17.01.2025
To już kolejna „Autobiografia” papieża Franciszka. W ubiegłym roku, nakładem wydawnictwa Harper Collins Polska ukazała się książka ”Życie. Moja historia w Historii”. To opowieść spisana przez dziennikarza włoskiego Fabio Marchesi Ragonę. Być może to samo wydawnictwo wyda nową wersję życia papieża Franciszka.
Początkowy pomysł był taki, by książkę opublikować po śmierci jej bohatera. Jednak obchodzony właśnie w 2025 roku Rok Jubileuszowy sprawił, że papież Franciszek zdecydował się upublicznić tę „autobiografię” już teraz, 14 stycznia 2025. Daję określenie autobiografia w cudzysłów, bo tak naprawdę jest to kolejna już apologia pro vita mia. Franciszek jest atakowany od początku swego pontyfikatu właściwie przez wszystkich i z prawa, i z lewa. Szczególnie zjadliwie przez kolegów, którzy go wybrali. To sprawy dobrze znane więc nie będę do nich wracał, tym bardziej, że w katolickiej Polsce zarzuty przeciw temu papieżowi są odmieniane przez wszystkie przypadki. Widocznie papież uznał, że właśnie w tym roku, zamiast czytać kolejne paszkwile na jego temat, czytelnicy będą mogli zagłębić się w jego wersję wydarzeń. A było to życie długie i ciekawe i przede wszystkim obfitujące w zaskakujące zwroty.
Sukces gwarantowany, tym bardziej, że poprzedzony światową akcją promocyjną, o jakiej każdy inny autor czy autorka mogą tylko marzyć. Książka ukazuje się jednocześnie w wielu edycjach językowych, które w tytule mają słowa „nadzieja”. Jej współautorem, a może raczej redaktorem, który zanotował opowieść papieża jest włoski dziennikarz Carlo Musso. Książka nie przynosi rewelacji. Jorge Bergoglio już wcześniej o sobie wielokrotnie dziennikarzom opowiadał. Również o sprawach, które dotąd były objęte tajemnicą, jak przebieg konklawe, czy kompromitujące dokumenty przekazane mu przez poprzednika w słynnej białej skrzynce. Jak pamiętamy Benedykt XVI po abdykacji, której dokonał w dużym stopniu z powodu niemożności poradzenia sobie z ogromem spraw zgromadzonych w rzeczonej skrzynce, przekazał je swemu następcy. Czy zostanie kiedyś całkowicie odtajniona? Na razie to pytanie musi pozostać bez odpowiedzi.
U nas, papież zainteresowany ubóstwem, emigrantami, ekologią i uchodźcami nie ma większych szans. Tym bardziej, że sam kościół w promocje tej książki raczej się nie zaangażuje. A szkoda, bo mógłby zwiększyć własną wiarygodność, odciąć się od fatalnych skojarzeń religii upolitycznionej i fundamentalistycznej. Ja w każdym razie, korzystając z uprzejmości moich włoskich przyjaciół, oddaję się lekturze tej pięknej, choć nieco naiwnej opowieści. Brak w niej wzmianek o ciemnej stronie kierowanej przez Jorge Bergoglia instytucji, co słusznie wytykają mu liberalni recenzenci.
Ja nie jestem małostkowy. Papież, który z konserwatysty stał się jedynym z teologów wyzwolenia, to nie jest mało. Podobnie jak i jego ekologiczna, ekumeniczna i międzyreligijna wrażliwość. Szczególnie bliskie jest mi też jego otwarcie na osoby LGBTQ+ i na problemy światowego ubóstwa i rosnącego rozwarstwienia. Zapewne nie bez znaczenia jest i fakt, że Franciszek, podobnie jak ja, jest byłym jezuitą. Jego życie to dla mnie część mojej historii. A że obaj wyciągamy z niej inne wnioski, to już inna sprawa.
Francesco,”Spera. L’autobiografia”, Mondadori, 14.01.2025
Jedną z moich ulubionych historyjek jest zaskakująca riposta księdza. Podczas kazania (homilii) na niedzielnej mszy ksiądz długo i detalicznie opowiadał o naturze człowieka. W szczególności o tym, że człowiek będąc stworzonym na obraz i podobieństwo boga ma w sobie zapisane dążenie do doskonałości. Całe życie dąży do doskonałości, choć nigdy jej nie osiąga. Po takim półgodzinnym, sugestywnym kazaniu o dążeniu do doskonałości nastąpił niespodziewany incydent. Siedzący w pierwszym rzędzie pod amboną wierny zwrócił się głośno do księdza z istotną wątpliwością: „Ksiądz tyle opowiada o dążeniu do doskonałości, a niech ksiądz sam oceni o jakim dążeniu mówimy, skoro ja jestem tak paskudnie garbaty !” Ksiądz uważnie się przyjrzał a ów wierny ma garb z przodu, garb z tyłu i bardzo mocno zniekształconą głowę, przechyloną trwale w jedną stronę. Ksiądz się cofnął, żachnął ale mimo konsternacji odpowiedział: „Synu, jak na garbatego jesteś całkiem udany !”
