29.04.2024
Zdanie odrębne

Jakieś 70 lat temu, kiedy ukończyłem sześć lat, Babka zaczęła mnie zabierać na odpust Matki Boskiej Zielnej (Wniebowzięcia), który przypada 15 sierpnia. Szliśmy opłotkami niewielkiego galicyjskiego miasteczka do nieodległej świątyni zarządzanej przez Jezuitów. Zewsząd cinągnęły rozśpiewane pielgrzymki (przed pierwszą wojną podobno ze Słowacji i Węgier). Wokół rokokowej bazyliki gromadziło się mrowie ludzi; gwar, śmiech, płacz dzieci, rżenie koni; z kościoła dolatywał głos organów i błagalny śpiew ludu… Babka próbowała się przebić bliżej sacrum, ale ze względu na mnie zatrzymywaliśmy się przy straganach.
Czego tam nie było… Obrazki na szkle, podkolorowane fotografie Chrystusa w Ogrojcu, Matki Bożej z Dzieciątkiem, świętych Anny, Józefa, Krzysztofa, książeczki do nabożeństwa, medaliki, różańce, szkaplerze… A obok zabawki dla dzieci – malowane, lipowe koniki z wózkami, kaczki na kółkach głośno bijące skrzydłami, fujarki, hukowe moździerze z korkiem na sznurku, cymbałki, trąbki, organki, balony (z prezerwatyw), które ktoś znienacka przekłuwał, wywołując płacz dziecka… Dla kobiet kolorowe stroje, gorsety wyszywane cekinami, zapaski, fartuszki, wstążki, wisiorki, korale, naszyjniki, całuski, czyli barwione ciasteczka do zawieszania na szyi… A dalej chusty i chustki, spinki i ozdoby do włosów, rogowe grzebienie (do wyczesywania gnid), maści na odciski, kurzajki, brodawki… Obok drewniane łyżki, kopyście, mątewki, wałki do ciasta, stolnice. Były stoiska kołodziei, czyli stelmachów, wikliniarzy ze stosami koszy na żywność oraz półkoszkami do paradnych chłopskich wozów. Kowale oferowali motyki, żelazne grabki, siekiery i siekierki, noże i tasaki… A wszystko handmade – mówiąc dzisiejszą polszczyzną – czyli ręczna robota. Gospodarka planowa nie zajmowała się produkcją dóbr pierwszej potrzeby; zostawiono to ‘prywaciarzom’ i drobnym wytwórcom, dla których odpusty były szansą sprzedania tego, co wytwarzali cały rok.
Babka była oszczędna i nieskora do zakupów, dlatego nie upierałem się przy tej czy innej błyskotce, jak to dziecko… Jednak nie dałem się odciągnąć od wysokiej dębowej beczki z kiszonymi ogórkami. Stały w kilku miejscach między straganami jako największa odpustowa atrakcja – pierwszy kiszony ogórek, który dziś – nie wiadomo dlaczego – nazywa się małosolny… Podobno miał gasić pragnienie i niektórzy domagali się kiszonej wody, pitej wprost z chochli. Skoro odpust wymazywał grzechy, nikt nie myślał płukaniu naczynia. Wzmożone pragnienie po ogórku można było ugasić różową oranżadą w krahli, którą otwierało się kantem dłoni. Był huk, a napój wyskakiwał z butelki jak szampan…
*
Przywołane sceny powoli giną w mgle pamięci, ale odpustowo-siermiężny styl trwa, został podniesiony do rangi normy oraz zainstalowany w poważnym urzędzie. Jest to Poczta Polska, o czym informuje prostokątna, emaliowana tablica z białymi literami na czerwonym tle oraz owalny szyld z godłem. Podobne można spotkać przed wejściem do innych instytucji państwowych… Aktualnie poczta to jednoosobowa spółka Skarbu Państwa, która powstała w wyniku przekształcenia przedsiębiorstwa Poczta Polska Telegraf i Telefon (1992). Obok usług pocztowych świadczy również bankowe (Bank Pocztowy) oraz ubezpieczeniowe (Pocztowe Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajemnych).
