16.03.2025
Stanisław Obirek rozmawia z prof. Bogusławem Górką o sytuacji politycznej w kraju na marginesie jego najnowszej książki pt. „Sfabrykowana współpraca Kazimierza Kujdy”.

Stanisław Obirek: Wydałeś czwartą książkę lustracyjną, tym razem o Kazimierzu Kujdzie. Napisałem o niej recenzję internetową (https://studioopinii.pl/archiwa/244789). Jak się czujesz jako autor quatrologii lustracyjnej?
Bogusław Górka: Z jednej strony cieszę się, że udało mi się w dość krótkim czasie wykonać dużą pracę, z drugiej jestem przekonany, że książki lustracyjne tworzę raczej dla potomności, niż dla współczesności.
S.O.: Z tą książką włączyłeś się w bieżący strumień wydarzeń. Ukazała się po wyroku sądu apelacyjnego w sprawie lustracji Kazimierza Kujdy. Książkę zamknąłeś redakcyjnie 6 stycznia, ale pojawiła się 12 lutego, natomiast wyrok zapadł 29 stycznia.
B.G.: Jak wiesz, to był zbieg okoliczności. Pierwotnie zamierzałem wydać równocześnie dwa tomy rozprawy o K. Kujdzie po prawomocnym wyroku sądu lustracyjnego. Wskutek przestojów i zawirowań w tym postępowaniu, postanowiłem rozłączyć te tomy. Gdy ruszyłem z redakcją lustracji naukowej, proces lustracyjny też się odblokował.
S.O.: Media odtrąbiły, że zapadł wyrok kończący sprawę lustracji K. Kujdy.
B.G.: K. Kujda w ramach dochodzenia sprawiedliwości ma jeszcze do dyspozycji dwie instancje: kasację do Sądu Najwyższego i skargę do Trybunału w Strasburgu.
S.O.: W książce zastrzegłeś: „nie życzę sobie, aby – z uwagi na formułę i postać aktualnej ustawy lustracyjnej oraz ze względu na kontekst dotychczasowego postępowania lustracyjnego K. Kujdy – ta naukowa rozprawa, przedkładana czytelnikom, była wykorzystywana przez adwokat/a/ów jako argument w jego procesie” (s. 410). Dlaczego?
B.G.: Żeby powstrzymać przedstawicieli sprawiedliwości w kraju, z reguły dyletantów w dyscyplinie nauki historii, przed procesową próbą oceny tej naukowej rozprawy, z uwagi na brak ich kompetencji ku temu. Książka powstała w trybie naukowym i jest weryfikowalna w tym trybie, a bynajmniej nie w procesowym.
S.O.: Wyjaśnij w czym tkwi różnica między tymi trybami?
B.G.: Ogólnie rzecz ujmując posługuję się procedurą naukową oraz definicją współpracy sformułowaną w instrukcji operacyjnej SB z 1970 r. W postępowaniu lustracyjnym stosuje się procedurę postępowania karnego i definicję wymyśloną dla celów procesowych.
S.O.: Profesor nauk humanistycznych, do których przynależy dyscyplina nauki historii, znajduje się poza jakąkolwiek proceduralną weryfikacją naukową. Natomiast dobrze byłoby, gdyby na temat jego twórczości wypowiadali się jedynie profesorzy.
B.G.: Tak każe dobry obyczaj w nauce.
S.O.: Jednocześnie zastrzegłeś, że posiadasz kwalifikacje do oceny tego postępowania lustracyjnego odnośnie do jego materii, ponieważ ta materia z natury rzeczy przynależy do zakresu dyscypliny nauki historii.
B.G.: Jeśli Kazimierz Kujda będzie ze mną współpracować, dokonam oceny jego postępowania lustracyjnego w zakresie materii sprawy. Ale do momentu prawomocnego wyroku programowo powstrzymuję się od komentowania przewodu sądowego.
S.O.: Ja nie muszę zachowywać takiej powściągliwości i zachęcam już na tym etapie Kazimierza Kujdę do opublikowania w Internecie przynajmniej treści wyroku pierwszej i drugiej instancji. Dzięki temu czytelnicy Twojej książki już teraz będą mieli możliwość skonfrontowania treści tych wyroków z materią jego sprawy ukazanej przez Ciebie w świetle kompletnej dokumentacji.
