04.11.2022

ECHA WYDARZEŃ: Wydarzenia dopiero mają być, a echa już są… Chyba tylko futbol może z wyprzedzeniem tak malować obraz…
- Podpora reprezentacyjnej linii obronnej (coś jak „defensor na wahadle”), dał po twarzy facetowi, który coś fotografował, a futboliście nie przypadło to do gustu.
Sąd winowajcę ukarał, potem zaczęły się rozważania: wystarczy, czy potrzebna jeszcze dyscyplinarka? A tu Katar za pasem. Nawet PZPN dał głos, jakby w grę wchodziło nie już ukarane chamstwo, a racja stanu… - Ten sam PZPN – czytam – nie stawił się na zaproszenie (raczej – zaproszenio-wezwanie) komisji sejmowej. Żeby zdać sprawę z przygotowań do mistrzostw świata. Jest głupio i głośno.
Coś w tym z mody na reagowanie w sposób opisany incydentem z fotką. Albośmy to jacy tacy… Choć uważam, że pomysł na sejmowe debatowanie nad detalem rzeczywistości ma w sobie więcej szpanu niż sensu. Żeby tak debata o stanie sportu – organizacyjnym, programowym, finansowym, etycznym – TAK, zawsze, i w szczegółach. Ale, żeby Katar rozważać, wpływu na jakość przygotowań już nie mając? Raczej nie dla sprawy, a dla PT. Publiczności…
To oczywiście jednak PZPN-owi prawa do lekceważenia nie daje. Przyjdzie prezesowi mocno jednak się walnąć w biust… Bez interwencji ministerialnej… - Lekko prześlizgnę się przez „echa telewizyjne”. Przekazy – będą, „pudelek” – już jest. Owo tłumaczenie, iż kolega Darek dlatego nie będzie relacjonował występów reprezentacji Polski, bo… sam o to szefa prosił.
Oczywiście dopuszczam taki obraz, bo sam z podobnym miałem do czynienia. Gdy każdy adept zawodu marzył o życiu przy piłce, wpadł przyjaciel – podwładny z prośbą: „Weź kogoś innego… Ja już mam tej piłki po kokardę. I tych plot, nastrojów, gadania o kasie, nie o graniu…” Było, słowo harcerskie. Tyle, że to gazeta, nie telewizja, więc sprawa niejako kameralna, nie aż publiczna… Między nami – kolegami…
Nawiasem, gdy mnie się z firmy pozbywano, pod hasłem – „ masz wysługę emerytalną, więc daj nam spokój” ówcześni przełożeni jakoś Czytelników ani nie pytali, ani nie zawiadamiali. I słusznie, choć radośnie nie było…
No, tak, ale TV, to … TV. Gdy w niej czasem bywałem, to i benzyny dostawałem na stacjach więcej; a był czas racjonowania… Przepraszam – to margines marginesu. A koledze Darkowi współczuję, że został tak wkręcony w aż taką „sprawę publiczną” i niezmiennie życzę powodzenia. Także przed kamerą, i przy mikrofonie…
Nawiązuję do tytułu. „Doktorat z Pana Roberta”. Żart, oczywiście. Właściwie przedkatarski bilans medialny – nasz tuz nr 1 po kilkanaście razy dziennie. Na fotkach, w portalach, w kronikach, w niedyskrecjach.
Materiał na pracę doktorską.
O tym: Jak wygląda dzień wirtuoza piłki? Ile godzin w treningu? Jak pracuje „nad siłą, techniką, wytrzymałością”? O której pierwsze zajęcia, kiedy świt, kiedy capstrzyk? Doba nie przykrótka? A przecież jeszcze podróże, zawsze nastrój uśmiechu, elegancji osobistej – żeby dobrze zarabiać, trzeba się umieć znaleźć nie tylko na boisku… - Jak się prowadzi taki interes, w którym stan dyspozycji sportowej ma współgrać z obszarem biznesowym? Reklama, sponsorzy, inwestycje, mnożenie zysków – jak się to robi?
- Dobór sztabu, dzielenie zaufania, metoda osobistej kontroli? Jak? Toż przedsiębiorstwo, a takowym trzeba zarządzać…
- Pogłębiona filozofia piłki oraz osobistej w niej roli. Strzelać gole? Tak, ale jak to się ma do bilansu ogólnego.? W Barcelonie strzela – a drużyna punktów ma mniej niż by chciała. W Bayernie – był asem nad asami, a gdy go nie stało drużyna wciąż gra jak z nut… Solista i orkiestra – jak to wygląda, w głowach, szablonach boiskowych, regułach i doraźnych wyborach?
Pytań nie mnożę, odpowiedzi szukam. Bo przecież Pan Robert jest nie tylko strzelcem wyborowym, ale stał się również kreatorem wielkości. Sportowej i za sprawą sportu uprawianego zawodowo. Jako praca, dochodowy interes życia, i sposób sprawowania roli osoby publicznej… I jako pewien wzorzec propozycji dla innych – chcesz, choć ciebie nie bardzo chcą – bądź egoistą, myśl o sobie. Szukaj, bądź wytrwały… Też to przeżyłem, ale przecież już wygrałem…
No, a teraz… Teraz Katar, po raz kolejny urzędowa teza o możliwości „wyjścia z grupy”, i nadzieja, że doktorat o Panu Robercie znajdzie nowe punkty tzw. bibliografii. W formie goli – strzelonych albo współsprokurowanych oraz w sposobie i stylu kapitanowania.
Tu zamykam opowieść o… echach przed wydarzeniami.

Andrzej Lewandowski
Senior polskiego dziennikarstwa sportowego, b. szef działu sportowego „Trybuny Ludu”.
Więcej w Wikipedii
