14.02.2025
Przez łamy „Gazety Wyborczej” przetoczyła się frapująca debata wokół sławnego (czy raczej osławionego) hasła, rozpropagowanego przez Jerzego Owsiaka: „Róbta, co chceta”. Skądinąd ta debata toczy się od lat, choć ze zmienną intensywnością. „Prawdziwi Polacy-katolicy” uważają zawołanie dyrygenta Wielkiej Orkiestry za przejaw skrajnego nihilizmu, podczas gdy „liberałowie” przyszpilają ich z radością, wskazując na prawdziwego autora tych słów, jednego z Ojców Kościoła, i dowodząc, że przecież są one wyrazem prawdziwie chrześcijańskiej miłości, bo pełne brzmienie owej frazy to: „kochaj i rób co chcesz”, a przecież miłość jest najważniejsza. Czyż nie? Wstyd to przyznać, ale rację mają ci pierwsi: to jedno z najbardziej złowieszczych skrzydlatych słów w dziejach cywilizacji Zachodu. Choć z przyczyn zupełnie innych niż te, które każą je zwalczać katolickim fundamentalistom.
„Dzisiaj słowa łatwo wyrywają się nam z kontekstów”, pisze Marcin Matczak w komentarzu do tego groteskowego sporu. (GW 29.01.2025)
Ma rację. Aż dziw, że nikomu nie chciało się zajrzeć do siódmej z Augustynowych Homilii na 1. List św. Jana Apostoła. Owsiaka jeszcze bym zrozumiał – ma na głowie sprawy ważniejsze niż studiowanie Ojców Kościoła. Ale pobożny Profesor Matczak? Przy okazji niemal każdych Świąt surowo napominający rodaków, by gorliwiej wyznawali i pogłębiali swą wiarę? Toż on powinien – jak „kandydat obywatelski” nad Pismem – zasypiać nad kazaniami Hipponity. Może zanim by zasnął snem sprawiedliwego, dowiedziałby się wówczas z rozdziałów siódmego i ósmego rzeczonej homilii, co właściwie Autor chciał nam powiedzieć. Oraz że odległość między Owsiakowym „róbta, co chceta” i „szczęść Boże” „wąsatego wuja” Brauna jest mniejsza, niż się to Profesorowi wydaje. A chciał nam Święty powiedzieć, co następuje (podkr. T. Z.): „Tę samą czynność, zależnie od jej celu, chwalimy albo potępiamy. Tak działa miłość. Nią jedną różnią się czyny ludzkie, ona tylko rozstrzyga o ich wartości. To stwierdziliśmy przy czynach podobnych do siebie. Ale i przy czynach przeciwnych sobie widzimy, że jeden człowiek, choć surowy, kieruje się miłością, drugi pozornie delikatny jest jednak niegodziwy. Ojciec karci syna, handlarz schlebia niewolnikowi. Gdybyś obydwa czyny – karę i delikatność – dał do wyboru, któż by nie wybrał delikatności i nie odrzucił bicia? A przecież patrząc na osoby widzisz, że miłość bije, a niegodziwość schlebia. Podkreślamy zatem: czyny ludzkie tylko miłością różnią się pod względem swej wartości. Niejeden czyn wygląda zewnętrznie na dobry, choć nie wyrasta z korzenia miłości. Podobnie i kwiaty mają ciernie. Niejeden czyn wygląda na surowy i twardy, choć dokonuje się go dla wychowania, z pobudki miłości. Dlatego polecamy ci jedno krótkie zdanie: Kochaj i czyń, co chcesz” (Św. Augustyn, Homilie na Ewangelie i pierwszy List św. Jana, cz. 2, przeł. ks. Wojciech Kania, o. Władysław Szołdrski, Warszawa 1977, s. 459 n.).
Rzeczywiście: raczej trudno byłoby te słowa zrozumieć jako przyzwolenie na wolną miłość i rozszalały promiskuityzm. Ta „miłość” nie pieści ani nawet nie „schlebia”, lecz „bije”. A przede wszystkim to bicie usprawiedliwia.
