Wynik wyborów prezydenckich otwiera dla Polski nowe, nieznane perspektywy. I nie mówię tutaj o kwestiach politycznych. W sferze gospodarczej pojawia się mnóstwo pytań, na których odpowiedzi są niejasne i obciążone duży marginesem błędu.
Nie wiemy bowiem po pierwsze kto wygra wybory parlamentarne i jakie ugrupowania będą tworzyły rząd. Nie należy poważnie traktować pojawiających się (bardzo rozbieżnych) sondaży, bo one prawdy nie pokazują. Kto na przykład uwierzy w to, że w nowym Sejmie nie będzie PSL? Ja w to nie uwierzę.
Po drugie nie wiemy też, czy prezydent elekt, Andrzej Duda, będzie chciał wypełnić złożone przed wyborami obietnice. Pierwsze, powyborcze wypowiedzi zdawały się rozmywać obietnicę cofnięcia wieku emerytalnego do poprzednio obowiązujących 60/65 lat. Prezydent elekt mówił o powiązaniu wieku z latami stażu pracy. Wszystko zależy jednak od logiki, od tego jak interpretować wypowiedzi prezydenta elekta.
Powstaje pytanie, czy do tej propozycji powrotu do starego wieku emerytalnego należy dodać „ i 40 lat składkowych” czy też „lub 40 lat składkowych”, bo to są dwa różne warianty. Jeśli będzie to „i 40 lat składkowych” (to jest zdecydowanie bardziej prawdopodobne, mimo że zostanie potraktowane jako złamane obietnicy wyborczej), to z takiej opcji bardzo niewiele obecnie młodszych osób skorzysta. Skorzystałyby osoby starsze, a jeśli zostaną nałożone ograniczenia podobne do tych, jakie widniały w propozycji prezydenta Komorowskiego (podjęcie pracy przed 20. rokiem życia i wypracowanie emerytury wyższej o 30 procent od minimalnej, zakaz pracy do wieku emerytalnego) to i tych emerytów będzie niewielu.
Jeśli prezydentowi elektowi chodziłoby o „lub 40 lat stażu pracy” i to bez innych warunków, to mielibyśmy katastrofę. W takiej sytuacji na emeryturę mogłyby przechodzić nawet osoby w wieku 57 lat, o ile pracowały od 17 roku życia. Oczywiście katastrofę znacznie przesuniętą w czasie. Być może nawet po dwóch kadencjach prezydenta…
Najważniejsze jest na dzisiaj to, że nie wiemy, jakie ograniczenia dopiszą do projektu prezydenccy prawnicy – czy będzie to coś, co zawali polskie finanse, czy będzie też czymś skierowanym wyłącznie do garstki osób i nie będzie miało większego znaczenia. Musimy poczekać na szczegóły prezydenckiej propozycji, wtedy dopiero będzie można ją ocenić.
W mediach pojawił się też jeszcze jeden pomysł. Podobno nad tym pracują eksperci PiS. Chodziłoby o powrót z systemu zdefiniowanej składki do systemu zdefiniowanej emerytury, który obowiązywał do 1999 roku. W projekcie tym mówi się o zwiększeniu minimalnej emerytury z obecnych 880 złotych do 1.400 złotych. Środki na to pochodziłyby z „ozusowania” umów cywilno-prawnych (zwanych śmieciowymi) oraz na likwidację ograniczenia płacenia składek po przekroczeniu 30. krotności miesięcznego, prognozowanego wynagrodzenia w gospodarce.
I tutaj trudno propozycję ocenić bez poznania szczegółów. Czy na przykład za zniesieniem ograniczenia w płaceniu składek pójdzie zniesienie ograniczenia wysokości emerytury? Teraz można zarabiać krocie, a i tak ograniczenie płaconych składek powoduje ograniczenie wysokości emerytury, która nie ma od pewnego poziomu związku z wynagrodzeniem. Jeśli ograniczenia nie będzie to system będzie dopłacał mnóstwo pieniędzy ludziom zamożnym.
