27.01.2021

Obejrzałem inaugurację i uwaga, pozytywna. Słyszałem o objawach starczego osłabienia Bidena, choć on ode mnie o osiem lat młodszy. A tu facet wygłasza z głowy, bez kartki, bez promptera, długie i dobre przemówienie. Mówi jak trzeba; żywo, składnie, z rozkładem akcentów, mimiką i gestami. W porządku gościu.
Potem impreza za imprezą, a wieczorem podpisuje siedemnaście pierwszych ukazów. Dziarski ten starszy pan.
Oczywiście, ktoś go przygotował, pomógł mu w tym i owym, nad dokumentami zawczasu pracował sztab fachowców. I o to chodzi, rodacy.
Może tam ludzie wdrożeni do gier zespołowych, w których każdemu chodzi o wynik, czyli gra się na numer jeden w drużynie. Nie szepcze się tak, żeby wszyscy słyszeli; tak naprawdę, to nie on, tylko wiecie rozumiecie… Nikt ze współpracowników nie wypycha się przed niego, nie kradnie mu show. To nie muszą być altruiści, ale liczą na swoją dolę wspólnego łupu. Byle się tylko udało.
Biden od młodego praktykował w polityce, osiem lat chodził w wiceprezydentach i wyszedł na swoje. Teraz swoją szansę ma do wygrania pani wiceprezydent – przy wiceprezydentce parzy mnie klawiatura – lecz jej nie wygra, jeśli będzie dawać do zrozumienia, że w gruncie rzeczy to ona robi za pryncypała. Ta prezydentura musi udać się im obojgu.
No i – z leksykonu Wańkowicza – smrodek dydaktyczny: Leszek Jażdżewski kradnie show Tuskowi, na które miał go wprowadzić. Byłem, widziałem. Główne uczucie: wstyd i zażenowanie. Jeśli nie jesteśmy Ameryką ani Szwecją, Danią, Holandią, to między innymi dlatego, że szewc w Białymstoku (?) choruje, gdy ksiądz w Częstochowie zostaje kanonikiem. (Powiedzonko Wieniawy-Długoszowskiego).
*** Ernest Skalski: Przerwa na Trumpa? 2016-11-03. To mój tekst, w którym wyrażałem przekonanie, że Trump narobi szkód, ale instytucjonalna demokracja USA wyplunie go po czteroletniej kadencji.
Jakby wyszło na moje, cieszę się, że stało się tak, lecz już nie jestem taki pewien, że tak musiało się stać. Nieco inny wynik w jednym czy drugim z pięćdziesięciu stanów i… lepiej nie myśleć o horrorach przed nocą.
No i nie został wypluty. On sam i wszystko, co z nim się kojarzy tkwi w Ameryce jak… porównań fizjologicznych nie chcę używać.
Odjadę na chwilę. Mój szkolny kolega został filozofem, wybitnym uczonym na skalę europejską. Żadna to moja zasługa, ale miło pochwalić się takim kolegą. Otóż jakieś dwadzieścia lat temu, Krzysztof Pomian, bo to on, pomagał mi poluzować sobie w uścisku żelaznych praw historii, mówiąc: „Pomyśl tylko, co by się działo w Rosji, Europie, świecie, gdyby się wykoleił ten wagon – nie był zaplombowany – którym Niemcy transportowali Lenia ze Szwajcarii do Szwecji i dalej do Rosji”.
- Gdyby Trumpowi wydarzyły się o dwa chamstwa mniej …
- Gdyby Zandberg nie wygłosił mocnego przemówienia przed wyborami 2015 roku…
- Gdyby…
Nie chcę odbierać kawałka chleba Piotrowi Zychowiczowi i nie będę snuł alternatywnej historii. Wiadomo, że na pewno by było inaczej.
Z praw historii nie da się całkowicie wyzwolić. Trzeba tylko wiedzieć, że nie są żelazne. Są gumowe. Można je rozciągać, można ściskać, ale i tak robią swoje. Czyli mogłoby w tych wszystkich przypadkach przeważyć wte czy wefte, ale i tu i tam, po stronie: moderny i konserwy, prawicy i lewicy, rewolucji i reakcji stoją wielkie siły, działają przemożne mechanizmy. Teraz i zawsze. I niczego nie przesądzają na wieki. W tej chwili wygląda na to, że Trump, jako Trump i jako zjawisko społeczne i polityczne, znajduje się po przegranej stronie. To się może odwrócić, ale nie musi.
