11.05.2022
W prowadzonych przez CBOS od bardzo wielu lat badaniach opinii społecznej na temat prestiżu różnych zawodów w Polsce zawód „polityk” plasował i plasuje się na samym dnie skali społecznego poważania. Nigdy nie było tak, aby polityk plasował się w wyżej niż w końcówce tabeli ocenianych zawodów. Pamiętam lata, w których polityk był sytuowany niżej niż robotnik niekwalifikowany, niżej niż sprzątaczka.
Powstaje pytanie – skoro opinia społeczna ocenia polityka jako kogoś, kogo nie można poważać, kto na mocy definicji jest niegodny szacunku, to dlaczego on jest tak ważny?
W tradycyjnej socjologii występowały pojęcia pozycji i roli społecznej. Pozycja to po prostu miejsce, jakie zajmujemy w społecznej strukturze, a rola – to społecznie oczekiwany wzór zachowań tego, kto zajmuje daną pozycję. Pozycję się zajmuje, rolę się pełni – i można ją pełnić dobrze albo źle. To proste w przypadku takich zawodów jak nauczyciel czy lekarz. Będąc nauczycielem zajmuje się bardzo jasno określoną pozycję w strukturze społecznej, jasna jest też rola społeczna nauczyciela. Ludzie mają jednoznaczne oczekiwania w stosunku do tych, którzy pełnią zawód nauczyciela, podobnie jak ma to miejsce w stosunku do zawodu lekarza. Zawód lekarza, jako ten, w którym decydują się sprawy naszego zdrowia i życia, jest jeszcze bardziej na cenzurowanym: oczekiwania dotyczące roli społecznej lekarza zawsze wzbudzały i wzbudzają wiele emocji.
Zawód nauczyciela, zawód lekarza, a także wiele jeszcze innych zawodów są trwale osadzone w świadomości społecznej ludzi.
A zawód polityka?
A może polityk to nie jest i nie powinien być zawód – a tylko pozycja i przypisana jej rola społeczna ?
Przyglądając się polskiej scenie politycznej (scenie, a więc są tam role odgrywane przez aktorów, którymi są politycy) myślę sobie, że wiele naszych kłopotów bierze się z tego, że wielu polskich polityków uprawia zawód polityka. Zawód, a więc powinni mieć oni określone umiejętności i kwalifikacje uzyskane w formalnych instytucjach kształcących kandydatów do takiego zawodu.
Takich instytucji i szkół nie ma, i całe szczęście. Politykiem się bowiem staje, politykiem się bywa.
Nieszczęście i dla tego polityka i dla wszystkich innych ludzi, staje się wtedy gdy ktoś stając się politykiem, zaczyna myśleć o tej pozycji i związanej z nią roli jako o swoim zawodzie.
Jedna kadencja w Parlamencie, no może i dwie – ale nie sześć czy siedem!
Każdy, kto mając zawód, czasem taki, który jest dobrą podstawą do zajmowania pozycji polityka i pełnienia związanej z nią rolą, a czasem wprost przeciwnie, decyduje się na wieloletnie pozostawanie w polityce, nie może powoływać się na swój zwód jako swój atut, bo dawno go stracił.
Teraz w polskim Sejmie odbędzie się polityczny spektakl, związany z odwołaniem Zbigniewa Ziobry z funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego i powołaniem Adama Glapińskiego na kolejną kadencję prezesa NBP. Tak Ziobro, jak i Glapiński, po tylu latach bycia w polityce nie są już ani prawnikami, ani ekonomistami. To polityczni gracze odgrywający swoje role w politycznym teatrze, w którym, my widzowie, nie mamy nic do powiedzenia. Nawet głosy dezaprobaty, gwizdy i krzyki nie mają żadnego znaczenia.
Trzeba zmiany systemowej.

To, w czym uczestniczymy, jest teatrem demokracji. Kadencje najwyższych władz państwa oparte są o wynik wyborów powszechnych. Udział w wyborach jest prawem – ale nie obowiązkiem – obywateli. Wybory, w których w Polsce bierze udział nieco ponad polowa uprawnionych do głosowania, to nie jest żadne święto demokracji, to targowisko próżności i starcie wyborczych budżetów politycznych partii lub bogatych osób. Efektem tych wyborów jest petryfikacja sceny politycznej, na której co najwyżej następuje zamiana miejsc tych polityków, dla których polityka to właśnie zawód.
Skoro tak, to trzeba się zdecydować – albo demokracja, albo merytokracja. Trzeciej drogi nie ma.
Jeżeli polityk to zawód, to nich będą jasne kryteria tego zawodu, niech będą stopnie kwalifikacji i specjalności w zawodzie. Niech będą takie uczelnie, które kształcą w zawodzie polityka, niech będzie nabór, egzaminy, selekcja i co tam jeszcze, ale niech skończy się ten żałosny teatr śmiesznych a czasem strasznych postaci.
Jeżeli demokracja – to trzeba zmienić wiele z tych reguł, jakie mamy obecnie. Wybory to prawo, ale i obowiązek, startowanie w wyborach to możliwość, ale wymagająca zdania choćby najprostszego egzaminu z wiedzy o państwie i świecie współczesnym.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że tak się nie stanie, a na pewno nie teraz.
Ale na szczęście są takie strony jak SO. Sądzę, że to jest miejsce, w którym mogą pojawiać się najbardziej nawet obrazoburcze poglądy, czy nie tak?

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.
