21.01.2024
Zdanie odrębne
Gdyby doszło do przejęcia TVN, prawdopodobnie PiS rządziłoby jeszcze jedną, może dwie kadencje… Ale tak się nie stało; ludzie wystąpili w obronie stacji, Amerykanie pogrozili palcem lokatorowi pałacu prezydenckiego i do „Budapesztu w Warszawie” nie doszło.

Rola prywatnej stacji w wygraniu wyborów przez koalicję demokratyczną jest nie do przecenienia ani zakwestionowania, zwłaszcza że media ‘publiczne’, przemianowane na ‘narodowe’, a w rzeczywistości upartyjnione – stały się tubą władzy jednego człowieka – ‘beztryba’. W takim kształcie nie tylko służyły realizacji zbyt szeroko rozumianych celów politycznych, ale stały się narzędziem destrukcji – moralnej, psychicznej, społecznej, prawnej a nawet religijnej; urągały zdrowemu rozsądkowi… Nie sprzeciwiał się temu polski Kościół, rzekomo prowadzący wiernych do królestwa, które „nie jest z tego świata”.
Przez osiem lat prywatne stacje radiowe i telewizyjne były jedynymi źródłami informacji, która nie była zmanipulowana. Nie docierała jednak do wszystkich, ze względu na ‘medialny ład’, który dawał przewagę państwowym środkom przekazu. A te obejmują większy obszar, aniżeli przekaźniki stacji prywatnych. Aby zwiększyć dominację na tym polu zjednoczona prawica wniosła do sejmu (w grudniu 2022) projekt ustawy zwanej „lex pilot”. Zakładała ona, że pięć pierwszych kanałów tv miało być zarezerwowane dla: TVP1, TVP2, TVP3, TVP Info i TVP Kultura. Posłowie zajęli się nią błyskawicznie, a po procedowaniu w komisji cyfryzacji, w marcu 23 r. trafiła na wysłuchanie publiczne. Nazywana ‘szatańskim pomysłem’ i powszechnie krytykowana przez rozmaite gremia: medialne, konsumenckie, gospodarcze, telekomunikacyjne i in. ostatecznie została wycofana z sejmu. Był to kolejny sygnał, że społeczeństwo nie godzi się na medialny mono przekaz ideologiczno-polityczny, traktując go jako kolejne ograniczenie swobód obywatelskich.

*
Jak się rzekło najważniejszą rolę w procesie przywracania normalności odegrała TVN. Nie pamiętam, w którym momencie, w programie Kropka nad i pojawił się napis ‘Wolne Media’, który za każdym razem akcentowała prowadząca audycję. Większość odbiorców miała świadomość, że media od lat dzielą się na ‘wolne’ i ‘zniewolone’ tzn. zależne od porannego komunikatu z Nowogrodzkiej. A ten był jednakowy dla radia, telewizji oraz przejętej przez Orlen prasy regionalnej. Wojna medialna między przekazem i anty-przekazem trwała przez osiem lat, wyniszczając nie tyle żołnierzy obu stron nierównego frontu – partyjni strzelcy zarabiali miliony, ale widzów, którzy ich opłacali – poprzez abonament, bądź umowę z operatorem sieci, czyli.
Serwisy informacyjne przekazywane przez wspomniane medium nie budziły zastrzeżeń; były obiektywne, rzetelne – zwłaszcza kiedy donosiły o klęskach, katastrofach, wojnach czy zamieszkach… Gorzej było (jest nadal) z publicystyką, a więc audycjami: ‘Tak jest’, ‘Fakty po faktach’, czy „Kropka nad i’. Są to główne programy publicystyczne TVN, na które zaprasza się ekspertów, polityków różnych opcji, jednostki opiniotwórcze, publicystów… Wydawałoby się, że rozmowy z nimi – w każdym czasie i okolicznościach powinny cechować: obiektywizm, profesjonalizm, spokój, panowanie nad emocjami rozmówców i prowadzących, nie dopuszczanie do awantur na wizji, powstrzymywanie się od manipulacji itp. – a więc wysokie standardy dziennikarskie i publicystyczne.