B.G.: Z kolei zainteresowanych postępowaniem lustracyjnym jako takim odsyłam do mojej poprzedniej książki o lustracjach śp. prof. F. Ziejki, byłego rektora UJ. Rozmawialiśmy o książce i okolicznościach jego lustracji (https://www.onet.pl/styl-zycia/kobietaxl/lustrowany-nawet-po-smierci/gh5vskv,30bc1058).
S.O.: Przypomnijmy, że prof. F. Ziejka został zamęczony lustracją na śmierć za to, że nie pozwolił na pochówek śp. Janusza Kurtyki w Panteonie Narodowym w Krakowie, który sam zorganizował. Lustrację wytoczył mu pion lustracyjny IPN w Krakowie.
B.G.: Mecenas S. Kłys, procesowy obrońca F. Ziejki, chciałby, aby powstał film o jego dramacie lustracyjnym na podstawie scenariusza stworzonego w oparciu o książkę o nim.
S.O.: Trzymam kciuki. Stworzyłeś imponujące dzieło o K. Kujdzie. Prawdę mówiąc, nie ma się do niego gdzie „przyczepić”. Rzuciłeś koło ratunkowe K. Kujdzie w ten sposób, że fala, która się wytworzyła, przytapia PiS… K. Kujda tymczasem bezpiecznie dryfuje na tym kole.
B.G.: Bynajmniej nie miałem aspiracji, żeby wpływać na bieg politycznych wydarzeń. Moim celem było odsłonić w aneksie, bo do niego nawiązujesz, okoliczności wyrzucenia K. Kujdy „poza burtę” w 2019 r. Okazało się, że nie był on jedynym „rozbitkiem” w owym roku. Po nim wypchnięto z „okrętu flagowego” Mariana Banasia jako szefa NIK i poniekąd prof. Piotra Pogonowskiego, wtedy szefa ABW z kilkuletnim stażem.
S.O.: Z Kazimierzem Kujdą poszło jak z płatka. Posłużono się teczkami t.w., które do 2016 r. znajdowały się w zbiorze zastrzeżonym. Dlaczego je tam ukryto?
B.G.: Ci, którzy podjęli tę decyzję, byli absolutnie przekonani, że K. Kujda był faktycznym tajnym współpracownikiem SB. Został w teczkach wykreowany przez funkcjonariusza SB na tajnego współpracownika bliskiego ideału. Bez jego wyjaśnień i pokaźnego archiwum domowego, trudno byłoby oczyścić go z zarzutu współpracy.
S.O.: Według „zadymiarzy lustracyjnych” z IPN oficer pierwszego kontaktu nie mógł niczego spreparować.
B.G.: To jest połowa prawdy, która w efekcie jest całym kłamstwem. Całą prawdą jest, że tzw. oficer liniowy SB nie mógł niczego poczynić bez zgody kierownictwa (kierownika sekcji, wice- i naczelnika Wydziału). Z tego założenia wynika i taki wniosek: nie mógł się on przeciwstawić kierownictwu, jeśli oczekiwało od niego kreowania fikcji w celach statystycznych i awansowych. Im bardziej „wygładzone” są materiały w teczkach t.w. wykreowanego, tym większy w tej robocie był udział całego kierownictwa.
S.O.: Czyli przy rzetelnym studiowaniu teczek fikcyjnego t.w. lekturę należy rozpocząć od materiałów, które odsłaniają sytuację wewnątrz konkretnego Wydziału SB.
B.G.: Oczywiście, a to wymaga czasu i cierpliwości.
S.O.: W 2019 r. jeszcze nie opublikowałeś żadnej książki lustracyjnej. W IPN zaś dominowała, jak ją nazywasz, zwulgaryzowana metoda badania materiałów aparatu bezpieczeństwa. Na jej podstawie utożsamiano t.w. zarejestrowanego z t.w. faktycznym. Według tej metody nadal weryfikuje się oświadczenia lustracyjne w postępowaniu lustracyjnym.
B.G.: W praktyce sądowej raz łagodzi się tę archaiczną metodę pionu lustracyjnego IPN, drugi raz zaostrza. Jednak finalną odpowiedzialność za niesprawiedliwe wyroki lustracyjne ponosi „stalinowska” ustawa lustracyjna, która nie tyle depcze zasady domniemania niewinności i rozstrzygania wątpliwości na korzyść oskarżonego – co je odwraca.
