Andrzej Lewandowski: Rachunki – porachunki8 min czytania

18.08.2024

ECHA WYDARZEŃ: Przysłał emaila Andrzej Lubowski. Przyjaciel i mentor. Napisał, że igrzyskom towarzyszył będąc akurat we Francji, i że jest zaniepokojony, bo nie spotkał mojego wpisu olimpijskiego w Studiu Opinii.

Między wierszami znalazłem chęć do stworzenia wpisu przez Imiennika. Gorąco wsparłem pomysł, równocześnie wspominając, że na SO nie pisałem- bo to miejsce na tzw publicystykę, za to na FB codziennie. Bo to inny rytm, nawyk gazetowy, iż jeśli obraz goni obraz generalizowanie wypada odłożyć…

Teraz gonię zegar. Gdy zgasł znicz, a rozpaliło się ognisko ocen i polemik. Więcej- że codziennie są – wciąż- nowości. Dziś np. taka, że premier ogłosił gotowość do podjęcia inicjatywy organizowania przez nas igrzysk olimpijskich. Długo po Prezydencie, z inną prognozą kalendarzową, 2040,może 2044, ale jest zgodność w kwestii sedna…

Jakaś gra w zielone; szachy, warcaby… Nie brydż i nie poker; ani dawno papowskie granie w ogona… Wiesz Andrzeju coś więcej, poza piątkową oficjałką? Ja nie rozwijam, już dałem się nabrać w czasie kampanii w PKOl. Gdy nie chciałem uwierzyć, że wziął się za nią tzw. Duży Pałac… Teraz będę odszczekiwał; na kilkanaście zdań…

Co zapamiętałem z igrzysk? Oj, wiele wrażeń. Że były fenomenalne pod względem poziomu sportowego oraz stylu prezentowania walorów, czyli stanu gotowości.

Lista bohaterów długa, ja za symbol biorę szwedzkiego tyczkarza Arnanda Duplantisa. Młodość, luz w ułamku sekundy zmieniając się w koncentrację mikrochirurga; piękna współpraca z widownią. REKORD ŚWIATA- 6,25 i znów luz młodości. Radość, uśmiech , podzięka za wsparcie. Tak bez szpanu, i nie na koturnach…

Inny symbol- właściwie takie dwa w jednym. Nawet trzy

Primo dowód, że dziś rekordowy sport to coraz więcej znaków zapytania oraz niewiadomych, SANTA LUCIA, podobnie jak my ma złoty medal. 150 tysięcy obywateli, i … Julien Alfred,10,72.

Secundo – olimpijka płci pięknej. W tych igrzyskach doliczono się układu „po połowie”. Gdy de Coubertine był u kolebki igrzysk nowożytnych myślał jedynie o męskim wydanie wojowników sportu, a tu…

Tertio – W polskiej reprezentacji panie nawet w przewadze. W dorobku medalowym- w ogromnej… Ale to nitka z innej bajki. Wrócę…

Dalej. Zapamiętam obraz otwarcia oraz zamknięcia. Wiem, opinie są różne. I tak niech zostanie, baron byłby nawet zszokowany. Po redaktorsku i ja bym coś zmienił; skrócił, podkreślił; może przewidział, że interpretacje kogoś wkurzą, a zaczną żyć, co powinno być prywatne, zaś bzdurnie stało się publiczne. Exemplum – kolega Przemek.

Ale odwaga w podjęciu formy- może i światoburczej- już mi zaimponowała. A nitka fastrygi opowieści o drodze ognia po dachach Paryża, to było fajne…

Wreszcie- widownia. Pełne trybuny wspaniale oprawiające wyczyny sportowców. A sądzę, że bilety trzeba było sobie kupić… Gdym widział te trybuny, wracał wniosek, że sport TAM wykazał się nie tylko pasjonującym obrazem i przeżyciem, lecz formą integracji społeczeństwa o różnych rodowodach. Metoda sprawdzona. M.in., podczas igrzysk w Montrealu, które podobno miały też za zadanie zbliżyć różne grupy- tych z korzeniami francuskimi, brytyjskimi, ukraińskimi itd…

Wiem, musiały być i kłopoty, niedoróbki; podobno niektórym sportowcom nawet głód doskwierał, a kuchnia nie odpowiadała.

Bywa. Tyle, że gdy czytam relacje naszych asów … Żeby problemy były tylko takie…

Po tzw. refleksji ogólnej czas na rachunki z …porachunkami.

Polski bilans – oczywisty i jakże skromniutki. 42 miejsce w tabeli, 10 medali -1-4-5.

Ekipa ogromna, asów na lekarstwo. Ale miłych oku i uchu sytuacji trochę było. I dowodów dojrzałości oraz elokwencji, czasem lepszej od… prezesowskiej. Obie panie OLE na ścianie- jak fajnie opowiadały i przeżywały. Srebrna kajakarka, pani Klaudia Zwolińska. Sportowe mistrzostwo dowiedzione, gdy słucham jak w TV słowem towarzyszy defiladzie wojskowej- jestem pod wrażeniem erudycji. Świetne, mądre wypowiedzi siatkarskie, gdy przyszło srebrem zastąpić marzenie o złocie. Jaka męska dojrzałość… Jaka wymowa przedkamerowych łez pań Igi i Kasi. Po ludzku, dziewczęco, z żalem, ale bez histerii. Norma sportowa- zwycięstwo, ale i porażka. Gdy pech, albo rywal tego dnia za silny… Teraz pani Kasia przewodzi w Tour de France, a pani Iga daje popalić na korcie… Albo ten kapitalny finisz na 400 metrów- z dalekiego miejsca po medal. Z uśmiechem „na kratce”… A eksplozja po wygraniu szpadzistek z Chinkami. Etna nastroju; dowód apogeum napięcia…

Takie obrazy zostają w pamięci. Że mniej podobnych niż prognozowano i obiecywano? Nie asów to wina, oni zrobili, co mogli, i czasem- co chcieli osiągnąć. A że za nimi kiepsko? Ba, gorzej niż w złych snach?

