Ta scena pewnie przejdzie do historii polskiego parlamentaryzmu: trwa dyskusja nad projektem nowej ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa, poseł PO Michał Szczerba powołuje się na tłumaczoną z angielskiego broszurę o tym co politycy powinni wiedzieć na temat prawa. Schodzi z trybuny, zmierza do pierwszej ławki, w której siedzi prezes PiS-u, i kładzie przed nim omawianą broszurę.
https://youtu.be/7Ms_O9jsHG8
Ledwo broszurka dotknęła blatu, poseł Brudziński ze złością szurnął ją na podłogę. Niezrażony poseł Szczerba podniósł to „zatrute jajo” i próbował położyć broszurę jeszcze raz przed prezesem. I oto co następuje – posłowie Brudziński i Terlecki jak na komendę stają w taki sposób, żeby ciałami swymi osłonić siedzącego prezesa, co im się udaje. I poseł Szczerba jak niepyszny odchodzi ze swoją broszurą.
Oglądałam dyskusję nad kolejnym, już prawie ostatnim, etapem podporządkowania polskiego sądownictwa partii panującej. Temat bodaj najważniejszy dla ustroju Polski, ale dla przeciętnego Suwerena mało ważny, a dla masowego Suwerena, sympatyka PiS, zupełnie nieciekawy. Najlepszy dowód, że rządowe „Wiadomości” w swoim głównym wydaniu sporo czasu poświęciły rozpatrywanej przez Sejm i kontrowersyjnej podwyżce cen benzyny a słowem nie zająknęły się o tym, że opozycja w Sejmie przestrzegała czym grozi partyjne sterowanie sędziami. Sądy nie są w narodzie popularne – terminy odległe, sprawy się wloką, PiS mówi że trzeba to naprawić więc pewnie ma rację że trzeba je naprawić. Argumenty Ziobry są dla przeciętnego człowieka zrozumiałe – przecież lepiej, żeby na wybór sędziów wpływ mieli też posłowie, którzy reprezentują naród, aniżeli sami sędziowie bo nikt nie jest prorokiem we własnej sprawie. Prezes nie musi czytać angielskiej broszury, żeby wiedzieć co jest dla narodu dobre.
Oglądałam to ponure widowisko w Sejmie i kolejny już raz miałam wrażenie, że czas cofnął się do mojej wczesnej młodości. Tyle że kilkadziesiąt lat temu, w początkach PRL-u, byłam młodzieżówką skłonną uwierzyć partii, że chodzi jej o porządek i sprawiedliwość społeczną. Teraz wiadomo, że to było oszustwo, czy pomyłka, jak chcą niektórzy i nie ma co się łudzić, że zamiana niezależności na zależność od polityków może być lepsza.
Jeden z posłów PO przytoczył w dyskusji fragment z przemówienia Władysława Gomułki z 1948 roku, w którym on jasno zapowiedział, że partia rządząca musi przejąć pełnię władzy nad ważnymi dziedzinami życia – administracją, oświatą, kulturą, sądownictwem. I PPR, a potem PZPR tę władzę przejęło, a społeczeństwo odczuło na własnej skórze czym brak pluralizmu pachnie. Komunizm przegrał, ale kończył się długo i zostawił po sobie zrujnowany kraj. Potępiliśmy komunizm, przez ćwierć wieku udało się zorganizować demokratyczne państwo, także sądownictwo, na zasadach jakimi kierują się rozwinięte kraje. Nie było idealnie, jednak liczyły się kompetencje zawodowe i niezależność bardziej niż polityczne układy. A teraz wracamy do czasów z przemówienia Gomułki, kiedy rządząca partia uzurpuje sobie prawo przejmowania pod swoje skrzydła wszystkich ważnych dziedzin życia narodowego.
Jest jednak różnica – tamten ustrój nie udawał, że to co robi jest normalną, nazywaną przez nich burżuazyjną demokracją w stylu zachodnim. Nazwano ją demokracją ludową i miała być lepsza od tej burżuazyjnej. Teraz PiS wprowadza tu swoją partyjną demokrację i nazywa dobrą zmianą. Ma to być znowu demokracja jednej partii z pierwszym sekretarzem na czele.