S.O.: Wprawdzie to PiS stworzył ustawę lustracyjną, ale PO nie podjęła dotąd próby jej radykalnej nowelizacji. Jednak najcięższe zarzuty PiS-owi wytacza w aneksie Marian Banaś. Z fascynującego biogramu wyłania się on jako antykomunista od podstawówki. Oskarża PiS, że w celu zdobycia i utrzymania władzy, zrujnował finanse publiczne przez program „500+”.
B.G.: Przedstawiciele tej formacji nie kryli tu i ówdzie, że program „500+” stworzono w tym celu.
S.O.: Marian Banaś twierdzi ponadto, że jest to program antyrodzinny. Jak to wygląda z Twojej perspektywy ojca wielodzietnej rodziny?
B.G.: Od początku byłem przeciwnikiem „500+”. Wiedziałem, że ta karkołomna polityka socjalna, która z gruntu jest antyrodzinną, wygeneruje koszmarną inflację. A inflacja to nic innego, jak ukryty podatek, który płacimy wszyscy, a który najbardziej uderza właśnie w rodziny. Dlatego ten program pogłębia zapaść demograficzną.
S.O.: Podaj jakiś konkretny przykład.
B.G.: Przed programem „500+” małe mieszkanie dwupokojowe we Wrocławiu można było kupić za 200 tys. złotych. Dzisiaj za takie mieszkanie trzeba wydać minimum 500 tys. złotych. Aktualnie w tym mieście poszukujemy mieszkania dla następnego dziecka. Prawdziwe wydatki na dzieci zaczynają się dopiero po 18 roku życia, kiedy kończy się program „800+”… Odpowiedzialny rodzic postrzega przyszłość swoich dzieci w dłuższej perspektywie. Ale gangsterów i banksterów politycznych ta perspektywa nie interesuje. Interesuje ich szybki łup i łatwa zdobycz.
S.O.: Co proponowałbyś w zamian za „500 / 800+”?
B.G.: Zespół różnych ulg prorodzinnych. Oprócz tego np. dofinansowanie pensji rodziców wielodzietnej rodziny ze strony pracodawców, co wchodziłoby do emerytury. Program ulg, jak słusznie zauważył M. Banaś, zainicjował B. Komorowski jako prezydent, bo jest ojcem wielodzietnej rodziny. Np. będąc posiadaczem Karty Dużej Rodziny, kupuję z wyprzedzeniem bilet Intercity z Wrocławia do Trójmiasta za 15 zł a nie za 50 zł. Z tą kartą wchodzę za darmo np. do Parku Tatrzańskiego. Bilet bez ulg na jedno wejście dla jednej osoby wynosi dzisiaj 10 zł!
S.O.: Marian Banaś uważa, że PiS jest partią socjaldemokratyczną, a nie prawicową, natomiast po wyeliminowaniu z premierostwa Beaty Szydło ta partia miała skręcić w lewo. Jak to wygląda z Twojej perspektywy badawczej?
B.G.: M. Banaś wie co mówi, ponieważ spędził w sercu władzy tej formacji dwie dekady. Mój kolega profesor uważa PiS za partię narodowo-socjalistyczną. Nie zajmuję się historią partii politycznych, nie jestem politologiem. A z perspektywy obywatelskiej obserwacji mogę powiedzieć, że początkowo J. Kaczyński usiłował się sytuować w centrum, stąd nazwa jego pierwszej formacji to Porozumienie Centrum.
S.O.: To kiedy nastąpił radykalny skręt w lewo?
B.G.: Według M. Banasia jeszcze za „pontyfikatu” Beaty Szydło. Nota bene, z moich źródeł informacji wynika, że sprawę jej podmiany ukartowano kilka miesięcy przed samą akcją. Następnie uzyskano na Nowogrodzkiej błogosławieństwo dla tego projektu.
S.O.: Czy możesz coś więcej ujawnić?
B.G.: Nie mogę podać więcej szczegółów, bo zainteresowani zorientują się, z jakich źródeł pozyskałem tę wiedzę. Bynajmniej nie od Mariana Banasia ani od Kazimierza Kujdy.
S.O.: Czyli proces przytapiania PiS-u nie rozpoczął się w 2019 r.
B.G.: Opisane w aneksie trzy przypadki ilustrują, że w 2019 r. rozpoczął się proces eliminacji z formacji rządzącej wpływowych osób o określonym światopoglądzie.