– I raczej się nie odwróci, chociaż dolarów przeciw orzechom bym nie podstawił.
Administracja federalna. Wszyscy ludzie prezydenta są jego ludźmi naprawdę, ale tych najważniejszych musi mu zatwierdzić Senat. Prezydent może miewać przewagę w obu izbach Kongresu i Biden ją ma, ale nikłą. Izba Reprezentantów wybierana jest na dwa lata. Do Senatu co dwa lata wybiera się jedną trzecią składu. Jest ruch w interesie i prezydent praktycznie stale jest w stanie negocjacji, a nawet swoją partią nie rządzi. Jedna i druga to nie PiS i nie Fidesz.
Kongresmeni z obu izb są w dużym stopniu zależni od swoich stanów, których jest pięćdziesiąt. Nie ma w nich wojewodów ze stolicy. Są wybierani gubernatorzy i legislatywy stanowe. Przy każdym szczeblu władzy są niezależne sądy. Sześćdziesiąt odrzuciło roszczenia Trumpa, w tym Najwyższy, w którym konserwatyści – w tym trzech nominatów Trumpa – mają przewagę sześciu do trzech. To właśnie jest America first.
Dodać jeszcze można, że wszystkie stany i wszystkie hrabstwa moją swoje, sobie podległe policje, ludność ma zaś więcej broni strzeleckiej niż US Army z marines.
I bądź tu dyktatorem w takich warunkach!
Kaczyński i Orban mają większy zakres władzy w swych krajach, nie mówiąc już o takich okazach jak Erdogan, Łukaszenka i Putin.
*** To ma być kryzys? Każdy jest najstraszniejszy dla tych, którzy go przeżywają. I nie pamiętają poprzedniego, co warto zaznaczyć. Poprzedni wielki kryzys i wstrząs Stany przeżyły w latach 1929 – 1933. Tylko w pamięci zbiorowej pozostał, ale nikt go już nie pamięta i się do niego nie odwołuje. Obecny kryzys ma bowiem charakter społeczny i polityczny, a tamten miał gospodarczy.
Nie był pierwszy, ale dopiero taki wstrząs wymusił trwałe zmiany, które zapobiegły kolejnym kryzysom tego typu, kryzysom głównie nadprodukcji. Te zmiany mieściły się w polityce New Deal, wybranego w kryzysowym 1932 roku prezydenta Roosevelta.
Przepraszam za dywagację osobistą, ale to dziś mi się widzi zabawne. Oś tego nowego porządku to NIRA, National Industrial Recovery Act. Przynajmniej z mojego punktu widzenia, bo był to temat mojej rozprawki na seminarium z historii nowożytnej, na Uniwersytecie Moskiewskim w roku 1956!
Daleko nie wszyscy uważają, że to New Deal wyciągnął USA z kryzysu. Mógł to być naturalny etap w cyklu, bo przecież kryzys kończył się także w innych krajach. Jednak faktem jest, że gospodarka amerykańska zmieniła się wówczas bardzo i że takie nieszczęście już się nie powtarzało.
Kryzys 2007 roku miał już inny charakter, nie był takim wstrząsem, by wymusić zmiany strukturalne. Nieszczęściem stał się dopiero rozpad społeczeństwa. Związany z Trumpem, wydobyty przez Trumpa, lecz przecież mającym w społeczeństwie obiektywne podstawy.
Zresztą Stany się zrodziły z rozpadu. Daleko nie wszyscy mieszkańcy trzynastu kolonii przestali się czuć częścią Anglii i poddanymi jej króla. N.p. torysi z Nowego Jorku. Wojna o niepodległość była po części również domową. Ale Stany ukonstytuowały się i przetrwału ponad pół wieku, do Wojny Secesyjnej. Największego kataklizmu w swojej historii.