Destrukcja poczty wpisuje się w proces niszczenia rozmaitych instytucji państwa trwający od ośmiu lat. Najpierw na ścianie każdej placówki obok białego orła na czerwonym tle pojawił się krzyż, a potem inne odpustowe atrybuty. I tak okienka dla interesantów obudowano półkami i regałami, na których są książki i broszury religijne: biblia, żywoty świętych, o polskim papieżu, miejscach kultu i trasach pielgrzymkowych, kalendarze religijne… Do kupienia są prace naukowe partyjnych profesorów, np. Historia Polski Andrzeja Nowaka czy Historia i teraźniejszość (Hit) Wojciecha Roszkowskiego; a z literatury pięknej Miłość aż po grób Alka Zagórskiego… Są też książki kucharskie autorstwa sióstr zakonnych, które – nie dosyć, że dobrze gotują „osobom konsekrowanym”– postanowiły kształtować kubki smakowe „ludu bożego” – zupełnie jak Magda Gessler…
Do nabycia są akcesoria i obrazki pierwszokomunijne oraz do bierzmowania, zdobne życzenia z okazji ślubu (pogrzebowych nie widziałem), imieninowe, rocznicowe; osobny stojak z magnesami na lodówkę oferuje psy, koty, postacie z bajek, ale też słowa: ‘Babcia’, ‘Zięć’, ‘Szwagier’… Obok leżą kolorowanki i wycinanki religijne, niekoniecznie bogobojna prasa kobieca, poradniki z różnych dziedzin, tygodniki katolickie oraz „Rzeczpospolita”. Prasy lewicowej, czyli ‘lewackiej’ nie uświadczysz (podobnie jak w Locie i na stacjach benzynowych). Na pocztę warto pójść z dzieckiem, ponieważ jest tam duży wybór zabawek: misie, laleczki, przytulanki dla najmłodszych, maskotki z brelokiem, różnorodne słodycze – andruciki, pastylki i cukierki, gumy i żelki… Jest też osobna półka z ziołami Herbapolu i zdrowotnymi ‘herbatkami mnicha’…
W urzędzie, który odwiedzam, panuje taka obfitość towaru, że w drodze do okienka można coś strącić z półek, zahaczając garbem albo niewielkim plecakiem; wtedy pani z okienka jest oburzona… Dojścia przypominają wąskie korytarzyki, jak na tureckim bazarze. Jednych wprawia to we wściekłość, innych w zdumienie, ale większość bezradnie stoi i czeka… Czeka, ponieważ na dziesięć okienek czynne są dwa; w jednym siedzi czasem pani ‘kierownik zmiany’, pozostałe mają tabliczki: ‘stanowisko chwilowo nieczynne’, albo ‘przerwa regulaminowa’. Ta wypada zwykle w czasie największego ruchu interesantów, czyli przed południem. Przestronna niegdyś hala pocztowa jest zagracona do tego stopnia że można się nabawić klaustrofobii… Pośrodku tego magazynu towarów nie pocztowych stoi lodówka z napojami energetyzującymi w rodzaju Black Energy czy Frugo; zwykłej wody gazowanej nie ma, bo za tania.