S.O.: Najbardziej zszokował mnie fakt, że przez co najmniej trzy lata, gdy już formalnie teczki K. Kujdy były odtajnione, nikt nie powiadomił J. Kaczyńskiego o ich istnieniu. Po uświadomieniu sobie tej machinacji J. Kaczyński powinien niezwłocznie usunąć ze swojego otoczenia przede wszystkim koordynatora służb specjalnych.
B.G.: Z jednego ujawnionego przeze mnie dokumentu wynika np., że szefostwo ABW wnioskowało w sprawie teczek K. Kujdy do Prezesa IPN w czerwcu 2016 r.! Według moich ustaleń J. Kaczyński zorientował się w tej machinacji w 2021 r. Ale wtedy był zaabsorbowany pandemią, a potem wojną w Ukrainie.
S.O.: Zapewne wielokrotnie kontaktowałeś się z K. Kujdą. Pamiętasz pierwsze wasze spotkanie?
B.G.: Odwiedził mnie z dwoma opasłymi walizkami z kompletem dokumentów esbeckich i procesowych. Ja byłem po lekturze jego teczek. Powiedziałem mu, panie Kazimierzu, nie musi mi pan niczego pokazywać, ja wiem, że nie był pan tajnym współpracownikiem, ale trzeba to teraz profesjonalnie udowodnić. Najbardziej cierpiał z tego powodu, że nikt z jego otoczenia nie chciał dać wiary jego wyjaśnieniom.
S.O.: Po latach udręki J. Kaczyński awansował go na początku 2024 r. – jak to obrazowo ująłeś – do rangi wezyra na dworze sułtana (s. 454). Wyobrażam sobie, z jakim wzruszeniem ex-premier na czele orszaku politycznie bezrobotnych ministrów, z całą uniżonością składa wezyrowi podarki, podążając do komnaty sułtana…
(Śmiech) …
S.O.: A jak zapamiętałeś pierwsze spotkanie z „Pancernym Banasiem” z Piekielnika rodem? [miejsce jego urodzenia].
B.G.: (Śmiech). To osoba o łagodnym usposobieniu i dużym poczuciu humoru. Całkowite przeciwieństwo „naburmuszonego” urzędasa pokazywanego w mediach za poprzedniej władzy.
S.O.: Dlaczego ostatecznie nie udało się decydentom PiS złamać M. Banasia i zmusić do abdykacji z funkcji prezesa NIK?
B.G.: Przede wszystkim jest on hardym, podhalańskim góralem. Po drugie, człowiekiem zaprawionym w politycznych bojach o Polskę. Nade wszystko jest posiadaczem czarnego pasa w karate kyiokushinkai. Ten rodzaj walki nie tylko znamionuje sprawność fizyczna czy odporność psychiczna, ale przede wszystkim filozofia życia, która polega na ekstremalnym dążeniu do prawdy.
S.O.: Gdy spoglądam na biografię polityczną J. Kaczyńskiego przez pryzmat roku 2019 to nasuwa mi się obraz równi pochyłej. Składa się na nią fiasko z premierem Kazimierzem Marcinkiewiczem, fiasko pierwszego własnego premierostwa, przetrwonienie jakiegoś sukcesu Beaty Szydło przez następcę, przyzwolenie na reformy szkodliwe dla Polski… Weźmy pod uwagę np. reformę szkolnictwa wyższego.
B.G.: Ponoć skonsultowana była w środowisku akademickim…
S.O.: Reforma nałożyła na naukę polską gorset absurdalnych regulacji. Na farsę zakrawa np. możliwość otrzymania stanowiska profesora uczelni (dawniej nadzwyczajnego) bez konieczności posiadania habilitacji.
B.G.: Z tego powodu jeden z moich znajomych dzieli profesorów na trzy kategorie: zwyczajny, nadzwyczajny i nienadzwyczajny… Ja profesorów uczelni bez habilitacji nazywam profesorami lipcowymi (ustawa o nauce została uchwalona w lipcu) w nawiązaniu do docentów marcowych.
S.O.: Profesorzy lipcowi są aberracją do kwadratu, jako że, o ile mi wiadomo, docenci marcowi nie otrzymywali stanowiska prof. nadzwyczajnego. W dotychczasowej tradycji nauki polskiej jedynie doktor habilitowany mógł otrzymać honorowe stanowisko profesora uczelni.