W najśmielszych snach nie przypuszczałam, że u schyłku życia trafi mi się taka reinkarnacja, czyli powrót na ziemię ojczystą rządzoną tak samo jak za mojej młodości.
Oglądanie tej relacji z Sejmu to było dramatyczne widowisko. Powinnam wyłączyć telewizor, jak zapewne większość współobywateli zrobiło, ale zdumienie, że dzieje się to na jawie a nie we śnie przykuwało do ekranu. Na pierwszym planie siedział prezes. Miał zaciśnięte wargi, nie wiem czy to nawyk, tik nerwowy, objaw skupienia , czy wyjątkowego podniecenia. W końcu odgrywał się jeden z głównych aktów swojej strategii w programie przejmowania państwa. Zostały wprawdzie jeszcze do przejęcia niezależne media prywatne, ale dzięki dyrygowaniu sędziami można będzie już usuwać ze stanowisk ludzi z różnych obszarów życia. Ludzi niewygodnych dla dobrej zmiany. A także trzymać w szachu tych, którym przychodzi do głowy partyjne nieposłuszeństwo.
Opozycja dwoiła się i troiła. Za moich młodych lat w sejmie było nie do pomyślenia, żeby ktokolwiek tak otwarcie atakował „władzę ludową”. Teraz jest inaczej – gadajcie co chcecie, ważne jest tylko czy mamy większość. Bo większość wisiała na włosku i niewiele brakowało, żeby starannie przygotowane przez ministra-prokuratora Ziobrę ustawy nie przeszły. Opozycja się piekliła, wysuwała obawy, bluzgała oskarżeniami, a prezes i jego sąsiedzi siedzieli spokojnie jak w poczekalni dworcowej i nawet im powieki nie drgały. Posłowie PiS czytali sobie coś pod ławką, pani premier omawiała z ministrem Szyszko zapewne strategię dalszej walki z obcą ingerencją w naszą puszczę. Bo nie były ważne prawnicze argumenty i partia rządząca nawet nie udawała że ich słucha. Ważne było jedynie, żeby nikt ze swoich nie wyszedł kiedy dojdzie do głosowania i nie zachwiał kruchą większością. Myślę, że temu też poświęcone były zaciśnięte nerwowo wargi prezesa.
W programie pełnego przejmowania sądownictwa są nie tylko groźby, są także nagrody. Dobry minister-prokurator przewidział konfitury w postaci szybkiej ścieżki awansu dla tych służebników sądownictwa, którzy nie zawiodą pokładanych w nich nadziei. Ale, rzecz jasna są i kary. Minister-prokurator generalny może odwołać w dowolnej chwili każdego prezesa sądu bez uzasadnienia!
Myślę, że wszystkie kroki zostały starannie przemyślane przez genialnego stratega, który w napięciu, z nerwowo zaciśniętymi wargami śledził jak gładko jego plan przechodzi przez demokratyczne bariery.
Kiedy wyłączyłam wreszcie telewizor z tym horrorem jedna myśl kołatała mi się po głowie – do kitu jest system demokracji liberalnej, najlepszego ustroju jakiego się ludzie w naszej cywilizacji dochrapali, skoro tak łatwo i tak bezboleśnie można go w ciągu jednej nocy, używając legalnych narzędzi, posłać do lamusa. Wszystkie poprawki opozycji z automatu szły do kosza przy pokerowo obojętnych minach zwycięzców. I dalej można śledzić proces nabijania ludzi w butelkę w przejętej, w pierwszej kolejności po wygranych wyborach, państwowej telewizji. Nazajutrz, na przykład, wspomniano tam o protestach opozycji, ale ani słowo nie padło, że protesty głównie dotyczyły wyboru sędziów przez polityków co pozwola bez reszty sądownictwo podporządkować kierowniczej roli partii. Co za mojej młodości było normą.
Genialny strateg śledził ramię w ramię z kumplem Terleckim jak gładko strategia się toczy. Wprawdzie opozycja się piekli, protestuje, podsuwa broszury czyli robi co może, ale strateg przemyślał wszystko i wie, że opozycja nie może nic.
Z przykrością myślę, że będzie wielu rodaków, którym zaimponuje udany manewr czy mówiąc zwyczajnie zamach stanu na demokratyczne struktury. Proszę, jak zręcznie ICH wykołowali!. Cwaniactwo zawsze miało u nas wysoka lokatę.
