15.12.2022

A może tak oderwać się od tego, co widzimy na scenie politycznej, w szczególności w polskim Sejmie i spróbować poszukać odpowiedzi na pytanie: nie co jest a dlaczego jest tak jak jest? To fundamentalna różnica, to próba przejścia od opisu rzeczywistości do znalezienia przyczyn dlaczego jest tak właśnie.
Mamy nagłą zmianę opowieści partii rządzącej PiS w sprawie pieniędzy z funduszu KPO. Od takiej, że to ta zła Unia, działając pod dyktando wrogich Polsce Niemiec blokuje należne nam pieniądze, i że nigdy nie zgodzimy się na to, aby to Unia pisała nam nasze wewnętrzne prawa i mówiła, który sędzia jest sędzią, a który tylko przebierańcem – do przedłożenia sejmowi „projektu poselskiego” zmieniającego tak zwaną ustawę kagańcową dotyczącą procedur karania sędziów. Premier zapowiedział złożenie stosownego projektu ustawy zgłoszonego przez grupę posłów PiS (to jest jawna kpina, projekt przygotowało biuro prawne jego kancelarii) i zaapelował do opozycji, by ją przyjąć w trybie ekspresowym, bo to uruchomi pieniądze z Unii.
Projekt wpłynął i ma być przyjęty jeszcze w tym tygodniu w sejmie a całość procedury obejmującej senat i podpis prezydenta ma się zakończyć jeszcze w tym roku.
Posłowie Solidarnej Polski już zapowiedzieli, że nie poprą tego projektu. Brak zgody Ziobry pojawia się w dzień po tym, gdy premier i cały PiS obronił go przed dymisją, odrzucając stosowny wniosek opozycji w tej sprawie. Do przyjęcia rządowego wniosku potrzebne są więc głosy opozycji.
To tylko wierzchołek góry lodowej problemów polskiej demokracji, tego, jak pracuje rząd, jak mają pracować Sejm i Senat i co ma zrobić prezydent kończący procedurę stanowienia prawa. O szczegółach, o wewnętrznych sprzecznościach i absurdach, o elementarnych błędach prawnych, o jawnej sprzeczności proponowanych rozwiązań z Konstytucją można bez końca. Propozycja premiera i PiS jest też oczywistą pułapką na opozycję – jeżeli opozycja tego nie poprze, to będzie odpowiedzialna za brak unijnych pieniędzy dla Polek i Polaków. Wygranym jest zawsze rząd i partia rządząca; a nawet Ziobro, bo pozwoli mu to na podtrzymanie wizerunku niezłomnego obrońcy polskiej suwerenności i niepoddania się tej złej Unii, jak to zrobił Morawiecki.
Spróbujmy więc spojrzeć na całość, na którą składa się już przeszło siedem lat rządów Jarosława Kaczyńskiego; bo to przecież on faktycznie rządzi przy pomocy swoich zderzaków.
Przez te siedem lat konsekwentnie realizowana jest naczelna zasada, której wyznawcą i propagatorem był i jest Jarosław Kaczyński: że to wola polityczna stoi ponad prawem. Wola polityczna partii, która wygrywa wybory, daje jej mandat do rządzenia i tylko to jest ważne. Wolę polityczną partii najpełniej zaś wyraża jej prezes, też demokratycznie wybrany na to stanowisko. To właśnie dlatego Jarosław Kaczyński sądzi, że to on stanowi prawo – a wszyscy, którzy się z tym nie zgadzają, to zdrajcy i agenci obcych mocarstw, a przede wszystkim Niemiec – Tusk najlepszym przykładem.
Może to duże uproszczenie – ale ujmuje sedno sprawy.
Jeżeli tak, to sprawa zaczyna się w procesach wyborczych, w tym od przyjęcia i realizowania procedur wyborczych, ustalenia ordynacji, wielkości i kształtu okręgów wyborczych, od metody przeliczania liczby głosów na liczbę mandatów w Parlamencie oraz od trybu orzekania o prawidłowości i ostatecznych wynikach wyborów. To początek, dalej jest jeszcze gorzej – waży też suma pieniędzy na kampanię, dysponowanie mediami i publicznymi pieniędzmi. To wszystko daje rządzącym już na starcie przewagę nad opozycją. Przykładem są już słynne 13, 14, a nawet 15 emerytury wypłacane elektoratowi tuż przed wyborami, te słynne – „to jest prezent od Jarosława” jak wykrzyczała to do tłumu premier Beata Szydło.
