03.04.2022

Po koncercie Ignacego Paderewskiego w Paryżu zaproszono pianistę na specjalnie urządzony bankiet. Na obficie zastawionym stole znalazła się również polska wódka. Jeden ze znanych muzyków francuskich chciał jej nalać Paderewskiemu, ale ten powstrzymał go:
– Dziękuję bardzo, ja nie piję!
– Niemożliwe! Przecież wszyscy Polacy piją! U nas we Francji jest nawet przysłowie: „pijany jak Polak”.
– No wie pan, przysłowia czasem mylą – odrzekł Paderewski – u nas w Polsce jest na przykład przysłowie: „grzeczny jak Francuz”.
Co ja na to?
Po kolei. Najpierw odniosę się do socjologiczno-kulturowego fenomenu polskiej wódki. Jednego z naszych koronnych towarów eksportowych. Niestety, bywa bardzo smaczna, mocna i … działa. Jak cholera działa. Polacy zaś potrafią ją spożywać. Pół litra na głowę uchodzi za normę. Nic zatem dziwnego, że na świecie jesteśmy z tego znani. Druga sprawa to przysłowia, które ponoć są mądrością narodów.
- Światowe normy spożycia mocnego alkoholu nie dotyczą Polaków i Rosjan.
- Kto pije i pali ten nie ma robali.
- Jak wiele czasu traci się w życiu na niepicie wódki.
- Kto nie pije ten kabluje. (Moje ulubione).
Za mistrzem pozwolę sobie stwierdzić, że czasami mylą. Fakt. Czasami. Jednakowoż wyjątki potwierdzają regułę. Jak słusznie stwierdził Konfucjusz: „Mowa jest perłą, przysłowie – jej pobłyskiem”.
Kiedy wraz ze swoim impresariem Paderewski odbywał tournée po zachodnich stanach Ameryki, otrzymał telegraficzną propozycję zorganizowania jednego koncertu w małej mieścinie górniczej. Ofiarowano mu tysiąc dolarów – sumę na owe czasy znaczną.
Ale jakiż było zdumienie mistrza i jego impresaria, gdy stawiwszy się oznaczonego dnia i godziny we wskazanej sali, zastali ją wypełnioną po brzegi, jednak na estradzie było tylko … pianino automatyczne kręcone korbą, tj. rodzaj wielkiej katarynki. Paderewski i jego impresario spojrzeli na siebie równie zdumieni jak rozbawieni. O poszukiwaniu fortepianu nie było co marzyć. Najwidoczniej w osadzie innego nie było. A raz się zatrzymawszy, wyrzekać się tysiąca dolarów również nie miało sensu. Zatem Paderewski odważnie podszedł do pianina, skłonił się, chwycił korbę i kręcił nią dopóki wszystkie „kawałki” nie zostały odegrane.
Ogłuszające brawa były dowodem zachwytu publiczności, która domagała się bisu.

Gdy ze swoim tysiącem dolarów Paderewski przybył na drugi dzień do San Francisco i tam dał koncert na prawdziwym „Steinwayu”– przyjęto jego muzykę z entuzjazmem, ale … już nie takim jak w górniczej mieścinie.
Aż się prosi komentarz polityczny. Adekwatny.
Mamy wszystko, co chcemy. Polskę i Amerykę. Mistrza wirtuoza (artystę) z fantazją, doświadczeniem i artyzmem. Męża stanu oraz dyplomatę. Daleką podróż, prowincjonalną mieścinę oraz byle jaki sprzęt.
Tymczasem u nas (w III RP) jeszcze długo (i kwieciście) komentowana będzie wizyta niejakiego Bidena (Joego), no i epizod związany z awarią prezydenckiego samolotu. Owa sprzętowa przypadłość uniemożliwiła godne (oraz zgodne z przyjętym dobrym obyczajem) powitanie wodza amerykańskiego narodu. Złośliwość rządowych samolotów i podłość ludzka nie znają granic. To zapewne, jak zwykle, jest winą jakiegoś prezesa, czego nie da się na razie udowodnić, ponieważ do tego trzeba by powołania trzech ważnych i sowicie wynagradzanych komisji poselskich oraz zmiany ustawy zasadniczej. Jak też wprowadzenia kilku nowych pisanych na kolanie ustaw. Prawdopodobnie także stanowiska innego prezesa wyrażonego na konferencji prasowej i w dwóch narodowych stacjach telewizyjnych.
A gdyby za sterami (państwa) siedział wirtuoz, wtedy naprędce wydzwoniłby na przykład jakiś helikopter, bo kilka sprawnych technicznie jeszcze nam zostało. Albo też wymyśliłby, ten wirtuoz, że na rzeszowskim lotnisku należy pojawić się dużo wcześniej. Rozłożyć dywanik, zaprosić VIP-ów, uśmiechnąć się do kamer, może wygłosić stosowne orędzie do spragnionego słowa narodu.
Na następny dzień Biden przemówił. Dał swój koncert w innym mieście. Dużym i ważnym. Gadał niegłupio, pochwalił pozostającego w niełaskach innego naszego przywódcę, równocześnie antagonistę takiego jednego, konkretnie krajowego Dudena (Adriana). Wtedy, jak przystało na gościnnych gospodarzy, kilku z panów z widowni strzeliło focha. Pokiwało głowami, ze skwaszonymi minami manifestując swoją nowomodną przynależność do ojczystej kasty wyższej, czyli: najmądrzejszej w całej wsi, wszechwiedzącej, jedynie słusznej i narodowo wyświęconej na wielkie stolce. Następnie uparcie nie przyczyniło się do salwy ogłuszających braw. Amerykański celebryta skradł im bowiem kolejny polskonarodowy szoł. Oj, nieładnie!.
Co do bisu, to nie będzie. (Ja mam tylko nadzieję, że za rok także nie będzie bisu dla pisu).
À propos koncertu, to był i u nas. Międzynarodowy. Swoją drogą TVN-nowski koncert dla Ukrainy uważam za mistrzowski. Organizacyjnie, logistycznie oraz, co najważniejsze, artystycznie. Empatyczni widzowie nie szczędzili grosza na PAH, która zajmie się profesjonalną systemową pomocą cywilnym ofiarom putinowskiej agresji. Cała rzesza znakomitych artystów scen polskich (i ukraińskich) nie wzięła grosza honorarium za występ. Słowo: charytatywny stało się ciałem.
Polak potrafi. Pod warunkiem, że: a) ów Polak nie jest ziomalem katonarodowym, b) w sprawy pomocy nie wmieszają się obecne struktury rządowe. Te bowiem potrafią spartolić wszystko, czego się tkną. Nawet niejeden lot prezydencki.
Tyle mojego komentarza do kramikowego elementarza.
A tu zainteresowani mogą zdobyć więcej informacji o Paderewskim.
Aneta Wybieralska
Od redakcji: Autorkę powyższego już nasi czytelnicy znają z kilku publikacji. Zapewne także niektórzy znają jej pisarstwo: wydała kilka książek obyczajowych, w tym interesujący cykl „Tajne blizny” – nieco fabularyzowany opis działania mocno nietypowej (w ogólnym i chyba fałszywym mniemaniu) korporacji, jaką okazują się … polskie służby specjalne. Autorka wie, o czym pisze: jest emerytowanym oficerem kontrwywiadu RP.
Miło nam poinformować, że KULTURALNIE. I NIE TYLKO to nasz nowy stały cykl. Jednocześnie witamy Autorkę w naszym zespole jako stałą współpracownicę i koleżankę.