14.09.2021
Na początek pozwolę sobie przytoczyć mój komentarz opublikowany 21 sierpnia na stronie „Wyborcza.pl”. Dziś, 14 września, nie widzę potrzeby dokonywania zmian. Doszły nowa wydarzenia, lecz wcześniejsze opinie nie straciły aktualności. A więc:
Humanitarne i opłacalne
Dumny jestem z burmistrza Bielan w Warszawie, pana Grzegorza Pietruczuka, który zaoferował przyjęcie i urządzenie w naszej dzielnicy pięciu rodzin afgańskich. Nie trzeba wysyłać komandosów, by ich wyzwalać spod luf talibów pod lotniskiem w Kabulu. Do Sokółki z Warszawy jest tylko 238 kilometrów, a do Usnarza Górnego, przy którym koczują w granicznym lesie afgańscy uchodźcy, jakieś kilka czy kilkanaście dalej. Trzeba tylko przełamać blokadę Straży Granicznej i Wojska Polskiego, które w sile tysiąca luda obsadza granicę z Białorusią.
Szczelnie. Mysz może by się prześlizgnęła, ale woda, śpiwory, koce nie bardzo. W upałach mamy akurat przerwę, a nocne dziesięć stopni na świeżym powietrzu to koszmar dla południowców. Notabene; ciekawe co myślą o zadaniu swych kolegów żołnierze, mający za sobą misję w Afganistanie?
Przebicie się do głów aktualnych włodarzy RP wygląda na zadanie cięższe niż sforsowanie pośpiesznie budowanych zasieków. Oni właśnie demonstrują majestat i siłę Rzeczypospolitej. Premier Morawiecki wprawdzie koczującym współczuje, zapewne po chrześcijańsku, ale nie do tego stopnia, aby głodnych nakarmić, spragnionych napoić, podróżnych w dom przyjąć. Bo w ten sposób agresję Łukaszenki uczyniłby skuteczniejszą.
Wicepremier i minister Piotr Gliński zapowiada, że władza jak obroniła Polskę przed nieistniejącą groźbą zalewu uchodźców roku 2015, tak obroni ją przed jeszcze bardziej nieistniejącą groźbą tegoż w roku 2021. Potencjalni afgańscy uchodźcy musieliby być wypuszczeni przez talibów lub przedrzeć się przez granicę. Mając do przebycia ponad sześć tysięcy kilometrów, musieliby być przepuszczeni przez Iran i Azerbejdżan lub przez byłe środkowoazjatyckie republiki ZSRR, Rosję i skorzystać z dowozu Łukaszenki. Na falę się nie zanosi. Niestety.
Dobry przykład okazał się zaraźliwy. Wiceburmistrz Mokotowa, p. Jan Ozimek też już zgłasza zainteresowanie uchodźcami z Afganistanu. Warunkowe, lecz zawsze… Jest ich w lesie trzydziestu dwóch i nawet na obie dzielnice nie starczy.
Od władzy się oczekuje, że ogarnie całość problemów kraju. Wszakże nasi rządzący myślą już tylko o ratowaniu tyłków i podtrzymują w wierze swój elektorat, wskazując mu kolejnych wrogów. W tym przypadku już użytych przed sześciu laty.
A największym, egzystencjalnym zagrożeniem bytu narodowego jest nieodwracalna katastrofa demograficzna. Już stajemy się społecznością emerytów, a władza, walcząca o każdy głos, broni wczesnych emerytur i nie odrzuca pomysłu jeszcze wcześniejszych – stażowych.
Uciekinierzy w granicznym lesie to nie są przebrani talibowie, z zadaniem przekształcenia Polski w emirat. Oni już zaznali życia w nowoczesności. Pracowali w instytucjach takich, jakie są w świecie. Posługiwali się samochodami, komputerami, smartfonami. Mieli rachunki bankowe. Są osłuchani z angielskim, a wielu musiało się nim posługiwać. Chyba nie ustępują w niczym siedemdziesięciu pięciu mieszkańcom pobliskiego Usnarza Górnego. Czemu by nie od tej grupki zacząć – bynajmniej nie łatwy i prosty, ale konieczny – proces rozszerzania i tak już trwającej imigracji? Przecież bez tego nie poradzimy sobie, w kraju, w którym depopulacja zaczyna się od braku ludzi w wieku produkcyjnym.
Nie mam uchodźców w swoim domu — odpowiadam na komentarz — i nikogo do tego nie namawiam. Ale może pomówimy poważnie. Partycypuję w wydatkach dzielnicy Bielany tak jak miasta Warszawy i kraju Polski. I uważam, że burmistrz zamierza dobrze wydać po części i moje pieniądze.