Zniesienie niewolnictwa nie było jej przyczyną, raczej skutkiem, poniekąd nawet ubocznym. Chodziło o to, czy USA staną się jednym, choć nie jednolitym państwem, czy będą luźną konfederacją państewek. State to państwo, choć tłumaczymy to jako stan.
Konflikt Północ-Południe i konflikt rasowy opanowywało się dekadami i nie skończyły się tak zupełnie aż do dzisiaj, lecz Ameryka rosła w siłę a ludzie żyli dostatniej. Temu państwu udało się wygrać dwie wojny światowe, stać się światowym mocarstwem numer jeden. Owszem, to już nie to, co było trzydzieści lat temu, ale… daj Boże zdrowie! Chiny muszą jeszcze poczekać.
Historyczny atut Stanów polega na tym, że one się uczą. Na błędach. Na straszliwych porażkach, ale ta droga nauka nie idzie w las. To pozwala mieć nadzieję, że wygrzebią się i z tego nieszczęścia, by po jakimś czasie wpakować się w może równie wielkie, lecz inne.
Nadzieja to nie pewność, lecz zawsze…

Ernest Kajetan Skalski
Ur. 18 stycznia 1935 w Warszawie) – dziennikarz i publicysta,
z wykształcenia historyk.

Z ogromną uwagą i pozytkiem przeczytałem refleksje Pana Ernesta Skalskiego. Szczegolnie zwrocił moja uwagę epizod studiow w Moskwie i przyjazn z prof. K. Pomianem. Takie doświadczenia sprawiają, ze człowiek zaczyna spokojniej traktować obecne wzmożenie patriotyczne grupy JK, która w historii jawi się nie tyle grozna, co groteskowa. A groteski zwykle mijają i to dość szybko.
Pouczajaca historia. Właściwie jedną z żelaznych reguł życia społecznego jest jego nieustanna zmiana. Jak ładnie to nazywa Redaktor Skalski „rozpad społeczeństwa”. Podobnie jak działanie praw popytu i podaży – rozpad oznacza zburzenie pewnej równowagi i harmonii po to, aby po jakimś czasie osiągnąć ponownie równowagę i harmonię na zupełnie innym poziomie. O ile jednak w przypadku praw rynku proces jest opisany i rozpoznany, o tyle w życiu społecznym stopień skomplikowania i nieustanna zmienność kolejnych stadiów rozwoju, nie daje sie ani zaplanować ani nawet (jak do tej pory) dobrze rozpoznac i opisać. Przyspieszający rozwój technologii i wiedzy ludzkości wymusza coraz szybsze zmiany gospodarcze, a co za tym idzie także społeczne. A społeczeństwo jest oporne, konserwatywne i niechętnie się zmianom poddaje.
*
Ciekawe, że kiedy brakuje ciągłości doświadczeń – z przyczyn biologicznych dotyczy to Wielkiego Kryzysu 1929-1933 i powoli także II wojny światowej, ludzie mają skłonności do ignorowania doświadczeń, które nie są ich własnymi.
Gdybym jeszcze palił cygara chętnie bym wziął z Pana przykład. Nie ma jak dobre cygaro do dobrej kawy w dobrym towarzystwie, i we wreszcie piękniejszych okolicznościach przyrody. Istotnie wdać, że Pańskie analizy polityczne pozostają w większości słuszne.
Politycy amerykańscy mają okazję aby wyciągać wnioski. Lecz które są ważniejsze, czy te dlaczego przegrała pani Hilary, czy te dlaczego pani Nancy wszędzie widzi pana Putina, a może te, jak mroczno może być pod latarnią. Pytanie dlaczego tak mało skuteczne okazywały się koalicje pozostaje chyba ciągle przed nami.
>atut Stanów polega na tym, że one się uczą. Na błędach. Na straszliwych porażkach,
>ale ta droga nauka nie idzie w las.
Nie wzięło się to znikąd….trzeba zawsze pamiętać o przenikliwości ojców rewolucji, Madisona, Lincolna etc. widocznej w amerykańskiej konstytucji…dającej formalne podstawy tak by nauka nie poszła w las….