B.G.: Przez profesora lipcowego następuje demontaż nie tylko dobrej tradycji, ale przede wszystkim rozwodnienie racjonalności w systemie nauki polskiej. Dla większej farsy proponuję dorzucić do profesora lipcowego jeszcze docenta marcowego.
S.O.: Wtedy twórca ustawy o nauce 2.0, bo tyle jest ona rzeczywiście warta, będzie mógł sobie wpisać na wizytówce: doktor, docent marcowy i profesor lipcowy. Na samym końcu tej równi pochyłej J. Kaczyńskiego znajduje się namaszczenie Karola Nawrockiego na kandydata obywatelskiego.
B.G.: Bez spodziewanego efektu, gdyż jak mawiają: „i w Paryżu nie zrobisz z owsa ryżu”.
S.O.: Poważnym kandydatem byłby Tobiasz Bocheński. On jako jedyny reprezentant PiS mógł wygrać z Rafałem Trzaskowskim w drugiej turze. R. Trzaskowski mógł z nim wygrać jedynie w Warszawie, ale nie w Polsce gminnej.
B.G.: Jak zaczęto poważnie brać pod uwagę kandydaturę Tobiasza Bocheńskiego, natychmiast uruchomiła się wpływowa frakcja w PiS i z animuszem poparła Karola Nawrockiego. A J. Kaczyński musiał przystać na to.
S.O.: „Kupił kota w worku?”
B.G.: Moim zdaniem gwałtowne wsparcie przez tę frakcję pana Karola było działaniem zaporowym, by nie doszło do namaszczenia pana Tobiasza. Ale tak to zapewne ukazano Prezesowi, że pan Karol wygra bezapelacyjnie a zarazem poprawi kondycję partii, która zmaga się z problemami.
S.O.: No to tonący złapał się brzytwy… Karol Nawrocki studiował na Wydziale Historycznym UG, gdzie pracujesz. Potem obronił doktorat z historii, bodajże w 2013 r. Kojarzysz go z tamtego okresu?
B.G.: Nie kojarzę, dlatego że na kierunku historii miałem jedynie zajęcia fakultatywne. W tym czasie Wydział Historyczny prowadził szkołę doktorską. Raz w miesiącu na każdej radzie wydziału głosowaliśmy kilka takich przewodów doktorskich.
S.O.: Prof. Antoni Dudek, który ostro zaatakował K. Nawrockiego, parę dni później przypomniał sobie, że był recenzentem jego doktoratu. Jednocześnie nadmienił, że jego dysertacja spełniała wymogi doktoratu w minimalnym stopniu.
B.G.: Nie potrafię niczego powiedzieć na temat tego doktoratu, czy profilu naukowego jego autora.
S.O.: Wytypowanie K. Nawrockiego na kandydata de facto wygenerowało efekt Sławomira Mentzena. To jest sytuacja bez precedensu w kampaniach prezydenckich III RP. Chociaż spełnia się tu porzekadło: gdzie się dwóch bije tam trzeci korzysta.
B.G.: Typując Sławomira Mentzena, Konfederacja, partia bardzo zróżnicowana, okazała dojrzałość i zmysł polityczny, uwzględniający sytuację międzynarodowa. Młodzi ludzie i w średnim wieku postrzegają go jako człowieka z krwi i kości, a nie jako funkcjonariusza partyjnego.
S.O.: Szybko zdobywa polityczny teren dzięki alternatywnym mediom – społecznościowym. Czy według Ciebie J. Kaczyński wymieni Karola Nawrockiego na Tobiasza Bocheńskiego? Zauważyłem, że ostatnio pan Tobiasz widoczny jest w mediach.
B.G.: To byłaby bardzo ryzykowna gra, albowiem wszyscy pamiętamy wymianę Bidena na Harris i jak to się skończyło. Po drugie, jak podmienić osobę, co do której się zaklinano, że nie jest do podmiany? Chyba, że pan Karol „sam zrezygnuje” z motywu „obywatelskiej” odpowiedzialności.
S.O.: A jak sam nie zechce zrezygnować?
