14.09.2021
W Polsce przyzwyczailiśmy się do traktowania Franciszka jako wielkiego reformatora, którego nie rozumieją ani polscy biskupi, ani polski kler, ani polscy katolicy.
Mówiąc krótko, dla polskiego katolicyzmu jego kosmetyczne zmiany w kościele wydają się szokujące, a nawet niedopuszczalne.
Tymczasem na Zachodzie Europy, w obu Amerykach i w Azji jego reformy traktowane są jako lękliwe, chaotyczne i pozbawione jasnego planu. Zdaniem wielu katolików to konserwatywni krytycy zrobili z Bergoglia liberała, gdy tymczasem jest on … ultrakonserwatystą.

Taką opinię wygłosiła w Bristolu w Anglii przed kilku dniami Mary McAleese była prezydentka Irlandii (w latach 1997-2011) na spotkaniu poświęconym synodalności w kościele katolickim. To synod brytyjskiej organizacji Root&Branch, który odbył się w dniach od 5 do 12 września. McAleese znana jest ze zdecydowanych, a nawet ostrych ocen katolickich hierarchów. W czasie sprawowania urzędu potrafiła postawić do pionu Jana Pawła II, który pozwoli sobie na niestosowny żart (miał zapytać jej męża czy nie lepiej by było, żeby to on był prezydentem), z którego się tłumaczył słabą znajomością angielskiego. Potężnemu niegdyś kardynałowi Sodano na sugestię potrzeby zawarcia konkordatu odpowiedziała, że kościół katolicki już dość narobił szkód w Irlandii. W ostatnich latach dostaje się również Franciszkowi, przede wszystkim za firmowanie homofobicznych dokumentów przez Kongregację Nauki Wiary.

Równie zdecydowana w formułowaniu oczekiwań reformy od kościoła katolickiego jest szkocka polityczka Helena Kennedy, członkini Partii Pracy i jedna z najbardziej szanowanych prawniczek w Anglii. Na tym samym spotkaniu Kennedy, która jest podobnie jak i McAleese wierzącą i praktykującą katoliczką, domagała się zmian w Kodeksie Prawa Kanonicznego. Jej zdaniem obecne kierownictwo kościoła musi zrezygnować z części władzy, jeśli w ogóle chce przeżyć.
Czytam o postulatach formułowanych przez te katoliczki i łezka mi się w oku kręci, gdy wsłuchuję się w postulaty reform naszego nadwiślańskiego katolicyzmu, jakie dochodzą do mnie z nader rachitycznego kongresu katoliczek i katolików polskich. Jak dotąd jego największym osiągnięciem jest próba otwartej rozmowy z biskupami i to nielicznymi, którzy łaskawie na taką rozmowę wyrazili zgodę. Jeszcze daleko od określenia jej zakresu…


 
                     
											 
											 
											 
											
Jako bserwator zewnętrzny instytucji KRK postulaty tych obydwu pań i reprezentowanych przez nie środowisk uważam za oczywiste, racjonalne i wcale nie rewolucyjne. Zgadzam się z nimi, że krk aby przeżyć czyli przetrwać musi zrealizowac zasadnicze i głębokie reformy. To co proponuje Franciszek to rzeczywiście daleka od konsekwencji i stanowczości próba złagodzenia kursu krk w stosunku do współczesności. Franciszek, podobnie jak Benedykt, a przed nimi inni papieże jest zakładnikiem lobby watykańskiego. Lobby dawno oderwanemu od rzeczywistości, żyjącemu własnym życiem, własnym rytmem i własną, otrzymywaną z imperium światowego kasą. To lobby watykańskie blokuje poważniejsze reformy, jak każda biurokatyczna instytucja zmierzając do nieuchronnego upadku.
*
Polska filia krk jest jeszcze bardziej odklejona od rzeczywistości niz watykańkie elity i szybciej zmierza w kierunku nieuchronnego upadku, czego nie można jej nijak wybić z głowy ani zabronić. Kongres katoliczek i katolików polskich ma tyle w sobie bojaźni, że prędzej jego członkowie odejdą z tej ziemi biologicznie niż ośmielą się sformułować jakiekolwiek oczekiwania pod adresem urzędników swojego boga. Moje dobre życzenia dla tego środowiska wyrażę znanym z dzieciństwa pozdrowieniem: „szczęść boże”.