Klasa średnia w Polsce zanim dojrzała i urosła została poddana pisowskiej i ludowej represji – i odtąd przegrywa swoje interesy i wizję Polski w Europie.
Przez pierwszy rok rządów PiS-u byłem prawie pewien, że nie przetrwają one jednej kadencji, a już na pewno, że skończą się po 4 latach, jeśli wybory nie zostałyby sfałszowane. Prymitywizm i arogancja tej władzy wydawały się gwarantować jej rychły i haniebny koniec. Po roku dostrzegłem, że ta władza ujawniła Polskę i tych Polaków, których dotąd nie znałem dobrze i nie doceniałem: miliony biednych, słabo wykształconych, sfrustrowane odłamy klasy średniej. PiS zagospodarował i ujawnił Polskę klasy niższej i wszystkich tych, którzy – słusznie lub nie – uznali się za „ofiary” transformacji po 1989 roku.
Zrozumiałem, że mamy do czynienia po raz pierwszy od odzyskania wolności z władzą i elektoratem klasowym, która zainicjował rewolucję w redystrybucji dóbr, i której celem jest osłabienie klasy średniej, zniszczenie elit i ustanowienie społeczeństwa egalitarnego zarządzanego przez nomenklaturę pisowską. PiS zdefiniował i zagospodarował elektorat tych Polaków, którzy w Polsce demokratycznej i liberalnej nie mieliby szans na istotny awans materialny i społeczny.
A stracili cierpliwość, by czekać potulnie aż ogólny dobrobyt podniesie się na tyle, żeby i dla nich coś starczyło na godne życie. Klasa niższa w Polsce – w praktyce większość pracujących– ludzie zarabiający 2– 2,5 tys. zł, z dochodem na osobę od 1–2 tys. zł, bez szans na własny dom, mieszkanie, podróże zagraniczne, dobre wykształcenie. Polska bieda, ci, którzy głosują, uwierzyli i doświadczyli, że PiS wiarygodnie reprezentuje ich interesy ekonomiczne i jest kulturowo bliski. Uwierzyli, że wreszcie przyszedł ich czas.
Symbolem tej zmiany jest 500+, ale chodzi tu o cały system redystrybucji, która z państwem w roli Janosika zabierze bogatym i rozda biednym, i zadba o to, by bogaci, czy po prostu bogatsi zostali zmuszeni do podzielenia się z biedniejszymi. A nawet, by ci zdolniejsi, zasobniejsi, lepiej „ustawieni” zaczęli pracować i służyć klasie niższej – ze strachu przed ludowym państwem PiS-u. Partia PiS jest głosem zemsty klasowej polskiego „ludu” i daje mu nadzieję na trwałość rewolucyjnej redystrybucji i długo oczekiwany awans materialny i społeczny. Ledwo powstała i zadłużona klasa średnia, wciąż na dorobku, niepewna swojej przyszłości, mimo swojego lepszego statusu i możliwości, po 25 latach wolnej Polski pozostała klasową mniejszością.
Materialnym korzyściom beneficjentów pisowskiej redystrybucji towarzyszy „rewolucja” kulturowa: wreszcie polski lud mógł przemówić własnym głosem, pozbawionym skrępowania polityczną poprawnością. Narodowe media stały się tubą nowo odzyskanej wolności ekspresji: można była odtąd do milionów mówić językiem knajackim i pijackim, oddawać się transom ksenofobii, nacjonalizmu, swojości udrapowanej w znane ludowi kostiumu klerykalnych obrzędów i partyjnych akademii rodem z PRL. Sławne „odzyskiwanie godności” oznacza w praktyce głoszenie nieskrępowanej pogardy, nienawiści, przemocy symbolicznej wobec wszystkich, którzy są inni, a zwłaszcza kulturowo obcy. PiS świadomie zaspakaja i nakręca najniższe popędy części Polaków, bo wie, czego pragną serca ludu – poczucia wyższości bez wymagań, ambicji, kultury, tego leniwego ciepła swojskości, którą trzeba zamknąć w sanitarnym kordonie przed resztą niebezpiecznego świata i własnych elity, zdrajców Ojczyzny.