*
To, co się nie podoba, określam jako celebryctwo. Termin jest prywatny, nowy; nie ma nic wspólnego z celebrą czy celebrowaniem – księdza, biskupa albo prezydenta… Jego treść i znaczenie to znaleźć się w centrum wydarzeń – tu: rozmowy. I tak ją prowadzić, by nie tyle przedstawić, omówić, skomentować zdarzenie czy problem, lecz siebie, własną osobę, prowadzącego audycję dziennikarza czy publicystę…
Zacznę od Andrzeja Morozowskiego, z wykształcenia prawnika, kulturalnego i sympatycznego pana, który, udzieliwszy głosu rozmówcy/om, szybko im przerywa, wtrąca się, wygłasza dłuższe monologi itp., za które potem przeprasza… Goście momentami czują się bezradni – szczególnie kobiety, mniej przebojowe od mężczyzn. Ci, nie zawsze pozwalają, by im przerywano, nie ustępują, usiłują dokończyć kwestię, zamknąć temat itp. Taka wyszarpywana sobie rozmowa zwykle kończy się brakiem konkluzji, albo zapowiedzią, że „do sprawy wrócimy”.
Podobnie zachowuje się Grzegorz Kajdanowicz – szybki, emocjonalny, kategoryczny; często też przerywa rozmówcy, wchodzi w słowo, nie pozwala dokończyć zdania, bo ważniejsze jest jego dopowiedzenie… Nie inaczej prowadzi rozmowy Grzegorz Marciniak, który się czai, zadaje podchwytliwe pytania, nie czeka na odpowiedź, uderza błyskawicznie, jak skorpion. Ofiara nie ma czasu na odpowiedź, bo już pojawia się nowa kwestia i … koniec rozmowy.
Zupełnie inny jest Piotr Kraśko, ulubieniec kobiet w moim wieku, które mają naturalną potrzebę kapłana. Zwłaszcza takiego, co retorycznie troszczy się o swoich wiernych (tu: widzów), wczuwa się w ich problemy, moduluje głos (wdechem i wydechem). Zna się na melodii zdania (intonacja), umiejętnie podnosi i obniża ton wypowiedzi; wie, ja podkreślić znaczenie wyrazu i jego barwę uczuciową. Buduje nastrój rodzinno-świątynny, co pozornie służy zrozumieniu i porozumieniu, choć de facto jest działaniem na emocje widza, dla którego empatia i współodczuwanie redaktora są jak akty strzeliste. Grzeczność i układność, której szczytowym przejawem był (niepotrzebny) wywiad z kard. Dziwiszem, dziennikarz wzmacnia gestykulacją rąk i mimiką twarzy, z której – obok inteligencji – emanuje dobro i życzliwość. Redaktor K. ma dużą siłę perswazji i przekonywania; można powiedzieć – działa na wyższym poziomie manipulacji; to nic, że w dobrej sprawie… Jego gość zwykle czuję się zauroczony i zdominowany; z wyjątkiem byłych premierów – Marka Belki, czy Leszka Millera, którzy dyskretnie sobie na to nie pozwalają.
Podobnie jest z paniami… Diana Rudnik; zawsze elegancka, perfekcyjna, napięta, choć udająca luz, uśmiechnięta, choć skupiona wewnętrznie, jak pantera gotowa do skoku… Jej besserwisserstwo co rusz daje o sobie znać; a to próbą wejścia w słowo rozmówczyni/cy, dopowiedzeniem, wtrąceniem, co też bywa męczące… Dla gościa, ale i widza oczekujących, by dziennikarz był bezstronny. Nieco inaczej rozkłada akcenty wytrawna Katarzyna Kolenda-Zaleska, której stany tego typu zdarzają się rzadziej, choć i ją – od czasu do czasu – natura ciągnie do lasu… Zaletą Anity Werner jest dostojeństwo, powściągliwość, opanowanie i spokój, spod których rzadko przebijają się – trzymane w cuglach – emocje. Na tle koleżeństwa wyróżnia ją to, że „spieszy się powoli”, co u dziennikarzy jest rzadkością.