Przypomniał mi się początek lat 70-ych, w Stoczni Szczecińskiej strajkowano a konkretnie chodziło o prawo wyboru do rad zakładowych ludzi typowanych na wydziałach produkcyjnych a nie w komitecie partyjnym. Obserwowałam radosne ożywienie stoczniowców, wywalczyli sobie to prawo i z entuzjazmem zgłaszali kandydatów. Byłam dobrej myśli – oto demokracja wygrywa z partiokracją. Układam w myślach artykuł do „Sztandaru Młodych” gdzie wtedy pracowałam – o tym jak robotnicy wybijają się na samodzielność. Przed wyjazdem ze Stoczni wstąpiłam jeszcze do rady zakładowej, żeby się pożegnać z gospodarzami. Siedział tam sztab towarzyszy, ktoś akurat przyszedł z wydziału produkcyjnego gdzie trwało głosowanie i opowiadał jak robotnicy wybierają swoich przedstawicieli. A sekretarz partii, który też tam siedział, nie krępując się moją obecnością powiedział uspokajająco: a niech sobie wybierają, niech sobie wybierają. I cała koncepcja reportażu mi się zawaliła.
Przypomniałam sobie ten spokój sekretarza partii w styczniu 1970 roku, kiedy patrzyłam na pokerową minę prezesa partii, rządzącej obecnie w Polsce.
Agnieszka Wróblewska


Jak zwykle Polakom ( polsko katolickiemu ciemnogrodowi ..! ) przestaną te rządy odpowiadać, kiedy będzie już za późno.
PRL przestał odpowiadać Polakom dopiero wtedy, kiedy na półkach sklepowych stał już tylko ocet. Polacy to naród o mentalności niewolników. Dopóki jest kiełbasa i cebula, to będą zadowoleni. Wystarczy poczytać jak w czasie powstania styczniowego kolaborowali z caratem. W tym kraju o wolność walczyły zawsze małe grupki. Większość walczyła najwyżej o kiełbasę.
@Agnieszka Wróblewska: tak, to straszne patrzeć na ten bezczelny demontaż polskiej demokracji. Ale przecież był czas, prawie dekada, aby dobrać się do liderów PiS i rozliczyć ich za dwa lata rządów dekadę temu. Nie zrobiono nic. Powtarzano stare błędy. Dzisiejsza opozycja okazała się bezradna wtedy, jest jeszcze bardziej bezradna dziś. Na własne życzenie.
Mało się mówi o jednym ważnym elemencie: o dobrej woli, którą musi się móc zakładać. Bo konstytucja i całe prawo to przecież umowa społeczna, na której bazuje cały porządek państwa. Z tej umowy społecznej wyłamał się Kaczyński. Bez dobrej woli, bez działania w dobrej wierze nie ma nowoczesnego państwa w naszym kręgu cywilizacyjnym. Co innego dobra wola w porozumieniu społecznym, a całkiem coś innego element woli centralnego ośrodka dyspozycji politycznej, czyli samowola. Czyli to, co w historii Polski prowadziło nieraz do zguby.
Najsmutniejsze jest to, że kiedy jeszcze można było postawić przed sądem te ponure indywidua, to ze strony PO zabrakło trzech głosów, a ówczesna premier, która też była w sejmie nieobecna skwitowała sprawę z całkowitą dezynwolturą mówiąc – cytuję z pamięci; „no i co by zmieniło, gdybym była obecna na głosowaniu? Zabrakłoby jeszcze dwóch głosów…”
Przyznam, że mnie wtedy tak zamurowało, że nie zapomnę tych słów. Tak, jak reakcji Donalda Tuska, kiedy o ustosunkowanie się do paskudnego pomówienia podczas kampanii prezydenckiej poprosił go Włodzimierz Cimoszewicz. Wtedy PO utraciło mój głos w kolejnych wyborach i nie odzyska go.
A poseł Terlecki i ktoś jeszcze – Błaszczak, Brudziński albo ktoś siedzący akurat blisko jest stałym parawanem prezesa, kiedy ktoś się do niego próbuje zbliżyć. Wtedy natychmiast zamiast twarzy Kaczyńskiego widzimy zadki Terleckiego i kogoś tam jeszcze. Taki parawaning sejmowy. Trudno mi się zdecydować, który z tych widoków jest atrakcyjniejszy… czy to złowrogie oblicze, czy te wypięte zadki.
