2018-05-24.
Od paru dni w mediach emitowana jest informacja, że jeden ze szpitali w Lublinie stanął od poniedziałku, bo do pracy nie przyszły pielęgniarki. Nie przyszły, bo wszystkie „wzięły” zwolnienia lekarskie.
Tymczasem wypada zauważyć, że zwolnienia chorobowego nie można sobie „wziąć”. Można je otrzymać wtedy i tylko wtedy, kiedy lekarz stwierdzi, że stan zdrowia danej osoby nie pozwala jej na świadczenie pracy.
Przyczyny „wzięcia” masowych zwolnień tego samego dnia są dwie i wzajemnie się wykluczają:
- Albo wszystkie pielęgniarki, pracujące w tym szpitalu, są z natury zawsze chore, skoro wszystkie mogły na pstryknięcie palcem jednego dnia otrzymać zwolnienie lekarskie; a skoro są chore, to kto i dlaczego dopuszcza je codziennie do pracy i przyjmuje ich pracę przy obsłudze pacjentów; a ponadto, jaki wpływ na zdrowie pacjentów ma fakt, że obsługuje ich chora osoba.
- Albo pielęgniarki nie są chore, a skoro tak, oznacza to, że otrzymały sfałszowane zwolnienia, co z kolei oznacza, że wystawiający je lekarz popełnił przestępstwo poświadczenia nieprawdy w dokumencie urzędowym, a pielęgniarka popełniła inne przestępstwo: wprowadziła w błąd osobę, która ma wyłączne uprawnienia do wystawienia dokumentu urzędowego, w celu uzyskania nienależnych jej świadczeń (co najmniej poświadczenia usprawiedliwionej nieobecności w pracy), czyli dokument wyłudziła podstępem. Inna sprawa, czy aż tak da się symulować.
Sądzę, że pielęgniarki nawet tego nie rozumieją, dla nich to jest normalne, że można sobie ot, tak „wziąć” zwolnienie.
Rozumiem socjalne przyczyny protestu, lecz nie jestem w stanie zrozumieć, że w przestrzeni publicznej po „naszej” stronie, twardo wszak stojącej przy standardach państwa prawa, nie znajduję tego typu rozumowania; wszyscy przyjmują za normę, że skoro pielęgniarki chciały zaprotestować przeciw warunkom pracy i wynagradzania, to po prostu „wzięły” zwolnienia chorobowe.
Cel (protest w czasie rządów PiS) uświęca środki (jaskrawe naruszanie norm prawa).
Brzmi znajomo.
Tak wygląda erozja państwa prawa. Funta kłaków warte są te pikiety obywatelskie, marsze w obronie wolności i prawa, etc etc …
Magdalena Ostrowska

Już chyba uczciwiej zastrajkować, choć przy chorych i to się nie godzi.
Gdy zaczynałem pracę,a było to ponad pięćdziesiąt lat temu,usłyszałem taki dialog dwóch pracownic:
-w sobotę stary ma urodziny
-to bierzesz urlop?
-coś ty, wezne se chorobowe.
No i wzięła.Trwa to do dziś.Urzędnicy państwowi zagrożeni dymisją,potrafią „wziąć se chorobowe”całymi miesiącami.Myślę,że fałszowanie dokumentacji jest nieodłączne zawodowi lekarza,tak jak znajomość anatomii.
Jesli nie godzi się odejść od łóżek pacjentów, to może w ramach solidarności inne grupy by zastrajkowały w imieniu pielęgniarek?
Taki żart. Kto by chciał o cudze walczyć…
Najlepszym rozwiązaniem wydaje się tzw. strajk włoski, kiedy wykonuje się starannie swoje obowiązki, co zajmuje ogromnie dużo czasu, a nikt nie może się przyczepić że coś jest nie w porządku.
Jeszcze lepsza byłaby zasada nie płacenia za zwolnienia,z wyjątkiem wypadku przy pracy nie zawinionego przez pracownika.Nagle 99,99% „chorych” cudem by wyzdrowiało.
A ja bym jednak proponował nie patrzeć na protest i zwolnienia pielęgniarek, jako na element walki z PiSem.
Walczą o poprawienie swoich warunków ekonomicznych.
Co do zwolnień – nie wiem, czy one są rzeczywiście „lewe”.
W Polsce pracownik zazwyczaj chodzi do pracy, póki nie jest chory obłożnie, póki nie trzeba interweniować antybiotykami. Często udaje się jakoś chorbę przechodzić (po czym współpracownicy zaczynają chorować na to samo).
W Niemczech spotkałem sie z taką praktyką, że chodziło się do lekarza przy pierwszych objawach i zazwyczaj „wyleżenie” choroby w początkowej fazie, przez dwa dni w ciepłym łóżeczku stawiało pacjenta na nogi, bez konieczności brania drogich antybiotykow. 2 dni zwolnienia, zamiast później tygodniowego.
Czy wszystkie pielęgniarki były chore? Oczywiście nie wiem tego, ale jestem sobie w stanie wyobrazić, że wszsystkie przychodziły do pracy (jak większość Polaków) z drobnymi dolegliwościami, na zasadzie – jak nie przyjdę, to nikogo nie będzie. Nowych do pracy wszak nie przymują (po co wydawać pieniądze, jak sobie załoga radzi? a poza tym, kto przyjdzie za te psie pieniądze pracować?).
No i pielegniarki zgłosiły drobne dolegliwości, a lekarze, biorąc pod uwagę miejsce pracy – potencjalne narażenie pacjentów i w druga stronę – kontakt osłabionych pielegniarek z chorymi – musieli zwolnienie wystawić.
Oczywiście nie ma pojęcia, co tam się wydarzyło.
Ale jestem sobie w stanie powyższy scenariusz wyobrazić.
I tak jak pani red. Ostrowska pisze – skoro wszystkie na cos cierpiały pojawia się pytanie o dobro pacejntów narażonych na kontakt z chorymi. Tyle, że „chory” nie jest chory, dopóki lekarz tego nie stwierdzi. A lekarz w szpitalu nie ma interesu w tym, by pozbywać się personelu i sam z siebie nie odeśle pielęgniarki na chorobwe. Ona musi się zgłosić.
@Leszek,
Jakiś czas temu policja była bardzo chora. Brane były bardzo liczne zwolnienia. A potem minister zdecydował, że zwolnienia policjantów nie będą płatne 100% tylko 80% (jak u wszystkich nieresortowych pracowników). Policja ozdrowiała.