10.10.2021

Tak, wiem: to brzmi jak termin z dziedziny fizyki. Jednak mowa będzie jak najbardziej o instytucji z fizyką dość luźno związaną, bo o Kościele rzymsko-katolickim i rozpoczętym właśnie namysłem nad tym, jak powinna sobie radzić z coraz większymi problemami. Dodajmy, że radzi sobie z nimi w sposób umiarkowany.
W Watykanie papież Franciszek rozpoczął w sobotę 9 X 2021 tzw. proces synodalny, który potrwa dwa lata. Papież wygłosił rodzaj programowego przemówienia, które, jak rozumiem, będzie wyznaczać realizację wytycznych centrali w lokalnych kościołach, w tym oczywiście polskim. Będę się temu przyglądał, bo jakoś nie bardzo wierzę, że ten „proces” coś w nadwiślańskim grajdołku zmieni. Tym bardziej że abp Gądecki stwierdził, że najbliższy synod będzie „ćwiczeniem synodalności, uczeniem się słuchania drugiego człowieka. Chodzi w nim nie tyle o przekazywanie opinii, ile o duchowe doświadczenie współpracy z Duchem Świętym”.
Ta zapowiedź raczej dobrze nie wróży. Bo osobiście przyznam: znacznie bardziej jestem zainteresowany opiniami, niż dość jednak tajemniczą „współpracą z Duchem Świętym”.
Na szczęście Franciszek wyraża swoje opinie, do których przynajmniej można się odnieść. Niestety i w jego przemówieniu przeważa raczej rozmowa z Duchem Świętym niż z konkretnym ludźmi.
Oto główne tezy głowy kościoła rzymsko-katolickiego.
Zaciekawiły mnie trzy zagrożenia wspomniane przez papieża: formalizm, intelektualizm i bezczynność. Jeśli pierwsze i trzecie jest banalnie oczywiste, to drugie mnie zdumiało. Mam nadzieję, że polscy biskupi się nim nie przejmą za bardzo, bo jak dotąd muszę stwierdzić, że to zagrożeniu raczej nie ulegali; wprost przeciwnie, dzielnie się przed nim bronią. No ale zobaczmy, co jezuicki papież ma na myśli.
Oto wspomniane niebezpieczeństwo:
Drugim zagrożeniem jest intelektualizm – abstrakcja, rzeczywistość idzie w tym kierunku, a my z naszymi refleksjami idziemy gdzie indziej – przekształcenie Synodu w rodzaj grupy studyjnej, z uczonymi, lecz abstrakcyjnymi wypowiedziami na temat problemów Kościoła i zła świata; w rodzaj »rozmowy o sobie«, gdzie postępujemy w sposób powierzchowny i światowy, popadając w końcu w jałowe klasyfikacje ideologiczne i partyjne, odrywając się od rzeczywistości Świętego Ludu Bożego, od konkretnego życia wspólnot rozproszonych po całym świecie.
No więc jednak to chodzi nie tyle o intelektualizm (sprawdzałem w innych wersjach językowy, więc tłumaczenie jest poprawne), ile o oderwanie od rzeczywistości i tak to trzeba było nazwać i nie byłoby problemu.
To dookreślenie pojawia się przy wyjaśnieniu, jak Franciszek rozumie bezczynność:
Ryzyko polega na tym, że w końcu dla nowych problemów przyjmuje się stare rozwiązania”.
Interesujące jest też wskazanie jak radzić sobie w takim świecie. Wśród środków zaradczych aż dwa razy pojawia się słowo bliskie naszej noblistce Oldze Tokarczuk:
Jeśli nie dojdziemy do tego Kościoła bliskości z postawą współczucia i czułości, nie będziemy Kościołem Pana. A to nie tylko słowem, ale i obecnością, tak aby tworzyć mocniejsze więzi przyjaźni ze społeczeństwem i światem: Kościołem, który nie odgradza się od życia, ale bierze na siebie kruchość i ubóstwo naszych czasów, lecząc rany i uzdrawiając zranione serca balsamem Boga. Nie zapominajmy o stylu Boga, który ma nam pomóc: bliskość, współczucie i czułość.
Może biskupi zaczną czytać jej książki, by tej czułości się nieco nauczyć?
No cóż – na końcu również u Franciszka pojawia się Duch Święty, więc pewnie taki to już styl katolickich hierarchów, że uważają łączność z zaświatami za istotną dla ich działań na tym świecie. Powiada bowiem:
…niech ten Synod będzie czasem pełnym Ducha Świętego! Bo to Ducha potrzebujemy, nieustannie nowego tchnienia Boga, który uwalnia nas od wszelkiego zamknięcia, ożywia to, co martwe, rozluźnia kajdany i rozsiewa radość. Duch Święty jest tym, który prowadzi nas tam, gdzie Bóg chce, abyśmy poszli, a nie tam, gdzie zaprowadziłyby nas nasze osobiste idee i upodobania.
Otwarte pozostaje pytanie: czy ten Duch to samo powie abpowi Gądeckiemu, co papieżowi Franciszkowi?
