Marek Jastrząb: Biurokratyczna choroba Parkinsona2 min czytania


28.02.2025

Ojcze nasz” składa się z 56 słów,
Deklaracja Niepodległości – z 300, a
rozporządzenie rządu w sprawie cen
jarzyn – z 26.911 słów

Po godzinach opędzania się przed klientelą, zmachany od wyrażania współczucia, pozbawiony służbowego grymasu zatroskania i uprzejmości, staje się jednym z nas: czyta o machlojkach na świeczniku, o powszechnej znieczulicy, sądnych dniach i czarnych godzinach, o krwawych jatkach z fruwającymi manelami w tle i złorzeczy na nieznanych sprawców i nieczyste siły.

Boi się zajrzeć do kuchni, skąd docierają do niego podejrzane szmery, obawia się wyjść za próg sypialni, słania się ze strachu przed fałszywym listonoszem z fałszywą torbą, który chce go napaść, zatem marzy tylko o tym, by wreszcie pójść do pracy, gdzie czeka go bezpieczny fotelik i ukochane skoroszyty.

*

Choć od wydrukowania pierwszej książki C. N. Parkinsona o pączkowaniu biurokracji (1957) upłynęło wiele lat, poruszana w niej sprawa ciągle jest aktualna. Mamy coraz więcej urzędów. Pracujący w nich zawodowcy nadal otrzymują nagrody za podejmowanie fatalnych decyzji, a ich misja polega na podejrzewaniu obywateli o kradzież. Obowiązuje brak zaufania. Domniemanie niewinności jest fikcją.

W myśl biurokratycznych przykazań: im więcej i głupiej, tym lepiej, bo gorzej. A co urząd, to dowolna interpretacja przepisów. Do wyposażenia każdego ze sprawujących funkcję ich interpretatora, zalicza się biurko, zestaw pieczątek, kosz na podania i klęcznik dla suplikantów. Do jego obowiązków należy udzielanie lub odmawianie zezwoleń oraz nie ponoszenie odpowiedzialności za cokolwiek i publiczne wygłaszanie mantry: CO JA MOGĘ?

To tylko kropelka w morzu administracyjnych nonsensów; przykłady walają się po ulicach: chybione postanowienia, owocne pomyłki, bezlik zaniedbań i poniechań. Nawalanek o podobnym znaczeniu mamy setki. Setki kropel przekładających się na korupcyjne myki w postaci np. nieprzejezdnych autostrad, rozpoczętych i porzuconych inwestycji.

Zgoda, to są tylko kropelki. Ale kiedy się je zliczy, okazuje się, że zewsząd zalewa nas powódź.

*

Powiada się, że urzędnik, to inna kategoria człowieka. Lecz, na szczęście, prywatnie jest człowiekiem reagującym normalnie. Wścieka się we właściwych miejscach, bulwersuje zgodnie z tym, co przeczytał, przeraża go to, co innych, narzeka na nieufne traktowanie go w instytucjach, w których występuje w roli petenta i dopiero w pracy zachodzi w nim doszczętna przemiana.

Nie wiadomo, czy to na widok pieczątki, dziurkacza czy biurka z telefonem, zwykły poczciwiec przekształca się w bestię z gałami jak paragrafy, przepisy i martwe litery prawa. I nie wiadomo, czy zdaje sobie sprawę, że jest zależny od innego urzędnika z innego urzędu, którego wczoraj odmownie obsługiwał. Czy wie, że przemienia się w pokornego petenta obserwującego smętnym wzrokiem, jak suplika, z którą przyszedł, majestatycznie i drwiąco osiada w spluwaczce na odmowne odpowiedzi.