Czyżby prezes był w areszcie partyjnym?
Tak go izolują?
Wie tylko tyle co mu przedstawią?
A może to kamaryla decyduje co prezes ma mówić i robić?
Niewiarygodne?
A może już wiedzą że jest chory ale jeszcze przydatny?
A jak zejdzie do izolatki?
Co wtedy?
Kto będzie odpowiedzialny?
No kto?
PREZES !
Czyli można im nafiukać…
Kto komu może nafiukać, to się okaże. Prezes jest prostym posłem i niczego nie podpisuje. Od tego to on ma tych fajfusów z tylnych ław. Popatrz, kto się podpisał pod poselskim projektem…….
„do kitu jest system demokracji liberalnej, najlepszego ustroju jakiego się ludzie w naszej cywilizacji dochrapali, skoro tak łatwo i tak bezboleśnie można go w ciągu jednej nocy, używając legalnych narzędzi, posłać do lamusa.”
Przydarzyło się Niemcom, przydarzyło się Słowakom i Bułgarom, Węgrom i Turkom, a teraz przydarzyło się nam. Takie są bowiem skutki braku rzeczywistego rozdziału władz i braku mechanizmów rzeczywistej odpowiedzialności w „liberalnych demokracjach”. W amerykańskiej demokracji, mimo wysiłku obu Buszów i inercji Obamy, zaprojektowany przez Ojców Założycieli trójpodział władz jeszcze się jako tako trzyma. I – choć osłabiony – ma szansę otrząsnąć się z rosyjskiego prezydenta już przy najbliższym uzupełnieniu Kongresu. W Europie niestety nie ma państwa, w którym władza wykonawcza byłaby oddzielona od ustawodawczej. W każdym z nich – przy odpowiednio dobranej dawce „pińcet luz” – może się więc przydarzyć dyktatura (choć nie w każdym może się przydarzyć jawne łamanie Konstytucji).
Ja wciąż mam nadzieję, że z kryzysu który teraz przechodzimy wyniknie coś dobrego. Że z popiołów „liberalnej demokracji” narodzi się demokracja prawdziwa. Taka, której prawo stanowić będą nie „przedstawiciele” a obywatele.
O taką może zechcą walczyć także i ci, którzy dziś odżegnują się od myśli o powrocie „aroganckich ośmiorniczek i złodziejstwa w biały dzień”. Może wtedy, gdy KOD zechce zmienić się w KBD… (B od budowy :).
@WSC: bardzo dobry wpis. Też jestem optymistą, że ten przewrót skończy się dojrzalszą postawą obywateli i lepszym ustrojem.
Chcę tu zwrócić uwagę na konieczność dialogu z PiSowską religią. Może czas zrobić ofensywę komunikacyjną z posłami i senatorami PiS, wykładając im w krótki i zrozumiały sposób, dokąd zmierza ich wierchuszka i jak to wpłynie na życie wszystkich obywateli. Trzeba próbować docierać do nich z rozmiękczającyn przesłaniem i z wielu stron. Przecież nie wszyscy tam są idiotami.
@Pokonos – ich górnych półkul nie da się bardziej rozmiękczyć. One takie są, i ta choroba – jak wiadomo – w zaawansowanym stadium nie da się już żadną penicyliną wyleczyć. To nieodwracalny Podlak-Katolik. Wytresowany doświadczeniem życiowym do niewzruszonego przekonania że przesądy niczym nie różnią się od poglądów, że nieważne czy się wierzy, wiara to czapka przynależności do większości, że summa summarum najważniejsza jest przecież kasa i zdrowy żołądek. To ostatnie trudniejsze do osiągnięcia, ale wielu dysponuje technikami samooszustwa, wyłączającymi sumienie&nadkwasotę.
AP > „Przecież nie wszyscy tam są idiotami.”
Ci, którzy nie są, mają pełną świadomość tego, że zostali przestępcami. Rozumieją też, że gdy dyktatura padnie, stracą wszystko. Dlatego też będą służyć reżimowi do końca. Prościej chyba byłoby dotrzeć do idiotów – tym bowiem trudniej zrozumieć, że opcja „jak się rypnie to pójdę do wygranych” już nie istnieje.
