09.06.2022

ECHA WYDARZEŃ: Kiedyś w żargonie było takie słowo – „dokształt”. Że niby choć się ma stosowne umiejętności oraz dobrą szkołę w życiorysie – czasem trzeba się jeszcze zdecydować na „dokształt”. Bo co już opanowane, jednak nie jest takie jak być powinno…
Teraz postulat „dokształtu” dedykuję piłkarzom. Bo wynik 1:6 w meczu przeciw Belgom (Liga Narodów UEFA) „osobiście zawołał” o ów dokształt.
Przecież mecz wyglądał trochę tak, jak obecne granie Panny Świątek, która – jak słusznie opisał na fejsie red. Andrzej Bober jakby uprawiała inny tenis niż rywalki… Belgowie też jakby grali w inny futbol. Przegrywali (po przepięknym golu kpt. Roberta), żeby potem stanąć w roli nauczycieli. Dobrotliwych, lecz też surowych… Na luziku, chwilami trochę zabawowo, rezerwowi także w popisie…
A my? Tylu bramek w połowie meczu tracić nie wolno; nawet jeśli się jest „na ostatnich nogach”, a przeciwnik jakby „na świeżaka”. No i wszelkie mądre dysputy przedmeczowe: o wahadłach, pressingu – takim, siakim i owakim – też diabli wzięli. Bo, okazało się – nie pierwszy przecież raz – że zamek jest, ale klucz się ma do innego…
Nie biadolę, bo wiem, że na nic się to nie zda. Co złe – szybko może pójść w zapomnienie, a wyrozumiałość i miłość marnie odwzajemniana wezmą górę w starciu z nadziejami. Tylko śmiem wnosić, by zasada prawdziwego dokształtu zaczęła obowiązywać. Nie tylko tasowanie tych samych kart i łatwa wiara, że parę (nawet kilkanaście) przyozdobień zagranicznych klubów przełoży się na siłę reprezentacji.
Nasz futbol to nie rodzima siatkówka, która seryjnie tak kształtuje mistrzów w zawodzie, że – jak właśnie teraz – swego rodzaju rewolucja personalna, sił nie odbiera, a świeżą krwią aspiracje zasila…
Pozostaję przy nadziei, że co w siatkówce, w lekkiej atletyce, która sypie ciekawymi wynikami, choć medialnie jest wzorem skromności – do piłki również trafiło…
Marzę też, by manto w Brukseli dobrze zapamiętać. Nawet, gdyby przyszłe mecze stylowo i wynikowo lepiej się ułożyły. Bo jednak, jeśli już staje się do mistrzostw świata, to „jakość” (modne u komentatorów) musi ZAWSZE być … jakością…
Na koniec, kolejny pokłon przed Igą Świątek. Za to, że tak wspaniale dowodzi, iż ze skromnego niedawno „kaczątka” można szybko – i jakże wdzięcznie – przerodzić się w księżniczkę, damę, osobę publiczną. Idola. Nie z listy wyborczej, kampanii, posady przyznanej za wierność i coś tam – lecz za sprawą sportu, talentu osobistego, wsparcia kochającej rodziny, czyli – tzw. środowiska naturalnego… Przedwczoraj dziewczątko, dziś – wzorzec… Jakże szybko, jakże naturalnie…

Andrzej Lewandowski
Senior polskiego dziennikarstwa sportowego, b. szef działu sportowego „Trybuny Ludu”.
Więcej w Wikipedii
