
Groźba wojny religijnej przeraża. Jeśli dobrze słyszę, totalna wojna religijna czai się tuż za rogiem, może wybuchnąć jutro, albo za tydzień. Na spotkaniu w ONZ Sekretarz Generalny Ligi Arabskiej, Ahmed Abdul Ghejt powiedział, że „TO” spowoduje wojnę religijną w regionie i poza regionem. Co właściwie powiedział Sekretarz Generalny? Powiedział, że Liga Arabska i nie tylko Liga Arabska będzie podżegać muzułmanów do mordowania Żydów i innych niewiernych na całym świecie. Niby już to robią od lat, ale Sekretarz Generalny ostrzegł, że teraz to dopiero zobaczymy.
Pan Antonio G., Sekretarz Generalny Wszystkich Narodów Świata wysłuchał uważnie gróźb gangstera i natychmiast wezwał Żydów do oddalenia groźby wojny religijnej, bo wojna zagraża pokojowi, a on jest pokój miłującym Portugalczykiem.
W obecności gangstera pan Sekretarz Generalny Wszystkich Narodów Świata stwierdził, że rozciągnięcie izraelskiej suwerenności na Dolinę Jordanu „stanowiłoby najbardziej poważne naruszenie międzynarodowego prawa i podcięłoby możliwości wznowienia negocjacji”.
Dwaj Sekretarze Generalni zgadzali się ze sobą jak rodzeni bracia. Sekretarz Generalny Ligi Arabskiej potwierdził, że aneksja „byłaby nie tylko szkodliwa dla szans procesu pokojowego dziś, ale zniszczyłaby perspektywy pokoju w przyszłości”. Zebrani nie ryknęli homeryckim śmiechem, zachowali powagę i byli głęboko przejęci.
Nikt nie zwrócił uwagi na drobną różnicę używanych pojęć, pan Antonio G. mówił o rozciągnięciu suwerenności, pan Ahmed Gheit o aneksji. Obaj zdawali się przekonani, że bronią jakiegoś międzynarodowego prawa. Na wszelki wypadek nie przywoływali traktatów ani konkretnych paragrafów, przecież nikt o takie drobiazgi nie będzie pytał. Dla jednego Sekretarza Generalnego ważne było, żeby jego gangsterska groźba dotarła do właściwych uszu, dla drugiego istotne było przekazanie informacji, że gangsterską groźbę usłyszał i gotów jest zapewnić, że zrobi wszystko, czego gangsterzy sobie życzą.
Ogólnoświatowa wojna religijna to nie są żarty i lepiej nie igrać z ogniem, a już na pewno nie pytać o trwające ludobójstwo chrześcijan w Afryce ani o podżeganie do terroryzmu przez imamów w Europie i Ameryce. Wszyscy wiemy, że wojna religijna trwa i kto wie, do czego oni swoich wiernych mogą jeszcze zachęcać? Jednak mówienie o tym głośno mogłoby zakrawać na islamofobię.
Od kiedy trwa ta wojna religijna? Różnie ludzie mówią. Jedni przypominają 11 września 2001 roku i atak Al-Kaidy na Amerykę, inni gangsterskie porwania samolotów pasażerskich przez bandę Arafata, jeszcze inni cofają się do 1979 roku do powstania Islamskiej Republiki Iranu. Sami muzułmanie coś wspominają, że pierwszym od stuleci zwycięstwem islamu nad chrześcijaństwem była wojna w Afganistanie (a twierdzenie, że przecież Armia Czerwona to byli komuniści, uważają za kiepskie wykręty).
Syjonistyczni historycy pamiętają słowa innego Sekretarza Generalnego Ligi Arabskiej, Azzama Paszy, który 15 maja 1948 roku, kiedy armie pięciu krajów arabskich ruszyły na jednodniowy Izrael powiedział: „to będzie wojna eksterminacji, monumentalna masakra, o której będą mówić jak o mongolskich masakrach i krzyżowcach”.
Inni historycy grzebią się w archiwach i przypominają upadek osmańskiego imperium i osmańskiego kalifatu oraz powstanie w kilka lat później Bractwa Muzułmańskiego zapowiadającego stworzenie nowego kalifatu i wojnę religijną z resztą świata. Wciągnięte na sztandary w latach dwudziestych ubiegłego wieku hasło obowiązuje do dziś: Allah jest naszym celem. Prorok naszym przywódcą. Koran naszym prawem. Dżihad naszą ścieżką. Śmierć w imię Allaha jest naszą nadzieją. Wojna religijna została wypowiedziana sto lat temu i raczej nabiera rozpędu niż wygasa. Byli muzułmanie przekonują, że wojnę religijną wypowiedział niewiernym Mahomet i nakazał jej prowadzenie do końca świata (ale islamofobia byłych muzułmanów jest udowodniona ponad wszelką wątpliwość).