Przypadkiem osobnym, ekstraordynaryjnym – jak mawia druh Dworczyk – jest Monika Olejnik, długo świecąca gwiazda TVN oraz (w przeszłości) innych stacji. Nikt jej nie dorówna ani w tym, jak zaczyna, ani jak kończy swoje rozmowy. Ma oddanych fanów i przeciwników; ci pierwsi to ludzie emocji, nawalanki, ostrej rozmowy, w której należy gościa przygwoździć do ściany, albo wbić w fotel… Walczy o sprawę, często nie bacząc na reguły debaty telewizyjnej. Potrafi wymusić na rozmówcy potwierdzenia własnej tezy, z którą – wystarczy, że ten się zgodzi; czasem daje mu szansę na dostarczenie ‘dowodów’… Inicjuje pyskówkę, w którą z lubością wchodzi, a potem się wycofuje; lubi mieć ostatnie słowo. Ironia, szyderstwo, złośliwostka i inne przymioty ludzi inteligentnych to jej zwyczajne instrumentarium, które słodzi uśmiechem niewiniątka.
Na antypodach tego co wyżej lokują się (choć to czas przeszły!) Wiadomości oraz TVP Info, prowadzone do niedawna przez ludzi (kreatury, osobników, typy) pokroju: Ogórek, Klarenbach, Rachoń czy Kłeczek. Ich programów lepiej nie wspominać, a jeśli już to jako sądowe dowody antydziennikarstwa, anty publicystyki, manipulacji medialnej czy brutalnej propagandy – słowem przestępstw zagrożonych karami.
Dziś ci ludzie oraz ich mocodawcy (fundatorzy, sponsorzy, właściciele) występują w obronie ‘wolnych mediów’, nie biorąc pod uwagę, że przez osiem lat tworzyli ich zaprzeczenie, reprezentowali media ‘samowolne’ albo ‘swawolne’, które nie liczyły się z nikim i z niczym. A ponieważ działali na polityczne zlecenie, więc wolno im było wszystko…
*
Październikowe wybory – przynajmniej formalnie – zakończyły gorącą wojnę; TVP przestała szczuć ludzi przeciw sobie, atakować Tuska, kłamać, manipulować… i przeniosła się do niszowej tv republika. Z radia wylecieli dziennikarze-komisarze, na regionalną prasę też przyjdzie czas. Sytuacja powojenna nie pozwala jeszcze sine ira analizować ‘wolnych mediów’, które przyczyniły się do zwycięstwa demokracji. Pora jednak się im przyjrzeć, bo weszliśmy w nową fazę i sytuacja wymaga nowych instrumentów, narzędzi, strategii i taktyki – słowem zmodyfikowanych środków przekazu.
Z tego, co wyżej nie wynika, że krytykuję TVN i wolne media (bez cudzysłowu); jest mi również obce „myślenie chrześcijańskie” (z cudzysłowem), że jeśli Bóg kogoś kocha, to go doświadcza, jak Jahwe Hioba czy Abrahama… Nie oceniam, raczej opisuję, a z opisu wynika, że TVN powinno zmienić aurę, narrację przekaz itp., ponieważ znajdujemy się w nowej rzeczywistości. Narzuciło ją społeczeństwo, idąc masowo na wybory, a wcześniej na dwa marsze. Nie było tam agresji, nawalanki, chamstwa – ale spokojna narracja lidera opozycji i takaż rozmowa z wyborcami; wymiana argumentów – nie ciosów, a przede wszystkim powszechnie demonstrowana wola zmiany i chęć stania się (bycia) społeczeństwem obywatelskim.
Prywatna, choć dobrze zakorzeniona w polskich realiach stacja TVN, której przekaz jest ważny dla sporego procenta widzów, powinna włączyć się w budowanie tego społeczeństwa w sposób, jaki robią to media odpowiedzialne za wspólnotę – bez względu na ich proweniencję. Kiedy w świecie narasta niepokój, potrzebny jest przekaz spokojny, merytoryczny, pozbawiony emocji, wyważony… Próbuje się go wprowadzić do zniszczonej TVP, ale to potrwa i będzie wymagać czasu.