AP > „ofensywę komunikacyjną z posłami i senatorami PiS, wykładając im w krótki i zrozumiały sposób, dokąd zmierza ich wierchuszka i jak to wpłynie na życie wszystkich obywateli.”
Zakładając nawet, że jakoś udałoby się takiego mediatora teleportować poza stalowe płoty i kordony policji, i że zdążyłby wypowiedzieć parę zdań niezgodnych z linią partii i ukazem Il Ducke, to i tak nici z przekazu: w zbiorowej papce synaps pis nie istnieje pojęcie „wszyscy obywatele”. Tak się do nich dotrzeć nie da. Tego co ja napiszę też nie przeczytają. Do „dołów” zaś nie ma już jak dotrzeć: zakaz oglądania programów informacyjnych telewizji komercyjnych jest przez proboszczów egzekwowany bezlitośnie. To grzech ciężki „przyjmowania kłamstwa szatana”. Jeśli już, to można u szatana obejrzeć sport, pogodę i film, choć pogoda lepsza w „naszej narodowej”.
Takie zamknięcie, nie tylko umysłowe, pozostawia nam jedną jedyną szczelinę przekazu: „nas jest cztery razy więcej niż was”. To mogą zrozumieć.
„Dialog”, „przekonywanie”, „naświetlanie” itp nie są obecnie możliwe a czas poświęcony na próby dotarcia do członków sekty jest czasem straconym. Lepiej poświęcić go na dotarcie do tych 80% obywateli, którzy mają szansę na zrozumienie, że jest nas cztery razy więcej i że czas na to, by to pies zaczął machać ogonem.
Na dialog, rozmowy i terapię dla oczadzonych będzie czas po. Po ugaszeniu pożaru i wywietrzeniu naszego domu od piwnic po dach. Nie próbujmy więc rozmawiać z cieniami w dymie tylko bierzmy się za gaszenie.
>Rozumieją też, że gdy dyktatura padnie, stracą wszystko. Dlatego też będą służyć reżimowi do końca. Prościej chyba byłoby dotrzeć do idiotów – tym bowiem trudniej zrozumieć, że opcja „jak się rypnie to pójdę do wygranych” już nie istnieje.<
Ach, Panowie optymiści?
Życie, jest krótkie i warto je spędzić w ulubiony sposób. Najlepiej wypasiony..
Chyba lepiej być dyktatorem niż bezdomnym biedakiem, co?
I jeden umrze i drugi też, czyli koniec identyczny…
Pożyć krótko… ale jak panisko! To jest motywacja!
A może długo? Jak ma się talenta polityczne.
Powiem szczerze, ze ogarnia mnie tak zwana biała gorączka kiedy czytam w jakimś tekscie opis działań prezesa PIS jako „genialnego stratega”. Nazywanie go tym pełnym szacunku określeniem wydaje mi się czymś absurdalnym gdyż uważam go jako fuksiarza i cwaniaczka z Marymontu, który w nieprawdopodobnie bezczelny sposób uciekł wraz z Ziobrem przed wyrokiem Trybunału Stanu, a byc może takze przed cieżkim wyrokiem w procesie karnym. Facet który zgromadził ogromny majątek na kłamstwach i oszustwach ( Srebrna, Telegraf, Skoki, nieruchomości ) i nie stracił go tylko dlatego, że wybronili go tacy sami adwokaci, o których dziś czytamy przy okazji sprawozdań z działalności hunwejbinów z komisji reprywatyzacyjnej . I w dodatku temu „wybitnemu strategowi” zwycięstwo w wyborach podali na tacy rozleniwieni i nadęci działacze od ciepłej wody z kranu . Mówiąc o” genialnych strategach” przychodzą nam do głowy różne nazwiska, ale przypominam ze nawet ulubieńcy tłumów bardzo marnie kończą, np przypomnę Kaligulę, Stalina czy Hitlera. A nawet w naszym skromnym kraju, mentalny protoplasta obecnego Gnoma 2.0, czyli towarzysz Wiesław w październiku 1956 był uwielbiany przez cały plac Defilad, a 14 lat później stał się najbardziej znienawidzonym politykiem w historii powojennej,
I myślę że historia sie powtórzy i to nie jako farsa.