Stany Żj. dzięki tym podstawom pozostały do dziś zdecentralizowane…
>Nie ma w nich wojewodów ze stolicy. Są wybierani gubernatorzy i legislatywy stanowe…
Osobiście nigdy nie mogłem się nadziwić, że nazajutrz po wyschnięciu podpisów pod porozumieniem Okrągłego Stołu ojcowie naszej rewolucji nie zabrali się do likwidacji urzędu wojewody lub przynajmniej do wyrwania mu pazurów tylko zgodzili się, pewnie przez bezkrytyczne uwielbienie dla II RP, by ten urząd dalej kwitł i dzielnie hamował każdy przejaw lokalnego samorządu….. PISowi pozostało tylko postawić kropkę nad i.
Urząd wojewody to jednak tylko symbol straconych możliwości politycznej decentralizacji Polski, która pozostała jedynym tej wielkości krajem Unii scentralizowanym na taką skalę i na tak wierne podobieństwo PRLu.
Czyżby to wszystko przez ten przeklęty…..konserwatyzm???
>…(Sąd) Najwyższy, w którym konserwatyści – w tym trzech nominatów Trumpa – mają przewagę
>sześciu do trzech.
Kiedy mówimy o polskich „konserwatystach” to nieodmiennie mamy do czynienia z bigotami gotowymi naginać rzeczywistość do swoich religijnych przesądów i autorytarnego światopoglądu. Tymczasem za Oceanem mamy do czynienia przynajmniej z dwoma rodzajami konserwatystów. Konstytucyjnymi i ewangelicznymi…. To ci drudzy masowo poparli Trumpa, który jako kolejny republikański prezydent, choć osobiście obyczajowo jest dość liberalny, by zdobyć ich poparcie obiecywał im zakaz aborcji. Więcej….przez szereg kontrowersyjnych nominacji uzyskał konserwatywną większość w SN żeby mu łatwiej było legalizować swoje pomysły. Ale żaden z republikańskich prezydentów, od Nixona począwszy nie zdołał się wywiązać z obietnicy delegalizacji aborcji. By zrozumieć jak to się stało, że znienawidzony nad Wisłą wyrok Roe vs. Wade oparł się upływowi czasu i obietnicom kolejnych republikańskich prezydentów, warto sobie przypomnieć że Harry Blackmun sędzia SN, który napisał ten przełomowy wyrok był….republikaninem i konserwatystą. Ale był konserwatystą konstytucyjnym, wierzył w jej świętość Konstytucji i dlatego dość dosłownie (konserwatywnie) interpretował każde jej słowo. A skoro czytał w niej, że „All persons born” to było dla niego jasne, że w pojęciu Konstytucji nie ma czegoś takiego jak „unborn persons” czyli….dzieci nienarodzonych. A skoro Konstytucja mówiła mu niedwuznacznie, że „…nor shall any state deprive any person of…liberty…..without due process of law” więc było dla niego jasne, że Konstytucja nie pozwala na zmuszanie kobiet (persons, bo K. nie wspominała niczego o kobietach) do rodzenia. Wyciągnięta jak królik z cylindra interpretacja naszego TK „ratująca życie” i bilansująca interes matki i nienarodzonego dziecka, była mu zupełnie obca, właśnie jako konserwatyście naginającemu życie do tekstu Konstytucji. Polskiemu konserwatyście, włączając w to sędziów, choćby takich jak zwolennik zakazu aborcji Zoll, trudno zrozumieć że aby odwołać wyrok Blackmuna nie wystarczy stwierdzić, że się pomylił a „wartość” życia jest najważniejsza, primordialna a więc poprzedzająca Konstytucję i tym samym zawarta w niej a priori. Trzeba by bowiem obalić wszystkie argumenty orzeczenia Roe vs Wade a w praktyce amerykańskiej im dłużej pozostają one niepodważone, tym bardziej są uważane za święte zwłaszcza przez konserwatywnych sędziów….
No, ale cóż…konserwatyści nadwiślańscy jako bolszewicy XXI wieku nigdy nie zrozumieją konserwatyzmu konstytucyjnego bo automatycznie odrzucają „imposybilizm”, jako zagradzający drogę do ich bolszewickiej rewolty dla niepoznaki zwanej Dobrą Zmianą