27.03.2024

Dzwonek do bramy, odrywam się od korekty tłumaczonego artykułu i idę zobaczyć, kogo bogi przyniosły. Przed bramą znalazłem parę sympatycznie wyglądających młodych ludzi z małym, może sześcioletnim, a może siedmioletnim chłopcem. Mężczyzna podaje mi ulotkę. Nie muszę jej studiować. Świadkowie Jehowy chcą mnie przekonać do studiowania Biblii. Uśmiecham się przyjaźnie i informuję, że jestem ateistą. Mężczyzna chce się dowiedzieć dlaczego, więc odpowiadam, że próbuję być życzliwy dla innych nie ze względu na zagrożenie wieczystą karą piekła, a dlatego, że warto być przyzwoitym.
Kobiet uśmiecha się ciepło, mężczyzna kręci głową, a chłopczyk przestępuje z nogi na nogę.
Wyjaśniam, że zajmuję się nauką, a ta mówi, że prawdopodobieństwo istnienia istot nadprzyrodzonych jest mikroskopijne.
Mężczyzna pyta jaką nauką się zajmuję.
– Długa historia, studiowałem socjologię, ale socjologia jest podobna do teologii, dużo w niej spekulacji, niczego nie daje się udowodnić.
Stojąca obok męża kobieta parska śmiechem, mężczyzna nie daje za wygraną i zapewnia że Bóg jest. Chce wiedzieć czym dokładniej się zajmuję. Mówię, że studiowałem socjologię, od socjologii uciekłem do historii ekonomii, historia ekonomii jest spleciona z historią religii, historia religii jest spleciona z ewolucją…
– No właśnie, ewolucja, ucieszył się stojący za bramą potężny mężczyzna, którego iloraz inteligencji oceniałem na oko na 105. – Kiedy znajdzie pan na plaży szklaną butelkę…
Przerywam mu i mówię, że ta butelka, to zapewne zegarek na wrzosowisku, bardzo stary argument o skomplikowanym przedmiocie, który musiał być przez kogoś zrobiony. Wie pan, w dzieciństwie słyszałem dowcip o tym jak nauczycielka powiedziała, że szkło robi się z piasku, Jaś się zdumiał, ale kolega z ławki szepnął mu na ucho, żeby się nie martwił, że nauczycielka musi tak mówić, bo jej ci komuniści tak każą.
Głośny wybuch śmiechu młodej kobiety mógł wskazywać na iloraz inteligencji w granicach 120. Chłopczyk nadal przestępował z nogi na nogę.
Wyjaśniam mężczyźnie, że jak znajdzie nieoszlifowany diament, to nie będzie się zastanawiał nad tym, kto go zrobił.
Mężczyzna postanowił zmienić temat.
– Czyli wierzy pan w wielki wybuch…
– Wie pan – odpowiedziałem – w nauce nie ma wiary. Mamy dowody, które mogą okazać się błędne lub niepełne. Nauka to taki legoland, budujemy z klocków, które mamy i szukamy klocków, których nam brakuje.
Chłopczyk podniósł głowę z ciekawością.
– W religii – mówiłem dalej – próbujemy umocnić to, w co wierzymy, w nauce próbujemy podważyć to co nam się zdaje, że jest prawdą, żeby zostało to, czego podważyć się nie da.
– Więc nauka się myli – ucieszył się mężczyzna.
– Oczywiście, że nauka się myli, to jest nieustający spór, gromadzenie dowodów, korygowanie błędów, nauka jest ludzka, nie ma w niej nic boskiego.
– Ludzki umysł jest boski, został stworzony przez Boga, człowiek może uprawiać naukę, bo jest istotą myślącą, jest Homo sapiens.
– To prawda mamy duży mózg, ale nie tak sprawny jak nam się wydaje. Jest taka teoria, że ten duży mózg zawdzięczamy dziewczynom, że jest jak ogon pawia, służył początkowo głównie do popisów. To wszystko przez baby, łatwiej je było uwodzić śpiewem, ładnymi ozdobami, malunkami, panie wybierały jaskiniowych celebrytów i potem rodziły dzieci z coraz większymi główkami. Ten pomysł z biblijną Ewą wcale nie jest taki odległy od prawdy, tyle, że to nie było jabłko.
Kobieta zachichotała, mężczyzna spojrzał na nią karcącym wzrokiem, chłopczyk dalej przestępował z nogi na nogę.
Dlaczego jest pan ateistą – w jego pytaniu nie było cienia agresji, raczej autentyczna ciekawość.
Odpowiedziałem, że sam się nad tym zastanawiam, że w czasach komunistycznych to było trochę wstydliwe, bo wśród ateistów są ludzie, z którymi człowiek wolałby nie mieć nic wspólnego, a wśród wierzących jest wielu takich, z którymi bardzo dużo mnie łączy. Jest jednak kilka ważnych powodów. Po pierwsze, nie mam dowodów na istnienie istot nadprzyrodzonych, po drugie musiałbym szukać najmniej paskudnej religii. Nie chciałbym wyznawać religii Azteków i wierzyć, że mój bóg oczekuje ludzkiej krwi, nie chciałbym być muzułmaninem i wierzyć, że mój bóg nagrodzi mnie 72 dziewicami za zabijanie niewiernych, nie chciałbym być chrześcijaninem i wierzyć w życie pozagrobowe. Mam 84 lata, niedługo umrę i bardzo by mnie męczyła perspektywa wieczności w jednej celi z Rydzykiem.