Obecny Sekretarz Generalny Ligi Arabskiej jest wytrawnym dyplomatą, był ministrem spraw zagranicznych w rządzie Mubaraka i chociaż, jak się wydaje, sam nie ma powiązań z Bractwem Muzułmańskim, jako szef Ligi Arabskiej zna i strzeże jej tradycji.
Sekretarz Generalny Wszystkich Narodów Świata też pilnuje tradycji swojej instytucji; nie, nie tej zapisanej w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, ta nigdy nie była traktowana poważnie. Antonio G. kontynuuje tradycję Kurta Waldheima, która dawno temu zmieniła ONZ w związek krwawych dyktatorów, autokratów, oraz demokratycznych strażników hipokryzji ukrywającej pielęgnację starych przesądów.
24 czerwca specjalny wysłannik pana Antonio G. na Bliski Wschód, Nickolay Mladenov przekazał światu stanowisko swoje i swoich przełożonych w sprawie „aneksji”. Jak się okazuje ta „aneksja” narazi na szwank dobre stosunki Izraela z Palestyńczykami i dlatego przywódcy całego świata ostrzegają przed tą „aneksją”. To prawda, zachodni przywódcy państw Unii Europejskiej mówią jednym głosem z przywódcami Islamskiej Republiki Iranu, Turcji, Rosji, Chin, Wenezueli, Kuby i innych.
Nawet będąca już poza Unią Europejską Wielka Brytania śpiewa tę samą melodię. Boris Johnson stanowczo przeciwstawia się „aneksji”, które naruszałaby jakieś bliżej nieokreślone prawo międzynarodowe. Czy można mu się jednak dziwić? To potęga brytyjskiej broni pozwoliła Arabskiemu Legionowi zdobyć w 1948 roku Judeę i Samarię, to brytyjscy dowódcy Arabskiego Legionu zdobywali wschodnią Jerozolimę i pod ich okiem mordowano ludność żydowską i wyganiano tych, którzy przeżyli, to brytyjski rząd, jako jedyny rząd zachodni, zaakceptował aneksję Judei i Samarii przez Jordanię i pierwszy zaczął używać w dyplomacji jordańskiej nazwy „Zachodni Brzeg”.
Jak mógłby dziś brytyjski rząd mówić coś innego niż rząd Teheranu, Ankary czy Ammanu? Musiałoby to oznaczać, że sprzeciwia się gangsterskim naciskom i grożeniu światową wojną religijną. Musiałoby to oznaczać, że jest świadomy, że to nie żaden spór o ziemię, tylko muzułmańskie roszczenia do całego świata, musiałoby to oznaczać, że brytyjski premier widział i rozumiał znaczenie londyńskich demonstracji pod flagami Hezbollahu, demonstrantów z plakatami „islam jest rozwiązaniem”, że wie, o co walczył atakujący przechodniów nożownik z Reading, który wbrew zapewnieniom brytyjskiej prasy nie cierpiał z powodu zaburzeń psychicznych, że to zaburzenia psychiczne polityków i dziennikarzy zabraniają im mówić otwarcie o trwającej wojnie religijnej.
Zapytał mnie czytelnik, co sądzę o aneksji. Mogłem udawać, że nie rozumiem o co mu chodzi i zapewnić, że nie planuję żadnej aneksji, mogłem napisać, iż jestem przeciwny temu, żeby Luksemburg anektował część terytorium Belgii, która kiedyś do niego należała, albo, że jestem przeciwny próbom aneksji Wilna. Czytelnik nie pisał wprost, nie musiałem być jednak jasnowidzem, żeby się domyślić, że chce koniecznie wiedzieć, co myślę o rozciągnięciu izraelskiej jurysdykcji na izraelskie osiedla w Judei i Samarii. Gdybym mu odpowiedział, że nic nie myślę, to byłoby najbliższe prawdy, gdybym mu napisał, że to sprawa Izraela, a nie moja, że co najwyżej mogę próbować zrozumieć ich argumenty za i przeciw pewnie by uznał, że nie można tak myśleć, że zawsze musimy mieć zdanie na temat Żydów.
