystyka religijna połączona z sacrobiznesem, czy różne festiwale muzyczne, które znacznie więcej mówią o religijności polskiego społeczeństwa niż sążniste analizy statystyczne socjologów religii lub specjalistów od procesów sekularyzacyjnych. To takimi obszarami zajęła się w wydanej w 2019 roku książce Helena Chmielewska-Szlajfer w książce, Przekształcenia polskiej wspólnoty po komunizmie. Zwyczajne celebracje („Reshaping Poland’s Community after Communism. Ordinary Celebrations”). Autorka omawia szczegółowo sanktuarium księży marianów w Licheniu, które powstało w latach 1994-2004, jako przykład polonizacji katolicyzmu. Podobny charakter ma sanktuarium księży redemptorystów w Toruniu powstałe w latach 2012-2016. Obie te świątynie, wraz z tradycyjnym miejscem pielgrzymkowym, jakim jest sanktuarium na Jasnej Górze w Częstochowie, przyciągają każdego roku setki tysięcy pielgrzymów kształtując ludowy polski katolicyzm w duchu nacjonalistycznym. Szczególe Toruń i Częstochowa stały się w latach 2015-2023 miejscami upolitycznionego katolicyzmu wspieranego przez rządząca w tym czasie Zjednoczoną Prawicę. Takich przykładów upolitycznionego katolicyzmu jest w Polsce więcej by wspomnieć choćby Bazylikę Opatrzności Bożej w Warszawie konsekrowaną w 2016, sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Krakowie, poświęcone w 2002, czy mniej znany projekt Ateny Roztocza realizowany od kilku lat przez ks. Tadeusza Guza we wsi Szozdy koło Biłgoraja. Być może te formę katolicyzmu obecnego w formach architektonicznych najtrafniej oddaje termin „gusto polacco” użyty przez architektkę Lichenia Barbarę Bielecką. W rozmowie z dziennikarzami „Gazety Wyborczej” w 2007 roku broniąc swojej koncepcji budzącej wiele kontrowersji budowli mówi o „gusto polacco”. Sama świątynia jest jej zdaniem pierwszym przykładem czysto polskiej architektury: „Ten kościół jest pierwszym przejawem czysto polskiej architektury od czasów budowy Trasy W-Z! Tak. Proszę się nie dziwić. Trasa W-Z to piękna, prawdziwie polska koncepcja przestrzenna”. Jej zdaniem ucieleśnia to polskie dziedzictwo: „To jest „gusto polacco”. Tu jest respektowane dziedzictwo kulturowe narodu. Zwróćcie uwagę na dekor: to są wszystko elementy z polskiego uzbrojenia, z polskiej przyrody, tradycji, z insygniów królów polskich”. Moim zdaniem należałoby raczej mówić o innych kategoriach, które zresztą Chmielewska-Szlajfer przywołuje. Chodzi o postmodernistyczne pojęcie kiczu wprowadzone przez Jeana Baudrillarda. Towarzyszy mu zwykle niechęć do krytycznego myślenia i antyintelektualizm.
Był to jej doktorat obroniony na prestiżowej New School for Social Reaserch w Nowym Jorku. Założona w 1919 roku przez ojca założyciela amerykańskiego pragmatyzmu Johna Dewey jest jednym z najciekawszych ośrodków badawczych na świecie. W okresie szalejącego we Włoszech i Niemczech faszyzmu ta instytucja dała schronienie i możliwości rozwoju wielu badaczom europejskim by wspomnieć choćby Ericha Fromma czy Hannah Arendt. Dzisiaj studiują tam badacze z całego niemal świata, co sprzyja oryginalnym spojrzeniom na lokalne kultury.

Nowa książka Chmielewskiej-Szlajfer, (Nie) Żartuj. Polityka w tabloidach online („(Not) Kidding: Politics in Online Tabloids”) wydana w tym roku jest jeszcze bardziej zaskakująca bo bierze pod lupę tytułowe tabloidy. Poważni naukowcy zwykli szerokim łukiem omijać media jakimi są tabloidy jako pogardzany i niegodny ich rzetelnego namysłu obiekt. Tak więc żyją one swoim własnym życiem całkiem zadowolone, że się nikt nimi nie zajmuje. Cieszy je natomiast rosnące grono użytkowników i … reklamodawców. W pewnym sensie przypomina to instytucje religijne, którymi „prawdziwi naukowcy” rzadko się zajmują, a one same zazdrośnie strzegą własnych sekretów. Tymczasem to właśnie tabloidy nie cieszące się szacunkiem poważnych naukowców i równie poważnych czytelników (choć istnieją poszlaki wskazujące na to, że jedni i drudzy do nich sekretnie zaglądają) są najlepiej zarabiającymi producentami medialnych przekaźników. Tu znowu zauważalne podobieństwo do instytucji religijnych, przynajmniej tych najpotężniejszych. W jednym i drugim wypadku to „konsumenci” napędzają zarówno podejmowane tematy, jak i – przede wszystkim – portfele zarządzających zarówno tabloidami jak i kościołami.