Wyborcy na ogół czują, nie myślą. Tych myślących jest zawsze wielokrotnie mniej, decyduje emocjonalna większość. Czuje się łatwo, myślenie wymaga zaś wysiłku: trzeba się natrudzić, posiąść jakąś wiedzę, być gotowym na stałe jej weryfikowanie. Po przeciwnej stronie jest wiara: można nic nie wiedzieć ale wierzyć. Najlepiej wierzyć komuś, jakiemuś wybranemu człowiekowi – nawet wtedy, gdy mówi on rzeczy absurdalne i głupie.
Te mechanizmy zostały już dawno opisane w naukach społecznych. Już w 1930 roku Jose Ortega y Gasset opublikował „Bunt mas”, fundamentalną pracę opisującą mechanizm odejścia od indywidualnego JA do wszechogarniającego MY. Już wtedy zaobserwowano procesy prowadzące do przekonania, że to większość ma rację. Masy zdobywają władzę we wszystkich dziedzinach życia społecznego a człowiek-członek społeczeństwa masowego, zanurzony w kulturze masowej, w której liczy się oglądalność, a nie wartości, poczuł się bezpieczny i zwolniony z odpowiedzialności; uwierzył, że świat jest tak prosty, że nie trzeba się uczyć, nie trzeba słuchać tych, którzy coś wiedzą.
Ortega pisze: „Masy zhardziały w stosunku do mniejszości, nie są im posłuszne, nie naśladują ich ani nie szanują; raczej wprost przeciwnie, odsuwają je na bok i zajmują ich miejsce”
To właśnie po „Buncie mas” Jean Paul Sartre powiedział: „pogłaszcz chama, to cię kopnie, kopnij chama to cię pogłaszcze”.
Minęło już blisko 100 lat – pytanie: czy to nadal prawdziwa diagnoza, czy jesteśmy w innym miejscu?
Patrząc na polskie podwórko boję się, że te procesy są nadal aktualne, nadal realizowana jest zasada opisana w tamtym czasie, polegająca na tym, że masie podaje się prawdy sprowadzone do zdań najprostszych, pozbawionych jakiejkolwiek głębi, całkowicie sprzecznych z aktualną wiedzą. Tłum zgromadzonych wyznawców wierzy we wszystko, co mówi wódz – człowiek który formatuje ten tłum – patrz spotkania prezesa ze swoimi wyznawcami w kolejnych miastach Polski, zabezpieczane przez armię policjantów dla podkreślenia jego ważności i skali zagrożeń, na jakie się on bohatersko naraża w tym wrogim świecie zdrajców i agentów.
Im krótszy przekaz, im bardziej zwięzła myśl w nim zawarta, im mniej przytaczanych dowodów za postawioną tezą – tym silniej oddziałuje na zgromadzonych, tym szybciej i mocniej mu uwierzą. Tak pisał o tym Gustaw Le Bon w „Psychologii tłumu” i to nadal działa.
Czym to może się skończyć?
Andrzej C. Leszczyński wieszczy koniec człowieka rozumianego jako osoba. Mnie bardziej przekonuje wizja zmiany sposobu podejmowania ważnych decyzji w stale komplikującym się świecie i zastąpienia tego, co miało spełniać ideał demokracji wysoce specjalistycznym i samouczącym się zbiorem algorytmów podejmujących decyzje merytoryczne, nastawionych na realizacje przyjętych celów.
Jeżeli ma bowiem być tak, że cele, które muszą określać ludzie, mają być realizowane decyzjami przyjmowanymi przez takie ciała decyzyjne, jakie teraz znamy – to marny los nas wszystkich, mała szansa na przetrwanie tego świata.

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.
„Bunt mas” i wynikające z niego refleksje społeczne, rozwijane aż do dzisiaj, rzeczywiście pokazują coraz większą hardość i arogancję maluczkich. Ci sami maluczcy są zresztą zarazem głównym beneficjentem populizmu a zaraz potem jego głównymi ofiarami. Ten paradoks niczego nie uczy mas, bo one w swojej arogancji i emocjonalnym podejściu do otoczenia niewiele bądź wcale się nie uczą. Ale te samem masy nie bywają emocjonalne kilkakrotnie w tę samą stronę – działa zasada wahadła i właśnie w Polsce rozpędza się ono w przeciwną pisowcom stronę.