PiS – co podkreślał Sierakowski w artykule „Rachunki krzywd” w Polityce – nie musi już liczyć się z elektoratem opozycji, czyli klasą średnią w Polsce , bo po prostu nie liczy na nią i o nią nie musi zabiegać. Do wygrania wyborów wystarczy mu polski lud, ci, którzy się „źle mają”: zawsze będą liczniejsi, wierniejsi, bardziej podatni na perswazję państwowego rozdawnictwa i posad. PiS świadomie i celowo chce osłabić, a nawet zniszczyć polską klasę średnią i inteligencję liberalną, a zwłaszcza proeuropejskie elity, nawet, jeśli Polska miałaby na tym stracić szansę na stworzenia nowoczesnego i trwałego dobrobytu i bezpieczeństwa. PiS ma do klasy średniej w Polsce taki sam stosunek, jak do Unii Europejskiej: – wydoić, zmarginalizować, a nawet zniszczyć, bo wie, że przegrałby w grze europejskich i mieszczańskich standardów.
Walka klasowa o grube interesy materialne i towarzysząca jej wojna kulturowa z liberalną demokracją i państwem prawa ma zwykle charakter ostry i bezwzględny. (Hannah Arandt zawsze to podkreśla w swoich analizach rewolucji: nie ma większej nienawiści i determinacji niż nienawiść klasowa biedniejszych wobec bogatszych.) Ponadto nomenklatura PiS-u – de facto nowa „ludowa” elita – nie miałaby szans na awans społeczny i materialny w dojrzałym społeczństwie kapitalistycznym, gdzie liczą się talenty, przedsiębiorczość, przestrzeganie zasad, kapitał kulturowy.
Jedyną szansą na utrzymanie władzy i materialnego statusu wyższej klasy średniej dla nomenklatury PiS-u jest bycie głosem ludu, klas niższych i słabszych odłamów klasy średniej. A lud rozpoznaje „swoich”: łączy ich podobny poziom kulturalny, emocje – choćby udawane – światopogląd, strach przed globalizacją.
Dlatego uważam, że tej bitwy raczej nie wygramy: kolejne wybory prawdopodobnie przedłużą władzę PiS-u o kolejne 4 lata. Jeśli tylko PiS-owi uda się zaprząc klasę średnią do pracy na rzecz państwa, tak, aby przez różnorakie daniny fiskalne, ograniczenia i obciążenia umożliwiła transfer pieniędzy i dobór do klasy niższej i pisowskiej nomenklatury, i starczy jej determinacji w zastraszaniu i przekierowywaniu strumienia kasy do swojego liczniejszego elektoratu, utrzyma władzę, a nawet ją utrwali. Zdeprecjonowane elity, które wcześniej wpływały moderująco na klasy niższe, przestaną mieć znaczenie, zastąpią je nowe elity pisowskiej nomenklatury i środowisk medialnych, kulturalnych i państwowo-biznesowych, które oportunistycznie będą obsługiwać partyjno-państwową maszynkę redystrybucji.
Chciałbym, żeby to było zupełnie jasne: nie walczymy jedynie o Polskę, jako liberalną demokrację i państwo prawa w pluralistycznej i tolerancyjnej Europie i świecie Zachodu.
Walczymy z PiS-em o przetrwanie jako klasa średnia i elity: zarówno ekonomiczne, jak i kulturowe. Walczymy, by nie okradziono nas z naszych ciężko zapracowanych dobór, godności, etosu i wizji Polski i świata.
Walczymy o przetrwanie z państwem, które chce osłabić, ograniczyć i zniszczyć polską przedsiębiorczość, wolność talentów, różnorodności, etos pracy i twórczości. pisowskie państwo wydało na nas wyrok: klasa średnia w Polsce, to obywatele drugiej kategorii, których jako wroga klasowego należy zniszczyć i zmarginalizować.
