Zbigniew Szczypiński: O wyższości merytokracji nad demokracją6 min czytania

 

 

2018-04-28.

Może to i paradoks, ale potraktujmy przypadek małego angielskiego chłopca jako powód do kilku refleksji nad najbardziej znanym systemem sprawowania władzy – nad demokracją.

Alfie Evans, syn młodych angielskich rodziców, stal się medialnym bohaterem „naszej” części świata. Chory na niezidentyfikowaną do końca chorobę neurologiczną, podtrzymywany przez blisko dwa lata w funkcjach życiowych przez specjalistyczną aparaturę medyczną, pozbawiony ponad 70% mózgu, decyzją wszystkich sądów krajowych – ale i Trybunału Europejskiego – został odłączony od aparatury podtrzymującej funkcje życiowe. Angielski sędzia w bardzo precyzyjnym wyroku orzekł, że dalsze podtrzymywanie tych funkcji w przypadku Alfiego jest nieuzasadnione. Tak zdecydowali lekarze, zajmujący się chorym od wielu miesięcy, opierając się na wskazaniach specjalistycznej aparatury i swojej wiedzy medycznej. Sąd podzielił ich opinie.

No i zaczęło się!

Budując na psychologicznie zrozumiałym proteście rodziców chłopca (zwłaszcza jego ojca), rozpętano kampanię medialną z udziałem wszystkich religijnych – ale i świeckich – tzw. możnych tego świata. Wszyscy mogliśmy obserwować wypowiedzi i zachowanie papieża Franciszka, który zaoferował dziecku dalszą opiekę w szpitalu watykańskim; decyzje rządu włoskiego, przyznającego włoskie obywatelstwo Alfiemu i oddającego – aby móc bezpiecznie przetransportować małego pacjenta – do dyspozycji samolot wojskowy ze specjalistyczną aparaturą na pokładzie; negatywną reakcję angielskiego sądu na te działania Watykanu i rządu włoskiego.

Sprawa podtrzymywania funkcji życiowych małego Alfiego stała się światowym hitem medialnym – i prawdziwym mocnym argumentem w sporze o wartości fundamentalne. Takie, jak prawo do życia i o rozumienie czym jest życie jako fenomen biologiczny, społeczny, etyczny wreszcie.

Z całego oceanu różnych reakcji wybierzmy tylko to, co działo się w naszym biednym małym kraju.

W Polsce, w czasie trwającego dramatycznego protestu rodziców niepełnosprawnych – ale już pełnoletnich – dzieci, na posiedzeniu rządu jego wicepremier ds. społecznych, minister Beata Szydło podniosła problem… angielskiego dziecka. A prezydent Andrzej Duda napisał w mediach społecznościowych apel i wyrazy poparcia dla wszystkich tych, którzy walczyli o życie Alfiego, a przeciw tym, którzy stoją po stronie „cywilizacji śmierci”.

Przeglądając internetowe fora można było zetknąć się z takim poziomem ignorancji i niewiedzy, że trudno czasem uwierzyć, ze żyjemy w XXI wieku.

Gdy czytam informacje o tym, że klub kibica warszawskiej Legii też dołącza do armii bojowników Alfiego, wywieszając na stadionie stosowny baner, to wiem, że osiągnęliśmy szczyt hipokryzji i zakłamania.

W trakcie dyskusji telewizyjnej w studiu telewizyjnym zasiedli: profesor prawa Monika Płatek i duchowny kościoła, dominującego w Polsce. To było przykładowe starcie argumentów opartych na wiedzy i znajomości sprawy – oraz zachowań opartych na wierze i fundamentalistycznych racjach instytucji, która, jako żywo, nie zajmuje się leczeniem, biologią, neurologią; i nie ma tu nic do powiedzenia. Poza tym, że modli się o cud, o bożą ingerencję w przypadek małego Alfiego. Swoją drogą nasuwa się pytanie – kto jest winny tego, że chłopiec zachorował, pytanie całkowicie zasadne przyjmując punkt widzenia tego księdza.

Zderzenie tych racji, tych dwóch całkowicie różnych podejść do trudnego przypadku, dotyczy czegoś ważniejszego, niż życie lub śmierć małego chłopca. Pozostawiając na boku całą sferę hipokryzji Kościoła katolickiego, zwłaszcza w Polsce; hipokryzji, którą bezwzględnie obnażyła profesor Monika Płatek.