Doświadczając tego za każdym pobytem w urzędzie pocztowym, któregoś dnia doznałem olśnienia – przecież szafa pośrodku hali to współczesna wersja odpustowej beczki z kiszonymi ogórkami sprzed 70 lat! Mentalnie jestem więc ‘w domu, albo ‘u siebie’ – nic się nie zmieniło przez, co tu kryć – długie życie…
Zmieniła się atmosfera; urzędniczki smutne, nieuprzejme, straumatyzowane, czasem opryskliwe. Pewnie mało zarabiają, udziela się im zła kondycja firmy oraz widmo masowych zwolnień. Media podają, że: „W samym tylko 2023 roku strata operatora miała wynieść 787 milionów złotych! Sytuacja jest obecnie na tyle tragiczna[1], że Poczta Polska wstrzymuje wszelkie wydatki, zamraża podwyżki pracowników, a także wstrzymuje wszelkie rekrutacje”. Okazuje się, że przekształcenie poczty w stragan – podobnie jak stacji benzynowej w sklep monopolowy – nie poprawiło kondycji firmy. Trudno się dziwić, skoro po mieście krążą furgony zagranicznych poczt, (głównie niemieckiej): DPD, DPS, DHL, UPS, In Post i inne…
Nastroju personelu nie poprawiają klienci, narzekając na stanie w kolejkach, stale rosnące ceny usług i znaczków… Podobnie jest z listonoszami[2], którzy nie mają obowiązku chodzenia w mundurach ani czapkach, nie noszą listów, tylko je rozwożą od domu do domu – starym niemieckim autem, nie gasząc silnika (co naturalnie wzmaga efekt cieplarniany). Mimo, że firma wyposażyła ich w lekkie, dwukołowe wózki na przesyłki…
W związku z czynnością doręczania spotkała mnie przygoda… Z miejscowości odległej o 200 km spodziewałem się ważnego listu; zwykle szedł trzy dni, tym razem nie było go po tygodniu. Po 10 dniach odwiedziłem ‘urząd’ w sprawie przesyłki. Uzbrojony strażnik wpuścił mnie do kierowniczki zmiany, która szukała listu, ale nie znalazła… Kilka godzin później przyszedł młody doręczyciel, który przeprosił, że go nie dostarczył, ale… zepsuł mu się samochód!
Klerykalizacja (albo ureligijnienie), patriotyzacja, straganizacja[3] oraz utowarowienie[4] Poczty Polskiej to przykład, jak wygląda polskie państwo po rządach partii o nazwie zaczerpniętej z Biblii. Kto ma wątpliwości, niech ogląda relacje z posiedzeń sejmowej komisji ds. wyborów kopertowych. I pomyśleć, że mógł je rozstrzygnąć ‘listonosz’ – zawód kiedyś cieszący się sympatią; wszak przynosił pieniądze i listy; także miłosne…

- Z tragedią i tragizmem mamy do czynienia ta, gdzie pojawia się konflikt wartości. Na Poczcie Polskiej może być co najwyżej katastrofa, upadłość, likwidacja itp. stany. Ale młody dziennikarz nie rozumie znaczenia słów. ↑
- Dziś mówi się – „doręczyciel”. ↑
- Uwaga – wprowadziłem dwa neologizmy! ↑
- Inaczej – komodyfikacja. ↑
JS
Ps. Na marginesie, choć bez związku z pocztą… Odradzam pójście na bogoojczyźniany film Czerwone maki. Aktorzy grają wedle repertuaru scenicznego Andrzeja Dudy, a główny bohater miota się jak jego ministrowie, łapczywie konsumujący pizzę w Nowym Jorku. Kicz w obu przypadkach – stwierdził kolega, wychodząc z sali kinowej.