Wszystko wyjaśnia kontekst historyczny. Na myślenie Augustyna wielki wpływ wywarł spór wczesnego Kościoła z donatystami, ruchem rozwijającym się w północnej Afryce, a przez ortodoksów postrzeganym jako heretycki i wrogi. Nie miejsce tu, by omawiać szczegóły owej waśni, ważne jest to, że w pewnym momencie Augustyn uznał, że po dobroci dłużej się nie da, perswazje niewiele pomogą i trzeba sięgnąć po środki skuteczniejsze. W końcu i Jezus, pisał, wypędzał demony nie kazaniami, lecz przemożną siłą. Pewną przeszkodę stanowiło naturalnie ogólne ewangeliczne przykazanie miłości (nawet wobec nieprzyjaciół). Augustyn decyduje się zatem na coś w rodzaju „ucieczki do przodu”: przemocy należy używać wobec błądzących nie mimo owego przykazania miłości, lecz właśnie idąc za jego nauką. Innymi słowy: działa się, co prawda, wbrew woli delikwenta, lecz przecież dla jego dobra, contra voluntatem tuam, sed propter salutem tuam. Oto miłość prawdziwa! „Podziwia się często powiedzenie Augustyna: «Kochaj i czyń, co chcesz», dilige, et quod vis fac – pisze jeden z najlepszych niemieckich znawców myśli Augustyna, Kurt Flasch. – Odczytuje się ten imperatyw tak, jak gdyby uwalniał on człowieka od jakiegoś systemu nakazów, ponieważ istotna jest tylko przesycona miłością intencja. Kontekst tej sławnej frazy jest następujący: czy karzesz, czy nagradzasz, działanie winno wypływać z miłości. To, że Augustyn nawet nie podejrzewa, że z tej intencji może rodzić się zło, sprzyja terrorowi” (Augustin. Einführung in sein Denken, 1980, s. 165 n.).
Augustyn, twórca doktryny grzechu pierworodnego, przekonany o złu tkwiącym głęboko w naturze ludzkiej, wie co prawda – jak pisze w 417 roku w sławnym Liście 185 do Bonifacjusza o błędach donatystów – że „lepsi są ci, którymi kieruje miłość, ale liczniejsi tacy, których poprawia strach”. Ubi terror, ibi salus, oznajmi jeszcze gdzie indziej, „gdzie strach, tam zbawienie”.
Hipponita zręcznie omija także inne pułapki miłosierdzia, pozastawiane w Ewangelii. W przypowieści o siewcy (Mt 13, 39–42) Jezus nakazuje odłożyć rozprawę z głosicielami fałszywych nauk do czasu „żniw” przy „końca świata” i powierza ją „aniołom”. Augustyn nie znajduje w sobie aż tyle cierpliwości i radzi, by nie czekać na owych aniołów, lecz raczej wziąć sprawy w swoje ręce. W rozprawce Przeciw listowi Parmeniana brawurowo reinterpretuje nakaz Mistrza, dowodząc, że „jedynym powodem, dla którego gospodarz pozwolił rosnąć chwastowi do żniw, była jego obawa, by podczas wcześniejszego plewienia nie zaszkodzić pszenicy”. Jeśli takiej obawy nie ma – a zdaniem Augustyna w wypadku donatystów nie ma – to „jest rzeczą słuszną podjęcie zdecydowanych kroków, albowiem im surowiej gani się wszelkie odstępstwa, tym bardziej dochowuje się miłosierdzia” (quanto diligentior conservatio caritatis – notabene w polskim przekładzie owego dziełka tego akurat fragmentu brak). Zauważmy: tu znów pojawia się odwołanie do “miłości”, choć nieco inaczej nazwanej. Pomysł George’a Orwella, by bezwzględną policję polityczną nazwać Ministry of Love, nie był wcale tak szokująco nowatorski. Gwoli ścisłości: miłosierny Hipponita był przeciwny skazywaniu donatystów na śmierć, uważał bowiem, że dostateczną dla nich karą będą przymusowe ciężkie roboty.