W tym samym czasie, gdy różni celebryci walczyli o życie dwulatka, o kontynuowanie procedury podtrzymywania tego życia wbrew prawomocnym wyrokom sądowym demokratycznego kraju – w polskim sejmie, na korytarzach, na kamiennych posadzkach, koczują rodzice i ich niepełnosprawne żywe dzieci. Walczą o pięćsetzłotowy dodatek na ich rehabilitację. Po to, aby spróbować uzyskać dla nich taki komfort życia i takie sprawności, które umożliwią im samodzielną egzystencję wtedy, gdy zabraknie już ich rodziców.

Polskie władze nie wykazują tu żadnej empatii. Są jak bezduszny księgowy pochylający się nad bilansem i mówiący, że nie ma na to pieniędzy.

Na to pieniędzy nie ma, ale wymianę i rozbudowę floty luksusowych samochodów do wożenia rządowych vip-ów znalazły się i samochody zostały zakupione. Na wybudowanie sieci strzelnic na potrzeby egzotycznej formacji wojskowej, jaką wymyślił sobie były już minister obrony  – prawie dwa miliardy zostały zarezerwowane w budżecie państwa. Na kolejną kiełbasę wyborczą przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi – w formie wyprawki szkolnej na każde dziecko w każdej rodzinie –  premier Morawiecki pieniądze znalazł.

Na zasiłek rehabilitacyjny dla poszkodowanych przez los (boga?) pieniędzy nie ma.

Alfie Evans zmarł w szpitalu. Co teraz zrobią wszyscy obrońcy życia? Czy zgodzą się z wyrokiem woli bożej (bo przecież bez jego woli nic – ich zdaniem – wydarzyć się nie może), czy ruszą na wojnę przeciw sędziom, którzy wzięli na siebie orzeczenie oparte na diagnozie lekarzy – i będą domagać się ich ukarania?

To bardzo ciekawe. Zwłaszcza w naszym kraju, gdzie sędziowie przedstawiani są jako kasta, jako źli ludzie, co to kradną w sklepach i nie byli przez nikogo kontrolowani. To może być dobry początek, aby ogłosić początek programu tworzenia sprawiedliwości ludowej, opartej na głosach ludzi, nieznających się wprawdzie na skomplikowanych sprawach medycznych czy prawnych, ale to przez nich przemawia bóg. Vox populi – vox dei – pamiętamy jak niedawno tej formuły użył Prezes Polski, uzasadniając potrzebę oddania premii przyznanej ministrom jego rządu przez jemu podległych premierów.

To może być dobry początek do jeszcze większej rewolucji w dziedzinie prawa i obyczajów w naszym kraju.

No to jak z tą przewaga merytokracji nad demokracją, głoszoną w tytule?

Demokracja (rządy ludu) to bardzo stary pomysł. To starożytność, to państwa greckie oparte na niewolnictwie; państwa-miasta, gdy główną dziedziną gospodarki była wojna. To wojna dostarczała największego dobra, jakim byli niewolnicy.

Czy główna wartość tamtego systemu da się utrzymać współcześnie? Zmieniło się wszystko, wszystko jest inaczej. Zostały wartości; demokracja to taka wartość. Pamiętamy, co mówił Churchill: że to najgorszy z ustrojów ale nikt nie wymyślił lepszego.

Ładny paradoks, ale co dalej?

Ostatnia afera z wykorzystywaniem milionów danych użytkowników Facebooka pozwalającego na profilowanie przekazu w tym medium tak, aby możliwe było oddziaływanie na decyzje wyborcze – to tylko przykład najnowszego zapętlenia.

Pozostawanie w niewoli dawnych pojęć – to zwykle tchórzostwo intelektualne. Starożytni przekazali nam w spuściźnie również termin merytokracja – rządy mądrych.

Czy przykład kampanii rozpętanej wokół Alfiego Evansa – to nie powód do poważnej rozmowy, dotyczącej tego, gdzie jesteśmy i co trzeba robić, aby nasza demokracja, nie zmieniła się w swoje przeciwieństwo? Czy jesteśmy skazani na to, że korzystając z demokratycznych narzędzi, obecna władza przekształci się w satrapię? Czy jesteśmy skazani na stadne zachowania tłumu, którego jedyną siłą jest jego liczebność?

Wiele pytań – mało odpowiedzi!

Zbigniew Szczypiński

Gdańsk

 

5 komentarzy

  1. Duszpastuszek 29.04.2018
  2. slawek 29.04.2018
  3. WSW 30.04.2018
    • BM 01.05.2018
  4. Zbyszek123 30.04.2018