Wprawdzie PT Czytelnicy Studia nie odczuwają do spraw gospodarczych pociągu, to jest potrzeba ogólnonarodowa, żeby co jakiś czas Towarzystwo to podrażnić. Gniew spadający na posłańca targającego ze sobą zupełnie „nie lewicowe” wieści i recepty może być srogi, więc będzie dość krótko.
26 stycznia prezes Bob Dudley, czyli szef BP – jednej z największych firm naftowych świata ogłosił w okólniku wysłanym do wszystkich niemal 100 tysięcy pracowników koncernu, że zarząd zamraża do końca 2015 r. ich płace podstawowe.
Ceny ropy spadły od lata 2014 do dziś z ok. 110 dolarów do ok. 45-50 dolarów za baryłkę. Co gorsze nikt nie wie, co przyniesie najbliższa przyszłość, bo że w długim okresie ropa znowu zdrożeje mocno, prawie nikt nie wątpi.
Mimo niesłychanej bezczelności i kapitalistyczno-imperialistycznej zachłanności Dudleya, do dziś, to jest do popołudnia 28 stycznia, prasa światowa nie przyniosła wiadomości o strajkach lub choćby tylko pogotowiach strajkowych na szybach wydobywczych i w rafineriach BP. Czynny opór po prostu nie występuje. Jaka może być tego przyczyna? Winić być może trzeba słabe w BP związki (zawodowe) i mocne zarazem związki z pracodawcą, który płaci zupełnie nie najgorzej.
Z serwisu wynagrodzeniowego Payscale dowiedzieć się można, że stawki wynagrodzeń w BP są o kilka procent wyższe niż u konkurentów. Np. inżynier naftowy pobiera pensję podstawową w wysokości od 57,5 tys. dol. do 161 tys. dol. rocznie, ale z dodatkami i nagrodami taki najlepiej uposażony zgarnia do 180 tys. dol. rocznie.
Decyzja p. Dudleya ma jednoznaczny kontekst ekonomiczny, ale gwoli ścisłości BP i inne największe zachodnie koncerny naftowe wcale nie stoją dziś pod ścianą. Kalkulacje są oczywiście o niebo bardziej skomplikowane, lecz warto wiedzieć, że według ekspertów tzw. techniczne koszty wydobycia ropy obejmujące także koszty poszukiwań nowych złóż i amortyzację (a więc odkładanie pieniędzy na odnowienie majątku) wynoszą w BP 33 dolary na baryłce. W Shell i Chevron ma to być 30 dolarów i parę centów, a w gargantuicznym ExxonMobil 23 dolary i 20 centów na baryłce.
Spadek cen jest olbrzymi, ale „techniczny” zarobek brutto na baryłce wynoszący równowartość aż połowy kosztów to nadal wynik wyśmienity. Mimo to ruszył Dudley jednak z brzytwą ciąć zarobki swoich ludzi. Tłumaczyć go mogą obawy o wielomiliardowe odszkodowania sądowe za katastrofę platformy Deepwater Horizon w Zatoce Meksykańskiej, ale odważny ten Dudley prawie tak jak nasz prezes Zagórowski! Ten z Jastrzębia.
Teraz obrazek ze słodkiego południa. Wygrał groźny sowizdrzał wybory w Grecji, a obligacje greckie lecą na łeb i szyję. Zarobek (po ang. yield) na dwuletnich wzrósł przez dzień o niespotykane 2,63 proc., osiągając wysokość 16,5 proc. Zarobek rośnie i świadczyć ma to o katastrofie? Przy okazji wyłożę zatem pewien mechanizm, który sprawia, że 99 proc. tzw. normalnych czytelników nie jest w stanie pojąć ani na jotę żadnego tekstu o obligacjach.