Zasadniczo Augustyn nie sprzeniewierza się jednak Ewangelii, w której wezwań do bardziej stanowczego działania wobec owiec stawiających opór nie brakuje – nie musi się zatem często uciekać to takich karkołomnych interpretacji. „Wyjdź na drogi i między opłotki i zmuszaj do wejścia, aby mój dom był zapełniony”, mówi pan do sługi w zawartej w Łk, 14, 16–24 przypowieści o człowieku, który chciał wydać wielką ucztę, ale zaproszeni odmawiali w niej udziału. W wersji opowiedzianej przez Mateusza (22, 1–14) „zaproszenie” kończy się ogólną jatką i spaleniem miasta niedoszłych biesiadników (zapewne wraz z osobami postronnymi), a słudzy gospodarza nowych sprowadzają przemocą. Ta przemoc może być interpretowana jako akt „miłości”, bo dotyczy przecież tylko doczesnej cielesnej powłoki człowieka, nie zaś jego nieśmiertelnej duszy: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle” (Mt 10, 28). Jeśli mniemasz, Czcigodny Czytelniku (i Czytelniczko też), że takie pojmowanie dbałości o Twój dobrostan to zamierzchłe starodzieje, z których Kościół wyrósł wraz z odejściem ostatnich inkwizytorów – ci, jak wiadomo, palili doczesne ciała kacerzy, by ocalić ich nieśmiertelne dusze, a więc dla ich własnego dobra – to zajrzyj w wolnej chwili do ciekawej korespondencji Umberto Eco z kardynałem Carlem Marią Martinim, w której obaj panowie rozważają m. in. kwestię aborcji – także w przypadkach zagrożenia życia matki. W odpowiedzi na list pisarza hierarcha stwierdza: „Myśli się nieraz i pisze, że życie ludzkie jest dla katolików najwyższą wartością. Takie ujęcie jest co najmniej niedokładne. Nie jest ono zgodne z Ewangelią, która mówi: «Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą». Życiem mającym dla Ewangelii wartość najwyższą nie jest życie fizyczne ani nawet psychiczne […], lecz udzielone człowiekowi życie boskie. […] Wartością najwyższą na tym świecie jest człowiek żyjący życiem boskim” (W co wierzy ten, kto nie wierzy, przeł. Ireneusz Kania, Kraków 1998, s. 32). Co to takiego „życie boskie”, pewnie nie wiesz, ale wiedzą to Twoi pasterze. I to wystarczy.
Wezwanie „róbta, co chceta” wcale nie jest zatem – jak obawia się Profesor Matczak – przeciwstawne „paternalizmowi”. Jest raczej jego kwintesencją. Takie rozumowanie – „wiem lepiej, co dobre dla mas, a skoro pragnę ich dobra, bo je kocham, to mam prawo robić z nimi co zechcę” – korzeniami sięga zapewne Państwa Platona i to zapewne nie przypadek, że wśród „wąsatych wujów” znajdziemy także namiętnych czytelników i komentatorów tego filozofa. Ale chrześcijaństwo niezwykle twórczo tę myśl rozwinęło.
Dlatego lepiej nie wywoływać wilka z lasu i nie przypominać za często najsłynniejszego z Owsiakowych bon motów. „Wąsatym wujom” może się on spodobać bardziej, niż byśmy sobie tego życzyli. A jeśli – co wcale niewykluczone – dojdą kiedyś do władzy, pokochają nas prawdziwą miłością chrześcijańską i zgodnie z zaleceniem Świętego Ojca Kościoła zrobią z nami – propter salutem nostram – co będą chcieli, to możemy się mieć z pyszna.
Oby skończyło się wówczas na robotach przymusowych!
Tadeusz Zatorski
Tadeusz Zatorski, (1960), germanista, tłumacz, autor bloga „Brulion bez linii”: www.brulionbezlinii.net
Jak zwykle u Tadeusza Zatorskiego mamy do czynienia z mistrzowskim wręcz odtworzeniem brzemiennej w skutki frazy ama et fac, quod vis, co znający i sposługujący się angielszczyzną bez domieszki łaciny przedstawiciela pokolenia “Z” zapewne tłumaczą po swojemu. Pozwolę sobię na nader aktualną wykładnie tego wywodu przywołując wystąpinie zgoła nie ustępującemu w gorliwości neofity Augustyna z Hippony, wiceprezydenta JD Vance w Monachium. Otóż Vance na razie ograniczył się do przywołania innego bon motu tym razem innego, współczesnego św. Jana Pawła II “nie lękajcie się”, co tak naprawdę wcale nie jest tak odległe od ama et fac, quod vis”. Wiemy, co to oznaczało w praktyce duszpasterskiej JP II, a zapewne niebawem dowiemy się, co planuje duet Trump Vance.