Pierwszy rozdział dokumentuje nie tylko realny wpływ tabloidów, które zdecydowanie deklasują tradycyjne media jeśli chodzi o ilość odbiorców, ale pokazuje w jaki sposób żywią się ich emocjami (czyż i tu nie narzuca się podobieństwo z religią?). To się jednak zmienia. Okazuje się bowiem, że to właśnie te pogardzane kopciuszki medialnego pejzażu najwięcej namieszały w światowej polityce już przed 10 laty kiedy to właśnie one, wbrew mediom głównego nurtu przewidziały (a może i wpłynęły) na Brexit, wybór Andrzeja Dudy na prezydenta Polski i Donalda Trumpa na prezydenta USA. Mogłoby się zdawać, że te trzy wydarzenia jakie się rozegrały w krajach tak różnych jak Anglia, USA i Polska niewiele łączy, a jednak mają one więcej wspólnego niż nam się wydaje. Jednym z takich wspólnych elementów jest niechęć do elit (najczęściej wyobrażonych) i do obcych (przedstawianych jako największe zagrożenie) oraz obietnica, że po dokonaniu właściwego wyboru wszystko się zmieni jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W te obietnice (w trzech wypadkach niespełnione) uwierzyło nadspodziewanie wielu ludzi.
Wystarczy przywołać liczby. Otóż każdego miesiąca w analizowanym okresie Mail Online w Wielkiej Brytanii przyciągał prawie 25 milionów użytkowników każdego miesiąca, co sprawia, że jest on jednym z najbardziej popularnym mediów na świecie. Amerykański Gawker był odwiedzany przez około 14.5 milionów każdego miesiąca, nim został zamknięty w sierpniu 2016 (jego zamknięcie to sprawa sama w sobie niezwykle ciekawa). A nasz polski Pudelek przyciągnął “tylko” 6.6 milionów użytkowników miesięcznie, co jest całkowicie niebotyczną i nieosiągalną liczbą dla mediów tradycyjnych.
W trzecim, moim zdaniem najważniejszym i najbardziej odkrywczym rozdziale, autorka zagłąda do pilnie strzeżonej kuchni tabloidów. Zastanawia się, odwołując się również do bezpośrednich rozmów z redaktorami (w większości nie podających swoich personaliów), nad sekretami ich warsztatu. Wiele rzeczy wiemy, ale pokazane w sposób tak jasny i systemowy zostały po raz pierwszy. Autorka nie osądza i nie moralizuje, po prosu odsłania subtelne mechanizmy manipulacji, którym ulegamy po trosze wszyscy. To dość przerażająca wiedza o współczesnym świecie. Ale warto dobrze ją poznać, by stać się choć odrobine bardziej odpornym na skutki tej manipulacji. A w każdym razie czas przestać się dziwić i robić wszystko by lekcje z lat 2015-2016 się nie powtórzyły.
Kolejny rozdział pozwala rozumieć powtarzany jak mantrę slogan: „Politycy to oszuści, głosy są sfałszowane i inne wizje (nie)sprawiedliwego świata”. Tak właśnie jest zatytułowany. Choć trzy analizowane tabloidy działające w USA, Wielkiej Brytanii i Polsce (Gawker, Mail Online i Pudelek) powstały w różnych kontekstach kulturowych to ich sposób działania okazuje się zadziwiająco podobny. A co ciekawsze, ich rola polityczna w latach 2015 i 2016 okazała się wręcz identyczna. Można powiedzieć, że to one właśnie nie tylko przewidziały wynik wyborów prezydenckich w Polsce i USA oraz Brexit w Wielkiej Brytanii, ale w poważnym stopniu na niego wpłynęły.
No cóż. Nic tylko brać i czytać.


Czy Pudelek jest jakoś powiązany z Gazetą Wyborczą? Śledząc Gazeta.pl online mam ochotę powiedzieć, ze to jest tabloid.
Prawda, przykro patrzeć na intelektualny zjazd „Wyborczej”.
Media tzw. głównego rytmu powoli upodabniają się do tabloidów walcząc i klikalność z jednej strony i napór Big tech.
Może powtórzę jeszcze raz dlaczego uważam, ze właściwie wszystkie media (poza Studio Opinii gdzie nie ma presji ani pieniędzy, ani klikalności) upodobniają się, a właściwie już są tabloidami, o których pisze Helena Chmielewska-Szlajfer. Otóż wszystkie są w szponach klikalności, czyli popularności z jednej strony i wielkiego biznesu czyli gigantów jak Google, Microsoft, i tu listę można wydłużać do woli. Trudno w takiej sytuacji zachować wolność mysli. Chyba, ze ktoś pisze do SO.
W tym ujęciu to kk jest w pewnym sensie tabloidem który z pism które uważa za kanoniczne wybiera tylko fragmenty które pasują do systemu. To raczej filtr w którym nie ma miejsca na nie czynienie bliźniemu co dla siebie samego nie miłe ani na szczere zainteresowanie otaczającym światem jak trzech mędrców ze wschodu przybyłych do Betlejem. Na duchowość też nie ma miejsca bo to bardziej system eklezjo centryczny już pewien amerykański psychiatra stwierdził że ego w skrytości uważa że jest bogiem. Pustkę hierarchów wypełnia samouwielbienie, mamona i glamour czy bardziej po kościelnemu -splendor