Bez względu na to, czy proponowany system na początku jego wprowadzenia zbilansuje się czy nie, to oczywiste jest, że w dłuższym terminie będzie bardzo kosztowny. Obecny system zachęca do późnego przechodzenia na emeryturę. Nowy będzie zachęcał do wczesnego zejścia z rynku pracy. To skutkować będzie (właśnie w dłuższym terminie) albo wyższymi składkami ZUS albo wyższymi podatkami. Bardzo ryzykowny pomysł. Szczególnie uderzający w ludzi młodych.
Najgorzej jest z innym postulatem prezydenta elekta – w krótkim terminie, bo w długim najważniejszy jest wiek emerytalny. Nie wiadomo jak na inicjatywę ustawodawczą, czyli na ustawę pozwalającym na przewalutowania kredytów walutowych po kursie ich wzięcia, zareaguje parlament. Politycy obecnej koalicji mogą nie oprzeć się przed wyborami pokusie przegłosowania tej szkodliwej inicjatywy. 30-40 miliardów strat banków doprowadziłoby do drastycznych spadków cen akcji banków i co za tym idzie indeksów giełdowych oraz do ograniczenia akcji kredytowej, co z kolei uderzyłoby w gospodarkę.
Opisałem wyżej tylko dwie sprawy ważne dla gospodarki i dla rynków finansowych, ale oczywiście jest ich dużo więcej. Dlatego też dla gospodarki i rynków finansowych ważny jest przede wszystkim wynik wyborów parlamentarnych, bo to tam zdecydują się losy zapowiedzi Andrzeja Dudy i PiS. Pierwsze reakcje rynków po wyborach były negatywne, ale utonęły w ogólnym pogorszeniu nastrojów na rynkach globalnych.
Potem wypowiedzi elekta na temat warunków powrotu do starego wieku emerytalnego dały rynkom nadzieję, że inne propozycje też zostaną rozwodnione. To z kolei dawało szansę na przezwyciężenie słabości GPW, ale nie należy zapominać o tym, że na razie w świat idą negatywne opinie. Bloomberg mówi o możliwej przeceni złotego i akcji, JP Morgan pisze o negatywnym wpływie polityki na wyceny akcji. Nie ma znaczenia, czy w takich raportach o Polsce mają rację czy nie – ważne jest, że to dociera do zagranicznych inwestorów i szkodzi GPW.
Nie znaczy to, że polskie indeksy nie będą rosły. Jeśli pretekst w postaci problemu z Grecją (bo według mnie to jest tylko pretekst) zniknie to korekta na rynkach akcji się skończy i przejdzie w letnią hossę, która często na rynkach obserwujemy. To zaś pozwoli na wyciągnięcie indeksów na GPW i pozbycie się akcji przez fundusze zagraniczne, które będą uciekały z rynku przed wyborami. Od końca sierpnia będziemy się już tylko kierowali sondażami (mimo, że nie mają one wielkich właściwości prognostycznych) i zapowiedziami polityków mówiących, co zrobią jak dojdą do władzy, To nie będzie sytuacja sprzyjająca rynkowi akcji. Pieniądze lubią spokój.
Jest też jeszcze jeden element – sytuacja na Ukrainie. Przestaliśmy się tym zajmować, ale problem w każdej chwili może powrócić. Porozumienie mińskie mówi o oddaniu do końca roku granic Ukrainy we władanie rządowi w Kijowie. Wydaje mi się nieprawdopodobne, żeby separatyści dobrowolnie oddali granice z Rosją. Musi się wydarzyć coś, co pozwoli im powiedzieć, że tego zrobić nie mogą.
Warto jednak zauważyć, że ostra faza kryzysu ukraińskiego będzie rodziła (wydumane) zagrożenie dla Polski, a to pomagałoby rządzącym podczas wyborów. To z kolei spodobałoby się rynkom finansowym… Reasumując – czekamy na letnią hossę z akacjami i po niej bez akcji czekamy na wynik wyborów i powyborcze decyzje nowego rządu.
