16.08.2020

Białoruś stała się gorącym tematem. W miarę, jak przybierał na sile obywatelski ferwor na przedwyborczych zgromadzeniach, narastała nadzieja na zmianę władzy i wybór opozycyjnej kandydatki na urząd prezydenta. Atoli stało się to, co było do przewidzenia: decyduje nie to, kto jak głosuje, lecz kto liczy głosy. Ogłoszenie oficjalnych wyników w stosunku 80 do 10 procent na korzyść urzędującego od ponad dwudziestu lat prezydenta było wstrząsem dla ludzi masowo popierających opozycyjną kandydatkę i nie wiadomo dlaczego oczekujących uczciwych wyborów, wywołując ich gniewne protesty na ulicach Mińska i innych białoruskich miast, na które władza odpowiedziała policyjnymi represjami.
Skala obywatelskiego oporu jest tak duża, że niezbędna stała się konsultacyjna rozmowa Łukaszenki z Putinem, zakończona obietnicą bratniej pomocy Rosji w przypadku, jeśli narażone będzie bezpieczeństwo Białorusi i o pomoc poproszą jej władze. Takie sformułowanie oznacza, że obowiązek zaprowadzenia porządku spoczywa na miejscowych władzach, a w razie ich nieskuteczności z pomocą nadejdą sojusznicze siły, natomiast „zagrożenie dla bezpieczeństwa” ma wynikać z chaosu wywoływanego przez awanturników i białoruskie elementy kryminalne oraz zewnętrzną ingerencję. W tym kontekście pojawia się Polska i Litwa w związku z ich staraniami o wzmocnienie wojskowej obecności USA i NATO na swych terytoriach.
Bratniej pomocy od wschodniego sąsiada doświadczyły już liczne kraje, wśród nich Polska. Jej mechanizmy są zróżnicowane: może być niezależna, a może być okazana na prośbę władzy (lub jej części) zainteresowanego państwa, i to jest wersja bardziej pożądana.
Jedną z form pomocy było podstępne aresztowanie i fingowane procesy polskich działaczy niepodległościowych w 1945 roku w celu ułatwienia budowy ustroju sprawiedliwości społecznej w bliskim sąsiedztwie. Podobny, czasem bardziej tragiczny los spotykał nawet przywódców komunistycznych, jeśli wykazywali skłonności patriotyczne, zwane „prawicowym odchyleniem”. Zbrodnia katyńska służyła eliminacji elit, które mogły utrudnić proradziecką transformację ustrojową w Polsce. W 1956 roku radzieckie czołgi z misją pomocy kierowały się na Warszawę i tylko determinacja społeczeństwa oraz stanowczy opór Gomułki uchroniły nas od katastrofy. Mniej szczęścia w tamtym czasie mieli Węgrzy, gdzie doszło do zbrojnej rosyjskiej interwencji i stłumienia antystalinowskiego ruchu. Pod koniec następnej dekady bratniej pomocy doświadczyła Czechosłowacja w formie wojskowej „sojuszniczej” interwencji i zaproszenia Dubczeka i innych przywódców ruchu na rzecz socjalizmu z ludzką twarzą do Moskwy w celu pozbawienia ich władzy i zastąpienia prorosyjskimi politykami. Bezpardonowe naciski na polskie władze, aby rozprawić się z kontrrewolucją, z którą utożsamiano „Solidarność” były firmowym znakiem bratniej pomocy Związku Radzieckiego w kolejnym dziesięcioleciu.
Punktem odniesienia dla bratniej pomocy w tamtym czasie był interes wspólnoty krajów socjalistycznych traktowany jako wierność radzieckim wzorcom ustrojowym i geostrategicznym potrzebom wschodniego mocarstwa. Z czasem, po zmianach w Europie Środkowo-Wschodniej i rozpadzie Związku Radzieckiego, w miejsce ideologicznej wspólnoty pojawiło się kryterium etniczne i językowe — co spowodowało, że na potencjalną bratnią pomoc ze strony Rosji narażone zostały państwa jakoś historycznie, terytorialnie z nią związane i posiadające rosyjskie mniejszości. Ofiarą takiej bratniej pomocy stała się Ukraina, której zabrano Krym i Donbas i nie ustaje się w próbach destabilizacji tego państwa w oparciu o zdrowe, prorosyjskie siły. Jak na razie, przeciwdziałanie ze strony demokratycznego świata jest relatywnie mało skuteczne i trudno założyć, że ta sytuacja ulegnie w nieodległej przyszłości zasadniczej zmianie.
Lansowana przez rosyjskich historyków i propagandystów teza o jednym narodzie kierowana do Ukrainy może mieć także zastosowanie w stosunku do Białorusi, tym bardziej że temat ewentualnej jej inkorporacji do Rosji od pewnego czasu podejmowany jest w dyskursie politycznym.
Niestety, rosyjskie inklinacje do traktowania sąsiadów jako jednego narodu mogą okazać się dramatyczne dla Białorusi i podbudowane dyspozycyjnością jej obecnych przywódców sprzyjają bratniej pomocy „na życzenie” i zdławieniu społecznego zrywu ku demokracji. Mimo wszystko, w dłuższej perspektywie, wszelkie przejawy solidarności mają swoje znaczenie.

Eugeniusz Noworyta
Dyplomata, b. stały przedstawiciel Polski w ONZ, b. ambasador w krajach Ameryki Płd.
Więcej: Wikipedia

Ze zdumieniem przecztytałem dzisiaj notatkę w Biusiness Insider porównującą potencjały militarne Białorusi i Polski: https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/wojsko-w-bialorusi-w-porownaniu-z-polska-armia/4096hfy
Rozumiem, że ktoś powiedział co wiedział, ale takie zestawienia są w obecnej sytuacji Białorusi co najmniej niefortunne. Ani Białorus nie zagraża Polsce, ani Polska nie zamierza napadać na Białoruś więc porównywanie sił wojskowych brzmi jak ponury żart lub … prowokacja.
Byłoby dużo bardziej na miejscu gdyby autor/ autorzy anonimowej notatki zastanowili się jak Polska może pomóc naszemu najbliższemu sąsiadowi wyjść z kryzysu, który będzie nieodłączną częścia zmiany władzy. Dobrostan Białorusi leży w żywotnym interesie Polski.