Łza się w oku kręci od wspomnień z dziecinnych lat. Odpusty i jarmarki wspominane przez Autora pamiętam z małego miasteczka na wschodnich rubieżach Wielkopolski sprzed ponad 65 lat. Do urządzeń i produktów opisanych w artykule wraca wspomnienie o loterii fantowej, gdzie popchnięta wskazówka z piórkiem poruszała się po wycinku okręgu zaczepiając o wbite gwoździe zatrzymując się najczęściej na …gwoździu nie dającym wygranej. Na takim ustrojstwie w dzieciństwie wygrałem wielkiego, glinianego koguta, pięknie pomalowanego, którego mój ojciec niósł z mozołem do domu oddalonego o ponad 3 km. Do dziś noszę w sercu smutek dziecka kiedy moje trofeum po niedługim czasie upadło na ziemię rozlatując się na wiele kawałków. Polska jarmarczno-odpustowa utrzymywała tysiące przedsiębiorców – ludzi pomysłowych i zaradnych. Przedsiębiorczość wielu naszych rodaków pozwoliła przetrwać nieboszczkę komunę, aby zapewnić szybkie odrabianie zapóźnień wobec świata cywilizowanego. Do dzisiaj, nawet mimo 8 lat rządów pisowskich neandertali, Polska rozwija się w tempie jednym z najszybszych w Europie.
*
Zaskakującym a przy tym niezwykle trafnym skojarzeniem Autora z odpustową tradycją jest dzisiejszy stan Poczty Polskiej. Wielkiego przedsiębiorstwa państwowego żadna ekipa po 1989 r. nie umiała porządnie zreformować, podobnie jak wielu innych, wielkich przedsiębiorstw państwowych. Dodatkowo będąc łupem politycznym miała pecha do kolejnych zarządów. Dzisiejsza odpustowo-kramarska oferta towarowa, stanowiąca uzupełnienie usług pocztowych, jest żałosnym przykładem bogoojczyźnianej niekompetencji i bezradności. Przedsiębiorstwo jest głęboko deficytowe do tego stopnia, że specjaliści szacują rzeczywiste, coroczne straty Poczty powyżej 1 miliarda złotych. Dla zobrazowania skali strat warto przypomnieć że stanowi to równowartość strat jakie 1000 przedsiębiorców poniosłoby rocznie tracąc po milionie złotych każdy. Nieobecne lub zbyt słabe rozwijanie nowoczesnych usług pocztowych (przesyłki kurierskie, paczkomaty, itp.) i towarzyszące temu nieustanne wzrosty cen usług tradycyjnych powodują, że Pocztę czeka seria poważnych wstrząsów, aż do ryzyka upadłości włącznie. Neologizmy przywołane przez J.S. : „klerykalizacja (albo ureligijnienie), patriotyzacja, straganizacja oraz utowarowienie „ (nie pamiętałem, że to ostatnie nazywane również komodyfikacją) starczają za komentarz ilustrujący bezradność zarządzających Pocztą. Ma rację autor przywołując na koniec obraz państwa polskiego po rządach partii korzystającej z Bibilijnej i Tuwimowej nazwy. Poczta Polska jest dokładną ilustracją spuścizny jaką ci neandertale zostawili po swoich (nie)rządach.
Na poczcie polskiej wszystko się zgadza! W centrum stoi przeszklona lodówka z napojami; na odpuście była to różowa oranżada w krachli, teraz jest niebieski koktajl energetyczny z końcówką otwieraną zębami!
Kiedy w Polsce z prezerwatyw robiono odpustowe balony, w NRD (lata 70-te) prezerwatywy były do kupienia w automatach, w każdym oddziale ichniej Deutsche Post.
Pytał mnie dziennikarz o pierwszae komunie. Powiedziałem, ze die wymknęła spod kontroli kleru. Może się mylę. Wszystko jest pod kontrola kleru. Podobno również poczta Polska, w której jak mnie informują kościół ma spore udziały. To by wiele tłumaczyło.
Zjawisko urzędolenia (dwa okienka pocztowe czynne, a osiem z „regulaminową” przerwą w czasie największego ruchu), to nie nowość. To samo w jest innych kontaktach urzędu z „petentem”. Od lat nie umiemy zrezygnować z głupoty.
„A najbardziej mi żal:
Kolorowych jarmarków,
blaszanych kogucików,
baloników na druciku
motyli drewnianych,
koników bujanych.,
cukrowej waty
i z piernika chaty…”
jak śpiewa Maryla.
