07.09.2025
To ostatnio najbardziej powtarzane słowo w polskich mediach, pozostawiające w tyle „seksualizację dzieci”, ”miks paliwowy”, a nawet „opaskę kapitańską” Lewandowskiego.
Zaczęło się od ujawnienia przez Kancelarię Prezydenta tekstu stanowiska rządu w związku z wizytą szefa państwa w USA. Funkcjonariusze Kancelarii obśmiewali w mediach otrzymaną z Ministerstwa Spraw Zagranicznych notatkę „w formacie A4”, wytykając jej lakoniczność i banalność. Tymczasem, notatka, była tylko syntetycznym podsumowaniem obszernych, szczegółowych materiałów, jakie resort spraw zagranicznych przekazał Prezydentowi zwracając uwagę m.in. na tak istotne sprawy jak nie podejmowanie na tym etapie konkretnych zobowiązań dotyczących kolejnych zakupów broni czy elektrowni atomowych z uwagi na niezbędne postępowania przetargowe, a także unikanie drażliwego tematu cyfrowego podatku, który może objąć amerykańskie firmy technologiczne, a projekty w tej sprawie są dopiero w stadium konsultacji, zarówno na szczeblu krajowym, jak i unijnym.
Gdy okazało się, że sprawy poruszone w notatce MSZ nie są do śmiechu, jej adresaci stanęli pod zarzutem, że ujawnili treść ważnego dokumentu powodując osłabienie pozycji negocjacyjnej polskiej strony, na co kancelaryjni urzędnicy powoływali się na brak zastrzeżenia poufności przesłanego im tekstu. To jednak mało przekonujący wybieg, ponieważ nie mogli mieć wątpliwości, że otrzymali pismo służbowe, a takie teksty z natury nie są przeznaczone do publicznej wiadomości.
Później, po wzajemnych reprymendach, minister spraw zagranicznych i przedstawiciel prezydenckiej kancelarii radośnie zakomunikowali, że bez zbędnej zwłoki przekazali drugiej stronie „notatki” z rozmów, odpowiednio: z prezydentem USA i sekretarzem stanu. To wyglądało, jakby mówili o czymś niezwykłym, czynach wynikających z dobrej woli, a nie rutynowych przepisów, regulujących funkcjonowanie instytucji państwa.
O czym świadczy całe to zdarzenie? Niestety, nie jest ono zabawne, lecz odsłania poważne schorzenia naszego organizmu państwowego i jego instytucji, ich pęknięcie, tak, jakbyśmy żyli w państwie dwuwładzy. W normalnym kraju takie sprawy są uregulowane i funkcjonują bez zakłóceń niezależnie od tego, kto rządzi. Tak też dotąd było w Polsce, mimo kohabitacyjnych zgrzytów. Czyżby teraz nie było przepisów regulujących bezzwłoczne rozsyłanie informacji dla najważniejszych osób w państwie, a także instrukcji, określającej zasady kwalifikowania poufności dokumentów? A może są takie regulacje, tylko bywają pomijane, dla zaznaczenia własnej nadrzędności. Tak działa organizm przepołowiony, rozdarty prywatą i osobistymi ambicjami, a nie interesem państwa, na który się wszyscy powołują.
Czas na opamiętanie, bo skutki wewnętrznego podziału i ostrej polaryzacji mogą doprowadzić do marginalizacji państwa i osłabienia jego międzynarodowej i regionalnej pozycji.


„…jakbyśmy żyli w państwie dwuwładzy”
*
Właśnie realizuje się scenariusz dwuwładzy, który ma utorować PiS powrót do koryta. (Koryto w sensie dosłownym.)
Do opamiętania nawoływano też przed rozbiorami… Robili to poeci, pisarze, uczeni, a nawet księża (ci, którzy mieli rozum). Dziś można sobie wołać, można widzieć zagrożenie (wojna za miedzą, Trump), ale nikogo to 'nie szczypie”…