Jedyną rolę jaką PiS wyznaczyło polskiej klasie średniej jest praca i życie w oportunistycznym strachu na rzecz partyjnej nomenklatury i redystrybucji dóbr dla uboższych obywateli – to oni mają nas zastąpić jako nowa klasa średnia, ale to my mamy dać im na tą nową „transformację” przez nas zarobione pieniądze, dzieła i stworzone instytucie – przekształcone oczywiście w karykaturę.
Nasz rzeczywisty bunt zacznie się wtedy, gdy odmówimy dawania kasy, pracy, twórczości, talentów i przedsiębiorczości na rzecz pisowskiego państwa. Gdy zaczniemy jako klasa średnia skutecznie bronić naszego ekonomicznego i kulturowego kapitału. Jeśli odmówimy – najszerzej jak to tylko możliwe – naszej współpracy z państwem PiS, które chce nas ograbić i zniszczyć.
Sytuacja jest analogiczna – mutatis mutandis – do PRL, który upadł, gdy aktywnie lub/i pasywnie coraz większa część społeczeństwa odmawiała pracy i współpracy z nieefektywnym systemem i przestała się bać jego przemocowej opresji. Gdy państwo PiS-u straci zasoby, by zaspakajać masową redystrybucję, gdy skończy się koniunktura gospodarcza, gdy uboższe klasy zrozumieją i doświadczą, że państwo przestanie być skuteczne w transferze zagrabianych dóbr, być może zaczną szukać innych opcji i patronów. Robotnicy PRL – nominalna awangarda – zbuntowali się dopiero wówczas, gdy socjalistyczne państwo zaczęło bankrutować i nie miało dostatecznych środków na podtrzymywanie fikcji egalitarnej sprawiedliwości.
Podobnie, choć inaczej, upadnie w Polsce państwo PiS-u i odwrócą się sympatie jego elektoratu, przynajmniej części, wystarczającej jednak do wygranej.
Bierny i aktywny opór klasy średniej w sferze materialnej wydaje mi się kluczem do możliwej wygranej politycznej w przyszłości. Wymiar kulturowy i ideowy ruchu protestu jest niezwykle ważny, ale ostatecznie – w tej wojnie klasowej – zadecyduje rozkład zasobów materialnych i instytucjonalnych.
Stawką jest nasze przetrwanie, nie tylko jako klasy społeczno–kulturowej, ale jako myślących i wolnych osób, które chcą żyć i tworzyć świat własnych, niepowtarzalnych wartości otwartych na dobro wspólne: Polski, Europy i świata.
W tej swietnej analizie brakuje mi jedynie oceny roli KK w PISowskiej urawnilowce.
Tekst o tyle ciekawy, że przedstawia możliwe, że istotnie wspólny z częścią elektoratu partii politycznej do której się odnosi, paradygmat walki klas, jako zobowiązujący autora i wydaje się, że determinujący w tym przypadku jego światopogląd. Przypisanie ważności historii PRLu znajdowałoby z tego punktu widzenia dodatkowe uzasadnienie psychologiczne, przy czym wydaje się pozostawać słusznym elementem podjętej próby analizy. Przestrzegłbym jednak przed możliwie niską skutecznością odniesienia do ewentualnego poczucia odmienności czytelników jeżeli takie nie wyniknie z analizy intelektualnej wydając się być warunkowane możliwością postrzegania zagrożeń. Byłaby więc to jedynie propozycja znalezienia platformy dla postrzeganych jako wspólne wartości.
Ale pseudonaukowy bełkot, sorry. Pisz człowieku prostszym językiem. Ostatnie zdanie na przykład – to po polsku? Boże..
Do autora:
– Grupy/klasy scharakteryzowane trafnie. Warto by poznać liczebność każdej z nich o raz jej siłę przebicia. Wydaje się, że ta atakowana i poniżana klasa średnia jest liczniejsza, ale rozbita, zdemotywowana i traci czas i energię na spory między sobą.