TVN ma swoich wiernych odbiorców, nawet jeśli są wobec niej krytyczni. Teraz powinna poszerzyć ich krąg o tych, co znaleźli się na medialnym rozdrożu, bo zakręcono im kurek z zatęchłym powietrzem i chwilowo nie potrafią zaczerpnąć haustu świeżego… Proces odstawienia i towarzyszący mu zespół dolegliwości (fizycznych i psychicznych) – to nie godziny czy dni, ale miesiące , a może lata. Ich odwyk jest dobrowolny, ale trzeba go wspomóc, ponieważ jest to „proces, który pozwala na oczyszczenie organizmu z toksyn i poprawę sprawności życiowych”[1].
*
Naród nie może się nadziwić, że nasz „strażnik konstytucji”, który według prof. Adama Strzembosza złamał ją trzynaście razy, udzielił schronienia dwu skazanym prawomocnym wyrokiem… Tymczasem ratowanie skazańców jest wdrukowane w nasz narodowy ethos, albo gen, podobnie jak chodzenie „w bój bez broni”. Wystarczy przypomnieć scenę z Krzyżaków Henryka Sienkiewicza, który od wieków, z uporem mebluje chorą, polską wyobraźnię…
Oto dzielny wojak Zbyszko z Bogdańca nawykły do niewygód i tułaczki, sprytny i silny, choć czasami brakuje mu rozumu. Bez powodu zaatakował krzyżackiego posła, za co został skazany na śmierć. Jako rycerz[2] z godnością i podniesionym czołem, w otoczeniu gapiów[3] jest prowadzony na spotkanie z własnym losem, czyli katem… W średniowiecznej Polszcze obowiązuje jednak stary, słowiański zwyczaj – oto jeśli niewinna dziewka rzuci na skazańca białe płótno, znaczy to, że pragnie go poślubić i w ten sposób ratuje przed śmiercią. Tak właśnie postąpiła Danuśka, po dwakroć wołając: „Mój ci on jest!”. Oznaczało to również wyznanie mu dozgonnej miłości…
Autor notatki (Wikipedia) dodaje ckliwie: „Uważam, że to jest niezwykły i bardzo piękny zwyczaj, ratujący ludzkie, młode, piękne i bezcenne życie. Zwyczaj, który oprócz ratunku przynosił też sercowe spełnienie”. Ale czasy się zmieniły; za Danuśkę robi dziś prezydent, Zbyszkami są panowie Kamiński i Wąsik, a w miejsce tkaniny pojawiło się białe auto z pałacu wysłane po skazanego… Obyczaj średniowieczny ten sam, choć uratowane zostały nie jedno, a dwa życia, które czas jakiś spędzą w miejscu odosobnienia, oddając się refleksji nad własnym losem.
*
Na praworządność
(fraszka)
Tańcowały dwa Michały
jeden duży, drugi mały –
przez osiem lat.
Jak ten duży zaczął krążyć,
to ten mały nie mógł zdążyć…
A teraz siedzą!

- Wikipedia ↑
- Czyli żołnierz, który ma łeb zakuty… ↑
- Kiedy we Francji ‘pracowała’ gilotyna zwana wdową, damy wykupywały miejsca siedzące, by popatrzeć, jak głowy arystokratów spadają do wiklinowego kosza. Pokazuje to A. Wajda w filmie Danton ↑
JS

Nic dodać, nic ująć!
Nie mam kwalifikacji by komentować tekst medioznawczy bo nie jestem konsumentem mediów od 2005 kiedy PiS wygrało po raz pierwszy i zaczęło psuć media. Może po 25.10.2023 powinienem wrócić i zacząć tak jak kiedyś oglądać, słuchać, czytać i porównywać. To nie jest w tej chwili tak miarodajne jak kiedyś bo media społecznościowe (nie używam) wprowadziły własne prawa. Tak czy inaczej wdzięczny jestem za przenikliwa diagnozę, która powinna pomoc również medialnym Decydentom w jakim kierunku iść, a jakiego unikać.