Odpowiadam jednocześnie na inny komentarz: burmistrz nie ukrywa tych pięciu mieszkań. Nie nadawałby się na to stanowisko, gdyby przy ok. 132 tysiącach mieszkańców nie miał kilkudziesięciu awaryjnych mieszkań na wypadek pożaru, wybuchu gazu, czy innej katastrofy budowanej. To, co się dzieje w granicznym lesie to katastrofa dla pięciu być może przyszłych bielańskich rodzin.
Bezdomni, o których się przy tej okazji dopomina inny komentator, to skomplikowane zjawisko psychologiczne i społeczne i tu akurat nie o brak mieszkań chodzi. A szczególnie tych pięciu, zwłaszcza.
Pisanie — w innym komentarzu — o bezecności 95 procent uchodźców czeczeńskich wymagałoby jakiegoś potwierdzenia, o co trudno, kiedy w grę wchodzi fake news. I co z tego ma wynikać w sprawie uchodźców z Afganistanu? Że muzułmanie? Ukraińcy i Białorusini nam nie wystarczą. Muzułmanie już u nas są i pracują. Jak się korzysta w Ubera, to za kierownicą trafia się Ahmed czy Mehmed, który musi mieć przy sobie dokument, stwierdzający, że ma prawo wykonywać swoje zajęcie.
Sądzę, że po wyborach władza będzie już musiała wypracować politykę imigracyjną. Znawcy Wschodu, socjologowie, psychologowie, etnografowie, ekonomiści, urbaniści już by to mogli robić w trybie społecznym. A pięć rodzin w jednej dzielnicy byłoby ciekawym eksperymentem.
Na wielu komentatorach efekt mrożący robi fakt, że Afganki miewają i po dziesięcioro dzieci. W następnych pokoleniach będą rodziły tyle ile Polki, które rodzą ok. 1,4 i żadne zaklęcia tego nie zwiększą. Moglibyśmy, chociaż przejściowo, liczyć na plusik dodatni.
***
To był komentarz z „Wyborcza.pl”. A teraz odwołuję się do sondażu z pytaniem; Co Polska powinna zrobić w sprawie uchodźców koczujących na granicy?
- Odmówić wszelkiej pomocy – 30 procent.
- Wpuścić ich natychmiast i rozpocząć procedury azylowe – 23 procent.
- Udzielić im pomocy humanitarnej – 46 procent.
- Nie wiem – 1 procent.

Z tego sondażu wynika, że grupa konkretnych cierpiących ludzi obchodzi aż 99 procent badanych, a 69 procent im współczuje. 30 procent, tych co to odmówić, to też niekoniecznie sadyści i okrutnicy. Zaczadzeni. Osoba wykształcona – doktorat humanistyczny, dobra i uczynna – twierdzi, że to agenci Białorusi, która ich rotacyjnie wymienia, stwarzając w gruncie rzeczy luksusowe warunki obozowania. I widać, że człowiek stara się w to uwierzyć, żeby pasowało do pisowskiej opcji politycznej.
W sumie więc: chyba nie jesteśmy aż tak złym społeczeństwem, jak często o sobie sądzimy. Potwierdza się, że większość ma zdrowe ludzkie odruchy. Koreluje to z postawą polityczną, ale nie ma tu prostego przełożenia.
A teraz w miarę aktualne notowania poparcia. PiS-owi skoczyło do 36,6 proc. (A pokazano i 40,2 i ok. 30) W dużym stopniu, lecz nie całkowicie pokrywa się to z 30 procentami nieużytych.
Platforma nieco zjechała i ma 23/24 proc. Polska 2050 Hołowni ma 11,5, ale i ok.14, a Konfederacja i Lewica po 8,0 i PSL – 4,4 procent. Jeśli jednak policzyć tylko tych, którzy zamierzają głosować — 59,6% badanych — to robi się nieciekawie. PiS ma 40 procent, a w roku 2015 miał nieco ponad 37 i D’Hondt dał mu bezwzględną większość, w postaci 235 mandatów.
Liczyć można, że afera graniczna spowszednieje i słupek Kaczyńskiego się obniży. A można przewidywać, że nawet bardzo.
Niezależnie od kalkulacji politycznych kierujemy się poczuciem własnego bezpieczeństwa i interesu. Współczujemy i potępiamy, ale głównie patrzymy swego. Trójpodział i równowaga władz, niezależne sądy i media, prawa mniejszości, jeśli akurat nią nie jesteśmy – to wszystko obchodzi wielu, ale dalece nie wszystkich. Wszystkich natomiast obchodzą warunki życia; ochrona zdrowia, dostępność dóbr materialnych i wygód wszelakich.
