Bomba atomowa
Niekiedy elegancko usadowiony w określonym roku epizod okazuje się powiązany z wydarzeniami zachodzącymi w przyszłości, w wieku dwudziestym pierwszym. Akapit opisujący takie przyszłe wydarzenia poprzedzam symbolem XX1.
Wszystkie postacie jak i opisywane wydarzenia są produktem wyobraźni autora. Jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistych osób jest wyłącznie przypadkowe, wydarzenia opisane w książce nie są opisem rzeczywistych wydarzeń.
O bombie dowiedziałem się w sierpniu roku tysiąc dziewięćset czterdziestego piątego, kiedy sprzedawałem na ulicach Mokotowa gazetę Życie Warszawy. Numer[1] z siódmego sierpnia doniósł na pierwszej stronie, że w Ameryce została zbudowana mająca potworną siłę wybuchową bomba atomowa. Podtytuł artykułu brzmiał: „Bomba atomowa zrzucona na Hiroszima”. Po dwóch dniach, dziewiątego sierpnia, gazeta doniosła: „300–tysięczne miasto zmiecione wybuchem bomby atomowej”. Całe miasto zniszczone – to znaczyło, że z Hiroszimą stało się to samo co z Warszawą. Pomyślałem, że jest za późno, żeby zrzucić bombę na Berlin. W Europie wojna się skończyła i już się zrzucić nie da.

Następnego dnia po drugiej bombie, tej zrzuconej na Nagasaki (w Los Alamos nazwano ją Fat Joe), przeczytałem wywiad z profesorem Pieńkowskim, fizykiem i rektorem Uniwersytetu Warszawskiego i wtedy przyszedł mi do głowy wspaniały pomysł: Polska musi mieć własną bombę atomową. Tak na wszelki wypadek. A ja jak dorosnę, to bym się nauczył o bombach wszystkiego. Byłoby mi łatwiej niż komukolwiek innemu, bo już trochę o bombach wiedziałem, ponieważ to właśnie bomba zniszczyła nasze rodzinne mieszkanie na warszawskim Powiślu, na Dobrej.
Któregoś dnia mama zabrała mnie na Dobrą i obejrzałem sobie zburzoną od góry do dołu klatkę schodową.
– Nasze mieszkanie jest tam na piątym piętrze. Tam była kuchnia, obok schodów – rzekła z podniesioną do góry ręką. Ręka mamy wskazywała tylko powietrze, ale wyobraziłem sobie piec kuchenny i zapytałem:
– A czy piec miał piekarnik? – I od razu pomyślałem, że powiedziałem coś głupiego. Mama pomilczała przez chwilę i wreszcie powiedziała:
– A tam, gdzie te okna to są nasze dwa pokoje. Im się nic nie stało.

O bombie atomowej nadchodziły dalsze wiadomości. Piętnastego sierpnia Życie doniosło o złożach uranu na ziemiach odzyskanych, w Krzyżatce koło Kowar, wyjaśniając, że bombę robi się właśnie z uranu. Ale już dwa dni wcześniej, bo trzynastego sierpnia Życie Warszawy zaapelowało o utworzenie Funduszu Badań Atomowych. Następnego dnia do redakcji gazety zgłosił się obywatel Józef Kałęcki ofiarowując na Fundusz skromną, ale znaczną jak jego możliwości sumę 100 złotych.

A więc nie tylko ja, ale inni też uważali, że musimy mieć bombę atomową[2].
To, że w Ameryce, jak doniosło dwunastego sierpnia Życie Warszawy, już myślano o pokojowym zastosowaniu energii atomowej nie zmieniło mojego zdania. Tamtego sierpnia, kiedy zasypiając myślałem o czymś przyjemnym to marzyła mi się wizyta w gabinecie redaktora naczelnego Życia Warszawy na Marszałkowskiej 4. Wchodzę, nawet się nie witam i kładąc redaktorowi na biurko tysiąc złotych mówię, że to na Fundusz Badań Atomowych. Na pytanie zdziwionego redaktora:
– A skąd ty chłopcze masz takie pieniądze? – Odpowiadam:
– Znalazłem skarb ukryty przez Gestapo na Szucha. Ukryty w lochu za szafą pełną rozpylaczy i mauserów. Jest tam też lista niemieckich szpiegów na całą generalną gubernię i Szwecję – odpowiadam[2]. A teraz proszę w najbliższym czasie wydrukować reportaż o budowie polskiej bomby atomowej i o uranie na ziemiach odzyskanych.
O bombie atomowej mówiliśmy też na podwórku. Bulek powiedział, że musi być bardzo duża, tak duża, że nie mieści się na żadnej ciężarówce i że on to by się schował w tym schronie przeciwlotniczym, co go Niemcy wybudowali koło naszego domu. Odpowiedziałem że jest głupi – przecież jeżdżą po Warszawie ciężarówki Studebaker z UNRRy[4]. Więc po pierwsze Studebaker jest tak duży, że ze zmieści się na nim każda bomba, jaka by też duża nie była. A po drugie nie chodzi o wielkość bomby tylko o to, że jest mocna bo jest atomowa.

Andrzej Olas
[1] Cytaty z Życia Warszawy są autentyczne (roczniki gazety są dostępne w Internecie).
[2] Była też piosenka (pamiętajcie, że nie było wtedy ani niepodległej Litwy ani Ukrainy):
Jedna bomba atomowa
A wrócimy znów do Lwowa
A jak będzie bardzo silna
To wrócimy i do Wilna.
Tak było w piekielnej erze komunistycznej dyktatury. Teraz oczywiście kiedy sąsiedzi są naszymi przyjaciółmi o takich pomysłach nie myślimy. Tylko podłością albo głupotą można by tłumaczyć jakiekolwiek pretensje terytorialne.
[3] Pewnie musiałem coś przedtem o Szwecji usłyszeć, a o Szwajcarii – jeszcze nie, bo w Otwocku byłem dopiero rok później.
[4] UNRRA – skrót od United Nations Relief and Rehabilitation Administration – Administracja Narodów Zjednoczonych ds. Pomocy i Odbudowy – międzynarodowa organizacja utworzona w 1943 roku, której rola polegała na niesieniu pomocy ludności w krajach zniszczonych przez II wojnę światowej. ( http://historia–polski.klp.pl/sl–399.html – dostęp 1.07.2018)
KONIEC