Strasznie się „oświecone społeczeństwo” rzuciło na Donalda Tuska, gdy zaapelował, by nie brać udziału w referendum na temat odwołania Hanny Gronkiewicz Waltz z funkcji Prezydenta Warszawy.
Zaprzysięgli „demokraci” reprezentowani głównie przez dziennikarzy wszystkich opcji i politologów z dyplomami rozmaitych uczelni, zarzucali mu, że nawołuje społeczeństwo do bierności.
Tymczasem nie wzięcie udziału w referendum jest zachowaniem jak najbardziej politycznym. I to zachowaniem całkiem świadomym i odpowiedzialnym.
Wynika to z natury tego akurat referendum. Zostało ono zorganizowane przez zwolenników odwołania pani Prezydent. Wykazali oni dużą aktywność polityczną, włożyli kawał roboty w zbieranie podpisów i są zdeterminowani , by Hannę Gronkiewicz Waltz odwołać. Należy się spodziewać, że na referendum nie zabraknie nikogo, kto podpisy na ulicy zbierał i nikogo kto swój podpis złożył. Bo taka jest prawidłowość, że ci którym na zmianach zależy są bardziej aktywni od tych, którzy wolą utrzymać status quo.
Zasady są proste, na pytanie „czy odwołać panią Prezydent” uczestnicy odpowiadają „tak”, albo „nie”.
By referendum było ważne potrzeba ok. 400 000 głosów. Nieco mniej, ale tak łatwiej liczyć. Obywatel świadomy i mądry zaczyna więc liczyć:
Jeżeli stosunek głosów będzie 200 001-„tak” i 199 999 „nie” Hanna Gronkiewicz-Waltz zostanie odwołana.
A jeżeli padnie za jej odwołaniem 399 999 głosów i ani jeden przeciw?
Wtedy nie zostanie odwołana, gdyż referendum nie będzie miało minimum głosów.
Ale w tej konstelacji wystarczy jeden obywatel namówiony przez redaktora Morozowskiego, który pójdzie oddać głos przeciw, by ogólna liczba głosów wyniosła 400 000. Referendum było by wtedy ważne i Prezes Kaczyński ogłosił by anihilację wroga.
Przed świadomym i potrafiącym logicznie myśleć zwolennikiem H.G-W (albo tylko przeciwnikiem awantur) otwiera się bardzo kusząca perspektywa. Otóż, aby osiągnąć swój cel utrzymania jej na stanowisku nie musi nic robić. Nawet nie powinien. Co więc może zrobić świadomy i myślący obywatel? Zostać w domu, albo pojechać na wycieczkę.
Szansa, że zbierze się 400 000 przeciwników obecnej Prezydent, jest w 1,7- milionowej Warszawie raczej nieduża.
Z tego wynika, że branie udziału w referendum jest de facto poparciem dla przeciwników H.G-W i napędzaniem im frekwencji. Chcą odwołać niech się sami o to starają. Nie ma najmniejszego powodu by im w tym pomagać.
Wstrzymanie się od udziału jest w tym wypadku świadomym aktem obywatelskiego wyboru i nie dajmy sobie wmówić, że jest inaczej.
Joanna Załuska, wiceprzewodnicząca Fundacji Batorego i dyrektor programu „Masz głos, masz wybór”, ma rację gdy uparcie alarmuje, że „w naszym kraju problemem jest to, że obywatele nie biorą udziału w wyborach, bo nie wierzą w siłę swojego głosu, uważają, że nie ma on znaczenia”.
Ale to nie odnosi się do takiego konstruktu wyborczego, jakim jest akurat to głosowanie.
Wprawdzie trudno będzie odróżnić, kto nie poszedł głosować świadomie, a kto z obojętności, ale odmowa udziału w bardzo konkretnej akcji (a to jest konkretna akcja), nie musi świadczyć o bierności politycznej w ogóle, tylko o niezainteresowaniu tą właśnie akcją.
W końcu wybór niebrania udziału w awanturze jest suwerennym wyborem obywatela.