Na poczcie udało mi się kupić: słodycze, napoje, podręcznik do Hitu ( w pewnych szkołach był absolutnie konieczny) dwie skakanki, wiaderko i łopatkę do zabawy w piasku, gry planszowe, męski krawat, lalki z serii Barbi i ubranka dla nich. Po co mam jechać kilkanaście/ kilkadziesiąt km na odpust, kiedy na poczcie, przy tej samej ulicy, na której mieszkam kupię to samo, a kto wie, czy nie taniej? I bez deptania po nogach i przepychanek .
” Ludzie zejdżcie z drogi, bo listonosz jedzie” – kiedy to było? To se ne vrati.
kiedy na poczcie można kupić grzechotkę, a nie można wypłać listu, to coś tu nie gra i trzeba się zdecydować, gdzie jesteśmy.
w sklepiku z politycznymi dewocjonaliami
Idę o zakład, że wykonawcom wielkiego przeboju (Januszowi Laskowskiemu, później Maryli Rodowicz) nawet przez myśl nie przeszło, że śpiewają o Poczcie Polskiej… . A jednak. Jarmarki kiedyś miały swoisty urok (” Kiedy patrzę hen za siebie, w tamte lata co minęły…). Były to jednakże inne czasy i miejsce. Niezależnie jednak od okresu, nigdy nie były łączone z urzędem państwowym, instytucją, za którą w przeszłości nasi przodkowie oddawali życie (obrona Poczty Polskiej w Gdańsku). Jest bardzo przykre, że w ostatnich latach zapanował tam styl jarmarczny, a więc lichy, kiczowaty, niewyszukany, kiepski, płytki, marny… Z drugiej strony można postawić pytanie: czy tylko tam, czy przypadkiem styl jarmarczny nie stał się znakiem rozpoznasczym naszych czasów…?
Odpusty i stragany były fajne, najbardziej lubiłem zażerać się kolorową watą cukrową na patyku…
Prawdopodobnie lepiej przewidując trendy, już z pół wieku temu kanadyjska państwowa instytucja Canada Post w ramach redukcji kosztów (nie tylko etatów ale i wynajmu powierzchni) zaczęła zamykać urzędy pocztowe. W zamian zaczęto otwierać niewielkie lady obsługowe tejże poczty (z tabliczką i logiem) w dużych aptekach sieciowych „Shoppers Drug Mart”, które są wszędzie i mają długie godziny pracy. Te apteki to tylko z nazwy i mają też ladę z lekami, ale właściwie to są wielkie sklepy drogeryjne sprzedające wszystko, podobnie jak tutaj sieć Rossman. Kiedy od czasu do czasu zajrzy ktoś po znaczek pocztowy albo nadać polecony, to pani apteczno-drogeryjna przechodzi za ladę Canada Post i i z uśmiechem sprzedaje ten znaczek. Nie znam szczegółów rozliczeń, ale to działa do dzisiaj, choć pewnie tam mniej niż 200 000 etatów…
Ze dwadzieścia lat temu nawet gdzieś o tym pisałem ale uznano mnie za głupka, no a poczta jeszcze otwierała tu i tam nowe urzędy. Nie wiem, czy teraz poczta wykupi Rossman’a, czy raczej ten weźmie w ajencję pocztę, ale wiem, że to może działać tak, żeby koszty się schodziły a znaczki nie drożały…
A mnie Maryla Rodowicz nie bardzo pasuje do tego nostalgiczno-przygnębiającego tekstu; Marek Jastrząb ma rację…
Poczta to dzisiaj spółka akcyjna… Czy można ustalić, że jej udziałowcem jest k.k. oraz jaki ma pakiet akcji? To by wiele wyjaśniało w sprawie „odpustowego kramu”. Podobno Rydzyk ma udziały w „Żabce”, ale za pocztą stoi państwo i ono ponosi odpowiedzialność za kształt tej instytucji. Chyba, że państwo znowu abdykuje?