W niniejszym felietonie autor (JS) wybił się na szczyty obiektywizmu „pastwiąc” się nad TVN-em”. Podpisuje się obiema rękami nad charakterystyka dziennikarzy – celebrytów tej stacji. Prowadzący – moderatorzy programów „publicystycznych” takich jak „Kawa na ławę”, „Tak jest”, czy „Kropka nad i” są w swojej postawie niezwykle obciachowi.. Oglądając te programy rażony byłem nie raz , nie dwa, taką właśnie formą prowadzenia programu. Znamienne są słowa tekstu JS […] dobrze zakorzeniona w polskich realiach stacja TVN, której przekaz jest ważny dla sporego procenta widzów, powinna włączyć się w budowanie tego społeczeństwa w sposób, jaki robią to media odpowiedzialne za wspólnotę – bez względu na ich proweniencję. Oby te słowa trafiły do mocodawców i producentów ze stacji TVN.
Hmmm… Zasadniczo… Zasadniczo trudno Autorowi nie przyznać racji. Prowadzący nie powinni przerywać rozmówcom, eksponować siebie itd. Ale…
Żyjemy – na własne nieszczęście – w ciekawych czasach. A dynamika i tempo zdarzeń nie zawsze pozwalają zachować niewzruszony spokój. W studiach TVN bywają różni goście. Czasem, jak politycy PiS, z miedzianym czołem snujący opowieści, od których Pinokiowi wydłużał się nos. Nie zawsze da się takiego słowotoku słuchać bez sprzeciwu. Zresztą to, co czasem wygląda jak „wpadanie w słowo”, bywa rozpaczliwą próbą przypomnienia rozmówcy o temacie debaty. Ogólnie rzecz biorąc, mam wrażenie, że akurat w TVN nie jest z kulturą dialogu tak źle. Oczywiście, może byłoby lepiej – ale i nudniej – gdyby prowadzący rozmowy dziennikarze mogli się zachowywać tak, jak dziennikarze BBC czy ARD w rozmowie z przedstawicielem aktualnego „gabinetu cieni”, który właśnie wyraził pogląd, że istnieją pewne przesłanki, by podnieść VAT na banany o 0, 37%. Rozmowy w TVN krążą zwykle wokół kwestii wywołujących nieuchronnie trochę większe emocje.
Spokojniejsza jest chyba publicystyka w odrodzonej TVP. Ale i – nie ukrywajmy – trochę mniej ekscytująca (by tak rzec). Trudno też nie zauważyć, że pewne tematy czy zjawiska są tam jakby „źle obecne”. Być może dlatego, że nowe władze medium nie chcą narażać jego dotychczasowych użytkowników na zbyt wielki szok poznawczy. Szczerze? Wolę już może czasem rzeczywiście zbyt „energiczną” i władczą, ale i spontaniczną Monikę Olejnik niż statecznych panów w średnim wieku, odpytujących łagodnie swoich gości przy Woronicza. Krótko mówiąc: czekamy cierpliwie na nudne czasy.
W rozmowie, dialogu czy w jakim innym forum obowiązuje jednak pewna kultura i zasada poszanowania jego rozmówcy i przekazywanych przez niego treści. Nie jestem przekonany czy w takich programach najistotniejszą dominantą jest emocja czy pressing. Chyba w tym wszystkim idzie o co inne!