A poza tym – demokracja nie polega na tym, że każdy ma obowiązek brać udział w każdej ustawce.
Andrzej Kołaczkowski-Bochenek
Warszawiacy wbrew pseudodemokratom powinni licznie wziąć udział w referendum i powinni odwołać Gronkiewicz-Waltz. To byłaby dobra nauczka dla PO i jej popleczników.
Pokażecie jak nie wiem. 7 000 000 złotych w budżet miasta. I to na rok przed końcem kadencji prezydent.
Wiele rzeczy mi się nie podoba, wiele można było zrobić dobrze albo lepiej – ale po ’89 roku jest to najlepszy prezydent jakiego Warszawa miała.
Naprawdę nie pamiętacie to co robili poprzednicy? W jakim stanie zostawili finanse miasta?
Morozowskiego trzeba zrozumieć. On działa w dobrze pojętym interesie firmy. Odwołanie HGW to przecież łakomy kasek, całe dzienne ramówki wypełnione informacjami, że “już się pakuje”, “już się spakowała”, wywiady z facetem, który dostarczył jej kartonów do pakowania itd. Plus sceny nieutulonego żalu redakcji TVN24 po stracie “takiej dobrej pani prezydent” (mają już w tym wprawę).
A gdzie w tym wszystkim Polska, Warszawa i jej obywatele? No, nie żartujmy…
Z punktu widzenia PIS Morozowski i Sekielski ZAWSZE byli parą bardzo pożytecznych idiotów. Teraz, kiedy Morozowski został sam, okazuje się że czasami jego poziom intelektualny jest “niższy niż ustawa przewiduje”.
Racja. Morozowskiemu odpuszczamy. Wolną gra gospodarcza jest ważna.
Ale co z całą rzeszą politologów? Przecież ich dochód jest niezależny od tego co mówią, tylko od tego ile mówią. 🙂
@A.K-B, no właśnie. Gdyby był uzależniony od tego, czy mówią z sensem, pewnie by zmienili zdanie. I byłoby nudno.
No proszę: proste wyliczenie może wyjaśnić więcej, niż wielka machina propagandowa. Zrozumiałem. Dziękuję.
no prosze- a jak za komuny nie chodzilismy glosowac to było dobrze ? to była postawa obywatelska ?
Za komuny decyzja czy się pójdzie głosować miała wymiar wyłącznie moralny: wybór był niewielki jeśli można się tak wyrazić, a frekwencja zawsze wynosiła ok. 98%.
Stary numer stosowany w III RP, oddawanie władzy po jednej kadencji lub przed terminem i przechodzenie do opozycji.
Zasadę złamała PO, trwa drugą kadencję, robi coś konsekwentnie w miarę i zostanie rozliczona przy terminowych wyborach. Może się zdarzyć i trzecia tura po dokonanym bilansie. Partie trzymające władzę oddawały ją po czterech latach z ulgą, zarzut o niedokonaniu czegoś tam odpierano argumentem że nie zdążyli bo to tylko cztery lata. Rok pierwszy to obsadzanie stanowisk, rok drugi to weryfikacja planów poprzedników i przeciąganie wszystkiego co się da w czasie. Rok trzeci to żniwa finansowe dla partyjnej armii, rok czwarty przygotowania do oddania władzy aby nie pociągnięto nikogo do odpowiedzialności jakiejkolwiek. Dłuższe rządy to najzwyczajniej rozliczenie człowieka stojącego na czele partii rządzącej. PiS oddał władzę bo narozrabiał tyle co inni w czasie pełnej kadencji. Uszło im to na sucho, ale do koryta daleko więc warto przejąć władzę na jedna kadencję, stąd to parcie do wyborów, najlepiej wcześniejszych.
A wyborcy? Stado ludzkie bezrefleksyjne, sterowane przez media jakiekolwiek aby nowi-starzy cwaniacy polityczni otoczyli grill z zagrychą.
Ps. Jak łatwo jest do dzisiaj rozliczać PRL która trwała lat 45, nieprawdaż?