24.10.2025
W Katowicach, mieście znanym z przemysłu, smogu i pyłu w zębach, rozpoczęła się wielka,
dwudniowa pielgrzymka bezsensu pod tytułem „Myśląc: Polska” — choć uczciwiej byłoby
zatytułować ją „Czując: Panikę” lub „Bełkocząc: Zbiorowa Halucynacja”. PiS zorganizował
swoje doroczne spotkanie klubu miłośników zaklętej przeszłości i teorii spiskowych, co samo
w sobie nie byłoby niczym szczególnym, gdyby nie fakt, że ta banda złudzeń i politycznej
nekromancji ma ciągle wpływ na tysiące współczesnych obywateli.
Jarosław „Zamykam się w szafie, żeby być sam” Kaczyński otworzył to intelektualne disco,
rzucając z mównicy kolejną wersję swojej ulubionej baśni: „Zły Berlin i Bruksela chcą zjeść
Polskę, ale dzielni rycerze z Żoliborza nie dadzą się pożreć, bo mają przepis na pierogi i
konstytucję pisaną na kolanie Ziobry.” Tłum bił brawo, choć trudno było rozpoznać, czy to z
zachwytu, czy w wyniku impulsów elektrycznych spowodowanych ciasnymi marynarkami.
Przy sto trzydziestu dwóch panelach dyskusyjnych (każdy mniej potrzebny od poprzedniego),
możemy podziwiać defiladę wielkich umysłów polskiej prawicy: od mistrzyni trzech
przypadków języka polskiego, Julii Przyłębskiej, przez bełkotliwego apostoła Betonu
Narodowego, Przemysława Czarnka, aż po Jacka Kurskiego, który — mimo że politycznie
martwy — jak zombie z TVP, znowu wypełzł z trumny, by mówić o mediach publicznych.
Ironia? Zbyt mało powiedziane. To jakby Hannibal Lecter poprowadził panel o diecie
wegańskiej.
Konwencja miała być „nowym otwarciem”. Owszem, ale raczej jak drzwi do publicznego
szaletu na dworcu: skrzypiące, cuchnące i pełne starych twarzy.
Wśród atrakcji: Ziobro próbujący przekonać świat, że zna się na prawie; Morawiecki
rozmawiający o gospodarce, którą wcześniej własnorządnie zepchnął do rowu; a Beata
Szydło, prowadzona na panel o polityce społecznej, jakby właśnie wróciła z rekolekcji dla
obrażonych na rzeczywistość.
I co mają do zaoferowania? Kredyt ze stałym oprocentowaniem na 30 lat. Pomysł równie
świeży jak dyskietki i VHS. Do tego bon mieszkaniowy za trzecie dziecko, który brzmi jak
promocja w Lidlu: „Dziecko gratis, bon w pakiecie!” A wszystko to w glorii reformy
konstytucji, którą pisze ekipa, która ostatni raz konstytucję czytała przez sen, i to tyłem.
Tymczasem Tusk — tak, nasz Donald, który nie musi się przedstawiać, bo zna go nawet
czajnik w kuchni Ziobry — robi swoje. Zamiast straszyć Niemcami i Zielonym Ładem jak bajką
o wilkołaku dla dorosłych dzieci PiS-u, konsekwentnie przywraca normalność. Jego spokój drażni prawicowych harcowników bardziej niż rzeczywistość podatkowa w Excelu
Morawieckiego.
Podczas gdy Kaczyński znowu ostrzegał, że Polska przestanie istnieć (po raz który to już?),
Koalicja Obywatelska przygotowuje się do polityki jak dorosły człowiek do egzaminu — z
książką, nie z memami i paranoją. I choć konwencja KO nie jest cyrkiem objazdowym, może
właśnie dlatego warto się nią interesować.
Na koniec – najgłębszy wniosek po tej całej pokazówce: PiS nie przygotowuje się do
wyborów. PiS przygotowuje się do oblężenia. Zgodnie z zasadą: jak już nie da się wygrać, to
chociaż można podpalić mosty, zgasić światło i krzyknąć „Wróg u bram!”. A potem uciec
tylnym wyjściem z agendą o suwerenności pod pachą i Kurskim na smyczy.
Nawrocki: Prawo? Sądy? Historia jak z VHS-u
W tej samej chwili, gdzieś w drugim akcie tej narodowej tragifarsy, pojawia się Karol
Nawrocki, prezes z instytutu nostalgii narodowej, by wyłożyć nam filozofię IV RP: sędzia to
nie osoba z wykształceniem prawniczym, lecz moralna kolumna narodowego sumienia. Tyle
że w wersji Karola, ta kolumna jest cokołem dla popiersia z PRL-u, tylko przetartego szmatką
IPN.
Nawrocki przemawia do sędziów jak stary nauczyciel WF-u do klasy z nadwagą: „Wstyd!
Dyscyplina! Patriarchalna postawa!”. Straszy „mentalnością ukształtowaną w czerwonym
totalitaryzmie”, choć sam zbudował własną karierę na słodkiej, politycznej czerwieni kartki
partyjnej.
W jego narracji to sędziowie są winni wszystkiemu, bo nie chcą uznać „neosędziów”, czyli
tych, których nazwiska losował automat z Nowogrodzkiej w asyście błaznów z Trybunału
Konstytucyjnego.
Ale spokojnie, wszystko zmierza ku lepszemu. Mamy przecież nadzieje, programy i sztab
ekspertów, którzy przekonają nas, że reforma to jakbyśmy kroili konstytucję nożykami z
plasteliny.
Tak wygląda Polska oczami PiS. Pełna zagrożeń, zdrad, Brukseli czającej się pod łóżkiem i
sędziów z mentalnością jak z „07 zgłoś się”. Ale na szczęście mamy Donalda Tuska, który jak
dobry pilot, nie muszęc krzyczeć „Mayday”, spokojnie prowadzi nas z powrotem na ziemię.
I niech tak zostanie. Bo ostatnie, czego nam potrzeba, to kolejna konwencja PiS z Kurskim na
karaoke i Ziobrą czytającym preambułę Konstytucji jak rozkład jazdy PKS-u w Trzebini.
Krzysztof Bielejewski
