Zbigniew Szczypiński: Dlaczego jest, jak jest?6 min czytania

15.12.2022

A może tak oderwać się od tego, co widzimy na scenie politycznej, w szczególności w polskim Sejmie i spróbować poszukać odpowiedzi na pytanie: nie co jest dlaczego jest tak jak jest? To fundamentalna różnica, to próba przejścia od opisu rzeczywistości do znalezienia przyczyn dlaczego jest tak właśnie.

Mamy nagłą zmianę opowieści partii rządzącej PiS w sprawie pieniędzy z funduszu KPO. Od takiej, że to ta zła Unia, działając pod dyktando wrogich Polsce Niemiec blokuje należne nam pieniądze, i że nigdy nie zgodzimy się na to, aby to Unia pisała nam nasze wewnętrzne prawa i mówiła, który sędzia jest sędzią, a który tylko przebierańcem – do przedłożenia sejmowi „projektu poselskiego” zmieniającego tak zwaną ustawę kagańcową dotyczącą procedur karania sędziów. Premier zapowiedział złożenie stosownego projektu ustawy zgłoszonego przez grupę posłów PiS (to jest jawna kpina, projekt przygotowało biuro prawne jego kancelarii) i zaapelował do opozycji, by ją przyjąć w trybie ekspresowym, bo to uruchomi pieniądze z Unii.

Projekt wpłynął i ma być przyjęty jeszcze w tym tygodniu w sejmie a całość procedury obejmującej senat i podpis prezydenta ma się zakończyć jeszcze w tym roku.

Posłowie Solidarnej Polski już zapowiedzieli, że nie poprą tego projektu. Brak zgody Ziobry pojawia się w dzień po tym, gdy premier i cały PiS obronił go przed dymisją, odrzucając stosowny wniosek opozycji w tej sprawie. Do przyjęcia rządowego wniosku potrzebne są więc głosy opozycji.

To tylko wierzchołek góry lodowej problemów polskiej demokracji, tego, jak pracuje rząd, jak mają pracować Sejm i Senat i co ma zrobić prezydent kończący procedurę stanowienia prawa. O szczegółach, o wewnętrznych sprzecznościach i absurdach, o elementarnych błędach prawnych, o jawnej sprzeczności proponowanych rozwiązań z Konstytucją można bez końca. Propozycja premiera i PiS jest też oczywistą pułapką na opozycję – jeżeli opozycja tego nie poprze, to będzie odpowiedzialna za brak unijnych pieniędzy dla Polek i Polaków. Wygranym jest zawsze rząd i partia rządząca; a nawet Ziobro, bo pozwoli mu to na podtrzymanie wizerunku niezłomnego obrońcy polskiej suwerenności i niepoddania się tej złej Unii, jak to zrobił Morawiecki.

Spróbujmy więc spojrzeć na całość, na którą składa się już przeszło siedem lat rządów Jarosława Kaczyńskiego; bo to przecież on faktycznie rządzi przy pomocy swoich zderzaków.

Przez te siedem lat konsekwentnie realizowana jest naczelna zasada, której wyznawcą i propagatorem był i jest Jarosław Kaczyński: że to wola polityczna stoi ponad prawem. Wola polityczna partii, która wygrywa wybory, daje jej mandat do rządzenia i tylko to jest ważne. Wolę polityczną partii najpełniej zaś wyraża jej prezes, też demokratycznie wybrany na to stanowisko. To właśnie dlatego Jarosław Kaczyński sądzi, że to on stanowi prawo – a wszyscy, którzy się z tym nie zgadzają, to zdrajcy i agenci obcych mocarstw, a przede wszystkim Niemiec – Tusk najlepszym przykładem.

Może to duże uproszczenie – ale ujmuje sedno sprawy.

Jeżeli tak, to sprawa zaczyna się w procesach wyborczych, w tym od przyjęcia i realizowania procedur wyborczych, ustalenia ordynacji, wielkości i kształtu okręgów wyborczych, od metody przeliczania liczby głosów na liczbę mandatów w Parlamencie oraz od trybu orzekania o prawidłowości i ostatecznych wynikach wyborów. To początek, dalej jest jeszcze gorzej – waży też suma pieniędzy na kampanię, dysponowanie mediami i publicznymi pieniędzmi. To wszystko daje rządzącym już na starcie przewagę nad opozycją. Przykładem są już słynne 13, 14, a nawet 15 emerytury wypłacane elektoratowi tuż przed wyborami, te słynne – „to jest prezent od Jarosława” jak wykrzyczała to do tłumu premier Beata Szydło.