Piotr Kuczyński
Nie przeceniałbym Sejmu i obietnic polityków. Zwłaszcza prezydenta, który ustawo nic zrobić nie może. Mało kto ich już słucha a ich działalność nie ma większego znaczenia. W końcu tak naprawdę oni nikogo nie reprezentują. Moim zdaniem mogą oni robić tylko to co nakażą im urzędnicy w resortowych ministerstwach.
.
A jak będą podskakiwać, to wyśle się paru kelnerów do akcji i rozwali się niechciany układ dymisjonując ministrów i premiera. Mamy zresztą pokazową demonstrację takiej akcji właśnie teraz.
.
Z mojego punktu widzenia, zwykłego obywatela jest zupełnie obojętne kto tam w Warszawie przeskoczy z jednej grzędy na drugą i kto będzie częściej gdakał w telewizyjnym okienku. Ja i tak nie mam najmniejszego wpływu na to co się dzieje w ich kurniku. To ich kurnik, nie mój. Ja nie mam z nim nic wspólnego.
Nowy rząd po wyborach najprawdopodobniej będzie koalicją z ruchem Kukiza. Za nim stoją głównie samorządowcy, a więc ludzie dość dobrze znający realia i wyzwania władzy państwowej. Ponadto ludzie Kukiza już spotykają się z Centrum Adama Smitha, reprezentującym silnie liberalny nurt ekonomiczny. Paradoksalnie może okazać się, że ekonomiczny zdrowy rozsądek przyjdzie od owego, tworzącego się Ruchu Kukiza, tamując socjalistyczne marzenia PISu. To przy założeniu koalicji tych dwóch sił politycznych w nowym parlamencie, a to staje się coraz bardziej prawdopodobne.
W odróżnieniu od szczęśliwego Pana bisnetusa uważam, że to jest mój kurnik, a my jesteśmy kurami, których los zależy od zarządzających kurnikiem. I nie jestem szczęśliwy.
Czy doczekam audycji telewizyjnej, w której to Pan Kuczyński, zamiast Olejnik, Semki, Kraśki (wpisać dowolne dziennikarskie nazwisko), porozmawia z Dudą czy kretynem Kukizem? Wiem, nie doczekam.
Wybrałeś sobie los kury w kurniku pana no to sobie marz dalej marzeniami ściętej głowy. Od kury. Kury w kurniku nie mają żadnych praw, poza bycie dobrym na rosół.
.
Tak, to jest Twój kurnik. Z pewnością nie mój. Ja panów i zarządców, których nie mogę nawet wybrać, za panów i za zarządców nie uznaję. Razem z ich kurnikiem i ich kurami.
A kto tu jesteś stary dziadu? Jak nie twój kurnik, to won stąd.
Ale żeś się rozgdakał. Prośba nie zostanie uwzględniona. Na razie z Tuskiem, Kaczyńskim i Millerem żeście prawdopodobnie wyprzedzili Adolfa Hitlera w sztuce wyludniania Polski z Polaków. Myślę, że nie wszyscy dadzą się wypędzić. Lepszym rozwiązaniem jest rozwalenie tego waszego kurnika i przepędzenia Was z tym waszym Macierewiczem, Kamińskim, Gietrychem na 4 wiatry. Jak ktoś sobie nie da rady jako wolny obywatel i człowiek to niech sam sobie jedzie do Rosji. Tam jest pan i tam są odpowiadające wam porządki. A Polskę należy uczynić krajem wolnym, krajem wolnych obywateli, normalnym zachodnim krajem dla wszystkich Polaków a nie tylko dla postkomuchów i cwaniaków.
.
Więc spodziewaj się bardziej przepędzenia z tego waszego zatęchłego kurnika cuchnącego ruskim kołchozem i rozwalnia tego kurnika w pył. I wprowadzenia normalnej demokracji dla wolnych i równych ludzi. A nie liczcie, że jeszcze 10 milionów ludzi z Polski przepędzicie. Młodzi ludzie już się budzą i się o Polskę upomną. I skończą z tym waszym kurnikiem.
@wejszyc no nie doczeka pan. Widzowie mogliby jeszcze coś zrozumieć i co wtedy? Do tego nie wolno dopuścić.