29.04.2020

Lektura stanowiska polskich biskupów wyrażonego 28 kwietnia 2020 roku przez Radę Stałą KEP w sprawie wyborów prezydenckich jest doświadczeniem przykrym.
Z jednej strony biskupi deklarują polityczną neutralność („Kościół nie ma mandatu, by uczestniczyć w czysto politycznych sporach na temat formy, czy terminu wyborów, a tym bardziej, by opowiadać się za tym lub innym rozwiązaniem”), a z drugiej wyraźnie wskazują na kandydata, który im odpowiada („poszanowanie dla życia od poczęcia do naturalnej śmierci, gwarancję dla prawnej definicji małżeństwa jako trwałego związku mężczyzny i kobiety, promocję polityki rodzinnej oraz gwarancje dla rodziców w zakresie prawa do wychowywania dzieci zgodnie z wyznawaną wiarą i wartościami”). Nie trzeba być nazbyt przenikliwym, by się domyślić, który z kandydatów spełnia oczekiwania biskupów.
Z jednej strony wyrażają troskę o zdrowie i bezpieczeństwo społeczeństwa w czasie pandemii („W pełnym niepokoju czasie epidemii, a także w sytuacji napięcia związanego z nadchodzącymi wyborami prezydenckimi, pragniemy zaapelować o odpowiedzialność za dobro wspólne, jakim jest Polska”), a z drugiej nie mówią nic o niebezpieczeństwie, z jakim łączą się wybory majowe.
Owszem apelują o wypracowanie wspólnego stanowiska rządzącej partii z opozycją („Apelujemy zatem do sumień ludzi odpowiedzialnych za dobro wspólne naszej Ojczyzny, zarówno do ludzi sprawujących władzę, jak i do opozycji, aby w tej nadzwyczajnej sytuacji wypracowali wspólne stanowisko, dotyczące wyborów prezydenckich”), ale tylko po to, by nie opowiedzieć się po żadnej ze stron konfliktu i by zapewnić sobie życzliwość ewentualnego zwycięscy.
Pojawia się zatem pytanie celowości tego typu enuncjacji.
Moim zdaniem jest to kolejny przykład abdykacji Kościoła z jego funkcji religijnej (słowem nie odnoszą się do niszczenia więzi społecznych i deptania zasad etycznych, jakich dopuszczają się w sposób karygodny rządzący) i ustawianie się w pozycji partnera politycznego, który liczy na profity w przyszłym rozdaniu politycznych kart.


Czyli wszystko jak zwykle…
Będę na prawdę brutalny, a nawet ordynarny. Mam to jeszcze ze szkoły, (Wiktorska 99).
„świnia świni dupe ślini. Co wyślini, to dla świni”. Myślałem wcześniej o jakiejś łagodniejszej formie. Np. wielokrotny portret zbiorowy prałatów z datami milczenia tych pustych baniaków, co wyglądają jak ludzkie głowy. W końcu jednak dali głos. Nie będę się już rozwodził, bo mi żal. Znałem kilku, z tej organizacji, co rzeczywiście zasługiwali na nazwę ludzi.
Ciekaw jestem, co będzie po wyborach. Pewnie jakieś podziękowanie Panu Bogu za to, ze sprawnie policzył głosy i sam się przy okazji nie zaraził. Po czym kościelna ręka wyciągnie się po kolejne setki milionów w podziękowaniu za przedwyborczą powściągliwość.
Czy to jest dowód ostatecznego skurwienia się Kościoła, czy mi się tylko tak wydaje? Zresztą skurwienie Kościoła nigdy nie bywa ostateczne. Kościół zawsze potrafi skurwić się jeszcze bardziej.
Kler to nie są pomazańcy boży, którzy prowadzą wiernych ku lepszej sytuacji tu i po śmierci. Nie mają ani takiego celu, ani nawet zamiaru. To grupa singli płci męskiej biologicznej, konsumująca życie wg. właściwej sobie woli, w tym życie seksualne i pobierająca honoraria za odprawianie magicznych rytuałów. Jeden taki w Toruniu, to nawet sprzedaje psychiczne placebo do walki z covidem-19….
dziwi mnie zaiste, że ktoś jeszcze czegoś oczekuje po polskim kościele w aspektach moralnych. co zaś do głosu w sprawach politycznych – czy nie miało się tu, na SO, za złe biskupom, że mieszają się do polityki, miast owieczki paść ? skoro więc mają nie mieszać się, to po żadnej ze stron, wszak owieczki wszędzie są takie same. mnie kościół nie obchodzi i nie czekam na żaden jego głos. lecz gdyby obchodził, na pewno nie czekałabym na jego wskazówki polityczne. królestwo, które kościół głosi, nie jest przecież z tego świata. kościół ma za zadanie nieść pociechę duchową, a nie dawać wskazówki obywatelskie.
królestwo, które kościół głosi, nie jest przecież z tego świata
Zawsze było z tego świata, na tej ziemi, i zawsze było za te pieniądze. Ten pierwszy, który rzekomo sformułował przytoczoną mądrość, być może nigdy nie istniał, być może nie to powiedział, a jego wypowiedzi nie wiadomo kto spisał nie wiadomo po ilu latach. Albo wymyślił. Nie było ani aparatów fotograficznych, ani magnetofonów, ani notariuszy publicznych, żeby poświadczyli prawdziwość rzekomych wypowiedzi.
religie istnieją tak długo, jak ludzie, i będą istnieć póki nie odejdzie ostatni człowiek, gdyż podstawową potrzebą czlowieka, jako istoty świadomej, jest potrzeba transcendencji. lecz ta rozmowa jest nie o racji istnienia regliii i jej treści,lecz odbywa się pod publikacją nt roli w państwie prawa instytucji kościoła reprezentującego dominującą religię.