*
PiS kapitulacją przed UE nie obarczy opozycji, bo raczej sam popełni jeszcze wiele błędów. Najbardziej groteskowym jest wejście do gry Anżeja, który wykombinował sobie że sam akt nominacji sędziego czyni go niezależnym. To zresztą nieustannie kompromituje go jako prawnika. Coś mi sie zdaje, że droga do odblokowania środków z KPO przez PiS nie będzie ani szybka, ani prosta, ani dzisiaj wcale nie tak oczywista. Po zatwierdzeniu i uruchomieniu KPO zasada korzystania z tych środków także daleka jest od prostoty cepa (dla pisowców cep jest konstrukcją dość skomplikowaną!). Jestem przekonany, ze w sprawie KPO przeżyjemy jeszcze niejedno zaskoczenie…
Jeżeli AI jest odpowiedzią, to tutaj jest dobre video na temat AI. Co prawda po angielsku, ale cóż… Warto obejrzeć.
https://www.youtube.com/watch?v=GVsUOuSjvcg
To dobry tekst ale o tym co teraz. Ja myślę o tym co będzie za 30-50 lat a to będzie zupełnie inny poziom. Wystarczy przypomnieć sobie jak wyglądały wtedy nasze telefony i komputery…
Póltora roku temu Ludwik Dorn w podcaście Magdaleny Rigamonti „Rzeczpospolita kościelna” (22.06.2021 TokFM):
44’05’’: „Przez politykę ambony konsolidujemy, pewną, nie jestem w stanie obliczyć, 15-17 procent [… no, tych tego], a resztę dobierzemy polityką portfela…. Żeby to dało nam sporo ponad 30%.”
Od tamtej pory NIKT tego nie usłyszał? Dla nikogo analizującego POWODY obecnej kondycji Polski to nie stało się ważne? Nie zechciano sfalsyfikować takiej politologicznej hipotezy? Bo to nieważne w jakim ustroju żyjemy?
Dla zawodowych polityków, począwszy od Tuska, to zblatowanie hierarchów i kleru KRK z PiS było oczywiste grubo przed tym podcastem. Z tego co czytam i słucham, obecne badania opozycji demokratycznej wskazują, że ta część hierarchii oraz kleru, która popiera PiS jest dla opozycji nie do odzyskania. Ponieważ tak jest trzeba inaczej spróbować wygrać wybory. Tym bardziej, że KRK prawie z dnia na dzień słabnie i końca tego procesu nie widać.
Właśnie to powszechne przekonanie o oczywistości zblatowania wydaje się szkodliwe. Prowadzi do wniosku: „Tak jest i wszyscy o tym wiedzą…” i neutralizuje chęć zbadania problemu.
Skala tego wyborczego poparcia, i jego geograficzny rozkład, nie stały się nigdy przedmiotem zainteresowania oficjalnych badaczy procesów wyborczych. Mam wręcz wrażenie wypierania tematu z dyskursu.
Od 2019 roku próbuję dopytywać naukowców, publicystów, czy znają poziom agitacji nielegalnego(!) niedzielnego komitetu wyborczego. Nikt, było kilkunastu respondentów, nie znał tematu i jakby o nim wcześniej nie pomyślał. „To ciekawe pytanie…” Co najwyżej wskazano na „partię” jako posiadacza utajnianych(!) badań.
Toż to kluczowy ustrojowy problem. Jeżeli Kościół znacząco wpływa na wynik wyborczy – w jakim ustroju żyjemy, od 1989 roku?
A przecież ks. prof. Andrzej Kobyliński w rozmowie Magdaleny Rigamonti Rzeczpospolita kościelna 2 (12.05.2022 TokFM):
01:26:40 …wiedzą, że bez Kościoła wyborów nie wygrają…
No to czas najwyższy zorganizować wybory w sobotę.
Do tego w ordynacji większościowej w okręgach jednomandatowych, określonych z zachowaniem
norm reprezentatywności (1 : 100000). Do tego potrzebna jest siła polityczna, która jest w stanie chociaż tyle pojąć. Tylko tyle i aż tyle…
Dla PiS żelazny elektorat to ludzie w wieku poprodukcyjnym, to oni doceniają pieniądze jakie dostają od prezesa jak krzyczała premier Beata. A w tej grupie wiekowej wpływ kościoła jest znaczny i słabnie wolniej niż wśród młodzieży…
Czy zatem spadek popularności wynika z tego, że zmieniają się nastroje, czy spadek popularności PiS wynika z tego, że ów żelazny elektorat systematycznje i w szybszym tempie niż inne wypisuje się z głosowania, bo umiera?
>….słynne 13, 14, a nawet 15 emerytury wypłacane elektoratowi tuż przed wyborami…..
>Wyborcy na ogół czują, nie myślą. Tych myślących jest zawsze wielokrotnie mniej,
>decyduje emocjonalna większość.