– Bierny opór odmowa… A co KONKRETNIE należałoby robić, albo nie robić?
Do PK:
– Czy nie dałoby się tego wyłożyć w sposób jasny i zrozumiały? Przepraszam.
Niezwykle mnie rozbawiło, że jak nigdy do tej pory, w 150 % zgadzam się z obiema replikami Ernesta Skalskiego: pod adresem autora i pod adresem PK 😉
to ja przepraszam, chciałem jak najlepiej wyszło jak zawsze
„Walczymy o przetrwanie z państwem, które chce osłabić, ograniczyć i zniszczyć polską przedsiębiorczość, wolność talentów, różnorodności, etos pracy i twórczości”… Dodałbym, że z państwem, które chce zniszczyć jakąkolwiek przyzwoitość i uczciwość. Kiedyś, za komuny, Zofia Grzyb i Albin Siwak byli symbolami tego, co najgorsze w aparatczykach PRL. Ale te dwie postacie były nawet wśród tej rzeszy aparatczyków jakimś skrajnym wynaturzeniem, a przy tym wiele wskazuje, że głosili swoje autentyczne poglądy, a nie recytowali ówczesne „przekazy dnia”. Dzisiaj mamy u władzy samych „Siwaków”, tylko nawet nie ideowych, a wynajętych do głoszenia tego, co „góra” każe. Jedyne, co może cieszyć, to że bardzo wielu z nich wygląda tak, jak na to zasługują
Autor odczytał dokładnie co mi w duszy gra, przytoczę cyt: „Walczymy z PiS-em o przetrwanie jako klasa średnia i elity: zarówno ekonomiczne, jak i kulturowe. Walczymy, by nie okradziono nas z naszych ciężko zapracowanych dobór, godności, etosu i wizji Polski i świata. ” Traktuję to, jako kolejny moim zdaniem trafny, przykład diagnozy obecnej sytuacji w Polsce, jednak poza diagnozą pojawia się tu pewna propozycja, na którą moim zdaniem należałoby zwrócić uwagę. Jest to jak na razie nieśmiała recepta dla Polaków, którym leży na sercu dobro nas wszystkich, wymaga ona jednak od nas pewnych poświęceń; bo jak nazwać to, że np. młodzi lekarze rezydencji nie mogąc wywalczyć godnych podwyżek dla służby zdrowia, deklarują w ramach protestu, rezygnację z dodatkowego zatrudnienia w innych placówkach zdrowia. Taka rezygnacja wprawdzie uderzy lekarzy po kieszeni, ale dla min. Radziwiłła oznacza kłopoty, bo społeczeństwo będzie coraz bardziej niezadowolone z narastających kolejek do lekarzy. Trochę to przypomina robienie babci na złość, ale może to jest jakiś sposób na osłabienie państwa pis, coś w rodzaju 'wsadzenie kija w szprychy”?
Podzielam pesymizm autora. Tej bitwy nie wygramy, a może nawet wojny nie wygramy. Jeśli ta diagnoza jest słuszna, a wydaje mi się, że jest, to może mamy do czynienia z nie-Prześnioną rewolucją, rewolucją polską, świadomą, dokonywaną rękami polskiego ludu. Tej prześnionej (o której pisał Andrzej Leder) dokonali polscy komuniści za pomocą radzieckich bagnetów, niszcząc ziemiaństwo, nikłą burżuazję i inteligencję, wykorzystując brak Żydów, wymordowanych podczas wojny. Teraz mamy rewolucję arcypolską, autentyczną. Trzeba sobie jasno powiedzieć – tacy jesteśmy. Używam liczby mnogiej, mimo że z polskością dzisiaj dominującą nie mam nic wspólnego, ale mieszkam tu i pracuję, i płacę podatki, którymi dysponuje PiS. Polski lud przyjął za swoją kulturę szlachecką w sarmackim wydaniu, a więc prostacko katolicką, niewykształconą, swojską, wiejską, ksenofobiczną, irracjonalną. Tych wszystkich Fryczów-Modrzewskich, arian, Śniadeckich, Brzozowskich, Krzywickich, pepesowców, Mrożków itd. możemy pod pachę wziąć i zamknąć się w bibliotece. Tyle naszego.