Jestem świadomy i nie odczuwam potrzeby transcendencji. A jeszcze bardziej nie odczuwam potrzeby transcendencji w koloratce.
wybaczy pan, nie wierzę (dotyczy zdania pierwszego)
za złe biskupom, że mieszają się do polityki
Ja to bym miał za złe nie to, ze się mieszają, bo są obywatelami i im wolno. Za złe mam, ze są świniami i ze się mieszają we własnym interesie.
otóż, nie powinni mieszać się, mimo że są obywatelami, gdyż ich zdanie jako obyweateli nikogo nie obchodzii a idzie na karb rdprezentowanej przez nich instytucji, to jest kwestia dobrego obyczaju i umiaru.
Miałem wrażenie, ze wyraznie napisałem, że „to kolejny przykład abdykacji Kościoła z jego funkcji religijnej ” i tylko o to mam pretensje do biskupów. Nie robią tego, co do nich należy, natomiast wtrącają się w politykę (określając jaki kandydat spełnia kryteria dobrego prezydenta) i to już po raz któryś. Więc podkreślam, jesli to nie wybrzmiało jasno, to co chyba jest obecne we wszystkich moich tekstach, jestem za wyraznym rozdzieleniem polityki i religii, natomiast mieszanie tych porządków (zarówno ze strony księży jak i polityków) uważam za destrukcyjne dla demokracji i spoleczeństwa obywatelskiego.
Panie Profesorze, zarzuca Pan biskupom, że słowem nie przestrzegają obywateli przed niebezpieczeństwem zdrowotnym związanym z udziałem w awanturze wyborczej. To nie są, wybaczy Pan, kwestie religijne. Suknia ani czerwony beret nie daje wiedzy nt epidemiczne i biskupi na ten temat powinni milczeć. W ogóle na temat wyborów powinni milczeć.. Biskupi nie są też od tego, aby kwestionować decyzje rządu i stawać po którejkolwiek ze stron sporu politycznego. Ostrzeganie obywateli, to prawny i etyczny obowiązek opozycji, aby za sowite subwencje i diety wydarte z naszych podatków zatrudnić ekspertów, którzy będą na bieżąco recenzować posunięcia rządu w aspekcie epidemicznym. Już nawet nie wspomnę, że mówiło się kiedyś o gabinecie cieni…Tymczasem, w roli ekspertów od wszystkiego obsadził się Budka i przyjaciele.
„wyraźnie wskazują na kandydata, który im odpowiada („poszanowanie dla życia od poczęcia do naturalnej śmierci, gwarancję dla prawnej definicji małżeństwa jako trwałego związku mężczyzny i kobiety, promocję polityki rodzinnej oraz gwarancje dla rodziców w zakresie prawa do wychowywania dzieci zgodnie z wyznawaną wiarą i wartościami”). ”
Ależ panie profesorze! Trudno mieć pretensje do biskupa katolickiego, że jest biskupem katolickim, zachowuje i wysławia się tak jak biskup katolicki! Tak samo trudno byłoby mieć pretensje do hipotetycznego prezesa Stowarzyszenia Wegan, że wydałby oświadczenie, aby w wyborze kandydata kierować się jego poglądami, wypowiedziami, postulatami dotyczącymi promocji diety bezmięsnej, restrykcji wobec myślistwa, przemysłu futerkowego czy ogółem promocji postaw wegańskich. I gdyby jakiś jeden (pewnie egzotyczny wobec mainstreamu) kandydat spełniał te wymagania to można by wywnioskować, że jego weganin powinien poprzeć. Katolicyzm narzuca pewien zestaw poglądów dotyczących aborcji, eutanazji, stosunków homoseksualnych. Można być zarówno fundamentalistycznym dewotem katolickim jak i wojującym ateistą (i wszystko po środku) i bez względu na osobiste przekonania zgodzić się z tym, tak samo jak bez względu na sympatie czy antypatie do weganizmu zgodzić się z tym, że akurat weganie bronią praw zwierząt i unikają jedzenia produktów odzwierzęcych. Katolik popierający prawo kobiet do decydowania o dojrzewającym w nich życiu poczętym czy prawie do przerywania swojego życia w imię wolności osobistej to taki sam oksymoron jak Świadek Jehowy popierający transfuzje krwi, jedzenie kaszanki i świętowanie urodzin albo własnie weganin popierający myślistwo i przemysł futerkowy.