Wyborcy na ogół czują, nie myślą. Tych myślących jest zawsze wielokrotnie mniej, decyduje emocjonalna większość. Czuje się łatwo, myślenie wymaga zaś wysiłku: trzeba się natrudzić, posiąść jakąś wiedzę, być gotowym na stałe jej weryfikowanie. Po przeciwnej stronie jest wiara: można nic nie wiedzieć ale wierzyć. Najlepiej wierzyć komuś, jakiemuś wybranemu człowiekowi – nawet wtedy, gdy mówi on rzeczy absurdalne i głupie.

Te mechanizmy zostały już dawno opisane w naukach społecznych. Już w 1930 roku Jose Ortega y Gasset opublikował „Bunt mas”, fundamentalną pracę opisującą mechanizm odejścia od indywidualnego JA do wszechogarniającego MY. Już wtedy zaobserwowano procesy prowadzące do przekonania, że to większość ma rację. Masy zdobywają władzę we wszystkich dziedzinach życia społecznego a człowiek-członek społeczeństwa masowego, zanurzony w kulturze masowej, w której liczy się oglądalność, a nie wartości, poczuł się bezpieczny i zwolniony z odpowiedzialności; uwierzył, że świat jest tak prosty, że nie trzeba się uczyć, nie trzeba słuchać tych, którzy coś wiedzą.

Ortega pisze: „Masy zhardziały w stosunku do mniejszości, nie są im posłuszne, nie naśladują ich ani nie szanują; raczej wprost przeciwnie, odsuwają je na bok i zajmują ich miejsce

To właśnie po „Buncie mas” Jean Paul Sartre powiedział: „pogłaszcz chama, to cię kopnie, kopnij chama to cię pogłaszcze”.

Minęło już blisko 100 lat – pytanie: czy to nadal prawdziwa diagnoza, czy jesteśmy w innym miejscu?

Patrząc na polskie podwórko boję się, że te procesy są nadal aktualne, nadal realizowana jest zasada opisana w tamtym czasie, polegająca na tym, że masie podaje się prawdy sprowadzone do zdań najprostszych, pozbawionych jakiejkolwiek głębi, całkowicie sprzecznych z aktualną wiedzą. Tłum zgromadzonych wyznawców wierzy we wszystko, co mówi wódz – człowiek który formatuje ten tłum – patrz spotkania prezesa ze swoimi wyznawcami w kolejnych miastach Polski, zabezpieczane przez armię policjantów dla podkreślenia jego ważności i skali zagrożeń, na jakie się on bohatersko naraża w tym wrogim świecie zdrajców i agentów.

Im krótszy przekaz, im bardziej zwięzła myśl w nim zawarta, im mniej przytaczanych dowodów za postawioną tezą – tym silniej oddziałuje na zgromadzonych, tym szybciej i mocniej mu uwierzą. Tak pisał o tym Gustaw Le Bon w „Psychologii tłumu” i to nadal działa.

Czym to może się skończyć?

Andrzej C. Leszczyński wieszczy koniec człowieka rozumianego jako osoba. Mnie bardziej przekonuje wizja zmiany sposobu podejmowania ważnych decyzji w stale komplikującym się świecie i zastąpienia tego, co miało spełniać ideał demokracji wysoce specjalistycznym i samouczącym się zbiorem algorytmów podejmujących decyzje merytoryczne, nastawionych na realizacje przyjętych celów.

Jeżeli ma bowiem być tak, że cele, które muszą określać ludzie, mają być realizowane decyzjami przyjmowanymi przez takie ciała decyzyjne, jakie teraz znamy – to marny los nas wszystkich, mała szansa na przetrwanie tego świata.

Zbigniew Szczypiński

Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.

 

13 komentarzy

  1. slawek 16.12.2022
  2. narciarz2 16.12.2022
    • Zbigniew 17.12.2022
  3. JUREG 16.12.2022
    • slawek 17.12.2022
      • JUREG 18.12.2022
        • Krzysztof 27.12.2022
  4. Zbigniew 18.12.2022
    • Mr E 19.12.2022
  5. Jan 18.12.2022
    • slawek 21.12.2022
  6. mjod 19.12.2022
  7. slawek 21.12.2022