Pan Tadeusz Zatorski w błyskotliwym i erudycyjnym tekście nawiązuje do dyskusji na łamach GW o słynnym i coraz bardziej hejtowanym „Róbta co chceta” Jerzego Owsiaka. Hejterzy, czyli środowiska populistyczno-prawicowe oraz większość instytucjonalnego krk nie zostawiają na tym haśle suchej nitki, a środowiska ludzi sprzyjających Owsiakowi i WOŚP są dla tych słów bardziej wyrozumiałe. Konkluzję rozważań Autor zawarł już we wstępie wskazując na fakt, że te słowa: „… to jedno z najbardziej złowieszczych skrzydlatych słów w dziejach cywilizacji Zachodu.” Esej bardzo precyzyjnie, jak zwykle u tego Autora, wyjaśnia sens pojęciowy, ewangeliczny i historyczny tego zwrotu, z ciekawymi odwołaniami m.in. do św. Augustyna czy ducha filozofii Platona.
W GW głos zabiera prof. Matczak, który z eksperta prawnego już dawno poszerzył swoje „kompetencje” na konserwatyzm a nawet katolicyzm, jako „autorytet wszechstronny i rozciągliwy”. Autor relacjonowany spór w GW nazywa groteskowym, a to ostatnie słowo dobrze pasuje także do opinii Matczaka, nie tyko w tej kwestii, czego Pan Zatorski przez delikatność i kurtuazję, jak sądzę, nie odnotował.
*
Sens powiedzonka w ustach twórcy WOŚP Autor celnie skwitował: „Owsiaka jeszcze bym zrozumiał – ma na głowie sprawy ważniejsze niż studiowanie Ojców Kościoła.” Warto sprecyzować i rozwinąć tę uwagę.
Fundację Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy założono 2 marca 1993 r. i od tej pory zorganizowała ona 33 doroczne finały WOŚP i szereg festiwali muzycznych, oraz wiele imprez charytatywnych. Piękną i wzruszającą historię WOŚP przybliża: https://pl.wikipedia.org/wiki/Wielka_Orkiestra_%C5%9Awi%C4%85tecznej_Pomocy
Samo hasło to nie wymysł Owsiaka, ale program muzyczny w TVP2. Jego nazwa brzmiała „Róbta, co chceta, czyli rockandrollowa jazda bez trzymanki” – nadawany był w latach 90-tych. Okres w którym powstawała WOŚP to okres transformacji ustrojowej charakteryzującej się z jednej strony zachłyśnięciem się wolnością, zwłaszcza przez młodzież, po wielu latach komunistycznej smuty i cenzury, z drugiej strony twarde realia ekonomiczne raczkującego kapitalizmu. Jak zapamiętałem od początku sens tej inicjatywy, wspartej omawianym hasłem, oznaczał wolność w rozumieniu humanistycznym i ogólnoludzkim, co w oficjalnej doktrynie krk wówczas tłumaczyło się jako „wolność do czynienia dobra”.
Od początku Owsiak opierał swoją działalność filantropijną o aktywność dzieci i młodzieży – tysiące wolontariuszy i uczestników imprez muzycznych. WOŚP głównie finansowała sprzęt szpitalny i medyczny służący ratowaniu zdrowia i życia dzieci i młodzieży. Stąd to hasło nie miało zdecydowanie takiego głębokiego zabarwienia i podtekstów jak w omawianym eseju Tadeusza Zatorskiego. Było raczej ekspresją wolności, oraz koncentracji na dobroci i odruchach serca samych wolontariuszy i milionów darczyńców. Od szeregu lat samo hasło „róbta co chceta” jest przez WOŚP mniej akcentowane, a zarazem niemiłosiernie atakowane przez populistów i kręgi krk – ja je nazywam – świętojebliwe. I tak pozostanie bowiem nienawiść do Owsiaka i WOŚP jest wspólną cechą pisowskich populistów oraz instytucjonalnego krk, co zdaje się wcale nie przeczy ewangelii, do której obydwa środowiska się odwołują.
*
Na koniec refleksja osobista. W tym roku WOŚP złapała mnie w podróży z Zagłębia do domu w środkowej Polsce. W dużym centrum handlowym pod Częstochową dwie dziewczynki z puszką WOŚP, nie starsze niż 11-12 lat były wyraźnie uradowane kiedy wkładałem banknot i z radości przyznały mi aż dwa serduszka. Kiedy wychodziłem z centrum opowiadały dwóm chłopcom z puszką, że dostały istotny datek. Radość i uśmiechy tych dzieci, obok świadomości, że można zrobić coś dla innych, to chyba największa nagroda za udział w tym wspaniałym ruchu dobrej woli. Współczuję hejterom.