B.G.: Co to znaczy nie zechce? Prezes odetnie mu finansowanie, regionalne struktury PiS nie zorganizują żadnego spotkania, M. Banaś, który „mu siedzi” w IPN z kontrolą, przypilnuje, aby grosza publicznego nie wydał na kampanię, natomiast Tomasz Sakiewicz nie wpuści go do żadnego klubu Gazety Polskiej w kraju…
S.O.: No tak. Ale wtedy, jak wytłumaczyć tę podmianę bez szkody dla wizerunku PiS. W komitecie poparcia K. Nawrockiego zasiada przecież cała plejada gwiazd. Oni wszyscy będą się czuć „nabici w butelkę”.
B.G.: Niekoniecznie. Popierają pana Karola tylko dlatego, że wierzą w geniusz polityczny J. Kaczyńskiego. Wymianę w porę kandydatów na prezydenta przyjmą jako kolejną odsłonę jego geniuszu.
S.O.: W polityce wiele rzeczy jest możliwych, ale moim skromnym zdaniem, żadne tego rodzaju salto na tym etapie kampanii nie zdoła przeszkodzić S. Mentzenowi w wejściu do drugiej tury wyborów. A w drugiej turze wszystko jest możliwe.
B.G.: Wiesz, młodzi wyborcy patrzą na nas, wyrosłych w PRL, jak na dinozaurów wyłaniających się spod wiecznego lodu. Z drugiej strony, czy nie powinno napawać nas optymizmem to, że chcą energicznie wziąć w swoje ręce przyszłe losy Polski?
S.O.: Od pewnego czasu powraca w mediach informacja o możliwym kandydowaniu Mariana Banasia. Pewnie ten temat stanął w waszych rozmowach.
B.G.: Owszem. Marian Banaś był namawiany do kandydowania. Śledząc uważnie rozwój kampanii politycznej, doszedł do wniosku, że w sytuacji, która się wytworzyła, nie ma sensu startować na prezydenta RP. Jest odpowiedzialnym urzędnikiem państwowym i takim chciałby być zapamiętany w przyszłości.
S.O.: Twoją książkę o K. Kujdzie wieńczy esej o „okrągłym stole”. Ten esej powinien wejść do kanonu lektur historii w szkole średniej. Pochlebnie wypowiedział się o nim Peter Raina, autor monografii o „okrągłym stole”. Dla mnie jest to rodzaj historiograficznej dekonstrukcji.
B.G.: Bardzo sobie cenię opinie naukowe doktora Petera, wybitnego historyka, zasłużonego dla nauki polskiej. W eseju, a właściwie szkicu do eseju, nie odkryłem Ameryki. Pozwalam przemawiać dokumentom.
S.O.: Posiadasz nietuzinkową umiejętność czytania i prezentacji dokumentów. Znani mi oficerowie SB też są pod wrażeniem tej umiejętności. Pokazałeś w eseju, że obrady „okrągłego stołu” były publiczną inscenizacją ekipy gen. W. Jaruzelskiego, żeby łagodnie przełamać opór pokaźnej bazy komunistycznej (s. 486). Strona społeczna nie potrzebowała tej teatralnej pedagogii.
B.G.: Ale efekt tej inscenizacji w postaci kompromisu politycznego w całości odrzucili wyborcy 4 czerwca 1989 r. Niewykonanie tej woli wyborców doprowadziło do rozbicia i upartyjnienia społeczeństwa. Tymczasem chodzi o upodmiotowienie społeczeństwa. W ramach tego upodmiotowienia następuje naturalne zróżnicowanie społeczeństwa tylko na dwie orientacje polityczne: prawica i lewica.
S.O.: Na koniec: dlaczego zadałeś sobie tyle trudu, by samodzielnie wydać książkę o Kazimierzu Kujdzie?
B.G.: Żeby mi żaden wydawca nie grzebał w jej treści. Dzięki temu opublikowałem to, co chciałem napisać.
S.O.: Więcej informacji o książce i możliwości jej nabycia zainteresowany czytelnik może znaleźć na stronie Biblioteki Narodowej wpisując jej tytuł.
Prof. zw. dr hab. Bogusław Górka – historyk i religioznawca, pracuje na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Jest autorem kilkunastu książek głównie z zakresu hermeneutyki religijnej oraz lustracyjnych.