Obligacja to pożyczka, której cena określona jest w postaci odsetek wypłacanych zazwyczaj co roku pożyczkodawcy (w przypadku kredytów bankowych odsetki te nazywane są oprocentowaniem i nie budzi to konfuzji, bo kredyty mamy bardziej oswojone). W przypadku obligacji odsetki wyrażone są kwotowo i kwota liczona od nominału emisji nie zmienia przecież wartości wraz z ruchami cen tych papierów na rynku. Np. w przypadku obligacji oprocentowanych nominalnie w wysokości 5 proc. i które nie zmieniły na rynku swojej ceny zarobek wynosi po roku 5 złotych od każdych stu złotych pożyczki udzielonej w tej formie. Sprawa komplikuje się, gdy dochodzi do obrotu obligacjami, a ich ceny ulegają w tym obrocie zmianom zależnie od zmian w popycie i podaży oraz ocenie ryzyka, jakie pociągają za sobą sukcesy i porażki pożyczkobiorcy.
Jeśli ceny obligacji z tego przykładu wzrosły np. do 110 zł, bo wielu ich chce w swoim portfelu, to zarobek (yield) na jednej spada z 5 proc. do 4,5 proc. (bo 5/110 x 100 = 4,5 proc.). Jeśli zaś ceny spadły na rynku np. do 80 złotych od jednej sztuki obligacji, to zarobek rośnie do 6,3 proc. Kalkulacyjny zarobek na obligacjach rośnie zatem wraz ze spadkiem ich ceny, czyli oceny ryzyka i korzyści przewidywanych przez potencjalnych nabywców, zaś spada, gdy dane obligacje są w cenie i drożeją na rynku.
Zarobek (yield) na „grekach” w wysokości 16,5 proc. to zatem po prostu katastrofa. Niemieckie, 10-letnie dają ostatnio yield w wysokości 0,37 proc.
Miało być krótko, więc będzie.
Dług grecki wynosi obecnie z grubsza 320 mld euro, a państwa strefy euro, EBC i MFW wpompowały pospołu w ratowanie utracjusza jakieś 240 mld euro. Miała po II wojnie Grecja swoje złe dni w postaci wojny domowej, a potem rządy „czarnych pułkowników”, lecz bilans ogólny 60 lat jest pozytywny. Byli Grecy wolni i mogli robić u siebie co chcieli, nie tak jak Polacy i Ukraińcy.
Ukraina liczy jakieś 50 mln ludzi, jej dług międzynarodowy w formie obligacji to marne niczym splunięcie 16 mld dolarów i małe nadzieje, że ktoś jej przyjdzie z pomocą, bo ratować, proszę Państwa, to trzeba oburzonych i zniewolonych przez Szwabów Greków. Jeśli rozważacie zatem sprawy w kategoriach sprawiedliwości, to porównujcie, proszę grecką hańbę w wysokości 320 mld euro i 16 mld dolarów ukraińskiego nieszczęścia.
Jan Cipiur



Witam,
może się mylę, ale jeżeli kupuję obligację o nominale 100zł i oprocentowaniu 5% w skali roku po 110zł to jestem po roku w plecy o 5zł!!!! czyli o 4,54% , w przypadku gdy kupię za 80 zł (dostanę po roku 105zł) to mój zysk wynosi 25 zł z 80zł za które je nabyłem czyli 31,5%. Chyba, że źle zrozumiałem tekst.
A dług Ukrainy jeżeli się nie mylę wynosi coś koło 60-70 mld $.
Artykuł za przeproszeniem trochę o niczym. BP nie podnosi płac, ale nie zwalnia, poza tym jaką mamy inflację.
@Karol. Nie zrozumiał Pan. Proszę przeczytać jeszcze raz. „w przypadku gdy kupię za 80 zł (dostanę po roku 105zł) to mój zysk wynosi 25 zł z 80zł za które je nabyłem czyli 31,5%.” Nie dostanie Pan oczywiście 105 zł (chyba, że obligacja kończy ważność i zostanie wykupiona przez pożyczkobiorcę), a jedynie 5 zł. Przy niższej cenie zakupu nominału stuzłotowego na rynku wtórnym zarobek względny będzie wyższy bo 5 zł zarobi Pan na inwestycji za 80 zł, a nie za 100 zł.
