10.04.2025
No to mamy, mamy rekordową ilość zarejestrowanych kandydatów na urząd prezydenta RP. Jest ich blisko dwudziestu, dwudziestu ludzi z których każdy startuje do wyborów prezentując swój program, mówiąc co zrobi, gdy zostanie wybrany.
To są wybory na najważniejszy urząd w państwie, prezydent jest głową państwa, zwierzchnikiem sił zbrojnych, reprezentuje kraj na międzynarodowych konferencjach, zaprasza i jest zapraszany przez innych prezydentów, mieszka – na koszt podatników – w Pałacu, kiedyś pałacu carskiego namiestnika, teraz prezydenckim, ma swoje ośrodki w Juracie i w innych rejonach kraju. Z realnej władzy przysługuje mu jedynie inicjatywa ustawodawcza – ale jego projekt musi przejść całą procedurę parlamentarną, być rozpatrzony i przyjęty przez obie izby polskiego parlamentu – to długa i żmudna droga. To nie tak, jak w innych krajach, w których obowiązuje system prezydencki, gdzie prezydent realnie rządzi. Polski prezydent ma jednak silną władzę negatywną, może wetować każdą ustawę, a odrzucenie jego weta. to trudna sprawa – tu nie wystarcza zwykła większość.
Tak, czy siak – prezydent w Polsce, to ktoś ważny, to nie atrapa ani ktoś od „pilnowania żyrandola”, jak powiedział to kiedyś Donald Tusk.
Nawet pobieżna analiza tego kim są niektórzy kandydaci wykazuje, że ich start jest hucpą, szansą na zaistnienie, zrobienie sobie nazwiska. Tylko tyle i aż tyle. To, że dzieje się to w czasie ostrej walki politycznej realnych kandydatów, za którymi stoją realne partie polityczne, może przynieść – i przyniesie – realne straty dla jakości życia politycznego. Ich obecność w kampanii, ich rozpaczliwe próby zwrócenia na siebie uwagi obniżą poziom życia politycznego w Polsce, a ten jest już i tak żenująco niski.
No to co robić, jak wyjść z tego zaklętego kręgu głupoty, chorych ambicji i zwykłego chamstwa, jakie obserwujemy od lat w Polsce ?
Skoro ulegliśmy urokowi demokracji przedstawicielskiej i wybory to podobno święto demokracji, to każda próba likwidacji takich rozwiązań jakie zapisaliśmy sobie w Konstytucji z 1997 roku zostanie odebrana jako zamach na demokrację, a to oznaczać może tylko śmierć polityczną tego kto to zaproponuje. Każda próba ograniczania możliwości zgłoszenia się każdego obywatela mającego czynne i bierne prawo wyborcze będzie odebrana jako zamach na demokrację. Z drugiej strony, tak jak jest być nie może – przecież nie da się wykluczyć, że w kolejnych wyborach pojawi się nie dwudziestu, a stu dwudziestu kandydatów, z których każdy będzie chciał mieć w życiorysie start w wyborach na urząd prezydenta RP. To się dobrze słyszy, to dobrze wygląda w papierach. Kryterium 100 tysięcy podpisów nie wystarcza, już teraz zdobyli je ludzie, którzy później uzyskują po kilka tysięcy głosów – podpisać się na liście zgłaszającego chęć startu w wyborach to nie to samo, co oddanie na niego głosu przy urnie.
Zostaje tylko powrót do rozpatrywanej w czasie prac na obecną konstytucją propozycji, by prezydenta wybierało Zgromadzenie Narodowe, Sejm i Senat, by to tych 560 wybranych wcześniej parlamentarzystów wybierało prezydenta RP. Wybory dokonane przez tych 560 ludzi mających ważny mandat uzyskany w wolnych wyborach mogą zachować racjonalność i odzwierciedlać realny rozkład sił politycznych w kraju. Nie będzie wtedy tego cyrku, jaki mamy obecnie, nie będzie tego zamętu, jaki powoduje kampania prezydencka jaką obserwujemy obecnie i jaki nasili się jeszcze, gdy wystartują wszyscy zarejestrowani kandydaci.
To co będzie się działo przekroczy próg wrażliwości każdego obywatela, ten zamęt i kociokwik jaki się zacznie może jedynie obniżyć frekwencję wyborczą – a ta nie jest w Polsce najwyższa.
Wybory pośrednie, wybory przez 560 członków Zgromadzenia Narodowego, są realną propozycją wyjścia z tego bagna. Potrzebna jest zmiana zapisu w naszej Konstytucji, to da się zrobić, nowo wybrany prezydent musi być myślącym człowiekiem – jest taki wśród obecnych poważnych kandydatów.
Sprawa zmiany sposobu wyboru prezydenta niech stanie się jednym z problemów, przed rozwiązaniem których stanie nasze państwo – trzeba się za to zabrać zaraz po tych – oby ostatnich wyborach prezydenckich, w których startuje dwudziestu „kandydatów”.
PS, Pisałem już o tym czas jakiś temu i z pewną ciekawością odnotowałem, że Leszek Miler, człowiek nie z mojej bajki, wystąpił ostatnio z takim samym pomysłem – ciekawe…

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.
Antoni Kępiński: „Należy przypuszczać, że u wyższych przynajmniej kręgowców głowa jest istotnym czynnikiem we wzajemnym rozpoznawaniu się i rozpoznawaniu podstawowych stanów emocjonalnych. Na pewno jest tak u człowieka – twarz jest jego legitymacją”. Z tym wiąże się mój mało wyszukany, przyznaję, kłopot. Wiem, że nie powinno się nikogo oceniać po wyglądzie, ale bardzo trudno mi wiązać słowo „prezydent” z obliczem kandydata „obywatelskiego”.
No i po debacie (debatach) w Końskich – bo tam się przecież wygrywa wybory. To już najwyższy czas by zakończyć to żenujące widowisko .
Stawiam pytanie – a co będzie gdy kandydatów do prezydentury zgłosi się stu albo więcej – wtedy też będą takie „debaty”?