Niedowiary, pan Szypiński najwyraźniej przestał wierzyć w polską demokrację
od której ewidentnie woli rządy mądrej mniejszości nad emocjonalną większością.
Ale czy ta większość rzeczywiście jest taka emocjonalna i nieracjonalna,
czy rzeczywiście nie przeprowadza żadnych racjonalnych rozliczeń swoich interesów
i naprawdę potrzebuje, jak to „maluczcy” żeby jakiś ekspert w rodzaju Szypińskiego
prowadził ją za łapkę przez mgłę dziejowych zawirowań?
Ale jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Oczywiście najłatwiej jest
o wszystko oskarżać PIS, zwłaszcza o słynne 13, 14 i 15 emerytury. Ale zanim były
emerytury, byli jeszcze „pracujący” górnicy, hutnicy, stoczniowcy, pielęgniarki,
milicjanci i ormowcy.
Peerel by nie padł, gdyby mógł im wszystkim bez końca płacić za przywileje na jakie
zgodzono w umowie podpisanej z tryumfującym Wałęsą. Żeby dawać trzeba
wpierw…..mieć. Tymczasem Polska była nie tylko zadłużona ale tak zacofana,
że nie starczało nawet na podstawową konsumpcję. I wtedy zjawiła się Unia
ze swoimi nieograniczonymi funduszami i obietnicą wyciągnięcia Polski
z czarnej dziury. Kaczyński i spora część Polski ze swoimi ideami „suwerenności”
natknęli się na dylemat. Wiadomo, że kto płaci ten rządzi ale bez „brukselki”
o żadnych rządach nie byłoby nawet można pomarzyć. I tak narodziła się nowa
śmiała strategia, odpowiednik programu Piłsudskiego o dojechaniu do przystanku
Nieodległość tramwajem Socjalizm. W odświeżonym wydaniu program brzmiał:
bierzmy brukselkę jak długo dają a potem polexit…i co nam zrobią.
Elektorat, któremu dawano coraz więcej wcale nie był taki nieracjonalny.
Jak dają to się bierze. Nie będą przecież dawali w nieskończoność.
A co będzie potem??? Jak ostatnio wyjaśnił Bogusław Grabowski w wywiadzie
dla RP za niebywałe zwycięstwa konsumpcyjne starzejącego się społeczeństwa
będą płacić kolejne pokolenia. Nie tylko dzieci ale i wnuki. Można (i trzeba)
winić Kaczyńskiego i PIS, choć przekraczanie budżetu to był również, choć
na znacznie mniejszą skalę, poprzednich rządów. Tyle, że tamte rządy
w ostateczności rozładowywały narastające żądania społeczne oddając
władzę opozycji. Mówicie, że potraficie lepiej to pokażcie!. Z neo-bolszewickim
PISem problem jest jednak ten, że ich mantrą jest nieoddawanie raz
zdobytej władzy. W peerelu, kiedy brakowało pieniędzy zamiast oddać
władzę i przeczekać parę lat w opozycji, spluwy i pałki szły w ruch.
Ale po co strzelać do tłumów jeśli z nieba cały czas „pada brukselka”,
którą ten tłum można kupić???? A co jeśli brukselka nie wystarcza na
wszystkie obietnice? Na bazie tak twardych funduszy jak brukselka
zawsze można pożyczyć na wolnym rynku. Zwłaszcza, gdy jak na początku
tego procesu Polska była stosunkowo mało zadłużona.
Podsumujmy: bez unijnej brukselki ani PIS ani węgierski Fidesz nie mogli
by finansować tych wszystkich wyborczych obietnic. Mogliby oczywiście
dodrukowywać złotówki i forinty, ale z miejsca wywołaliby inflację
jak tę, którą powstrzymał Balcerowicz. A bez spełnionych obietnic
nie byłoby rządów PISu albo te, które mamy już dawno skończyłyby
się jakimś wojskowym przewrotem jak w maju 1926 bo inaczej niż
siłą nie dałoby się utrzymać władzy. Zamiast tego mamy demokrację
„illiberalną”, którą dotąd ochoczo Unia finansowała. Ironia losu polega
na tym, że PISowi udało się naciągnąć podatników bogatych krajów
Unii na finansowanie konsumpcji głosującej na PIS „większości”.
I kiedy dziś opozycja mówi, żeby jej oddać głos to pieniądze z KPO
natychmiast się znajdą i jednocześnie nic nie mówi, że nie można
wiecznie żyć na kredyt…..to wyraża wolą podążania w ślad pisowskiej
szkoły pochlebiania tłumowi. Polacy wcale nie są tacy ciemni i emocjonalni.