Widać gołym okiem, że przygotowania były tym razem do luftu. Że kosztowały bardzo dużo, ale trzymający kasę jakby, w nadmiarze zaufania nie monitorowali należycie, jak się sumy mają do potrzeb. A tzw. mistrzowie marketingu zdołali – cynicznie – narzucić myślenie, iż kapitalne premie obiecane za medale załatwią sprawę. A tu nie czas kupowania mistrzów, lecz ich cierpliwego kształtowania… Skutki „grzechu pierworodnego” – w PKOl (stawianie na premie i w ogóle na wierność zasadzie- chcesz mieć, to zapłać). W ministerstwie, które słało środki, za cicho. TAM raczej wykazywano się dyskrecją- ocenę skuteczności zostawiając innym. Albo zostawiając „na później”. Dlatego DZIŚ mamy z problemem do czynienia. JEST ZALEGŁOŚĆ- tak to widzę… Bo rower trzeba było zafundować kolarce, gdy trenowała; ubiór też; zgrupowanie zorganizować, opłacić – nie czekać. Jeśli medal w zapasach rzeczywiście zależał od obecności sparingpartnera- trzeba wiedzę i reakcję inaczej umieścić w czasie, nie na olimpijskiej mecie.

Teraz zostaje biadolenie, analiza księgowości, zastanawianie się, które nurty to tzw. wpływy własne, a które z udziałem grosza publicznego- np. rządowy most powietrzny i tak dalej…

Wymieniam-krytycznie – adresy, czas walnąć się we własny biust. Prawda, wielokrotnie wspominałem przygotowania olimpijskie, „za czasów” Ulatowskiego, Gostkowskiego, Sikory, Wróblewskiego, Paszczyka, Smalcerza i podobnych. Wtedy jakoś nie było mało ważnych detali, choć pieniędzy na reagowanie mniej. A trofeów- więcej.

Gdy trwała kampania wyborcza w PKOl- w czasach już zamożniejszego sportu- spodziewałem się galopu zamiast kłusa. I puszczałem mimo uszu wieści, że wdał się w TO Duży Pałac. Że ma inny pomysł na kadry, że wyłącza niepożądanych pretendentów – czasem metodą wymuszania – osobiście rezygnacji. Przy pozorach honorowego przejścia do historii, nawet ze wsparciem materialnym…itd.

Mea culpa. Tkwiłem w błędzie, rozumując z kibicowską ufnością i wiarą w logikę oraz szczerość intencji. Nie w układy i zasobność-wedle norm, że wszystko i wszystkich można uzależnić.

Szczerości cd. Byłem przy nadziei, że jeśli jawi się jakiś znak zapytania, to padnie on np. w wyborach prezesa. Znów błąd. Dziś to wiem. Bez podpowiedzi jednego ze „sczyszczonych” w fecebooku. A mówi mi m.in. tak:

– ONI – delegaci prezesi zagłosują… jak im odpowiada osobisty interes. Atrakcyjna wycieczka do Paryża. Pewność, że nikt im nie zrobi kuku jakimś tam rozliczeniem. Sam prezes przecież ominie pytanie o przyczynę dlaczego jego koszykarze postanowili nie jechać na igrzyska, gdy mieli awans na dłoni. Nikt na forum PKOl nie podniesie tematu manta w lekkiej. Nikt nie postawi pytania o liczbę akredytacji pływackich w porównaniu z wynikami. A przecież świat nam odpłynął, a wiele krajowych mistrzostw to mistrzostwa podwórka. Kto w tym towarzystwie powie kumplowi szefowi kolarstwa to, co mówili olimpijczycy- żeby się im na oczy nie pokazywał? Kto zapyta szefa PZPN, czy uważa, że słusznie jest we władzy olimpijskiej, jeśli związek tyle lat ma igrzyska gdzieś?

I dalej w tym duchu. Że spokój, że zaszczyty; że wycieczki za frajer (z akredytacją, na prezesowskie zaproszenie – Obatel wcześniej szlak przetarł), wiceprezesi rozmnożeni, jak przez pączkowanie, żeby ważny był jeden, a wielu myślało, że od nich coś zależy; saloniki, oklaski… I jedno tylko zobowiązanie: Rączka w górę… gdy tylko przykażą…

Patrz w sieć- tylko Adam Małysz odpowiedział na urzędowe pytanie, że do Paryża nie pojechał. Za zaproszenie podziękował, ale obecność uznał za zbędną. TAM ważni są olimpijczycy i ich sprawy…

Kończę, wywołany przez Andrzeja Lubowskiego do tablicy. Niestety, w nastroju, jak po zjedzeniu żaby… Choć imprezą (w liczbie mnogiej) oczarowany…

Andrzej Lewandowski


Senior polskiego dziennikarstwa sportowego, b. szef działu sportowego „Trybuny Ludu”.

Więcej w Wikipedii

 

2 komentarze

  1. Andrzej Lubowski 28.08.2024
  2. Andrzej 29.08.2024