Cóż, świat nie jest sprawiedliwy. Tylko interesowny. Ukraina ze swoim teoretycznym ogromnym potencjałem to gołąb na dachu dla Europy. Grecja już oswojona od pokolen: to urocze wakacje, błękit ciepłego morza i atrakcyjne miasteczka. Poza tym, Grecja to już członek EU. Nie wiem, czy znajdziemy wielu chętnych, aby inwestować w tym momencie w Ukrainę zamiast w Grecję. Wojna brzmi groźniej od zwykłego lenistwa…
A z drugiej beczki. Ukraina nadal zapowiada reformy. I nie robi wiele aby coś z nich wprowadzić. Mamy przecież międzynarodowe komisje współpracujące z Ukrainą, w tym speców z Polski. I co? Kiedy to ruszy? Myślę, że obecny opór Grecji przed reformami i brak postępu na Ukrainie powoduje teraz, że Europa woli jednak Grecję. Jednak jeśli Ukraińcy zrobią ruch podobny do reformy Balcerowicza, sytuacja może się diametralnie zmienić. Myślę, że Ukraina jednak może sama wpłynąć tu na swój los. Trzymam kciuki.
Dobrze, że pisze Pan o gospodarce, bo to właśnie ona, a nie polityczno-propagandowy bełkot, definiuje istotę geopolitycznych batalii.
Apropos BP, jak również innych gigantów naftowych, to są prywatne spółki zatrudniające do zarządów najwyższej klasy menadżerów. Mimo drastycznego spadku cen ropy naftowej, zapewne wszystkie poradzą sobie, stosując kuracje odchudzające. Problemem np. naszej państwowej Kompanii Węglowej to zarząd składający się z nominowanych politycznych muppetów. Tego nawet nie ma sensu porównywać do BP, Chevrona itd. Także rad nadzorczych naftowych gigantów do naszego Min. Gospodarki z miłośnikiem grzybów leśnych na jego czele. Tam wysoko opłacani menadżerowie z wieloletnią historią zarządzania międzynarodowymi zespołami, tu w Polsce polityczni nominaci chcący się nachapać. Takie są nasze koszty budowania PP (Polski Pijarowskiej lub Partyjnej).
Związki zawodowe mają swoje grzechy, ale to właściciel zawsze ponosi finalną odpowiedzialność.
Z niesłabnącym zdumieniem słucham kolejnych działaczy PO i PSL powtarzających, że nikt nie mógł przewidzieć tak nagłego spadku cen węgla. Szkoda, że dziennikarze nie pytają skąd taki wniosek, gdy już od 2012 widać było, że Kompania Węglowa dramatycznie potrzebuje restrukturyzacji, pisał o tym min. Hausner, jak również wskazywał dramatyczny spadek przychodów w owym roku. W 2012 roku, a nie w 2015 … Minęły prawie 3 lata, nie zrobiono zupełnie nic. Za taką beztroskę w normalnych krajach ministrowie tracą posady, niekiedy upadają rządy. A u nas?
J.Cipiur: równie krótko: inaczej, niż to widzi MaSz: najpierw bywa zgrubnie strategicznie celowana geopolityka, potem jej ramówka dla określonego stopnia zależności danego „basenu wpływu” wpływa na układ krajowy, który dominuje określona partyjna polityka, potem jej efektem (wypadkową jej skutków) jest gospodarka. Określona makroekonomicznie ową „ramówką”, z reguły o wiele wcześniej i „wyżej”, przez internacjonalny banking i duże siły giełdowe. I tych, którzy realizując cele wyższe są w stanie zmieniać lub blokować krajowe warunki gry gospodarczej w sposób dla siebie korzystny.
.
Zarobki nafciarzy generalnie wystarczają na każde redukcje, więc porównanie z biedą socjalną chybione.
.
Grecja jeszcze przed Papadopoulosem i Pattakosem była poligonem doświadczalnym sowieckich służb specjalnych. Dzisiaj w BUNDESTAGU przy okazji rocznego raportu gospodarczego wicekanclerza szef lewicy ostro wygarnął socjaldemokratom ich ówczesne poparcie dla PASOK i tegoż faktu dzisiejsze fatalne, zamówione i zapewne wysterowane z Moskwy antyeuropejskie następstwa, zapowiadane nowym rządem.
.
MaSz: ograniczenie zjawiska do politycznych nominatów chcących się nachapać znieważa skalę szkodliwości zjawiska i pośrednio zakłamuje rangę źródłowości dla gospodarki.