Odpowiedź zapewne przyniosą najbliższe dwa lata, kiedy to biskupi z całego świata spotkają się na Synodzie w Watykanie. Ciekaw jestem czy również (jak to już bywało) rzecznik papieża będzie musiał strofować polskiego hierarchę, gdy ten nazbyt po swojemu (czyli zupełnie odwrotnie do tego, czego życzył sobie papież) będzie tłumaczył ziomkom, co tam się dzieje.
Na koniec odnotujmy jeszcze modlitwę Franciszka:
Przyjdź, Duchu Święty. Ty, który wzbudzasz nowe języki i wkładasz na nasze usta słowa życia, zachowaj nas, abyśmy nie stawali się Kościołem-muzeum, pięknym, lecz niemym, z tak wielką przeszłością i tak małą przyszłością. Przyjdź między nas, abyśmy w doświadczeniu synodalnym nie dali się ogarnąć rozczarowaniu, nie osłabili proroctwa, nie sprowadzili wszystkiego do jałowych dyskusji.
Muszę przyznać, że coraz mniej przemawia do mnie ten teologiczny czy duchowy żargon, jednak warto o tej odmianie języka wiedzieć, jeśli chce się rozumieć nowomowę kleru. Jest to tym bardziej istotne, że staje się on językiem już nie tylko kleru, ale i znacznej części prawicowych polityków.
Jeśli Franciszek sygnuje to wszystko Duchem Świętym to tracę do niego powoli zaufanie. To jest niebezpieczne. Czy z woli Ducha mogła się odbyć uroczysta kanonizacja Matki Teresy z Kalkuty? Oto nowa święta wręcz „Służebnica Ducha Bożego” która stworzyła sieć umieralni gdzie przede wszystkim oferowano przedśmiertny chrzest bez realnej pomocy medycznej. To już wygląda czasem jak sekta, a tyle się ostatnio mówi że postrzeganie księdza jako drugiego Chrystusa jest błędne.To teraz jeśli wierni zostaną otumanieni tym że biskupi przyjaźnią się z Duchem Świętym to już całkiem się ubezwłasnowolnią względem własnego rozumu i sumienia. To brzmi niemal jak jakiś rodzaj „Kontrreformacji” wobec powszechnej krytyki krk na świecie. Naznaczeni traumą krytyki otwieramy oto karnawał z Duchem Bożym, w polskiej wersji mogą to być politycy PiS i biskupi bujający się razem do pieśni „Abba Ojcze” w Toruniu. JPII miał ponoć wielkie nabożeństwo do Ducha Świętego, spędzał też godziny na modlitwach a jak dziś wiemy otaczał się i wybierał na biskupów ludzi o czarnych charakterach. Z opowieści o JPII wyłaniał się obraz mistyka który obcuje z Bogiem niemal jak Mojżesz. Ktoś mógłby powiedzieć szkoda że nie „przejrzał” duchowo o. Maciela z Meksyku i kazał nawet jego sprawę „dać do archiwum”. Od takiego gadania Franciszka to nawet można stracić wiarę. Ktoś kiedyś napisał że kiedy rozum śpi to budzą się demony. Kryzys krk wziął się od udawania że się nie rozumnie, od zawieszenia krytycznego myślenia bo to przecież „Kościół Święty” przez który i przez którego działanie przemawia Duch Święty. A co ma powiedzieć na to molestowana w wieku nieletnim osoba o której niedawno sąd biskupi orzekł że była wspólnikiem w grzechu? Przecież tak orzekł sąd kościelny a przez kościół przemawia Duch Święty ten sam co przemawiał do Eliasza. W kościele jest jeszcze obecny dogmat o nieomylności papieża. To jedyny człowiek na tej planecie który posiada jedną z boskich cech i jest na tym pieczęć kanoniczna w randze dogmatu. A w Księdze Rodzaju ponoć właśnie to było motywem grzechu pierworodnego -być jak Bóg. Jeśli Franciszek na serio chce naprawiać kościół z „sakralizacji księży” to powinien zacząć od siebie.
„Eliahu hanawi, Eliahu hatyszbi, Eliahu, Eliahu hagiladi !” (z modlitwy do Eliasza) Do niego przemawiał Adonai, nie zaś jeden z tej trójcy.
Nie robią po naszemu, nie mówią po naszemu, nie myślą po naszemu. Równie jak ducha śniętego mogliby przywoływać diabła, co wszechobecny przecież, nie w OSOBIE (jak wierzył nasz ukochany, ale średnio inteligentny JP II) ale w duszach naszych, kościelnych i świeckich. Aby on się odpier…lił i zostawił nas w spokoju. Czyli pozbawił nas SUMIENIA, co nie z praw przez kościół objawionych, ale odziedziczonych po przodkach bardzo jeszcze zwierzęcych, ale już żyjących społecznie do nas przyszło.
Duch Święty – ciężka sprawa. Widać Franciszkowi już brakuje konceptu jak to wszystko reformować, że przywołuje tę postać swojego boga. To nie przyniesie żadnego pozytywnego efektu, niestety.