Gdybym napisał, że uczciwie mówiąc, nie chciałbym być w butach tych, którzy muszą szybko podjąć decyzję, której skutki nie są tak do końca przewidywalne, bo nie są tu ważne groźby Abbasa i Hamasu, ale groźby Europejczyków, Turków, Irańczyków i że nie sądzę, żeby wojna religijna nasiliła się z dnia na dzień, ale strach przed tą wojną, z pewnością nasili jego nienawiść do tych, którzy w tej wojnie znajdują się na pierwszej linii frontu, pewnie by się oburzył. Przecież tak wielu ponownie wierzy, że jeśli tylko Żydzi przestaną się bronić i zabiegać o względnie bezpieczne granice, to nastanie pokój z religią pokoju i będziemy mogli nadal udawać, że islam jest religią pokoju i nie słyszeć zapewnień, że pokój nastąpi, kiedy chorągwie islamu będą powiewały nad Rzymem, Berlinem, Moskwą i Waszyngtonem.
W raporcie amerykańskiego Departamentu Stanu na temat terroryzmu na świecie w roku 2019 cytuje się mi. in. wypowiedź „prezydenta” Autonomii Palestyńskiej Mahmouda Abbasa z 19 sierpnia 2019 r. Palestyński dyktator mówił:
Każdy kamień, którego użyli do budowy na naszej ziemi, każdy dom, który zbudowali na naszej ziemi zostanie, z wolą Allaha, zburzony… Jerozolima jest nasza, czy tego chcą, czy nie. Wejdziemy do Jerozolimy z milionami wojowników! Wejdziemy tam. Wszyscy, cały palestyński naród, cały arabski naród, cały chrześcijański naród. Wszyscy wejdą do Jerozolimy…
„Prezydent” Autonomii Palestyńskiej też grozi dziś światową wojną religijną z powodu niebezpieczeństwa pogwałcenia jakichś międzynarodowych praw i zagrożenia „aneksją” dla pokoju w regionie i gdzie indziej.
Chwilowo świat jest ponownie zjednoczony, tak jak był zjednoczony wiele razy w przeszłości. Powiedzieć, że znów straszą duchy Monachium, to właściwe powiedzieć bardzo niewiele.

Andrzej Koraszewski
Publicysta i pisarz ekonomiczno-społeczny.
Ur. 26 marca 1940 w Szymbarku, były dziennikarz BBC, wiceszef polskiej sekcji BBC, i publicysta paryskiej „Kultury”. Więcej w Wikipedii.
Jak ważna jest terminologia.
Kiedy pięć krajów Układu Warszawskiego wkroczyło w 1968 r. do Czechosłowacji, udzielając jej „bratniej pomocy”, porównano to do wojny Izraela z pięcioma krajami arabskimi w 1967 r., gdzie oczywiście oskarżono Izrael o agresję. Chodził dowcip:
– Jaka jest różnica między agresją a bratnią pomocą?
– Agresja ma miejsce kiedy jeden mały kraj napada na pięć dużych.
Dobrze, że premierem UK jest prawicowiec o inicjałach BJ. Gdyby to był Corbyn to zamiast o historii działań Zjednoczonego Królestwa na tych terenach poczytalibyśmy o nienawiści lewicy do Izraela.
Święta prawda, Corbyn nigdy specjalnie historią swojego kraju nie interesowqał się, ani jako uliczny agitator trockistowski, ani jako wybitny przedstawiciel brytyjskiej Partii Pracy, gdzie reprezentował nurt internacjonalizmu z proletariatem wszystkich krajów, z Islamska Republiką Iranu, Hebollahem i Hamasem na czele. Natomiast konserwatywny prmenier BJ trzyma się tradycji wypracowanej w latach 30. ubiegłego wieku przez brytyjską dyplomację. Jej tło dobrze pokazuje ten artykuł : https://fathomjournal.org/mandate100-the-year-1939-why-did-britain-abandon-the-two-state-solution-on-the-eve-of-world-war-two/?fbclid=IwAR1hgPHA3OCasUaJDH_rQIGmAqQmOCmQJ_VuhByU3CTtsO4oFyCpOdi5wRs
Przykre, że w SO chodzą tak jednostronne, tak tendencyjne teksty.