Mamy tu do czynienia z całkiem racjonalnym przerzuceniem wydatków
na Unię i przyszłe pokolenia. Hulaj dusza, piekła nie ma!
Przyszłych pokoleń winić za ten stan rzeczy nie sposób.
Ale Unię jak najbardziej. W Polsce nic się nie zmieni dopóty dopóki
Unia nie obetnie funduszy i zmusi nas do życia jedynie za własne pieniądze.
Zdaje się właśnie, że UE juz przestała dawać się nabierać. A co do tej większości wybierającej PiS, która nie jest „taka emocjonalna i nieracjonalna” to już jej przodkowie w Planie Balcerowicza w ponad 60% populacji stracili oszczędności całego życia. Widocznie to za mało, bo ta większość też straci i oby było to tylko tyle. NIe chodzi nawet o to, ze pojawi sie drugi Balcerowicz, ale o to, ze inflacja zje ich majątki i oszczędności dość dokładnie.
Bardzo dobre pytania.
Fakty należy czytać w kontekście celów do osiągnięcia.
Ja bym odpowiedź inaczej ujął, w kilku punktach.
1
To co obserwujemy to teatr polityczny, który zakłada spełnienie określonych celów.
Na wstępie warto przypomnieć, że Pis nie może oddać władzy, a gwarantem jej trwania jest kaganiec założony na prokuraturę, prewencyjne represje wobec sędziów, przejęcie prezydentury i trybunału konstytucyjnego, jak i większość w sejmie, który daje im w sumie, w skoordynowanych działaniach, monopol na interpretacje prawa, zrywając z trójpodziałem władzy. Rolę pomocniczą pełnią wszystkie przejęte resorty siłowe, szczególnie służby specjalne i policja. Tylko w takich warunkach ta władza może trwać, pozorując demokratyczny system sprawowania władzy.
2
Stąd przywrócenie praworządności w ogóle w grę nie wchodzi z punktu widzenia rządzących, ale nic nie stoi na przeszkodzie, a nawet może przynieść dodatkowe korzyści, pozorowania prób dogadania się UE w sprawie tzw. kamieni milowych.
3.
Temu służy układ sił rządowych, gdzie Morawiecki odgrywa rolę tego, co do tego dąży, by zyskać fundusze KPO, i Ziobro, który w imię zachowania suwerenności jest z założenie temu przeciwny.
Rezultat daje pewne szansę ogrania UE, a w przeciwnym zaś przypadku daje bardzo dobre alibi, że rząd się starał pozyskać fundusze KPO, a wredna UE na to nie pozwoliła.
4
Pamiętajmy też, że wszystkie działania PIS od samego początku zmierzająją w kierunku polexitu.
Od lat udaje im się kokietować propagandowo wyborców, sugerując całkiem inne cele. Inaczej nie mogli, bo zdecydowana społeczeństwa wciąż jest za pozostaniem w UE.
W podsumowaniu
Już ten uproszczony kontekst pozwala odróżnić grę pozorów od faktów, które stają czytelne dopiero w szerszym kontekście, przy ocenie celów działań. To wszystko jest dość starannie przemyślane propagandowo, a reaktywną opozycję nie stać na własną narrację, może z wyjątkiem Tuska. To trochę jednak mało. Oczywiście trochę upraszczam.
Propaganda Pisu, przynajmniej tak to określam na własny użytek, polega na tworzeniu lustrzanego obrazu rzeczywistości. Niby coś jest na rzeczy, ale całkiem odwrócone. Coś, co jest na prawicy, przypisuje się tzw. lewicy, i to z wyprzedzeniem potencjalnych zarzutów, co daje im narracyjną przewagę. To dość sprytny zabieg i są w tym konsekwentni. Nie bardzo chce mi się wierzyć, że tak przemyślana strategia, z rozpisaniem na głosy, może być dziełem jednej osoby.
Rolę reżysera rzekomo pełni Jarosław Kaczyński, ale kontekst zależności może być bardziej złożony i wiele przesłanek na to wskazuje. To jednak wątek wart osobnego omówienia
Oczywiście próba oszukania UE trwała z powodzeniem od 2015 roku do 2021. W latach 2022 =-2023 najpierw KPO a potem fundusze strukturalne będa uzależnione od praworządności i skończy się pisowskie eldorado. Już sie skończyło częściowo a ciąg dalszy nastąpi. Każdego można oszukać, z tym że podmiot racjonalny można oszukac wyłącznie jednorazowo. Inaczej przestaje być racjonalny, a szefowie wielu państw UE są znacznie lepszymi politykami niż pisowscy oszuści.