Stanisław Obirek
Z prawdziwą przyjemnością przeczytałem wywiad z prof. Bogusławem Górką. Podobnie jak wcześniej czytałem wspomnianą recenzję książki o K. Kujdzie na SO. Profesor Górka należy do coraz rzadziej spotykanej w nauce polskiej kategorii ludzi zacnych i sprawiedliwych, wiernych najważniejszej zasadzie naukowej – dążeniu do prawdy. Tego rodzaju osoby realizują swoje zamierzenia i cele nie szukając ani rozgłosu, ani poklasku. Taka postawa ma zazwyczaj pewne wady. Jedną z nich może być słaba znajomość ich dzieł w szerszych kręgach opinii publicznej. Rozmówca prof. Obirka ma tego świadomość kiedy wspomina, że ” …książki lustracyjne tworzę raczej dla potomności, niż dla współczesności.” Pisząc o tym mam na względzie także nasz mały egoizm środowiskowy – środowiska autorów i komentatorów a także, jeśli wolno sądzić, czytelników Studia Opinii. Może uda się profesora Górkę namówić do publikowania na SO tekstów, które uzna że warto je nam zaprezentować. W samym wywiadzie poruszonych zostało kilka wątków, z których każdy byłby ciekawym wydarzeniem na łamach SO. Myślę tu nie tylko o postaci Mariana Banasia, ale także o tym dlaczego Nawrocki a nie Tobiasz Bocheński został kandydatem PiS na prezydenta, albo dlaczego profesor uważa kandydowanie Sławomira Mentzena za przejaw dojrzałości i zmysłu politycznego Konfederacji, uwzględniajacych sytuację miedzynarodową. Jeszcze ważniejsze byłoby opublikowanie opinii profesora o wadliwości ustawy lustracyjnej, czy o lustracji profesora F. Ziejki, którego historia jest tyleż wstrząsająca co mało znana szerszej opinii publicznej. Podobnie pasjonujacy mógłby być wątek “kompromisu politycznego” Okragłego Stołu, który w całości odrzucili Polacy w wyborach 4 czerwca 1989 r. Wspominając o tym warto zaznaczyć, że formuła SO pozwala na publikowanie różnych kategorii tekstów. Od ściśle naukowych, po znacznie lżejsze czy luźniejsze formy publicystyczne niekoniecznie wierne rygorom naukowości, co wcale nie znaczy, że mniej wartościowe.
Dziękuje Slawkowi za komentarz. Przy okazji warto zauważyć, ze obecny nijaki prezes IPN i jednocześnie kandydat na prezydenta RP jest popierany przez znikoma grupę tzw profesorów, z których większość legitymizuje się zaszczytnym tytułem emeryta/tki.
Morał z wypowiedzi Stana płynie taki: Prezes podchodzi seniorów metodą “na wnuczka politycznego”.
Cała kariera JK to działanie “na wnuczka politycznego”.
Karol Nawrocki, pseudo “doktór” – “kandydat na prezydenta RP jest popierany przez znikoma grupę tzw profesorów, z których większość legitymizuje się zaszczytnym tytułem emeryta/tki.”
*
Pośród tych osób na poczesnym miejscu znajduje się prof. Andrzej Nowak – niestety, jeszcze nie emeryt. Czlowiek ten, poza różnymi kuriozalnymi stwierdzeniami naukowymi, demonstruje publicznie jawną nienawiść do Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej. Kiedy zastanawiamy się skąd u zwykłych wyborców PiS takie zacietrzewienie, pan Nowak może być wzorem a zarazem niewdzięcznym obiektem takich dociekań. Na szczęście jakość samego kandydata obywatelskiego rokuje jak najgorzej dla niego samego i dla popierającej go formacji.
Prof. Andrzej Nowak 19 stycznia 2024 r. wezwał J. Kaczyńskiego do ustąpienia z funkcji Prezesa PiS i przekazania władzy młodszemu pokoleniu działaczy, tymczasem 24 listopada w Krakowie zgłosił Karola Nawrockiego jako kandydata obywatelskiego na prezydenta RP wskazanego przez Prezesa PiS, zgłosił go w imieniu Obywatelskiego Komitetu Poparcia, który zorganizował, jednocześnie na drugi dzień powątpiewał w szanse wyborcze “swojego” kandydata, z kolei 2 grudnia 2024 r. uzależnił “dymisję” J.Kaczyńskiego od przegranych wyborów przez Karola Nawrockiego; … ostatecznie bezwarunkowo poparł kandydata i również namaszczenie Prezesa. Może ktoś z czytelników pokusi się o interpretację przywołanych zdarzeń?