Poza sporem jest, że wymieniona w artykule stacja telewizyjna ma ogromny udział w wyborczym sukcesie sił demokratycznych. Chwała jej za to! Nie oznacza to wcale, że należy spocząć na laurach i płonąć w samozachwycie. Autor dokonał wnikliwej analizy wybranych programów publicystycznych, jego diagnozy są przekonywujące. Nie jest tajemnicą, że styl prezentowany przez niektórych (nie wszystkich) prowadzących, stałe atakowanie słowem zaproszonego do studia gościa, utrudnianie mu zebrania myśli, spokojnego wypowiedzenia się, jest trudny do zaakceptowania. Zachęca do zmiany programu. Z tego względu od dawna unikam „Kropki nad i” gdyż napastliwość, przekrzykiwanie rozmówcy czy „wylewające się” emocje prowadzącej są bardzo zniechęcające. Tak naprawdę widz chce usłyszeć co ma do powiedzenia gość programu, nie prowadzący. Sytuacja w której pytania zajmują więcej czasu niż odpowiedzi dobrze o dziennikarzu nie świadczy. Warto więc pomyśleć nad zmianą podejścia do tej sprawy. J.S. zasadnie też zwraca uwagę na pilną konieczność uwzględniania przez media zmieniającej się (zwłaszcza po 15 października) rzeczywistości tak by w mojej ulubionej stacji (jaką wciąż jest TVN) dobrze zaczęli się odnajdywać także nowi widzowie; również ci, którzy do tej pory śledzili inne kanały informacyjne. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę, że w jednym z ostatnich sondaży (22 stycznia) ujawniono, że nawet do 25% dotychczasowych wyborców PIS popiera szereg pomysłów obecnego rządu! Jednym słowem, szanse na powiększenie szeregów zwolenników demokracji, na naprawę państwa są naprawdę realne! Rola mediów w tym względzie jest nieoceniona. Więc do dzieła!
PS. Nawet przewrotne, prowokacyjne porównanie A.D. do czystej jak łza Danuśki, a Zbyszka z Bogdańca do miłośników Pegasusa i innych nieczystych manewrów boli.
JS, jak zwykle w formie, podjął tym razem jeden z najważniejszych a jednocześnie najtrudniejszych tematów.
*
Co PiS zrobił z mediami publicznymi wszyscy mieliśmy okazję doświadczyć, mimowolnie stając się znawcami tematu na zasadzie „koń jaki jest każdy widzi”. Tego nie dało się oglądać ani słuchać. Pojęcie propagandy goebbelsowskiej zyskało, zwłaszcza w TVP i TVP Info, doskonalszą jakość i nowe rozwinięcie. Proces ten, ze względu na jego kierunek i kompas (a)moralny śmiało można nazwać rozwinięciem „tfurczym”. Gorzej, że odwracanie znaczenia pojęć, zakłamywanie rzeczywistości, kłamstwo jako „słowo objawione” i trzecia prawda tischnerowska stały się narzędziami polityki, kształtując rzeszę wiernych odbiorców mediów publicznych, traktujących ten przekaz serio. Stąd odebranie im tego ścieku przez obecny rząd bardzo ich boli, stanowiąc przykre doświadczenie życiowe. Autor słusznie wskazuje, że proces powrotu tych ludzi do świata niezakłamanego zabierze sporo czasu.
*
Proces niszczenia mediów publicznych przez pisowskich najeźdźców wewnętrznych bardzo bolał naszego wspaniałego Redaktora BM. Wskazywał on, także w Upustach Żółci, że to jedna z najpoważniejszych zbrodni tego reżimu. W jego ocenie pochodząca od nazwiska głównego szubrawca nazwa powinna być dosłownie zapisywana małą literą jako „kurwizja”, symbolizując parszywość tego potworka medialnego. Podobnie jak przymiotnik oznaczający nazwę tych mediów – „publiczne” bardziej kojarzył się z domem publicznym niż np. z dobrem publicznym.
*
Analizując prywatną stację TVN (traktując łącznie TVN i TVN-24 jako jedność) Autor oddaje jej sprawiedliwość. To rzeczywiście była w okresie 2015-2023 przechowalnia wolnego słowa i wolnych opinii, stając się jak można sądzić, głównym depozytariuszem wartości demokracji liberalnej i społeczeństwa obywatelskiego. (Inwestor zagraniczny, zwłaszcza amerykański był głównym gwarantem tych wartości, bo polski Polsat został błyskawicznie zmajoryzowany przez politycznych złoczyńców.) TVN była bodaj najbardziej zaciekle atakowaną polską stacją telewizyjną przez pisowskich żołnierzy różnych frontów – od politycznego do medialnego. Autor ma rację – TVN dosłownie uratowała nas przed kolejnymi kadencjami „panowania i panoszenia się” pisowskich czynowników.