*
Ten stary dwocip niesie w sobie głębokie przesłanie – każdy z nas jest w jakimś stopniu „garbaty”, przy czym mowa niekoniecznie o ułomnościach fizycznych, ale o psychicznych, charakterologicznych i wielu innych.
Nie przypuszczałem, że kiedyś użyję tej anegdoty w dyskusji o papieżu.
*
Różni papieże w dziejach byli, są i będą prawdopodobnie garbaci, każdy na swój własny, niepowtarzalny sposób, bo i są to osobistości nietuzinkowe, nierzadko wybitne. Dwaj poprzednicy Franciszka byli garbaci dość podobnie do siebie, mimo znacznych różnic między nimi. Franciszek jest garbaty inaczej. Na tle poprzedników z całą pewnością można za w/w księdzem powtórzyć, że jak na garbatego jest całkiem udany. Warto nadmienić, że najważniejszą przyczyną i składową tej garbatości jest natura samej instytucji, którą kierują – krk !
Prof. A. Stępin trafnie przywołał anegdotę Kisielewskiego adaptując ją do papieży że w systemie kościelnym (chodziło o Crimen Solicitationis) są oni kształtowani pod szafą dlatego wychodzą z nich jamniki. Kto wie może to kwestia lektur, jeżdżenie komunikacją miejską, kontemplowanie obrazów Caravaggia czyli zupełnie niestandardowe jak na hierarchów środowisko poznawcze. Pomimo tego firmowanie pojęcia ” Nadzieja” swoim wizerunkiem jest mocno przesadzone.
Pisanie autobiografii za życia, które może jeszcze wszystko zmienić, jest dziwaczne. Czy papieżowi nie wystarcza, że jest papieżem?
A zna Pan chociaż jedną autobiografię napisaną po śmierci?
Podzielam uwagi o garbach i wątpliwosci o pisaniu autobiografii za życia. W przypadku Franciszka to walka o przetrwanie jego idei, co wcale nie jest pewne. Znajomy polecił mi książke ekonomisty Paula Seabrighta wdzięcznie zatytułowaną Boska ekonomia. Zgodnie z tytułem Seabright patrrzy na instytucje jako na wielkie biznes, którym trzeba mądrze i skutecznie zarządzać. Myślę, że Bergoglio chce nas przekonać, że jest dobrym zarządcą spuścizny. Fakt, że przekonuje po raz kolejny pisząc czy dyktując historię swego życia może świadczyć o tym, że sam nie jest do końca o tym przekonany.
„Ekonomia zbawienia” to nie całkiem metaforyczne określenie chrześcijańskiej/biblijnej historii zbawienia. „Ekonomiczny” człon tej zbitki znaczeniowej – cytuję za Wikipedią:
„wywodzi się od greckich słów: oikos – dom inomas – prawo, reguła. W starożytności terminem ekonomia najwcześniej posługiwali się: Kseno font (430-355 p.n.e.) i Arystoteles (384-322 p.n.e.). W ich rozumieniu takie nazewnictwo oznaczało zasady prowadzenia gospodarstwa domowego.”
Gospodarstwa domowego, a nie wielkiego biznesu. Chodzi bowiem o zbawienie osoby i jej „domu”, tj. nie tylko rodziny, ale i przyjaciół – generalnie wszystkich których zbawiony/a kocha – wraz z ich „domami” (i tak w nieskończoność). Tak przynajmniej wynika z wersetu „ Uwierz w Pana Jezusa Chrystusa, a będziesz zbawiony, ty i twój dom. (Dz. 16:31)
Instytucja jako wielki biznes to trafne skojarzenie a biznes toczy się własnymi prawami. Przywołać można ewolucję serwisów społecznościowych Facebook czy Tweeter. Na początku wnosiły nową jakość, komunikacja, sieci społeczne, oddolne ruchy itp. Z biegiem czasu za sprawą ich moderatorów/właścicieli do gry weszła coraz większa monetyzacja, algorytmy promujące czynniki wzbudzające silne emocje i wreszcie manipulacja dla władzy politycznej. Trudno oprzeć się wrażeniu że kk też taką ewolucję przeszedł i to nawet według tych samych czynników.