Miłość, o jakiej pisze Augustyn, to raczej władza. Platon w Prawach pisał o naturalnym uprawnieniu władzy (688e-691d) 1. Rodziców nad dziećmi, 2. Szlachetnie urodzonych nad nieszlachetnie urodzonymi, 3. Starszych nad młodszymi, 4. Panów nad niewolnikami, 5. Silniejszych nad słabszymi, 6. Znających się nad nieznającymi się, 7. Miłych bogom (losowanie) nad pozbawionymi takiego szczęścia. Platońsko-augustiańskie poglądy przetrwały do dziś, o czym można przekonać się oglądając Białą wstążkę Michaele Haneke. Krystian Lupa, w związku z pracą nad Wymazywaniem Thomasa Bernhardta, mówił, że „Każda społeczność tworzy swoich nowych ludzi – dzieci trzeba przerabiać na dorosłych, same tego nie zrobią. Do produkcji człowieka służy tzw. kindersztuba. […] Dzieci są w ten sposób tresowane. Dzieje się to, zanim zdołają rozwinąć krytyczne wnioskowanie, czyli są tresowane bezmyślnie. Potem nie mogą samodzielnie poradzić sobie z dylematem moralnym. Tak trzeba i koniec […]”. Wiernymi uczniami Augustyna są małżonkowie Debbie i Michael Pearl. Nie mówią o tresurze, lecz o treningu (wydawca polskiego wydania ich książki Jak trenować dziecko. Trening czyni mistrza wycofał ją z obiegu), którego środkiem jest bicie. „Kiedy nadchodzi czas, aby użyć rózgi, weź głęboki oddech, uspokój się i pomódl się na przykład takimi słowami: »Panie, niech te razy będą błogosławieństwem dla mojego dziecka. Oczyść go ze złego humoru i buntu. Pomóż mi właściwie zastąpić Ciebie w tym karceniu«”.
Ale Niemcy maję swojego Waltera von der Vogelweide, który już w XIII w.. powiedział :
Kindes Zucht beherten
Nieman kann mit Gerten.
Wer sein Wort zu halten mac,
Dem ist ein Wort, wie ein Slac.
Nieman kann mit Gerten,
Kindes Zucht beherten.
Przepraszam, że w tym Gronie popisuję się marną ortografią i może nie całkiem zapamiętanym tekstem.
Ten Mittelhochdeutsh jakoś nie chciał się mnie trzymać. Sens jest istotny. Bo rzeczywiście nie da się
rózgami ulepszyć wychowania dzieci, a rozumne skarcenie potrafi również dotkliwie zaboleć.
Oczywiście, zakładając, że obiekt wychowania ma sumienie.
A ten Walther był wielki !
Czytając wpisy dotyczące średniowiecznych a i późniejszych rozważań nad hodowlą i trenowaniem czy tresowaniem dzieci, mamy porównanie ze stanem obecnym. Widać drogę jaką przeszła cywilizacja w ciągu ostatnich kilkuset lat. Zarazem docierają do nas informacje jak populiści i alt-rightowcy próbują wędrować w kierunku przeciwnym, także wobec dzieci.
Pomijając muzyczny kontekst zawołania Jurka Owsiaka („Róbta, co chceta, czyli rockandrollowa jazda bez trzymanki”), który przybliżył Sławek, przypominam, że najwcześniej zaatakował go kard. Glemp. Ten sam, który mówił o ujadaniu piesków podwórkowych… Nie mogę znaleźć cytatu
Nad dokładną treścią rzeczonego „chlapnięcia” głowiono się już przed dwiema dekadami:
https://blogtaktyczny.wordpress.com/2008/01/28/historyczne-slowa-glempa/
Ciekawe rozważania o Glempie, który jawnie nie lubił swojego zwierzchnika JP II, czemu nie omieszkał dać wyrazu nawet w okolicach pogrzebu papieża. Swoją drogą postawa tego hierarchy i wielu innych w kolejnych latach sprawiła, że do polskiego krk coraz bardziej pasuje “poselska” wersja tego starego przysłowia: “Psy szczekają a karawan jedzie dalej”.
Karawan, czyli – jak sama nazwa wskazuje – czarny furgon. 😉