@WEJSZYC – nie wiem czemu nazywasz pesymizmem trzeźwą ocenę sytuacji. Przecież wszystko, ciągle jeszcze, ma się odbyć w obrębie wyborów. Chyba że np. Kościół uświadomi nam ich zbędność i Suweren to poprze. (czemu nie?). Wtedy rzeczywiście będzie smutno.
@A.Goryński Obiektywna diagnoza nie wyklucza pesymistycznych wniosków z niej płynących (np. obiektywna ocena kondycji organizmu w ostatnim stadium raka). Autor artykułu (i ja za nim) nie dostrzega w obecnej sytuacji niczego, co zapowiadałoby nie tylko klęskę PiS, ale też zmianę sposobu myślenia społeczeństwa, owej epistemologicznej rewolucji, o której pisał przekonującą Michał Kozłowski w „Bez dogmatu”.
Też w tym duchu: http://e-npp.pl/?p=37169
Wszelkie racjonalne analizy są potrzebne i pożądane. Problem pojawia się kiedy większość autorów i komentatorów zaczyna zastanawiać się dlaczego musimy przegrać. Zamiast rozważań – jak wygrać z pisowską pseudorewolucją? Takie rozważania to droga do nikąd. Co więcej, zdejmuje ona z dyskutantów odpowiedzialność za ewentualna klęskę, która co raz cześciej i coraz chętniej przewidują. Tymczasem czynników i przyczyn odrócenia trendów politycznych jest wiele i nie stoimy wcale na straconej pozycji. Np. nie doceniamy skali autodestrukcji „wielkiego stratega” i ludzi wokół niego. Właśnie za chwilę zacznie sie spektakl zmiany premiera i zmiany rządu, który dostarczy nam wielu nowych możliwości. Nie doceniamy także dynamiki przemian społecznych, które nastepują w reakcji na działania obecnego układu politycznego. Zakładanie, że elektorat PiS jest liczniejszy od elektoratu opozycji nie wynika z żadnych, rzetelnych badań. Sondaże bardzo często wprawdzają w błąd samych badaczy i odbiorców ich wyników. Naturalnie Polska jest na razie wolnym krajem, zatem, również nam, wolno prawie wszystko. Z jednym wyjątkiem – nie wolno nam porzucić myślenia racjonalnego, bez szkody dla życia i zdrowia, także psychicznego.
Jest nadzieja kiedy inni się ruszają, nie sama inteligencja jednoznacznie stojąca po antypisowskiej stronie. To już było ćwiczone: http://www.gazetagazeta.com/2017/11/cierpliwosc-kolejnej-grupy-spolecznej-sie-skonczyla-wielki-protest-zablokuje-warszawe/
Oby takich akcji było jak najwięcej.
NIC nie zadziała na środowiska, o których Pan pisze, poza bolesnym walnięciem po kieszeni. Kasa, jak to się teraz mówi, to jedyne, co się tam liczy. Bo przecież co ich obchodzi wizerunek Polski na zachodzie, poszanowanie praw gejów, równość, prawa kobiet i mniejszości? Nasza Polska to nie ich Polska. Więc jedyna nadzieja w dalszych błędach PiS-u, które okażą się dotkliwe dla konkretnych grup ich zwolenników, tak jak wspomniani rolnicy.