Oczywiście, Izrael ma prawo do bezpieczeństwa, ale budowanie go przez aneksję kolejnych ziem jest de facto drogą eskalacji konfliktu…
To ciekawe, co szanowny Pan pisze. Więc powiada Pan, że Izrael zamierza coś anektować. Jakiemu Państwu, jeśli można sie dowiedzieć chca ci paskudni Żydzi znowu coś zabrać? Bo widzi szanowny Pan, można tu spojrzeć na decyzje Ligi Narodów, na decyzje z San Remo, albo na Polskę, która po przegranej przez Niemcy wojnie, anektowała “ziemie odzyskane”, wysiedlając autochtoniczna ludność niemiecką. Rozumiem, że ta enigmatyczna tęskonota do info o jakiejś drugiej stronie, płynie z głębokiej empatii dla “Palestyńczyków” rozumianych wyłącznie jako tych, którzy trzymają but na karku arabskich mieszkańców Judei i Samarii oraz Gazy. NIe chciałbym sie domyślać charakteru tej Pana empatii, więc musiałbym wiedzieć, czy na przykład, wie szanowy Pan, w którym mieście jest więzienie, gdzie władze palestyńskie torturują a czasem zabijaną tych Palestyńczyków, którzy opowiadają się za pokojowym współżyciem z izraelskimi sąsiadami, czy wie Pan ilu obecnie palestyńskich dziennikarzy znajduje sie w tym więzieniu, czy może Pan wymienić 10 palestyńskich dysydentów publikujących informacje o zbrodniach palestyńskich dyktatorów wobec palestyńskiej ludności ( a może chociaż dwóch, albo jednego?), czy widział Pan opinie Palestyńczyków z Judei i Samarii mówiących, że chcą żyć pod izraelską suwerennością? Oczywiście nie pytam ani o znajomość treści Poruzumień z Oslo, bo to byłoby doprawdy zbyt wiele, ani tym bardziej o pańskie współczucie dla Palestynczyków żyjących w państwach arabskich. Jak już będe znał odpowiedzi na moje pytania, to będę mógł Panu powiedzieć co sądzę o pańskich oczekiwaniach “wielostronności”.
Nie mam najmniejszej wątpliwości, że ogromna większość Palestyńczyków jest chora z nienawiści.
Stąd ani nie kwestionuję, ani nie zaskakują mnie patologie w tym społeczeństwie.
Pytanie, czy “polityka twardej ręki” ze strony Izraela i zagarnianie kolejnych ziem przyczyni się do zmian w dobrym kierunku.
Przypomnę Panu szanownemu, ze w Irlandii Północnej mordowano się nawzajem, i tortury też miału miejsce.. (oczywiście nie w tej skali, ale jest nadzieja, że można konflikt przezwyciężyć)
Przypomnę szanownemu Panu, że “proces pokojowy” trwa od czasu kiedy ludność arabska w Judei i Samjarii została przez Zachód obdarowana gangsterem (Arafatem) jako jedynym ich przywódcą, że dobra wola postrzegania tego gangstera jako miłującego pokój nie przyniosła ani jednego dnia pokoju, ani cienia postępu w “negocjacjach pokojowych”, że umowy z Oslo zakładały, że za pokój Izrael gotów jest oddać ziemię, ale nie obszar C, nad którym obecnie po ponad ćwierć wieku prób zawarcia pokoju, chce jednostronnie rozciągnąć swoją suwerenność. Z nienawiści chorzy są Palestyńczycy wychowani do nienawiści za nasze pieniądze, bo Europa uprawia outsourcing, nie zabija już sama Żydów, płaci za ich zabijanie. ale jeśli mnie pan pyta, to nie wiem, co myśla Palestyńczycy. nie da się powiedzieć co myślą ludzie w tyraniach, gdzie za słowa można stracić życie. Co myśla Palestyńczycy dowiedzielibyśmy się, gdyby rządzycy nimi gangsterzy zostali usunięci. Ale Pan wydaje się chcieć pokoju z gangsterami, czyli kontynuacji tego, co było dotychczas. Różnimy się, ja uważam, że nie ma znaczenia co ja myślę, Jako dziennikarz próbuję rzetelnie informować. Dla mocno zindoktrynowanych może się to wydawać jednostronne. Informuję o świecie, w którym nie ma dwóch stron, jest ich wiele i nigdy nie możemy uzyskac pełnego obrazu, możemy jednak próbować sprawdzać fakty.