To bardzo ciekawe zestawienie zachowań pana Nowaka. W żadnym razie nie pokuszę się o “interpretację przywołanych zdarzeń”, za to przypomnę fragment monologu jaki Ś.P. Stanisław Tym przedstawiał kiedyś o pewnym działaczu Platformy Obywatelskiej. (Szkoda, że tekst ten został usunięty, bo był naprawdę świetny.) Występującemu w nim dyrektorowi b. ważnego urzędu, agent CBA miał w ramach akcji demaskowania malwersantów wręczyć łapówkę, a zaraz po przekazaniu informacji przez tego agenta reszta ekipy miała wkroczyć i spektakularnie aresztować urzędnika. Ponieważ agent się nie odzywał zbyt długo, zaniepokojeni koledzy zadzwonili do niego z pytaniem czy dyrektor wziął łapówke. Pytany odpowiedział im, że dyrektor zachowuje się jak stary zergar ścienny – tzn. waha się !
*
Pan Nowak w kwestii PiSu zachowuje się podobnie. Jedno co głosi konsekwentnie i stanowczo to nienawiść do Donalda Tuska i PO, choc nigdy nie usłyszałem ani krzty powodów tej nienawiści. Może miałem pecha, może gdzieś to uzasadniał – chętnie bym posłuchał takiego uzasadnienia. Inaczej tego rodzaju hejt jest dla mnie podobnie miałki i fałszywy jak głoszone przez inkryminowanego pana pochwały blankietowych i pustych w treści postaw patriotycznych, które usiłuje krzewić pośród młodzieży. Na Youtube widziałem takie jego wystąpienie jako autorytetu wobec młodzieży. Młodzi ludzie mieli tak poważne i skupione miny jakby próbowali zrozumieć teorię względności, a Nowak mówił im o patriotyźmie w sposób, który zwłaszcza młodym ludziom niczego nie mówi – jest po prostu pustym, pozbawionym treści hasłem nacjonalistycznym.
*
Ponieważ wiele lat spędziłem na uniwersytecie jako nauczyciel akademicki, postawa pana Nowaka jest dla szczególnie rażąca i zasmucająca. Tym bardziej, kiedy jego środowisko polityczne usiłuje z niego zrobić naukowy autorytet. Do tego pana nie pasuje żadne z tych określeń.
Wprawdzie Stan wspomniał o profesorach w wieku emeryckim (sam się do niego nieuchronnie zbliżam) to w istocie trzeba przyznać rację Sławkowi, ze nie wszyscy legitymizują sie tą grupą wiekową, bo jest kilku młodszych wiekiem i doświadczeniem życiowym. Profesor Andrzej Nowak należy właśnie do tej grupy, którą określiłbym w sile wieku. To on w samej rzeczy namaścił kandydata “obywatelskiego” na prezydenta ku zdumieniu wielu i moim własnym. Ten gest, zapewne mający związki w osobistych uwikłaniach Nowaka z PiS-em, całkowiecie przekreśla jako wiarygodności jako tzw. public intelectual, gdyż zapoczątkował WIELKIE KLAMSTWO w przestrzeni publicznej.
Kilka lat temu moja dobra znajoma poznała mnie z innym profesorem historii, który był wielkim zwolennikiem PiSu. Do tego stopnia wielkim, że usiłował namolnie indoktrynować tę panią, skądinąd indyferentą politycznie. Nie mogąc tego znieść owa dama “wystawiła” do konfrontacji z tym panem, moją skromną osobę. Nie jestem historykiem – lubię książki historyczne i historię jako dziedzinę wiedzy. Kiedy poprosiłem aby pan wyjaśnił mi swoją miłość do PiS i argumenty, które za tym stoją nie ułyszałem żadnego, dosłownie żadnego argumentu rzeczowego. Wszystkie były silnie i jednoznacznie emocjonalne, a na pytanie skąd takie poglądy odpowiedź brzmiała – bo tak ! W rozmowie zwróciłem uwagę, że sam tytuł profesorski jest dla tego pana ważniejszy niż wiele rzeczy na świecie. Sam o sobie w rozmowie mówił w kategoriach profesor, używając często okresleń wzmacniających typu znakomity lub wybitny profesor. Książek tego pana nie czytałem – nie miałem ani ochoty ani siły. O podobne “motywacje” podejrzewam p. Nowaka.