Autor na szczęście jest w błędzie. Zanosi się bowiem na reset finansowy (większy krach niż w 1929r.), który na świecie zacznie się w USA, przypuszczalnie jeszcze w tym roku (choć może i w przyszłym, nikt nie da głowy za konkretny miesiąc rozpoczęcia). Na tak spanikowanym rynku PiS nie zdoła uplasować (tj. rolować) tyle długu, ile jest mu potrzebne na sfinansowanie transferów socjalnych do elektoratu (które stały się już kosztem stałym), a antagonizacja Polski z UE spowoduje spadek dotacji z UE i inwestycji bezpośrednich, co obniży bazę podatkową (bo konsumpcja w krachu zamrze, a polscy przedsiębiorcy wstrzymali inwestycje). Będzie to szybki i krótki powrót do przeszłości, tj. bankructwa każdej komunistycznej partii (PZPR czy PiS w Polsce) czy kraju (ZSRR, Kuba, Wenezuela). Tylko w takich okolicznościach komuniści przegrywają – tj. gdy kończy się kasa.
PS. Przy okazji – kupujcie fizyczne srebro. Teraz, nie później!
Bardzo ciekawa analiza, jak i dyskusja poniżej. No i ten niezmordowany PK! Ta z pozoru pesymistyczna diagnoza obecnej sytuacji odsłania słabość tej „rewolucji” PiSowskiej. Co to za perspektywa intelektualna, ekonomiczna i polityczna (pozycja Polski w świecie), jeśli obecna nomenklatura stawia na destrukcję najbardziej witalnej części pokskiego społeczeństwa?
To co robi Kaczyński z Polską jest najbardziej idiotyczne z możliwych scenariuszy. Stawianie na populizm antyelit to pójście drogą Wenezueli. To perspektywa szybkiej zapaści zamiast rozwoju. Dziwię się, że autor tego nie dostrzega. Nie trzeba tu czekać na światowy krach. Polska szykuje sobie lepszy.
Przeraża mnie kompletna bierność polskiej opozycji, która nie umie wyartykułować tego zagrożenia jakim jest PIS i zrobić z tego skuteczny manifest polityczny. Zaczynam podejrzewać, że rozkraczona politycznie największa partia opozycyjna, jaką jest PO ma w sobie tak duży procent ludzi popierających groteskowe działania PiSu, że blokuje to jej zdolność do racjonalnych działań.
Dla mnie jest tu jednak powód do optymizmu. Myślę, że wkrótce polskie społeczeństwo się ogarnie i zacznie walczyć o powrót do normalności. PiS jest coraz bardziej groteskowy i katykaturalny, szanowny prezes prawdopodobnie zaplątał się we własny dobór negatywny obecnej „elity” i coraz głupszych pomysłów z tego wynikających. Czekam zatem na jego sepuku w postaci objęcia teki premiera. To będzie kropka nad „I”rracjonalnością jego chorych pomysłów. Sam siebie zniszczy.
Tej bitwy nie wygramy.
Zapewne nie. Wygra ją PiS.
A „my” (jakoś nie wiem, czy ja mieszczę się w „my”) dalej nie będą wiedzieć dlaczego. „My” rysując podział, jak wyżej, nadal nie będą mieć pomysłu, jak wygrać, jeśli „my” mie zrozumieją, dlaczego przegrali.
W poniższym tekście trochę podpowiedzi, co zrobić:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,22684120,przeproscie-powiedzcie-ludziom-mieliscie-racje-ze-glosowaliscie.html#MT
Zacytuję fragment:
Żeby wygrać wybory opozycja nie tylko musi zmobilizować własnych wyborców, ale otworzyć szeroko drzwi dla części wyborców PiS, którzy jednak do tej partii się zrazili, bo ten sposób uprawiania polityki, kolesiostwa, korupcji jest dla nich nie do wytrzymania. A co obecnie od opozycji słyszą? „Wybraliście faszystę, byliście głupi”. Spróbuj kogoś przekonać zaczynając od komunikatu: „Uklęknij i przeproś!”. „Dopiero jak się ukorzysz, to może z tobą będę rozmawiał”. Cała ta histeryczna retoryka dokładnie to powoduje. Kaczyński świetnie to wie, dlatego nieustannie podbija bębenek i gra na podział, polaryzację. „Chcecie do nich iść? Zobaczcie! Nazywają was głupimi, mówią, że daliście się kupić za pięćset złotych, mówią, że to przez was ginie demokracja”.