*
Oddając sprawiedliwość TVN-owi za jego postawę w okresie 2015-2023 r. JS dokonuje ciekawej analizy postaw i zachowań poszczególnych gwiazd tej stacji sugerując możliwość, a może nawet konieczność, dokonania zmian w przekazie publicznym, aby uczynić go bardziej adekwatnym do zmienionej sytuacji politycznej. To bardzo ciekawa analiza, która powinna być najbardziej użyteczna dla samych osobowości poddanych ocenie oraz dla szefów stacji. W tej warstwie JS poruszył bodaj najciekawszy fenomen medialny (chyba ogólnoludzki) współczesności – problem celebrytów. Celebryci czyli osoby znane z tego, że są znane. W jakimś zakrsie ten wirus zaraża nawet znakomitych skądinąd dziennikarzy, w tym także TVN-u, a cóż dopiero szerokie rzesze publiczności, gdzie kieszonkowych celebrytów w bród. Musimy tę epidemię starać się przeżyć, bo przynosi ona wymierne straty.
*
Zgadzając się z postulatem Autora sugerującym publicystyce TVN-u złagodzenie i uspokojenie przekazu w kierunku budowy wspólnoty oraz społeczeństwa obywatelskiego, warto wspomnieć o pewnym uwarunkowaniu działającym ex definitione w przeciwną stronę. Konieczność utrzymania się na rynku medialnym, oraz narastająca konkurencja internetowych przekazów telewizyjnych (You-Tube) wymusza na stacjach typu TVN zachowania dynamiczne i w jakimś sensie agresywne, aby utrzymać napięcie a zatem i zainteresowanie widowni. Temu sprzyjają niestandardowe zachowania gwiazd telewizyjnej publicystyki. Być może rozsądnym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie nowych formatów publicystycznych, bardziej odpowiadających zmienionej sytuacji społecznej, bez ograniczania atrakcyjności już istniejących.
*
Media od co najmniej 60 lat ulegają znaczącym zmianom. Rozwój telewizji na przełomie lat 50-tych i 60-tych XX wieku zmienił system wychowywania kolejnych pokoleń, gdzie kulturę słowa (gazety, literatura, radio) stopniowo zaczęła wypierać kultura obrazu (telewizja). W XXI wieku ten proces radykalnie przyspieszył – kultura obrazu i skrótu werbalno-obrazowego (mem) dominuje w internecie, telefonii komórkowej, komunikacji cyfrowej. Wielkie stacje telewizyjne zyskują agresywną konkurencję w postaci krótkich audycji na różnorodne tematy (You Tube), a gazety papierowe ustępować zaczęły miejsca elektronicznym wydaniom, rozwijanym w ich ramach podcastach radiowych i telewizyjnych. Scentralizowane, ujednolicone przekazy radiowe i telewizyjne uzupełniane, a niekiedy zastępowane są przez dynamicznie postępujący rozwój mediów społecznościowych (Facebook, „X” czyli d. Twitter, Instagram, etc,.) tworząc swoiste bańki oraz nisze medialne. Procesy te są już dzisiaj silnie wzmacniane przez sztuczną inteligencję (AI).