Kobieta żachnęła się.
– My nie jesteśmy od Rydzyka, my sobie inaczej tę wieczność wyobrażamy.
– Każda wieczna świadomość byłaby koszmarem, kres naszej świadomości jest piękną obietnicą, a tego życia, które mamy, nie warto marnować na puste gadanie.
– Dlaczego marnować – zapytała.
– Nie wiem jak to pani wyjaśnić. Pani mąż powiedział, że jesteśmy Homo sapiens, ale jesteśmy również Homo faber. Wpada Homo faber do kawiarni i mówi do Homo sapiens: przestań myśleć o niebieskich migdałach i zrób wreszcie coś pożytecznego dla innych.
– Pan zawsze żartuje – zapytała.
– Tak często jak to możliwe. Widzi pani, uśmiech i żart są jak ogon psa, pozwalają powiedzieć innym, że nie mamy wobec nich złych zamiarów, a życzliwość pozwala nam przetrwać w tym strasznym świecie. Serce nie sadysta, kiedyś przestanie bić, ale mam nadzieję, że uda mi się żartować do samego końca.
Przeprosiłem, że muszę już wracać do przerwanej pracy, wyjaśniając, że czytam właśnie artykuł o tym, kiedy straciliśmy ogony.
– Kiedy – zapytał chłopiec.
– Zanim zostaliśmy ludźmi, mniej więcej 25 milionów lat temu i teraz próbujemy zrozumieć jak do tego doszło.
– To dawno – powiedział chłopiec, a ja machnąłem im ręką na pożegnanie.
Wracając do biurka zastanawiałem się, czy przeczytaliby opowieść o moim ateizmie, czy odrzuciliby ją tak, jak ja lekceważąco odrzuciłem ich ulotkę.

Andrzej Koraszewski
Publicysta i pisarz ekonomiczno-społeczny.
Ur. 26 marca 1940 w Szymbarku, były dziennikarz BBC, wiceszef polskiej sekcji BBC, i publicysta paryskiej „Kultury”. Więcej w Wikipedii.
Mój chwyt na świadków Jehowy jest inny. Bo raz zaczepili mnie na spacerze z psem, i wdałem się w rozmowę. Patrząc wyłącznie na rozmówców straciłem z oczu moją sukę (30 kg). A ona rzuciła się akurat rozszarpać inną sukę. Utrzymałem, ale padłem na bryłę lodu i pękło żebro. Od tamtej pory mam alergię na te rozmowy. Więc jak widzę “Strażnicę”, mówię że jestem żydem, więc znam Pismo równie dobrze jak oni, Zwykle wystarcza.
*
Przy okazji : niedawno natrafiłem na wypowiedź jednego Araba z X w. On dzielił ludzkość na dwie grupy. Religijna-nieinteligentna i druga : Inteligentna-niereligijna.
Przypomniałem sobie, gdzie znalazłem. Dołączam.
Bardzo sympatyczna rozmowa. Tez lubię się w takie wdawać.
Piękny tekst Redaktora Koraszewskiego akurat na Wielkanoc. Jest w tej relacji więcej ciepła i serdeczności którą postuluje krk niż w samej ewangelii. Można być ateistą, który nie obraża innych, nie wyśmiewa się z nich, nie narzuca im własnych poglądów, ale rozumnie i serdecznie przekazuje swój punkt widzenia. Okazuje się, że ateizm nie wyklucza serdeczności, życzliwości, racjonalnści i poczucia humoru. Większość z tych cech i postaw jest co najmniej niezbyt mile widziana w krk.
*
Jeśli idzie o świadków jehowy ich postawa pielgrzymowania po domach od drzwi do drzwi byłaby może godna pochwały, gdyby umieli oni prowadzić otwartą dyskusję i dialog. Tymczasem wszystkich jakich do tej pory spotykałem, a było ich sporo, i cechowało doktrynerwstwo i próby namolnego indoktrynowania rozmówcy, co przy różnicy wiedzy i wykształcenia bywa nie tylko nieznośne, ale momentami zasmuccające.
*
Mieszkam na wsi i kiedy mam chwilę aby porozmawiać z pielgrzymującymi jehowcami okazuje się zazwyczaj, że rozmowy kończą się z braku argumentów. Zamiast argumentów padają zaklęcia, a już jestem za stary na rozmowy o czarnoksiężnikach.
Panie Andrzeju. Być może zdziwiłby się pan wiedząc, że mnóstwo byłych świadków jest własnie ateistami. Być może ta niezobowiazujaca rozmowa przyniesie nieoczekiwane owoce. 🙂
Bardzo dobry tekst. Jest świetna książka w formie wymiany listów pomiędzy Umberto Eco a kard. Carlo Maria Martinim – W co wierzy ten, kto nie wierzy.
Mam pytanie do p. Andrzeja, bo chyba mój iloraz inteligencji jest zdecydowanie niższy od potężnego pana przy bramce – zastanawia mnie przykład podanej analogii – dlaczego zegarek na wrzosowisku (jako skomplikowany wytwór świadomego twórcy) został porównany do nieoszlifowanego diamentu (oszlifowany byłby to brylant) – czy tylko dlatego, że diament jako alotropowa odmiana węgla mógł powstać w naturalnych procesach fizykochemicznych? Trudno to zestawić ze skomplikowanym mechanizmem zegarka, który raczej do tej pory w naturalnych procesach nie powstał (wiem, wiem zegarek to tylko przykład obrazujący teorię).