Los molochów państwowych, zarządzanych przez polityków jest godny pożałowania. Dzieje Poczty Polskiej 2015-2023 ilustrują dobitnie proces „panowania”, bo przecież nie zarządzania pisowskich nominatów. Inni nominaci partyjni wcześniej nie byli wiele sprawniejsi, ale pisowscy złodzieje i nieudacznicy to osobna kategoria. Normalne w takich razach zjawisko „wyuczonej nieudolności” w pisowskim wydaniu zastąpione zostało wrodzonym szubrawstwem i głupotą. Jak można było doprowadzić do takiej zapaści firmę mającą wraż z usługami pocztowymi własny bank i towarzystwo ubezpieczeniowe, oraz dysponujacą największą w Polsce siecią placówek terenowych wiedzą nie tylko specjaliści od restrukturyzacji.
*
Upadek Poczty niczym się nie różni od destrukcji jaką wymiarowi sprawiedliwości zgotowali Ziobro i jego młodzi a niedouczeni pseudo prawnicy – wiceministrowie. Brak wiedzy połączony z nieuczciwością. Określenie „wewnętrzni najeźdzcy” wobec całego zaciągu pisowskiego wcale nie jest przesadzonne.
*
Poczta Polska czeka na swojego Bodnara czy może raczej Balcerowicza, aby przetrwać i mieć jakieś perspektywy na przyszłość.
Tekst JS – nie tylko na mnie, jak widzę – podziałał jak proustowska magdalenka. Jak żywe stanęły przede mną obrazy straganów wypełnionych po brzegi przeróżnymi bibelotami, słodkościami, błyskotkami, zabawkami, które dziś śmiało można nazwać badziewiem. Psuły się następnego dnia, o tym się mniej chętnie pamięta. Ale czar działa. Czuję zapach i smak chrupiących, piankowych obwarzaneczków. Nie pamiętam nudności po zjedzeniu waty cukrowej ale od dawna nie mogą na nią patrzeć. Rozbawia mnie do tej pory widok całego stada balonów i baloników miotanych wiatrem. Pamiętam doskonale widok otoczenia kościoła następnego dnia po odpuście. Wszędzie walały się papierki, zwłoki balonów, patyczki – jednym słowem obraz kojarzący się z mitologiczną stajnią Augiasza. To prowadzi do kolejnych asocjacji. Stan naszego państwa jak soczewce odbija się w widokach z urzędów poczty polskiej – co z właściwą dla siebie wnikliwością obserwatora współczesności opisał Autor. Ilu Herkulesów potrzeba, żeby posprzątać i oczyścić złogi i warstwy narastające przez lata. No i trzeba pamiętać, że nie sposób nie ubrudzić się przy takiej harówce.
18 maja w programie 'Fakty po faktach’ red Kraśko przeprowadził rozmowę z nowym prezesem Poczty polskiej. I choć instytucja jest 'w stanie śmierci klinicznej’ sporo miejsca poświęcił sukcesie Igi Świątek, namawiając prezesa do wypuszczenia pocztówki, a ten od siebie zapowiedział znaczek…. Irytujący, wpadający w słowo, przerywający wypowiedź Kraśko nie pozwolił nowemu szefowi przedstawić programu naprawczego, choć udało mu się powiedzieć o państwowo- i społeczno-twórczej funkcji poczty, z czym trudno się nie zgodzić.
Jakiś czas temu podczas wizyty na poczcie, podziwiając asortyment wystawiony tam do sprzedaży, też nieśmiało napomknąłem coś o „odpuście”. „Proszę nas nie obrażać”, warknęła Panienka z Okienka. Ja na to – znów nieśmiało – że przecież w tak pobożnej instytucji skojarzenie z odpustem nie powinno nikogo ranić. Panienka jednak już nie podjęła tematu.
A neologizm „patriotyzacja” kapitalny. Podaję dalej.