Nie ma jeszcze sondaży pokazujących reakcję na wstrzymanie pieniędzy z Unii. Szerokie dotarcie tej informacji to kwestia czasu, bo oficjalne media się z tym nie kwapią.
Jakaś część potencjalnego elektoratu podzieli stanowisko Ziobry, zaperzy się w świętym gniewie na Brukselę, czyhającą na naszą niepodległość i uzna, że pora na polexit, skoro nie dają kasy. Ale to chyba będzie mniejszość. Nawet ci, których nie obchodzą rudymenty demokracji, wkurwią się na PiS, bo z powodu jakichś tam – ich zdaniem – dupereli, tracimy przemawiające do świadomości miliardy.
Może się więc okazać, że uchodźcowy wzrost poparcia, a właściwie utwierdzenie w wierze wyznawców, okaże się efektem przejściowym.
Oby!

Ernest Kajetan Skalski
Ur. 18 stycznia 1935 w Warszawie) – dziennikarz i publicysta,
z wykształcenia historyk.

W sytuacji kiedy rządzący nie przepuszczą ani jednego uchodźcy, można sobie do woli deklarować ich przyjęcie. Samorządy trójmiejskie zrobiły to już dawno. Nic z tego nie wynika, ale dobrze się słyszy.
Badania niestety potwierdzają, że strach przed talibami w pieluszkach działa i rządzący wygrywają nim wszystko.
Stan wyjątkowy, wprowadzony zresztą po cichu i dyskretnie (Duda nie pojawił sie w Sejmie, nie konsultowano decyzji w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego, Morawiecki zaatakował w Sejmie opozycję z „wnioskiem” o wsparcie, itp.) miał moim zdaniem spełnić kilka zadań:
– wystraszyć społeczeństwo i spowodować wzrost jego poparcia dla PiSu,
– odciąć dziennikarzy a wraz z nim opinię publiczną od wiadomości z zamkniętej granicy białoruskiej, bowiem brak elementarnego wsparcia humanitarnego uchodźców był wyjatkową podłością,
– mało omawianym w mediach pośrednim celem PiSu było zmiękczenie twardej postawy KE wobec naruszeń praworządności przez PiS, demonstracją obrony granic Unii Europejskiej przez pisowskie służby umundurowane.
Z tych wszystkich celów na razie udało się przejściowo zrealizowac pierwszy – wzrost poparcia sondażowego. Podzielam także nadzieję Redaktora Skalskiego, że to wzrost poparcia ograniczony i przejściowy.
Drugie zadanie udało sie zrealizować na kilka dni, ponieważ już teraz dochodzą z granicy wiadomości, w tym coraz bardziej drastyczne zdjęcia zwierząt, które są zabijane lub potwornie okaleczane, przez zainstalowane tam druty kolczaste. Przy okazji efektem niezamierzonym, choć oczywistym, jest wkurzenie ludzi w strefach objętych stanem wyjątkowym. Ludzie sa wściekli, że ich życie zostało ograniczone, skomplikowane i utrudnione, choć widzą oczywisty bezsens tych szykan.
Komisja Europejska owszem doceniła ochronę granic, ale nie zmniejsza to nijak jej twardej postawy w sprawie praworządności. Zobaczymy jak dalej potoczy się kwestia kar TSUE, oraz braku zatwierdzenia i zamrożenia funduszy z KPO, które to działania padły ofiarą pisowskiego oszukiwania UE.
Komentarz Autora do wyników badań opinii publicznej w sprawach uchodźców: „W sumie więc: chyba nie jesteśmy aż tak złym społeczeństwem, jak często o sobie sądzimy. Potwierdza się, że większość ma zdrowe ludzkie odruchy.” ilustruje jeszcze jedno zjawisko. Takie oto mianowicie, iż mimo wysiłków PiSu staszenia ludzi muzułmanami od 2015 roku, Polacy powoli raczej zmieniają się w kierunku otwartości niż zamykają w ksenofobicznych lękach. Sprzyja temu wzrost imigracji zarobkowych obcokrajowców do Polski, oraz wzrost świadomości, że bez dodatkowych rąk do pracy nasze starzejące się społeczeństwo będzie miało coraz gorzej.
W tych wszystkich nieszczęściach widać zatem światełko w tunelu… byleby nie był to pędzący na nas pociąg.