*
To wszystko stawia przed obecną koalicją rządzącą wiele dylematów i problemów. Odpowiedzi na nie wymagają niestandardowych pomysłów i projekcji przyszłości. Jedno nie ulega kwestii – media, podobnie jak życie publiczne musi kierować się żelaznymi zasadami etycznymi, od których nie może być odstępstw, ani tym bardziej odwrotu. Zakłamywanie świata jest w tych kategoriach czymś więcej niż zbrodnią – jest kardynalnym błędem. Może najlepiej z nas rozumiał tę oczywistość medialną Pan Redaktor Bogdan Miś, który upierał się przy zasadzie żelaznej etyki dziennikarskiej i medialnej. Wszystkich, którzy nawet niewiele ale jednak od tych zasad odstępowali częstował genialnym określeniem oddającym sedno sprawy – „m e n d i a”. Tej żelaznej zasady uczciwości w stosunku do widza, słuchacza, odbiorcy konsumenta musimy przestrzegać, jeżeli chcemy przetrwać jako gatunek homo sapiens.
Chyba dawno już temu, właśnie na tych łamach, pojawił się mój neologizm „mediota”. Czasem mi wyskakują takie z pod- a może nad-świadomości, Np. kułtura albo rekłama. Natomiast na marginesie dyskusji „w tym temacie”, przypomniało mi się że już w latach ’90-tych ubiegłego słowo „agresywny” w środowisku marketingowców było pochwałą. A z odmętów mojej pamięci wynurzył się raptem Artur Maria Swinarski i jego „Parodie”:
W sprawie kultury
Ach wy zbiry
Durne chamy
Znamy was, bękarty, znamy
Wiemy co łotr każdy knuje
Dranie i złamane szuje
Wy łobuzy, wy rabusie
Was za mordę weźmie tu się
Won ! Gówniarze, kundle, gbury
Nauczymy was kultury !
Nie jestem pewien, ale to była chyba parodia przypisana do A. Ważyka.
„Mediota” w połączeniu ze znakomitym tekstem Swinarskiego – czysta poezja!
Moje – na dziś – nowe hasło dnia : – Za pełną karność – pełna bezkarność.
A du*a jednych śmieszy, drugich tumani, mnie przestrasza. Bo oczyma duszy widzę już ciąg dalszy : – przepychanki w sejmie, żeby obu paskudników wprowadzić na salę obrad.
W odniesieniu do drugiej części artykułu pozwolę sobie na maleńki żarcik:
Nie ma już Danuśki, ani jej nałęczki,
a za to szubrawców zostało na pęczki.
Kiedy nie wracają (do domu) wieczory i ranki,
jeden z ciemnej paki, drugi od kochanki,
Wnet pobożny lud się zbiera
odbić bohatera!
Oglądałem wczoraj 'Kropkę na i’ Moniki Olejnik… Zachowywała się, jak prezes Kaczyński – agresywna, nieuprzejma, momentami prostacka… Czas, by oboje przeszli na emeryturę.
Zasadniczym jest pytanie, czy SO dociera do TVN oraz czy to 'polsko-języczne’ medium, a tym bardziej jego gwiazdy, coś sobie robi/robią z uwag niszowego portalu?
Zaprezentowana przez JS warsztatowa analiza telewizyjnej publicystyki trafia mi bardzo do przekonania. Niejednokrotnie zżymam się słuchając dziennikarzy tego medium kaleczących polszczyznę. Wyjątkowo odstraszającym przykładem jest wymowa taka, jak w tym potworku zasłyszanym na antenie : „Powiedzieli nawet VIP-ą, by poddali się badanią”. Celuje w tym, niestety, red. Morozowski…
Jednak moją główną troskę budzi dziś raczej sytuacja TVP S.A. Zaczynam się bowiem poważnie obawiać, że zakręciwszy kurek szamba, jakim była TVP Info, przy okazji ukatrupi się całą instytucję nie bacząc na to, że prócz uczciwego informowania, co się już dzieje (choć trochę jeszcze kulawo), ma ona jeszcze do wypełnienia inną misję – misję publicznej telewizji. A tej nie wypełnią stacje komercyjne. W ten sposób zniknie jakakolwiek możliwość produkcji telewizyjnej prezentującej wysoką kulturę, filmy dokumentalne czy programy o jakimkolwiek walorze edukacyjnym. Mam nadzieję, że planowana najwyraźniej likwidacja kanałów tematycznych dotyczyć będzie tylko niektórych, a przetrwają przynajmniej TVP Historia i TVP Kultura.