za chwilę rozlegną się chóralne żądania powołania komisji parlamentarnej dla wyświetlenia świeżo ujawnionego skandalu, bo tak jest w zwyczaju, mimo że, jak poucza doświadczenie, pożytek z takich komisji jest znikomy.
czy dowiedzieliśmy się kto wchodził w skład „grupy trzymającej władzę”? a może poznaliśmy dokładne okoliczności domniemanego samobójstwa barbary blidy? albo zostały potwierdzone i wyświetlone zarzuty wywierania przez członów rządu nacisków na policję, służby specjalne i wymiar sprawiedliwości? (pytanie za 20 punktów – kto był wówczas premierem? dla ułatwienia dodam, że w dzieciństwie zagrał w filmie razem ze swoim bratem bliźniakiem)
komisje obradowaly miesiącami i praca w nich była dla niektórych polityków trampoliną do szybkiej kariery. dlatego ważniejsze od ustalenia stanu faktycznego bylo korzystne zaprezentowanie się w mediach. polski sejm przeżywał więc prawdziwą inflację komisji, które zamiast wyświetlać przedmiot dociekań jeszcze bardziej go gmatwały.
mieszkam w kraju, w którym powoływanie parlamentarnych komisji śledczych jest zjawiskiem niezmiernie rzadkim. robi się to w sprawach wyjątkowej ważności. na początku lat 90. powowłano taką komisję w związku z podejrzeniami, że minister sprawiedliwości (prywatnie przyjaciel premiera) naciskal na urzędników swego ministerstwa, by sabotowali łączenie rodzin tamilskich uchodźców ze sri lanki. praktyka ta stała w jaskrawej sprzeczności z konwencją NZ do spraw uchodźców, ratyfikowaną przez danię i z ustawą o odpowiedzialności ministra. jeszcze w trakcie pracy komisji premier wyglosił w parlamencie przemówienie, w którrym dowodził, że nic nie zostało w tej sprawie zmiecione pod dywan. mowa ta zasłynęła jako ” dywanową oracją schlütera”.
zgodnie z przepisami w przypadku powoływania komisji parlamentarnej na jej czele stoi sędzia sądu najwyższego i on właśnie ma ŋłos decydujący.
kiedy po niemal trzyletniej pracy komisji ukazał liczący 6 000 stron raport, zawarta w nim krytyka nie pozostawiała wątpliwości co do winy ministra i premiera. szefowi rządu nie pozostało nic innego jak złożyć dymisję gabinetu i rozpisać wybory. rządząca przez 10 lat koalicja konserwatywno- liberalna utraciła w nich władzę na rzecz socjaldemokratów. minister sprawiedliwości erik ninn-hansen został postawiony przed trybunałem stanu, który powołano po raz pierwszy od 1910 roku i po raz czwarty w dziejach danii. skazano go na cztery miesiące pozbawienia wolności z zawieszeniem i nikogo nie ogarniala histeria z powodu nadmiernej łagodności wyroku. ważny był sam fakt zwołania trybunału i napiętnowania czynu. jąpo raz pierwszy tewizji pozwolono na transmisję z sądu, ale mogła ona pokazać tylko odczytanie wyroku. normalnie na sali sądowej nie wolno nawet robić zdjęć, więc gazety ilustrują przebieg rozprawy rysunkami.
po procesie superministerstwo, jakim był resort skazanego zostało gruntownie uszczuplone. wyjętom.in. spod jego kompetencji sprawy cudzoziemców.
a gdyby komuś już teraz tego właśnie brakowało, to polityka skutecznie mu skompensuje ten utracony dreszczyk emocji.


Fajne to „Ekstra Bladzie”! Może by tak wydawać polską wersję?
Co do reszty, to też dochodzę do wniosku, że nasi spiskowcy jeszcze nawet do Klossa nie dorośli. Człowiek spodziewa się profesora Moriarty’ego, a potem okaże się, że to Józiek ze szwagrem.
Co ciekawe, nie ma u nas czegoś takiego w polityce, jak strach przed ośmieszeniem się. Dzisiejsza deklaracja posła Wiplera rozczuliła mnie do łez, a konwent opozycyjny w składzie Błaszczak, Kempa i Gowin pokazał Polakom, kto grozi im w razie dalszego pomyślnego rozwoju naszej socja… znaczy podsłuchowej afery.
Deklaracja „najważniejsze to usunąć Tuska, nieważne z kim na spółkę…” wskazuje na wysokie kompetencje merytoryczne naszych polityków.
Chyba jeszcze nigdy w naszej historii opozycja tak skutecznie nie przyszła w sukurs rządowi ośmieszając się na wszelki wypadek, by czasem rodakom nie przyszło do głowy powołać ich w skład rządu.
A pomysł z sędzią na czele komisji parlamentarnych dobry. Deal!(to teraz najmodniejsze słowo).